Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Kamil Wons  1 lipca 2019

Unia Lubelska opowiada nam współczesny świat

Kamil Wons  1 lipca 2019
przeczytanie zajmie 8 min

Dziś mija 450 lat od zawarcia Unii Lubelskiej, jednego z najważniejszych wydarzeń w politycznej historii Polski. Wznosząc się ponad rytualne upamiętnianie i sentymentalne wzdychanie do dawno utraconej potęgi, warto sięgnąć głębiej. Z historii związku polsko-litewskiego możemy bowiem wyciągnąć trzy ważne wnioski dla współczesnej Polski, naszej obecności w Unii i międzymorskich projektów geopolitycznych.

Zakładnicy nowoczesnego państwa

Trwająca ponad 400 lat unia Polski i Litwy jest zagadnieniem tak złożonym, że można pisać na jej temat opasłe księgi i wciąż nie wyczerpać całego potencjału tematu. Dlatego w poniższym tekście skupiłem się na tych kwestiach, które mogą rzucić nowe światło na mechanizm funkcjonowania całego przedsięwzięcia.

Na początku warto zdać sobie sprawę, że pomimo swej wyjątkowości i wagi dzieje związku Królestwa Polskiego oraz Wielkiego Księstwa Litewskiego okupują dolne miejsca na liście tematów interesujących europejskie i światowe nauki społeczne. Inaczej, rzecz jasna, jest w przypadku badaczy pochodzących z państw będących spadkobiercami Unii, ale w ich przypadku często mamy do czynienia z instrumentalnym jej wykorzystywaniem w ramach polityki historycznej.

Dzieje się tak, ponieważ jesteśmy zakładnikami nowoczesnej wizji państwa. Jak pokazuje Robert Frost w stanowiącej chwalebny wyjątek Oksfordzkiej Historii Unii Polsko-Litewskiej, unie i związki państw, poza kilkoma wyróżniającymi się przypadkami, nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem badaczy. Jeżeli już trzeba unie opisać, to wtłacza się je w matrycę: państwo unitarne-federacja. Jest tak dlatego, że głównym obszarem zainteresowania pozostaje państwo narodowe oraz proces jego kształtowania.

Tak się złożyło, że rozwój nowoczesnych nauk społecznych był związany czasowo i funkcjonalnie z powstawaniem, a następnie umacnianiem się tego typu politycznych organizmów. Z tej perspektywy unie personalne i inne formy państw złożonych stanowiły raczej przeszkodę, którą należało pokonać na drodze do uzyskania władzy suwerennej niż formę organizacji państw samą w sobie.

Podobnie rzecz ma się z narodowymi politykami historycznymi, które dzieje Rzeczypospolitej opisują z partykularnego punktu widzenia danej nacji. Stąd kuriozalne spory o to, czy Jan Karol Chodkiewicz był Polakiem, Litwinem czy Białorusinem, czy Jagiełło był zdrajcą lub czy Wilno jest polskim miastem. Próbom zawłaszczenia wspólnej historii towarzyszą oskarżenia o kolonizację i wynaradawianie czy kradzież tożsamości…

Podejście takie w znacznym stopniu odbiera nam możliwość wykorzystania doświadczeń naszych przodków przy projektowaniu całkiem współczesnych unii, narzuca nam niejako perspektywę rywalizacji o suwerenność i myślenie w kategoriach podporządkowania lub dominacji. Jednakże dla twórców związku Polski i Litwy sprawa wyglądała zgoła inaczej.

Czym tak w ogóle jest państwo?

Prawdą jest, że w przed lubelskim okresie związku polsko-litewskiego – do 1569 r. – pomiędzy Polakami a Litwinami dochodziło do gorących sporów wokół rozumienia terminu applicare oraz idącego za tym stopnia niezależności Litwy, przy czym ostateczne rozwiązanie okazało si efektem wykorzystywania przez Jagiełłę, Witolda i kolejnych Litwinów… polskiej kultury politycznej.

Kwestią niezbędną do zrozumienia charakteru związku polsko-litewskiego jest, odmienne od współczesnego, rozumienie terminów dotyczących sfery władzy w okresie późnego średniowiecza oraz nowoczesności. Joanna Ewa Ziółkowska w pracy Państwo narodowe w perspektywie wspólnoty europejskiej wskazuje, iż źródłosłów polskiego słowa państwo jest zupełnie inny niż angielskiego state, francuskiego l’état i niemieckiego der Staat, które wywodzą się od włoskiego lostato, zakorzenionego w łacińskich statio sistere, oznaczającego coś ustanowionego i trwającego, zaś ich polityczne rozumienie zawdzięczamy Niccolo Machiavellemu. Niestety, autorka różnicę tę zbywa, twierdząc za Barbarą Markiewicz, że „polskie tłumaczenie nie oddaje subtelności pojęciowej zawartej w oryginale”. Cały problem polega na tym, iż jest to intelektualny kolonializm, ponieważ polskie państwo jako termin polityczny jest starsze od włoskiego lostato (pojawia się w polskich dokumentach zanim autor Księcia sięgnął po pióro) oraz niesie za sobą zupełnie inną tradycję myślenia.

Chociaż nie ma tutaj miejsca na przywołanie pełnej etymologii słowa „państwo” w języku polskim, warto jednak, idąc za opracowaniem Julii Legomskiej Państwo, Naród, Ojczyzna w dawnej polszczyźnie, wyznaczyć jego ramy znaczeniowe. Poprzez pochodzenie od słowa pan (wywodzącego się z kolei od żupana) jest silnie związane z jednej strony z wymiarem terytorialnym i administracyjnym, a z drugiej ze sferą posiadania. W odniesieniu do zakresu terytorialnego, termin „państwo” tyczyć się może nie tylko całości, ale również części (np. często występujące określenia takie jak Litwa i państwa ruskie). Innymi słowy, polskie słowo „państwo” bliższe jest łacińskiemu terminowi dominium, określającemu władzę odnoszącą się do własności ziemi niż do władzy rozumianej jako imperium, czyli posiadającej charakter publiczny. W późniejszym okresie w dokumentach pisanych w łacinie to właśnie termin dominium oddawał polskie słowo państwo.

To akademickie dzielenie włosa na czworo ma dla naszego oglądu sprawy istotne znaczenie. Polacy już w XIV w. rozróżniali bowiem podmioty posiadające imperium oraz dominium. Było to związane z rozwojem idei Corona Regni Poloniae (Korona Królestwa Polskiego), stojącej ponad państwem, władzą monarszą oraz społeczeństwem, która to idea jednocześnie wszystkie je łączyła i wyrażała. Bezpotomna śmierć Kazimierza Wielkiego, ostatniego patrymonialnego władcy Polski, zmusiła polską wspólnotę polityczną do wzięcia odpowiedzialności za Koronę. Stało się to najpierw w obliczu rządów Ludwika Węgierskiego, sprawowanych z dalekiego Budapesztu, a następnie okresu bezkrólewia po jego śmierci. Wyrazem wzięcia na siebie tej odpowiedzialności była Konfederacja w Radomsku, a następnie odrzucenie pośmiertnej woli Ludwika Węgierskiego i elekcja Jadwigi na Króla Polski (posiadała tytuł rex Poloniae, a nie regina Poloniae). W konsekwencji wspólnota polityczna stała się depozytariuszem Korony jako idei, którą przekazywała w zarząd wybranemu przez siebie władcy.

Jak pokazuje Robert Frost, widać to już w aktach z Krewa i Wołkowyska, gdzie wyraźnie rozdzielone są pojęcia Regnum Poloniae (Królestwo Polskie)oraz Corona Regni Poloniae. To pierwsze pojęcie pojawia się w kontekście rytualnej obietnicy odzyskania przez Jagiełłę utraconych ziem królestwa. Ciekawsze jest natomiast drugie z nich, gdyż oznacza ono polską wspólnotę polityczną, do której przyszły król obiecuje przyłączyć Wielkie Księstwo Litewskie oraz której wierność ślubują litewscy bojarzy. Oczywistym dla naszych przodków było to, że imperium, czyli władzę publiczną, posiada jedynie wspólnota polityczna królestwa, której wolę wyrażają zjazdy ziemskie. Wielkie Księstwo Litewskie było zaś dominium wielkiego księcia, dlatego mógł np. ustanowić tam zwierzchnikiem Witolda.

Mamy tutaj do czynienia ze średniowiecznym rozróżnieniem proprietas, czyli własności samej w sobie, oraz jej realizacji, czyli exercitium (np. pan lenny posiadał ziemię na własność, ale przekazywał ją we władanie wasalowi, który ją użytkował). Przed Krewem Jagiełło równocześnie posiadał oraz wykonywał własność nad Litwą i państwami ruskimi, natomiast w wyniku tego aktu przekazywał jedynie proprietas nad nimi, i to nie do dyspozycji Regnum Poloniae, lecz Corona Regni Poloniae, co oznaczało, iż exercitium jest w rękach wielkiego księcia (będącego jednocześnie królem Polski). Jednak jego pozycja wynikała z faktu wyboru dokonanego przez wspólnotę polityczną królestwa, co w konsekwencji czyniło Jagiełłę administratorem państw wchodzących w skład unii. Wraz z renesansem myśli antycznej na ziemiach polskich rolę wspólnoty politycznej całej Unii przejęła Rzeczpospolita podczas, gdy Corona Regni Poloniae zawęziła się do rozumienia sprzed Krewa.

Powyższe rozważania prowadzą do wniosku, że polski termin państwo, w przeciwieństwie do zachodnioeuropejskiego lostato, nie miał ani charakteru konstruktywistycznego, ani nadrzędnego, przez co nie zawierał w sobie również określenia systemu władzy oraz jej legitymizacji. Był natomiast określeniem sprawowania władzy na partykularnym terytorium, z zachowaniem jego praw i zwyczajów, kładąc tym samym nacisk na historyczny i ewolucyjny charakter wspólnoty politycznej. Dlatego włączenie Wielkiego Księstwa Litewskiego do Korony Królestwa Polskiego nie oznaczało jego likwidacji oraz powstania nowego bytu państwowego.

„Słodyczą tej wolności i podziwem dla niej pociągnięte liczne prowincje”

Warto zastanowić się również nad powodami zawiązania unii przez oba państwa. Jesteśmy przyzwyczajeni do argumentów skupiających się na zagrożeniu krzyżackim z jednej strony oraz na awansie cywilizacyjnym z drugiej. Zapomina się jednak o aspekcie kulturowym. Nie mam tutaj bynajmniej na myśli jakiejś wspólnoty kulturowej łączącej Polaków i Litwinów. Wręcz przeciwnie – w tym przypadku chodziło raczej o możliwość zachowania i kultywowania swojej tożsamości.

Wielkie Księstwo Litewskie przed aktem krewskim było zasadniczo konglomeratem ziem stanowiących własność Giedyminowiczów, pozostając pod zarządem wielkiego księcia jako pana rodu. Poszczególne ziemie litewskie i księstwa ruskie były zarządzane przez braci oraz kuzynów za przyzwoleniem wielkiego księcia. Wiele z nich włączono do WKL drogą dyplomatyczną czy matrymonialną. Tak znaczne zróżnicowanie etniczne i kulturowe Litwy stanowiło jednak problem. Państwa ruskie będące bowiem spadkobiercami Rusi Kijowskiej posiadały zaawansowaną, a co za tym idzie atrakcyjną dla Litwinów kulturę (m.in. język pisany). Ponadto samo przyjęcie tytułu kniazia ruskiego wymagało chrztu w obrządku prawosławnym. Był to nie tylko warunek formalny, lecz jedyna droga do zyskania legitymizacji politycznej w oczach ludu. Obie te okoliczności – zetknięcie z rozwiniętą kulturą ruską oraz polityczna konieczność przyjęcia prawosławia – niosły ze sobą poważne konsekwencje.

Nie były jednak one zauważalne dopóki ziemie ruskie pozostawały rozbite i nie posiadały silnego ośrodka integrującego. Jednak zainicjowane w XIV w. wychodzenie ziem ruskich z okresu dezintegracji, spowodowanego dominacją tatarską, oznaczało wyczerpanie się dotychczasowego modelu funkcjonowania Litwy. Kończyła się możliwość łatwej ekspansji (zapewniającej ziemię i tytuły rosnącej liczbie Giedyminowiczów), a prawosławni poddani i zrusyfikowani kniaziowie mogli się orientować na bliższe im ośrodki ruskie. Realne stało się widmo wchłonięcia Litwy przez Ruś, Jadwiga bowiem nie była jedyną kandydatką na żonę dla Jagiełły. Swoją córkę oferował mu również Dymitr Doński, wielki książę moskiewski i włodzimierski, lecz warunkiem przyjęcia tej oferty miał być chrzest w obrządku prawosławnym. Z politycznego punktu widzenia taka decyzja wydawała się niedopuszczalna, gdyż oznaczałaby podporządkowanie Litwy Moskwie oraz sprowadzenie wielkiego księcia de facto do roli, jaką w jego władztwie pełnili pomniejsi kniaziowie. W ten sposób resztki kultury litewskiej zostałyby łatwo wchłonięte przez żywioł ruski. Nie rozwiązywałoby to również problemu z ekspansją państw zakonnych: Krzyżaków oraz Zakonu Kawalerów Mieczowych, którzy dążyli do nawrócenia również chrześcijańskich schizmatyków.

Autorzy piszący z polskiej perspektywy z reguły przeceniają znaczenie zagrożenia krzyżackiego. W drugiej połowie XIV w. to Litwa była bowiem większym zagrożeniem militarnym. Królestwo Polskie i Państwo Zakonu Krzyżackiego łączył podpisany w 1343 r. traktat pokojowy, którego przestrzegały obie strony. Jednocześnie prowadzono wtedy na wschodniej granicy Korony liczne wojny z WKL.

W tym samym czasie pojawiło się zagrożenie innego rodzaju. Otóż, zgodnie z pierwotnym postanowieniem, to Maria Andegaweńska (córka Ludwika Węgierskiego oraz starsza siostra Jadwigi) miała zostać królem Polski. Ta niewielka z pozoru zmiana rodziła jednak poważne następstwa. Maria bowiem już jako dziecko została zaręczona z synem Karola IV, cesarza niemieckiego z dynastii luksemburskiej, później znanym jako Zygmunt Luksemburski. Wstąpienie na tron polski córki Ludwika złączonej takim mariażem mogło oznaczało dla Polski groźbę degradacji do roli prowincji domeny Zygmunta, czyli w najlepszym wypadku samych Węgier, a w najgorszym – Węgier i cesarstwa. Już wtedy elity państwa polskiego dostrzegły, że król rządzący z daleka, a takim władcą był Ludwik, nie mógł rządzić skutecznie. Z tego powodu wizja kolejnego monarchy rezydującego za granicą była nie do przyjęcia. Gdy zaś ta perspektywa zbiegła się z możliwością popadnięcia w zależność od obcego państwa oraz zdominowania przez kulturę niemiecką, kandydatura Marii musiała zostać odrzucona.

Zygmunt Luksemburski nigdy nie cieszył się uznaniem ludów ceniących swoją odrębność. To na okres jego władania w Czechach przypadły wojny husyckie (1419–1436), których podłoże było nie tylko religijne, lecz także kulturowe. Czesi bowiem chcieli bronić swojej niezależności. Dlatego też m.in. stany czeskie co najmniej kilkakrotnie oferowały koronę najpierw Jagielle, a potem Kazimierzowi Jagiellończykowi. Splot czynników międzynarodowych i wewnętrznych tak w Polsce, jak i w Czechach, uniemożliwił realizację tych planów. Świadczą one jednak o tym, że Czesi, nie mogąc uzyskać pełnej niepodległości, woleli unię z Polską niż niemieckie cesarstwo. Wolnościowa perspektywa spełniła się zaś gdzie indziej…

Jednak zanim do tego przejdziemy, należy wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Pomimo deklaracji o zachowaniu praw na Litwie, już od samego początku unia wiązała się ze zmianą stosunków społecznych w WKL. Strona polska naciskała na umożliwienie bojarom litewskim i ruskim partycypowania w rządzeniu wielkim księstwem. Stanowią o tym zapisy mówiące o wyborze króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego przy udziale panów litewskich, adopcja rodów litewskich przez rody polskie oraz rozszerzanie przywilejów szlacheckich na ziemie litewskie i ruskie. W ciągu niespełna dwóch wieków unii WKL zmieniło się z patrymonialnego państwa Wielkich Książąt w państwo republikańskie. Oczywiście do samych rozbiorów rozumienie przywilejów szlacheckich oraz równości w ramach stanu bywało kontrastowo różne na terenach polskich i litewsko-ruskich. Nie przekreśla to jednak ogromnej zmiany, jaka zaszła w mentalności i świadomości tamtych ziem.

Jest dobrze dopóki jest dobrze

Historia pokazuje, że ludzie godzą się na niekontrolowane rządy obcej im elity, o ile przynoszą im one korzyści i niskie koszty: gdy mogą się zająć własnym życiem i bogaceniem się, oddając sprawy publiczne „specjalistom”. Mam tutaj na myśli np. Państwo Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Krzyżaków). Zapomnianym elementem unii polsko-litewskiej są Prusy, których chęć przyłączenia się do Polski była powodem wojny trzynastoletniej.

Wbrew powszechnemu mniemaniu życie w Państwie Zakonnym w okresie do Bitwy pod Grunwaldem nie było takie złe. Dzięki sprawnemu zarządzaniu przez elitę zakonu, wywodzącą się z całej Europy, państwo rozkwitało. Napływały do niego rzesze osadników zwabionych przydziałami ziemi, kwitł również handel w miastach należących do Hanzy. Stały napływ rycerzy z całej Europy (będących bądź członkami zakonu bądź ochotnikami szukającymi sławy i zaszczytów) obniżał koszt prowadzenia wojen, stąd nie było potrzeby ustanawiania wysokich podatków i ceł. Poza tym udział w licznych wojnach prowadzonych poza terytorium Państwa Zakonnego był dla jego mieszkańców potencjalnym źródłem zysków w postaci łupów.

Eldorado skończyło się jednak w pierwszej połowie XV w. Spadek popularności Zakonu na zachodzie Europy, zmiany społeczno-technologiczne w ramach sztuki wojennej oraz złamanie jego potęgi w bitwie pod Grunwaldem znacząco odmieniło sytuację. Zamiast ochotniczego rycerstwa państwo zakonne musiało utrzymywać znacznie droższe wojska zaciężne, a to w połączeniu z brakiem łupów wojennych oznaczało fiskalizację, nowe podatki i cła. Ponadto wojny zaczęły częściej toczyć się na ziemiach Zakonu, co oznaczało grabieże oraz spustoszenie majątków jego mieszkańców. Nagle okazało się, że decyzje podejmowane w Malborku nie tylko przynoszą korzyści, ale również generują koszty. Ludność Prus (stanowiąca etniczny konglomerat Polaków, Niemców i bałtyckich Prusów) nie bez wpływu kultury politycznej zza południowej granicy, postanowiła uzyskać większy stopień podmiotowości i udziału w polityce. Niemożność uzyskania ich od elit zakonnych spowodowała zawiązanie Związku Pruskiego oraz oddanie się pod władzę króla Polskiego, co z kolei sprowokowało wojnę trzynastoletnią.

Świadomi nierealności wizji pełnej niezależności, mieszkańcy Prus wybrali unię jako sposób zapewnienia sobie podmiotowości. I tak w wyniku negocjacji ze stanami pruskimi Kazimierz Jagiellończyk wydał w 1454 r. Akt poddania się Prus Polsce oraz Przywilej Inkorporacyjny, a następnie Prusacy złożyli przysięgę na wierność. Oba dokumenty stanowiły, że Prusy zostały połączone (unitare) oraz włączone (annectare) do Corona Regni Poloniae przy zachowaniu ich praw. Niekorzystny przebieg wojny trzynastoletniej spowodował, że nie całe Prusy zostały włączone do Korony Polskiej. Niemniej doszło do powstania unii polsko-pruskiej, w ramach której delegaci pruscy wysyłali delegatów na sejmy polskie, posiadając jednocześnie własny sejm pruski.

Trzy wnioski dla współczesnej Polski

Powyższy zarys fragmentu dziejów unii polsko-litewskiej pokazuje, jak głęboko różniła się Unia Polsko-Litewska nie tylko od współczesnej Unii Europejskiej, ale również od różnych mglistych projektów Międzymorza. Po pierwsze, była od początku budowana jako autentyczny związek państw, dlatego występowała w niej jedność władzy zwierzchniej (król/wielki książę, a następnie wspólny sejm walny), połączona z silną identyfikacją regionalną poszczególnych części. Taka Europa Ojczyzn, posiadająca wspólnego prezydenta i parlament.

Nie potrafimy wyobrazić sobie takiej sytuacji, ponieważ nie sposób dziś wyobrazić sobie państwa bez suwerenności i wpisanej w to pojęcie jedności. Takie rozumienie polityczności obce było twórcom Polsko-Litewskiej Unii. Przyzwyczailiśmy się myśleć o władzy w sposób absolutny. W ujęciu modelowym nikt nie może niczego narzucić suwerenowi, jak i nic nie może znaleźć się poza jego kontrolą. Stąd praktyczną realizacją tej wizji jest Lewiatan pod postacią państwa narodowego (lostato), który kontroluje wszystko poza tym, co prywatne. Scaliło ono w naszym myśleniu pojęcie wypracowanego historycznie terytorium, posiadającego swoją tożsamość i swoistość (państwo), z zespołem mechanizmów zapewniających funkcjonowanie społeczeństwa. Z tego powodu integracja europejska grzęźnie w nieustannych sporach o stopień centralizacji, a sama Unia Europejska ciągle musi udawać coś, czym nie jest. W obawie o utratę kontroli nad swoją tożsamością boimy się tworzyć bardziej wydajne sposoby organizacji społeczeństwa. Dlatego, żeby zbudować Unię z prawdziwego zdarzenia, w pierwszej kolejności należałoby odrzucić idee suwerenności oraz państwa narodowego.

Unii nie da się jednak budować bez społeczeństwa. Władza urzędników jest dobra, dopóki generuje zyski przy niskich kosztach. Jednak żadna koniunktura nie jest wieczna, a żaden urzędnik, pozbawiony instytucjonalnych instrumentów przymusu, nie nakłoni nikogo do ofiarnej lojalności na rzecz nowej wspólnoty. Prawdziwa republika, z którą lud będzie związany i której będzie chciał bronić, wymaga od obywateli realnego zaangażowania w działanie na rzecz dobra wspólnego. Bez utożsamienia się ze wspólnotą polityczną technokratyczna wizja prowadzi do oddzielenia państwa od społeczeństwa, a wówczas akceptacja struktury politycznej jest warunkowa i zależna od chwilowej pomyślności.

Właśnie taki los spotyka Unię Europejską, której autorytet został oparty na obietnicy dobrobytu i modernizacji. Nic dziwnego, że poparcie dla tego projektu zachwiało się wraz z momentem, gdy pojawiły się trudności z polityką migracyjną oraz wstrząsy spowodowane kryzysem finansowym. Oto z tego właśnie powodu wizja oświeconej władzy urzędników nad szczęśliwymi mieszczanami, zajmującymi  się wykluczeniem społecznym i eko-żywnością, kończy się na naszych oczach.

Jednakże nawet taka republikańska unia może jawić się jako atrakcyjna opcja jedynie wtedy, gdy alternatywą jest niewola. Doświadczenie polsko-litewskie pokazuje, że zwrócenie się ku sobie dwóch państw zawsze ma miejsce z uwagi na czynniki zewnętrzne, które sugerują, że unia jest wyborem najlepszym z możliwych. Wynika z tego, że pełna niepodległość nie jest dla unii realną opcją, bo zachowanie bytu politycznego, właśnie z uwagi na wspomniane okoliczności, jest możliwe jedynie dzięki wzajemnemu związkowi.

Jednak tego typu organizm polityczny nie stanowi wyłącznie związku, lecz także proces, który polega na stopniowym zbliżaniu się do siebie. Zaczyna się od dobrego rozpoznania interesu własnego, a kończy na silnym i wzajemnym powiązaniu dwóch stron, które od tej pory są równymi partnerami, tworzącymi większą całość. Dlatego należy pamiętać, że wizja hegemoniczna kłóci się z ideą unijną. Musimy to zrozumieć, jeżeli chcemy budować jakiekolwiek związki państw. Referendum wokół Brexitu, abstrahując od zasadności poszczególnych rozstrzygnięć, wygrała wizja sprawczości i niepodległości. Dlaczego? Bo Brytyjczycy uwierzyli, że mogą żyć sami, natomiast Unia Europejska jest wyłącznie przeszkodą, która stoi na drodze do urzeczywistnienia tego przekonania.

Podobnie nikt nie zjednoczy się pod hegemonicznym berłem Polski. Bo czym bowiem różniłoby się to od ruskiego miru? Nie dziwmy się więc, że Czechy, Słowacja, a nawet Węgry wolą miękką zależność od Berlina czy Brukseli od związku z „najsilniejszym państwem Europy Środkowej”.

Po prostu dominacja i hegemonia wykluczają współpracę i wspólne życie oparte na zasadach przyjaźni politycznej. Dokładnie ta sama zasada stosuje się w odniesieniu do Białorusi i Ukrainy. Wartość oferty jest ściśle zależna od jej alternatywy, dlatego państwa narodowe będą się trzymać, dopóki ich obywatele będą się łudzić, że są one w stanie przetrwać bój o suwerenność z wielkimi korporacjami oraz walczącymi między sobą o hegemonię Chinami i USA.

Na koniec, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że za unią musi iść pociągająca wizja, choćby taka, która przyciągnęła do UE państwa Europy Środkowej. Wolność, porządek i perspektywa rozwoju – to niosła ze sobą Unia Europejska. A co ma do zaoferowania Międzymorze? Amerykański gaz i gwarancje? Wspaniały polski system polityczny? Czym chcemy przelicytować niemieckie Ordnung Wirtschaft? Jeżeli nie dysponujemy lepszą wizją niż to, co obiecuje Unia Europejska, która obecnie jest poddawana krytyce i oskarżana jako projekt o krótkowzroczność, to nie powinniśmy marzyć o budowaniu innej.

Esej pochodzi z nowej z teki elektronicznego czasopisma „Pressje” pt. „Nowa pruderia”. Zapraszamy do nieodpłatnego pobrania numeru w wersji elektronicznej.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.