Nowa chadecja w nowym świecie
W skrócie
Jak budować katolicką wizję polityczności w coraz mocniej postkatolickim świecie? Właściwym rozwiązaniem nie wydają się logika wojny kulturowej i próba stworzenia „dyktatury absolutyzmu” w odpowiedzi na „dyktaturę relatywizmu”. Nie wystarczy także zamknięcie się w obrębie Kościoła i skupienie na Eucharystii, liturgii oraz życiu sakramentalnym. Szkicujemy program nowej millenarystycznej chadecji jako odpowiedzi na pytanie o sposób na polityczną obecność katolików we współczesnym świecie.
Dwa spojrzenia na polityczność
Podejmując się próby zdefiniowania tego, co polityczne, możemy wyróżnić dwa modelowe podejścia: polityczność scentralizowaną i rozproszoną. Obie perspektywy teoretyczne łączy pozostająca w centrum namysłu wizja dobrego życia, obejmująca określoną antropologię i wynikający z niej system wartości; dalej – modelowe rozwiązania ustrojowe oraz bardziej szczegółowe propozycje w zakresie pożądanego modelu gospodarki, ekologii, stosunków pracy, polityki społecznej etc., które powinny być realizowane w przestrzeni politycznej.
To, co oba podejścia różni, to rozumienie tejże przestrzeni. W przypadku polityczności scentralizowanej, charakterystycznej dla nowożytności i modelu hobbesowsko-heglowsko-weberowskiego, przestrzeń polityczna tożsama jest z narzędziami nowoczesnego państwa: prawem i biurokracją, służącymi do realizacji określonej wizji dobrego życia. Bardzo często kończyło się to swoistym „państwem pedagogicznym”, „antropologicznym arbitrem”, który poprzez prawodawstwo i działania administracji publicznej starał się narzucać całości społeczeństwa określone wzory postępowania jako jedyne słuszne i obowiązujące. Co więcej, model ten obowiązuje często i dzisiaj.
Polityczność rozproszona, sięgająca po inspiracje klasyczne, arystotelesowskie, również w centrum stawia realizację określonej wizji dobrego życia w przestrzeni politycznej, ale nie ogranicza tej przestrzeni do rywalizacji partii politycznych, machiny legislacyjnej i trybów biurokracji. Polityczne par excellence stają się także instytucje, które za Tocquevillem możemy nazwać stowarzyszeniami cywilnymi, a współcześnie zakwalifikować do nich: organizacje pozarządowe, charytatywne, spółdzielcze, sąsiedzkie, ale także kościoły, szkoły, grupy samokształceniowe. Zasadniczo – szeroki katalog instytucji pozwalających na realizację wizji dobrego życia w przestrzeni publicznej.
Konsekwencje przyjęcia modelu polityczności rozproszonej są fundamentalne. Nagle bowiem okazuje się, że nie wszystko, co w polityczności najważniejsze, musi znaleźć swoje odzwierciedlenie w porządku prawnym państwa; że prawdziwą polityczność można realizować poza Sejmem, Radą Ministrów, budynkami administracji publicznej.
Polityczność rozproszona kwestionuje prymat „państwa pedagogicznego”, odbiera mu dominującą rolę, pozwala na swoiste ponowoczesne przekroczenie logiki scentralizowanej polityczności, która musi się realizować za pośrednictwem nowożytnego państwa z jego machiną prawno-biurokratyczną. To rzecz, moim zdaniem, dla rozumienia polityczności rewolucyjna, bo pozwalająca porzucić złudzenie, że narzędzia państwa staną się sposobem na wychowanie obywateli do pożądanej wizji antropologicznej. Więcej – od teraz to, co w człowieczeństwie jednostki najważniejsze, będzie się rozstrzygać w sferze prywatnej.
Tak naszkicowanym modelowym ujęciom polityczności możemy teraz przyporządkować dwa modelowe i skrajne wobec siebie wizje katolickiej polityczności.
Prawdziwa polityka to tylko Eucharystia i zbawienie
Pierwszą propozycję przedstawił Magazyn Apokaliptyczny „Czterdzieści i cztery” w ostatnim numerze pisma zatytułowanym Boska anarchia. Wizja katolickiej polityczności autorstwa Rafała Tichego, naczelnego pisma, to wyciągnięcie radykalnych konsekwencji z modelu polityczności rozproszonej.
Tichy w tytułowym eseju stawia prostą tezę – kompletna wizja dobrego życia, z określoną antropologią, celem ostatecznym człowieczeństwa, konkretną eschatologią, a także narzędzia do realizacji tejże wizji znajdują się w katolicyzmie. Zdaniem naczelnego „Czwórek”, prawdziwa polityczność jest w Kościele, jej centrum to Eucharystia, życie liturgiczne i sakramenty jako droga do świętości, zbawienia i Nowego Jeruzalem. Grzech, nawrócenie, małżeństwo, kapłaństwo, modlitwa, Msza, aktywność w parafii… Całe bogactwo życia w Kościele staje się z tej perspektywy sposobem na praktyczną realizację spójnej wizji dobrego życia bez sięgania po narzędzia prawa i biurokracji.
Tak mówił o tym naczelny pisma w wywiadzie do „Pressji”: „Sięgnijmy choćby słowa »kościół«. Po grecku to eklezja, czyli publiczne zgromadzenie wszystkich obywateli greckiej polis w celu podejmowania decyzji. To oznacza, że prawdziwą działalnością polityczną czy publiczną chrześcijanina jest udział w zgromadzeniu wiernych na liturgii, w trakcie której wspólnota ziemska, pielgrzymująca, włącza się w życie i kult wspólnoty niebiańskiej, wspólnoty obywateli niebiańskiego Jeruzalem. Dlatego również wiele elementów starożytnej liturgii miało bezpośrednie odniesienie do dziedziny antycznej polityczności. (…) Chrześcijańska wspólnota jest powołana do tego, by dawać świadectwo o tym, że człowiek może żyć inaczej i inaczej budować wspólnotę polityczną”.
W eseju Boska anarchia Tichy idzie jeszcze dalej i stawia tezę radykalną oraz fundamentalną dla rozumienia polityczności jako takiej. Jego zdaniem ziemska, doczesna polityka znajduje się w rękach Diabła, jest domeną grzechu i ostatecznie prowadzi do zła i degeneracji. Z tego powodu naczelny „Czwórek” uważa, że należy porzucić nowożytną polityczność z jej rozumieniem władzy jako narzędzia przymusu, z nowoczesnym państwem prawa i biurokracji. Doczesna polityczność jest jednym wielkim demonicznym kuszeniem, a to, co ziemskie i tak ostatecznie upadnie w perspektywie Paruzji, a wcześniej stanie się narzędziem apokaliptycznego Babilonu i Antychrysta.
Tym samym nie ma mowy o dążeniu do przejęcia nowożytnego „państwa pedagogicznego” i „antropologicznego arbitra” na potrzeby realizacji katolickiej wizji dobrego życia. Katolicka polityczność to życie parafialne, liturgiczne, sakramenty i Eucharystia. Porzucamy więc nowoczesne państwo, ale także „wychodzimy z Historii” rozumianej jako doczesne zmagania z tym, co polityczne. W zamian wkraczamy w inny porządek czasu, skupiony na cykliczności życia liturgicznego (cykliczna historiozofia), a w dalszej perspektywie – na Paruzji i Nowym Jeruzalem (linearna historiozofia).
Tichy – powołując się na Mikołaja Bierdiajewa i jego historiozofię – kreśli wizję trzech wielkich epok i trzech odpowiadających im wspólnot eschatologicznych. Epoka pierwsza to czas chrześcijaństwa pierwotnego, żyjącego ideałem wspólnoty apostolskiej; epoka druga to okres państw chrześcijańskich, czas christianitas. Teraz, wraz z końcem nowożytności, nadchodzi zaś epoka Ducha, w której zostanie wypracowana i będzie realizowana tytułowa boska anarchia jako właściwy, dojrzały model chrześcijańskiej polityczności, który nie łudzi się już wizją teologii politycznej, ani sojuszem Ołtarza i Tronu. Katolicka polityczność w epoce Ducha ma ostatecznie porzucić państwo jako narzędzie realizacji wizji dobrego życia. Konsekwencje takiej optyki są radykalne: nie ma już powrotu ani do budowy nowej wersji średniowiecznej christianitas, ani do XX-wiecznego projektu zaangażowanej w sekularną, doczesną polityczność chadecji.
Dyktatura absolutyzmu i „pułapka Bartyzela”
Na drugim biegunie znajduje się wizja katolickiej polityczności, jaką można wyprowadzić z lektury ostatniego numeru „Christianitas” (Neokomunizm) oraz książki Tomasza Rowińskiego, autora związanego z tym środowiskiem, zatytułowanej Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych. Ich projekt zanurzony jest znowuż w modelu polityczności scentralizowanej.
„Trwa cywilizacyjna wojna, a my w niej przegrywamy” – tak w jednym zdaniu można streścić podstawowe przesłanie ostatniego numeru „Christianitas”. Po jednej stronie konfliktu znajduje się Kościół i cywilizacja chrześcijańska, po drugiej tytułowy „neokomunizm”. Czym jest ten zagadkowy twór?
Redaktorzy kwartalnika filozofują siekierą i nie bawią się w zbędne subtelności z obszaru historii idei. W stworzonym przez siebie pojęciu umieścili współczesny liberalizm w całej jego wewnętrznej różnorodności, to samo zrobili z feminizmem. Następnie połączyli to z komunizmem i w procesie alchemii politycznej (pojęcie zaczerpnięte z eseju Pawła Milcarka otwierającego numer) w magiczny sposób powstał nam neokomunizm/marksizm kulturowy.
W kolejnych tekstach autorzy „Christianitas” starają się obracać to pojęcie i patrzeć na nie z różnych stron. Finalnie wydaje się, że istotą neokomunizmu jest relatywizm, stąd bezpośrednie odwołanie do pojęcia „dyktatury relatywizmu” Josepha Ratzingera. Neokomunizm oznacza zatem: a) porzucenie koncepcji normatywnej natury ludzkiej; b) brak stałego i niezmiennego telos każdego człowieka. Tym samym neokomunistyczny „człowiek relatywny” pozbawiony jest gotowego wzorca człowieczeństwa, ostatecznego celu egzystencjalnego, skazany jest na wieczne tworzenie samego siebie, bez żadnych stałych moralnych punktów odniesienia, z perspektywy których mógłby oceniać własne życie.
Zdaniem środowiska „Christianitas” ostatecznym celem neokomunizmu i jego wizji „złego życia” jest całkowite wyrugowanie katolickiej antropologii i systemu wartości z przestrzeni politycznej. Do tego celu kulturowi marksiści wykorzystują zaś narzędzia nowoczesnego państwa. Stąd zdaniem redakcji pisma adekwatną odpowiedzią jest wejście w logikę cywilizacyjnej wojny i gra o pełną stawkę.
Przyjmując w ten sposób logikę scentralizowanej polityczności autorzy „Christianitas” nie dostrzegają dwóch zagrożeń takiej strategii katolickiej polityczności. Jej zwycięstwo oznacza pełne przejęcie perspektywy drugiej strony. Odpowiedzią na „dyktaturę relatywizmu” będzie… „dyktatura absolutyzmu” w wydaniu katolickim. W tej wizji polityczności katolicy zgarną po prostu narzędzia nowoczesnego państwa do stworzenia własnej wersji „antropologicznego arbitra” i „państwa pedagogicznego”. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to nie będzie żadna przemoc ani narzucanie arbitralnych rozwiązań, lecz przywrócenie tylko tego, co obiektywnie słuszne i powszechnie obowiązujące, swoisty powrót do normalności. Tylko problem polega na tym, że druga strona uważa dokładnie tak samo w odniesieniu do własnej wizji dobrego życia. Strona katolicka, tak mocno przekonana o własnej słuszności, nie widzi, że ich alternatywa dla „dyktatury relatywizmu” będzie odpowiedzią udzieloną w tej samej logice.
W sytuacji porażki w kulturowej batalii wpadniemy zaś w „pułapkę Bartyzela”. W swoim opus magnum Umierać, ale powoli. O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815-2000 Jacek Bartyzel z pełnym przekonaniem stwierdził, że od chodzenia na kompromisy jako zasady naczelnej filozofii politycznej istotniejsza jest wierność Prawdzie. Tym samym istotą tak rozumianej polityczności staje się po prostu dawanie świadectwa wartościom nie podlegającym negocjacji, postawa skazanego z góry na porażkę błędnego rycerza.
Odbicia tego rodzaju filozofii politycznej możemy jest postawa Marka Jurka i Prawicy RP, silnie związanych ze środowiskiem „Christianitas”. W ich ujęciu katolicka polityczność, co mocno manifestuje się w lekturze wspomnianej wcześniej książki Tomasza Rowińskiego, to głównie katolicka biopolityka, stawiająca w centrum kwestię całkowitego prawnego zakazu aborcji oraz sprzeciw wobec homoseksualnych małżeństw i „homopropagandzie” jako takiej.
Jak budować Królestwo Boże na Ziemi?
Czy istnieje „trzecia droga” pomiędzy „dyktaturą absolutyzmu” a boską anarchią? Spróbujmy naszkicować teraz zarys wizji chadecji millenarystycznej. Jej fundament zaczerpnięty jest z programowego eseju Rafała Tichego i składa się z dwóch elementów. Po pierwsze, tym, co stanowi istotę katolickiej polityczności, jest Eucharystia, życie liturgiczne i sakramenty. Nie ma nic bardziej politycznego niż zbawienie oraz wyczekiwanie na powtórne przyjście Chrystusa w nadziei na osiągnięcie świętości i życie wieczne w komunii z Bogiem. Po drugie, co wynika z pierwszego, oznacza to, że zachowujemy proporcje i właściwą hierarchię, rezygnując z „państwa pedagogicznego” jako przestrzeni do politycznej walki o pełne i całkowite narzucenie naszej wizji dobrego życia całości społeczeństwa. Kościelna polityczność jest ważniejsza od polityczności sekularnej, to, co prawdziwie rozstrzygające, dzieje się w sferze eklezjalnej, publicznej, lecz nie partyjnej.
Jednocześnie jednak millenarystyczna chadecja nie przyjmuje radykalnego rozstrzygnięcia z eseju Tichego, stwierdzającego, że cała świecka, doczesna polityczność, polityczność scentralizowana, to domena i własność Złego. Dla neomesjanizmu „Czwórek” ostateczną perspektywą jest niecierpliwe wyczekiwanie, wręcz dążenie do przyspieszania apokalipsy, rozumianej jak najbardziej słusznie jako ostateczne spełnienie dziejów i moment pełnej realizacji katolickiej wizji polityczności.
W tym miejscu pojawia się jednak fundamentalne i nierozstrzygalne pytanie teologiczno-eschatologiczno-polityczne: jaki charakter ma mieć nasza obecność w świecie i jak, jako katolicy, mamy przemieniać świat, w którym żyjemy? „Czwórki” w swoim radykalizmie wskazują na model „miasta na górze”, swoistej katolickiej „wioski Amiszów”, co zbliża ich do „pułapki Bartyzela” – katolicka polityczność w wymiarze zewnętrznym staje się tylko dawaniem świadectwa o świecie, który dopiero nadejdzie, a u Bartyzela już przeminął.
Druga odpowiedź zawarta w przymiotniku „millenarystyczna” wskazuje na nie do końca sprecyzowaną intuicję, że ta obecność w świecie musi oznaczać wejście w interakcję z tym, co poza Kościołem. Millenaryzm, czyli próba budowy zalążków Królestwa Bożego na Ziemi; podkreślmy z pełną świadomością, że te próby będą kończyć się kolejnymi porażkami, że kolejne instytucje będą upadać, a właściwe Królestwo nastąpi dopiero z woli Boga, nie człowieka, już poza doczesną historią. Ten millenaryzm to więc ciągłe budowanie prototypów, super niedoskonałych wersji demo, z przekonaniem, że biblijne czynienie sobie Ziemi poddaną zakłada właśnie podejmowanie takich prób, które mają swoje miejsce w Bożym planie i jakoś zbliżają całą ludzkość do Paruzji, włączają naszą pracę i nasz doczesny wysiłek w nadchodzące Nowe Jeruzalem, o czym w książce Liturgia dziejów. Mesjanizm Jana Pawła II pisał Paweł Rojek.
A skąd akurat chadecja? Skoro podważamy wyłączne prawo Szatana do ziemskiej polityki, to nie musimy odrzucać zaangażowania w polityczność scentralizowaną. Wątpliwe teologicznie i historiozoficznie wydaje się również sięgnięcie po inspirowaną Mikołajem Bierdiajewem koncepcję trzech epok, a przez to przekonanie, że nadszedł już czas na ostateczne porzucenie rzekomych mrzonek o wejściu w sekularną politykę z pozycji katolickich. Właściwym wydaje się raczej poszukiwanie metapolitycznej wizji nowej chadecji zakorzenionej jednak w opisanej wyżej „polityczności eucharystycznej” rozumianej jako bycie-ku-zbawieniu. Co nie wyklucza przecież wejścia w przestrzeń nowoczesnego państwa. Tylko na jakich zasadach, skoro logika wojny kulturowej, „dyktatura absolutyzmu” i „państwo pedagogiczne” to nie najlepszy pomysł?
Siedem wyzwań dla millenarystycznej chadecji
W eseju otwierającym numer Michał Rzeczycki akcentował zasadniczą dysproporcję w tematyce podejmowanej przez polską hierarchię kościelną. Nadreprezentowane były zagadnienia, które zbiorczo można określić mianem katolickiej biopolityki: aborcja, gender, in vitro, czyli tematy charakterystyczne dla państwo jako „antropologicznego arbitra”. Brakowało natomiast miejsca na wątki obecne w katolickiej nauce społecznej, wychodzące poza bioetyczny wymiar człowieczeństwa. Idąc za wskazaniami Michała Rzeczyckiego można wyróżnić kilka wyzwań i tematów, które mogłyby stać się przedmiotem metapolitycznego namysłu millenarystycznej chadecji.
- Co dalej z demokracją liberalną? Poszukiwania odpowiedzi na kryzys metapolityczny w celu wypracowania alternatywnego projektu filozofii politycznej demokracji personalistycznej, zakorzenionej w katolickiej filozofii personalizmu.
- Jak czynić sobie ziemię poddaną? Kryzys klimatyczny i przekroczenie antropocentryzmu. Dokumentem programowym jest w tym przypadku oczywiście encyklika Laudato Si. Jako „Pressje” wydaliśmy niedawno cały metapolityczny numer Ekologia integralna.
- Co dalej z gospodarką kapitalistyczną? Czy istnieje alternatywa dla dzisiejszego porządku ekonomicznego? Co w miejsce odchodzącego modelu państwa dobrobytu? W „Pressjach” już kilka lat temu staraliśmy się szkicować inspirowany KNS program ekonomii trynitarnej.
- Prekariat, umowy śmieciowe, robotyzacja, dochód gwarantowany. Co dalej z pracą we współczesnym świecie? Poszukiwania teologii/katolickiej filozofii politycznej pracy.
- Budowa projektu techno-katolicyzmu w perspektywie postępujących zmian w obszarze sztucznej inteligencji, nowych technologii, biotechnologii etc.
- Kryzys państw narodowych, koncentracja na tym, co lokalne, kosmopolityzm, rosnące znaczenie cyfrowych tożsamości Facebooka, Instagrama, Snapchata, pytanie o etniczne/kulturowe/inne fundamenty tożsamości narodowej. Kim mamy być w pokręconym współczesnym świecie i gdzie w tym wszystkim Pawłowe „nie ma już Żyda, ani poganina” z Listu do Galatów?
- Jak budować związki w świecie Tindera i Pornhuba? Co z seksualnością i relacyjnością? Co z małżeństwem? Katolicka odpowiedź na liberalne wolne związki.
Katolicka polityczność w postkatolickim świecie
W eseju Sekularyzacja w wersji polskiej Błażej Skrzypulec wyróżnił trzy możliwe ścieżki sekularyzacji w naszym kraju: instytucjonalne oświecenie, kulturowy postkatolicyzm oraz ponowoczesny irracjonalizm. Z perspektywy millenarystycznej chadecji kluczową rolę może odegrać drugi ze wskazanych modeli, którego politycznym głosem może stać się właśnie nowa chadecja. Jak wskazuje Skrzypulec „punktem, wokół którego mogłyby ogniskować się polityczne postulaty opcji postkatolickiej, jest rozdźwięk pomiędzy koncentracją narracji kościelnej na kwestiach antropologicznych a oczekiwaniami Polaków, którzy zdają się pragnąć większego zaangażowania w kwestie socjalne. Przejście postkatolików od stanu socjologicznej grupy „w sobie” do politycznie świadomej grupy »dla siebie« mogłoby uruchomić procesy, które z jednej strony skutecznie blokowałaby postępy oświeceniowej, jak i ponowoczesnej formy sekularyzacji, a jednocześnie wpływałyby na sposób funkcjonowania polskiego Kościoła”.
Millenarystyczna chadecja, z jednej strony skupiona na „polityczności eucharystycznej”, z drugiej wchodząca w domenę polityki sekularnej z metapolityczną agendą budowaną na katolickiej nauce społecznej, ale podejmująca tematy, które faktycznie mogą „meblować głowy” przedstawicieli kulturowego postkatolicyzmu, może stać się nową strategią katolickiej polityczności w postkatolickim świecie.
Esej pochodzi z numeru elektronicznego czasopisma „Pressje” pt. „Polityka Boża”. Zapraszamy do nieodpłatnego pobrania numeru w wersji elektronicznej.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.