Chińskie elity zbierają siły na kolejny „długi marsz”
W skrócie
Powiedzieć, że społeczeństwo chińskie odbiega od znanych nam wzorów i struktur jest banałem. Niemniej jest to konieczny wstęp do wszelkich rozważań na temat chińskiej elity i jej stosunku do jakiegokolwiek zjawiska lub procesu. Chiński establishment swoją kompozycją, postrzeganiem świata czy rozumieniem roli, jaką ma odgrywać w państwie, różni się drastycznie od wyobrażeń większości polskich czytelników. Elity zdają sobie sprawę, że obecny konflikt handlowy jest jedynie etapem długotrwałych zmagań z Zachodem, a Chińczyków czeka kolejny „długi marsz”.
Hermetyczna struktura chińskich elit
W realiach społeczno-politycznych Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) do elity, mającej realny wpływ na politykę państwa, można zaliczyć jedynie bardzo wąskie grono działaczy Komunistycznej Partii Chin (KPCh) i ludzi bezpośrednio z nimi związanych, zazwyczaj więziami rodzinnymi lub zależnością osobistą. Dlatego w przeciwieństwie do państw zachodnich w ramy establishmentu ChRL nie zaliczymy ani znanych naukowców i artystów, ani też dziennikarzy czy biznesmenów. Nawet jeżeli są oni członkami KPCh, to bez względu na to, czy znaleźli się w partii z własnej woli, czy dostali „propozycję nie do odrzucenia”, nie mają wpływu na politykę. Ich członkostwo w KPCh jest z jednej strony warunkiem sukcesu osobistego, ale równocześnie gwarantem posłuszeństwa.
Z około 90 mln członków KPCh dopuszczeni do życia wewnątrz partyjnego, na różnych poziomach struktury, są tylko działacze kadrowi, czyli mniej więcej 7,5 mln osób. Z tego na poziomie centralnym jest to relatywnie wąska grupa 3-4 tys. ludzi. Są to przede wszystkim członkowie Komitetu Centralnego (KC) KPCh (376 stałych członków i zastępców), ponadto kadra dowódcza Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW; od dowódcy prowincjonalnego wzwyż), szefowie ok. 100 największych przedsiębiorstw państwowych (zarówno podporządkowanych rządowi centralnemu, jak i zależnych od poszczególnych ministerstw i władz prowincji), członkowie komitetów KPCh 31 jednostek terytorialnych stopnia prowincjonalnego (poza specjalnymi regionami administracyjnymi Hongkong i Makau) oraz emerytowani działacze najwyższego szczebla (tzw. starszyzna partyjna) razem z krewnymi, którzy choć nie zajmują żadnych stanowisk, to kontrolują ogrom spółek nomenklaturowych.
Ta relatywnie wąska grupa (mówimy o państwie mającym oficjalnie 1,38 miliarda obywateli) dzieli się wewnętrznie, tworząc powiązane rodzinnie klany partyjne i sektorowe grupy interesu. Ich wzajemne relacje, skryte za tzw. bambusową kurtyną, mimo że z zewnątrz robią wrażenie monolitu, to w rzeczywistości tworzą dynamicznie zmieniającą się sieć konkurujących interesów, której centrum stanowi KC KPCh.
Partyjny establishment, charakteryzujący się w przeszłości dosyć dużą homogenicznością, w wyniku reform gospodarczych i przemian społeczno-kulturowych, jakie zachodzą od ponad 30 lat, podlega postępującemu różnicowaniu się. Paradoksalnie równocześnie powoli zamyka się w sobie. Coraz trudniej do niego awansować, istnieje również coraz słabsza rotacja rodzin zaliczanych do elity. Mimo wszystko można znaleźć wspólne dla jej członków mianowniki. Jednym z nich jest ambiwalentny stosunek do Zachodu, którego podstawową cechą jest sprzeczność między głęboko zakorzenionym myśleniem grupowym a postrzeganiem indywidualnym.
Zmierzch Zachodu, wschodzenie Chin
Elita jako całość, jako grupa wyraźnie odseparowana od reszty społeczeństwa, widzi w Zachodzie, a przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, zagrożenie lub w najlepszym razie wyzwanie dla KPCh i stworzonego przez nią państwa. W tym samym czasie dla indywidualnych członków establishmentu Zachód stanowi „bezpieczną przystań”, w której mogą ulokować kapitał i członków rodziny na wypadek, gdyby odwrócił się los i znaleźli się po przegranej stronie kolejnej intrygi. Dotyczy to osób zarówno ze średniego szczebla hierarchii partyjnej, jak i samych szczytów aparatu, których majątki ulokowane za granicą zostały ujawnione przy okazji publikacji tzw. Panama Papers.
Od końca lat 90. narastało wśród chińskich elit przekonanie, że Zachód przeżywa kryzys, a stopniowy wzrost ChRL jest nieunikniony i wynika ze swoistej „konieczności dziejowej”. Kulminacyjnym punktem był kryzys finansowy w 2007 r. – do tego momentu chińskie elity en mass uważały Zachód za agresywny i wrogi stworzonemu przez nie systemowi, ale zarazem kompetentny, mający przewagę. Kryzys spowodował ewolucję postrzegania relacji z Zachodem. Zaczęto również dostrzegać jego słabości.
Establishment przeszedł z postawy defensywnej na asertywną, a wręcz ofensywną, która charakteryzuje się przekonaniem, że KPCh stworzyła alternatywny wobec Zachodu model modernizacji. Pojawiły się nawet głosy, że z pewnymi modyfikacjami może być on wzorem dla innych państw rozwijających się, zdecydowanie lepszym od zachodniej demokracji. Towarzyszyła temu rosnąca duma z bezdyskusyjnych sukcesów ChRL, tj. rozwoju gospodarczego, wydźwignięcia z biedy setek milionów ludzi, zachowania stabilności wewnętrznej. Choć ostatnie z nich zostało osiągnięte brutalnymi metodami, nie stanowi dla elity dylematu moralnego, postrzegane jest jako niezbędna konieczność rozwoju i modernizacji.
Można stwierdzić, że pojawiło się przekonanie, że czas gra na korzyść Chin, a zajęcie przez Pekin miejsca Waszyngtonu na arenie międzynarodowej jest nieuniknione w perspektywie drugiej połowy XXI w. Jednak wybuch wojny handlowej z USA zburzył to dobre samopoczucie.
To jednak Stany Zjednoczone nie są takie słabe?
Zmiana stosunku do ChRL w amerykańskiej polityce zaczęła następować po tzw. trzecim kryzysie tajwańskim (1995-1996). Był to proces powolny, ewolucyjny i niezauważony przez wielu. Jego przejawem był m.in. tzw. Incydent Hainan z 2001 r., kiedy doszło do kolizji chińskiego myśliwca i amerykańskiego samolotu szpiegowskiego. Zwrot przeciwko ChRL został na pewien okres wyhamowany przez „11 września”, lecz w 2005 r., mimo trwającej wojny z terroryzmem, doszło do relokacji poważnych sił Marynarki Wojennej USA na Pacyfik. W 2008 r. Waszyngton dołączył do rozmów na temat Partnerstwa Transpacyficznego (Trans-Pacific Partnership, TPP), które pod jego wpływem stało się projektem nakierowanym na gospodarczą izolację ChRL. Wreszcie w 2012 r. Barack Obama zainicjował „zwrot ku Azji” (Asia Pivot) w polityce zagranicznej, co było jasną deklaracją, że USA nie będzie się biernie przyglądać chińskim ambicjom.
Chiński establishment obserwował te działania z niepokojem i na przestrzeni lat podejmował kontrdziałania – rozbudował marynarkę wojenną i zawarł szereg umów handlowych z państwami regionu. Mimo to polityka Donalda Trumpa, obejmująca drastyczną zmianę nastawienia amerykańskich elit do ChRL i wybuch wojny handlowej, zaskoczyła chińskich przywódców. Wynikało to w dużej mierze z przekonania, że USA słabnie, a entropia amerykańskiego systemu politycznego spowoduje, że Waszyngton nie będzie miał sił i możliwości, aby wdrożyć skuteczną politykę powstrzymania wzrostu ChRL. Duży wpływ na taką ocenę miał też fakt, że wiele agresywnych działań Rosji na przestrzeni lat spotkało się z minimalną reakcją Zachodu. Ogólnie uznano amerykańskie inicjatywy w Azji za przeszkodę, ale w dłuższej perspektywie niezdolne do zatrzymania trendu.
Co więcej, pomijając antychińską retorykę w okresie kampanii wyborczej, początek prezydentury Trumpa wydawał się korzystny dla Chin. Prezydent, niechętny umowom o wolnym handlu, podjął decyzję o wystąpieniu z TPP. W połączeniu z niekorzystnym wizerunkiem medialnym Trumpa wpisywało się to w akceptowaną przez chińskie elity narrację o „zmierzchu Zachodu”.
Jeszcze w pierwszej połowie 2018 r. uważano, że Trump zadowoli się zwiększeniem zakupu w Stanach Zjednoczonych takich produktów jak kukurydza, soja czy skroplony gaz, dlatego szybkość i agresywność działań administracji amerykańskiej, a przede wszystkim daleko idące żądania realnego zaprzestania nieuczciwych praktyk handlowych, były prawdziwym szokiem dla chińskiego establishmentu.
Wycofać się czy przegrupować?
Ocena sytuacji poszczególnych członków establishmentu zależy w dużym stopniu od pozycji w hierarchii oraz roli w podejmowaniu dotychczasowych decyzji. Mimo wszystko można odnaleźć w dyskusji wewnętrznej, której echa docierają do międzynarodowej opinii publicznej, kilka dominujących wątków.
Przede wszystkim wydaje się, że przeważa opinia, iż zbyt prędko zrezygnowano z doktryny Deng Xiaopinga „Ukryj swoje siły, nie spiesz się”. Zbyt wczesne podjęcie bardziej asertywnej polityki międzynarodowej miało zwrócić uwagę Waszyngtonu (przede wszystkim „Inicjatywa Pasa i Szlaku” i program „Made in China 2025”). Niektórzy obserwatorzy uważają, że część elity obwinia o to sekretarza generalnego KPCh Xi Jinpinga. Wydaje się to jednak nadinterpretacją. Zmiana polityki zagranicznej była decyzją kolektywną, która zapadła jeszcze przed objęciem przez Xi Jinpinga roli przywódcy w 2012 r. Hu Jintao, poprzednik Xi Jinpinga, zasygnalizował zmianę w 2009 r., mówiąc, że „polityka zagraniczna musi mieć osiągnięcia”. Jeżeli dzisiaj dochodzi do instrumentalnej gry tą kwestią, to dotyczy ona kreowania poparcia dla określonego kierunku polityki gospodarczej. Równocześnie elity zdają sobie sprawę, że nie ma już powrotu do „dengowskiego” modelu, zarówno w sferze gospodarczej, jak i polityki międzynarodowej. Dlatego główny spór dotyczy kierunku dalszych działań.
W tym świetle wojna handlowa jest postrzegana przez część establishmentu, mającego inklinacje do liberalizmu gospodarczego (nie oznacza to w żadnym razie poparcia dla złagodzenia reżimu politycznego), jako szansa do przeprowadzenia koniecznej, ale odwlekanej zmiany modelu rozwoju. Elity w państwie autorytarnym z natury są zachowawcze, co w Chinach jest wzmocnione kulturowo. Powoduje to, że wysiłek reformatorski jest podejmowany tylko w sytuacjach krytycznych jako ostatnia z możliwych dróg działania. Dlatego część działaczy uważa, że wojna handlowa da niezbędny impuls do reform.
Trzeba jednak pamiętać, że w większości adwokaci reform traktują je instrumentalnie. Reprezentują oni te grupy interesu i przedsiębiorstwa państwowe, które mogą najwięcej skorzystać na zmianach w polityce gospodarczej. Co zrozumiałe, spotyka się to ze sprzeciwem tej części elit, które mogą stracić najwięcej. Postulują oni wykorzystanie konfliktu do przywrócenia dominującej roli państwa w gospodarce i podwojenia inwestycji wewnętrznych, zwłaszcza w mniej rozwiniętych prowincjach w interiorze. Odrzucają też jakiekolwiek realne ustępstwa wobec USA. Wydaje się, że obecnie w większości są to zwolennicy drugiej opcji.
Mimo różnic co do tego, jak należy odpowiedzieć na działania Trumpa, panuje jednak zgoda, że wojna handlowa ujawniła uzależnienie technologiczne ChRL od Zachodu. Stąd wzrost inwestycji na programy badawczo-rozwojowe oraz wsparcie polityczne i finansowe (poprzez banki państwowe) dla firm z sektora nowych technologii. Towarzyszą temu również zdwojone działania skierowane na pozyskiwanie technologii za granicą, czy to przez przejęcia obcych firm, czy szpiegostwo przemysłowe.
Wydaje się, że panuje konsensus w kwestii zwiększenia kontroli społecznej i politycznej. Establishment jest świadomy tego, że obecny konflikt handlowy jest jedynie etapem długotrwałych zmagań z Zachodem. W maju br. Xi Jinping ostrzegł elity, że „rozpoczynają nowy długi marsz”. Wojna handlowa i spodziewany kryzys gospodarczy budzą obawy establishmentu o utrzymanie porządku wewnętrznego. Stąd pełna zgoda elit nie tylko na zwiększenie represyjności systemu wobec zwykłych obywateli, ale też na kontynuację kampanii antykorupcyjnej, skierowanej na oczyszczenie aparatu partyjnego z „niepewnych elementów” oraz „renesans” masowej indoktrynacji politycznej.
Jeżeli nawet dojdzie do porozumienia w wojnie handlowej, czego ChRL potrzebuje, będzie to tylko „zawieszenie broni”. Mało prawdopodobne, by chińskie elity chciały je realizować. Potrzebują jedynie czasu, aby się wzmocnić.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.