Brzyski: Średnie miasta potrzebują rozwojowego zastrzyku
„Mówimy o dużej dysproporcji rozwojowej między tzw. wielką piątką (Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań), a resztą Polski. Spowodowane zostało to reformą administracyjną oraz migracjami ludzi. Nie zapominajmy, że to właśnie kapitał ludzki stanowi jeden z kluczowych czynników rozwoju. Ta dysproporcja stale się powiększa. Wskazanie na ten problem było głównym celem badawczych, który podjęliśmy. Pytanie brzmi: Czy chcemy zatrzymać proces degradacji średnich miast?” – o najnowszym raporcie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Deglomeracja czy degradacja…, na falach Polskiego Radia RDC, mówił Bartosz Brzyski.
„Miasto wojewódzkie zyskuje na sile przetargowej, ponieważ ma łatwiejszy dostęp do pieniędzy płynących z centrali czy Unii Europejskiej. Dobrym przykładem kryzysu miasta średniego jest Radom. Ponad 200 tysięcy mieszkańców czyni z Radomia największe miasto kwalifikowane do tych średnich. Włączenie go do województwa mazowieckiego zamiast świętokrzyskiego spowodowało, że mamy tam teraz bardzo duży problem z rozwojem. Podobne co do potencjału ludnościowego Kielce są o wiele bardziej rozwinięte – a to dlatego, że są miastem wojewódzkim, które przyciąga nie tylko środki pieniężne, ale również miejsca pracy w administracji” – stwierdził Bartosz Brzyski.
„Symboliczną wizualizacją tego problemu jest nawet rzecz tak prozaiczna jak podróż z Krakowa do Warszawy. Szlak komunikacyjny wcale nie wiedzie przez wspomniany już Radom, ale miasta o wiele mniejsze, jak Miechów czy Opoczno. Tory kolejowe łączą więc duże metropolie oraz małe miasta, w ogóle zapominając o tych średnich. I teraz wyobraźmy sobie, że ten problem nie dotyczy wyłącznie szlaków komunikacyjnych oraz urzędów. Za tym idzie wszystko inne: jakość szkolnictwa (bo najlepsi nauczyciele migrują do większych miast), jakość usług czy biznesu (bo lepszy rynek jest matropoliach). Za 10, 15 lat będziemy mieli taki problem, że miasta średnie pod względem infrastruktury takimi pozostaną, natomiast potencjał ludnościowy będzie dużo mniejszy” – ocenił rzecznik Klubu Jagiellońskiego.
„Deglomeracja nie sprowadza się do przenoszenia urzędów do małych i średnich miast z Warszawy czy Krakowa. To się zrobiło bardzo nośne hasło i wypaczono jego sens. Po pierwsze, miasta muszą mieć dobrze zdiagnozowany problem. A takich danych bardzo często nie ma. Nasz raport pokazuje co prawda pewien obraz i skalę problemu, ale wiele rzeczy po prostu nie dało się ustalić z bardzo prostego powodu. Jako kraj zaniedbaliśmy diagnozę dysfunkcji polskich miast. Oprócz urzędów, które naturalnie są bardzo ważne, mówimy jeszcze o jakości edukacji i tutaj przede wszystkim o dobrych szkołach średnich, które w małych i średnich miastach są niestety rzadkością. To także ośrodki kultury, które pełnią na przykład funkcje tożsamościowe” – walczył z mitem deglomeracyjnym Brzyski.
„Ośrodkami peryferyjnymi czy półperyferyjnymi rządzi taka oto zależność, że wady systemowe całego państwa są w nich szczególnie widoczne i uciążliwe dla życia mieszkańców. Kolejnym przykładem może być służba zdrowia. Co rusz słyszymy o deficycie kadry medycznej: lekarzy i pielęgniarek. Ten problem najbardziej dotyka małe i średnie ośrodki. To tam najtrudniej o specjalistę i o łóżko w szpitalu. Musimy walczyć z tą dysproporcją. Ludzie nie są ślepi. Widzą przecież, jak żyje się w Warszawie i jak rozwinęły się największe miasta. A ich mała mieścinka prawie w ogóle na tej transformacji i skoku cywilizacyjnym nie skorzystała” – konkludował Bartosz Brzyski.