Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Andrzej Kohut  20 maja 2019

Żydowski spisek czy polityczna manipulacja? O co chodzi z Ustawą 447?

Andrzej Kohut  20 maja 2019
przeczytanie zajmie 6 min

Nie istnieje podstawa prawna, która umożliwiłaby Amerykanom wyegzekwowanie od Polski wypłaty odszkodowań za utracone w czasie Holocaustu mienie ofiar. Ustawa JUST to wewnętrzny amerykański dokument, którego zwieńczeniem będzie raport sekretarza stanu. Nie ma jednak wątpliwości, że uchwalona ustawa już teraz jest przedmiotem zakulisowych rozgrywek i nacisków ze strony lobbystów. Amerykańscy politycy wyznaczyli do tego zadania szefa swojej dyplomacji, ponieważ są świadomi, że dokument będzie użytecznym narzędziem w wywieraniu presji.

„Myśmy to odbudowali, a teraz mamy jeszcze za to zapłacić. To jest po prostu niebywała wręcz bezczelność” – mówił niedawno Jarosław Kaczyński w Polskim Radiu Szczecin odnosząc się do tzw. Ustawy 447, amerykańskiego aktu prawnego, który budzi w ostatnich dniach wiele kontrowersji. Emocjonalna wypowiedź prezesa Prawa i Sprawiedliwości to reakcja na jeszcze mocniejsze komunikaty płynące ze strony polityków Kukiz ’15 oraz Konfederacji, którzy przekonują, że wspomniana ustawa to krok w kierunku wymuszenia na Polsce olbrzymich i bezprawnych odszkodowań za mienie ofiar Holocaustu. Odszkodowań, które miałyby trafić nie tylko do indywidualnych spadkobierców, ale również do międzynarodowych organizacji żydowskich (w przypadkach, gdzie wskazanie spadkobiercy nie jest możliwe). Czy rzeczywiście istnieje ryzyko, że Polska zostanie zmuszona do wypłaty gigantycznych, rujnujących budżet państwa odszkodowań? A może wyolbrzymianie zagrożenia to tylko sposób prawicowych partii na mobilizację elektoratu?

Prawo jest po naszej stronie

Kontrowersyjna ustawa to zaledwie półtorej strony maszynopisu. Ustawa została przyjęta i opatrzona sygnaturą S.447 (stąd potoczna nazwa). Prezydent Trump podpisał ją w maju 2018 r. „Justice for Uncompensated Survivors Today (JUST) Act of 2017”, bo tak się oficjalnie nazywa, oznacza sprawiedliwość dla tych, którzy przetrwali Holocaust, a do dziś nie doczekali się odszkodowania. Dalsze zapisy precyzują, że dotyczy „konfiskat, wywłaszczeń, nacjonalizacji, wymuszonej sprzedaży i transferów (…) w okresie Holocaustu oraz rządów komunistycznych”. Wreszcie pojawia się zapis kluczowy: sekretarz stanu ma w ciągu 18 miesięcy przedstawić raport dotyczący realizacji tzw. Deklaracji Terezińskiej przez państwa, które podpisały ją w 2009 r. Bardziej szczegółowo oceniony zostanie postęp sygnatariuszy deklaracji w kwestiach:

  • Zwrotu mienia prawowitym właścicielom (lub ich spadkobiercom), uwzględniając własność wspólnot religijnych i świeckich;
  • Gdy zwrot nie jest możliwy – do przekazania nieruchomości lub odszkodowania o porównywalnej wartości;
  • Gdy nie da się wskazać spadkobiercy – do wykorzystania odszkodowania na pomoc ocalałym, którzy są w potrzebie, edukację o Holocauście i inne cele;
  • Na ile prawa regulujące powyższe kwestie są przez państwa stosowane w praktyce;
  • Mechanizmu pozwalającego ocenić w jakim stopniu spełniane są roszczenia ofiar Holocaustu oraz ich rodzin, którzy są obywatelami USA.

Formalnie jest to więc wewnętrzny amerykański dokument, w którym władza ustawodawcza prosi ważnego przedstawiciela administracji rządowej o przygotowanie raportu we wrażliwej kwestii. Podobną narrację sugeruje zresztą ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, pisząc na Twitterze: „Powtarzam – ustawa JUST (447) nie nakłada na nikogo żadnych finansowych ani prawnych obciążeń. Jest to jednorazowy raport dla Kongresu USA, którego celem jest analiza postępu prac krajów w zakresie restytucji”.

Trzeba sobie jasno powiedzieć: nie istnieje podstawa prawna, dzięki której Amerykanie mogli by od Polski egzekwować wypłatę odszkodowań. Deklaracja Terezińska, na którą powołuje się wspomniany akt prawny, a którą w imieniu Polski podpisał ówczesny sekretarz stanu w KPRM, Władysław Bartoszewski, nie jest umową międzynarodową i nie przewiduje żadnych sankcji za brak postępów w jej realizacji.

„Dokument ten ma jedynie charakter polityczny w stosunkach międzynarodowych” –stwierdziło polskie MSZ w odpowiedzi na interpelację poselską. Tym bardziej nie ma na Polskę wpływu wewnętrzne ustawodawstwo amerykańskie. Prawnie sytuacja jest oczywista, ale dobrze wiemy, że polityka międzynarodowa nie jest tak prosta.

Narzędzie dyplomatycznej presji na „krnąbrnych”

Amerykański sekretarz stanu w raporcie ma przedstawić nie tylko obecny stan prawny, ale również ocenić czy prawo jest właściwie stosowane, a także jak postępuje zaspokajanie roszczeń obywateli amerykańskich. Jednak gdyby chodziło tylko o przygotowanie kompleksowego opracowania eksperckiego, to zadanie zlecono by uniwersytetom i innym instytucjom badawczym.

Amerykańscy politycy wyznaczyli do tego zadania szefa swojej dyplomacji, ponieważ są świadomi, że dokument będzie użytecznym narzędziem w wywieraniu presji na kraje, które, w opinii Kongresu, nie wykazały się odpowiednią gorliwością w zadośćuczynieniu ofiarom. Taką interpretację przedstawił zresztą podczas dyskusji nad ustawą w Izbie Reprezentantów republikanin Ed Royce.

Nietrudno sobie wyobrazić jak presja będzie wyglądać w praktyce. Już zaczęły pojawiać się doniesienia z różnych źródeł (ciężko stwierdzić ich wiarygodność), że Kongres zamierza wymusić na administracji Trumpa, by uzależniła stałą obecność wojsk amerykańskich w Polsce od zwrotu mienia ofiar Holocaustu.

Trudno również oczekiwać, że administracja prezydenta będzie się takim naciskom opierać. Jest wszak jedną z najbardziej proizraelskich w amerykańskiej historii – a wcale nie tak łatwo zyskać tego rodzaju łatkę w państwie, które Izrael popiera niezmiennie od lat. Przeniesienie amerykańskiej ambasady z Tel-Awiwu do Jerozolimy, zatwierdzenie aneksji Wzgórz Golan, czy ostry kurs wobec Iranu to tylko niektóre przykłady potwierdzające, że najważniejszym sojusznikiem Trumpa jest Izrael.

Ważny jest również kontekst wyborczy. Trump twardo grając sprawą roszczeń zyska nie tylko poparcie środowisk żydowskich, ale również kluczowej części swojego elektoratu, czyli ewangelikalnym chrześcijanom, wywodzącym swoje poparcie dla Izraela ze źródeł religijnych.

Nie uciekniemy od reprywatyzacji

Polska ma jeszcze jeden poważny problem, który często jest podnoszony w amerykańskich i izraelskich mediach: pozostaje jedynym krajem Europy Wschodniej, który do tej pory nie uporządkował kwestii zwrotu mienia przejętego przez komunistyczne państwo. Kolejne próby uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej kończyły się fiaskiem. Najbliżej było w 2001 r., kiedy uchwalony przez Sejm i Senat akt prawny zawetował prezydent Kwaśniewski, argumentując, że projekt (mający obejmować tylko obywateli Polski) dyskryminuje tych, którzy obywatelstwa się zrzekli, zostali go pozbawieni, albo posiadają obywatelstwo kraju, w którym osiedlili się ich rodzice.

Nigdy nie zaspokoimy jednak wszystkich roszczeń. Powojenna Polska powstała częściowo na obszarze, z którego wysiedlono miliony Niemców. Kilka milionów obywateli zginęło w czasie wojny. Inni zostali zmuszeni do tułeczki się ziem odebranych nam na Wschodzie. Wiele budynków i działek zostało przejętych przez komunistyczną władzę, a zburzona Warszawa została odbudowana w zupełnie innym kształcie.

Opuszczone przez zabitych oraz zaginionych mieszkania i domy były zasiedlane przez najbardziej potrzebujących. Miliony ludzi zmieniły w wyniku wojny swoje miejsce zamieszkania, a w ślad za tym nie zawsze szło uporządkowanie sytuacji własnościowej (bo dla komunistów nie miało to znaczenia). Trudno więc nawet oszacować jaka kwota byłaby potrzebna, żeby wynagrodzić straty każdemu kto je poniósł. Bo przecież reprywatyzacja nie mogłaby objąć tylko mienia żydowskiego.

Tylko utracony majątek żydowski szacowany jest przez Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego na 300 mld dolarów. Jeśli rację mają eksperci mówiący, że roszczenia żydowskie stanowią nie więcej niż 20% wszystkich roszczeń, to finalna kwota przekraczałaby wielokrotnie roczne wydatki skarbu państwa. Polska mogłaby od razu ogłosić bankructwo. Dlatego wszelkie projekty reprywatyzacyjne dotyczyły jedynie wypłaty części roszczeń – np. 10-20% całkowitej wartości nieruchomości.

Wyjątkowo problematyczny wydaje się przede wszystkim zwrot mienia, które – z racji na brak spadkobiercy – przeszło zgodnie z prawem na własność Skarbu Państwa. Deklaracja Terezińska wskazuje, że i takie mienie powinno zostać zwrócone – pozyskane w ten sposób fundusze mają wesprzeć ocalałych z Holocaustu. Najprawdopodobniejszym odbiorcą takich świadczeń byłyby międzynarodowe organizacje żydowskie. Polska jednak od początku odrzuca takie roszczenia – miał to zrobić już Władysław Bartoszewski, podpisując wspomnianą deklarację.

Kolejne polskie rządy również konsekwentnie zapowiadały, że roszczenia, gdzie brak spadkobiercy, nie zostaną uwzględnione. Amerykanie i Izraelczycy jednak nie chcą o tym słyszeć i podkreślają, że Polska powinna spłacić w ten sposób swój moralny dług. Jako że nie tylko w przedwojennej Polsce panował antysemityzm, ale też poszczególni Polacy współuczestniczyli w zbrodniach Holocaustu, a powojenne państwo mogło się rozwijać dzięki przejętym majątkom pozostawionym przez pomordowanych.

Zapłacimy?

Tomasz Wróblewski, prezes Warsaw Enterprise Institute, przywołał ostatnio w swoim filmiku na YouTube historię Szwajcarii, która pomimo braku sankcji prawnych, ale w wyniku amerykańskiej presji była zmuszona wypłacić ponad miliard dolarów odszkodowania za to, że w szwajcarskich bankach pozostały środki zdeponowane tam przed wojną przez późniejsze ofiary Holocaustu. Ten przypadek pokazuje wyraźnie, że i Polska może być zmuszona – nie przy pomocy instrumentów prawa międzynarodowego, ale presji wywieranej zwłaszcza przez USA – do wypłaty jakiegoś rodzaju zadośćuczynienia.

Warto jednak podkreślić, że nawet gdyby do tego doszło, nie znamy ani czasu, ani formy, ani wysokości świadczeń, które miały by zostać wypłacone. Wydaje się nieprawdopodobne, by miało to dotyczyć całości prezentowanych roszczeń, również dlatego, że byłby to ciężar niemożliwy do udźwignięcia przez polskie państwo.

Ten ostatni scenariusz może jednak stanowić pożywkę dla polityków, którzy swój wyborczy sukces chcą oprzeć na epatowaniu zagrożeniem w tej kwestii. Niezależnie od ich sukcesu może to nieść negatywne konsekwencje w postaci pogorszenia się opinii o Polsce poza granicami naszego kraju. Już teraz zachodnie media chętnie podejmują wątek „antysemickich” marszów w Polsce. Tego rodzaju opinia może zaś znacząco utrudnić negocjowanie kompromisu polskim władzom – bo z antysemitami nie powinno się rozmawiać, mają płacić i koniec!

Zawarcie kompromisu będzie utrudnione również z drugiego powodu – atmosfera polityczna w kraju spowoduje, że jakiekolwiek ustępstwo polskiego rządu w kwestii roszczeń będzie niosło za sobą olbrzymi koszt wizerunkowy i polityczny dla rządzącej partii. Będzie też stanowić bezpośrednią przyczynę dalszej radykalizacji części elektoratu. Nie dziwi więc, że rząd w ostatnich dniach mocno usztywnił swoje stanowisko w tej kwestii.

Wydaje się nieprawdopodobne, by Polska wypłaciła jakiekolwiek odszkodowanie za mienie bezspadkowe. O wiele prostsze wydaje się zaspokojenie tych roszczeń, gdzie nie ma problemu ze wskazaniem spadkobiercy. Tutaj jednak na przeszkodzie stoi brak ustawy reprywatyzacyjnej, a paradoksalnie zamieszanie wokół ustawy 447 powoduje, że jej uchwalenie w najbliższym czasie będzie niemożliwe. Należy zatem spodziewać się kolejnych tarć dyplomatycznych w tej kwestii pomiędzy Polską, Izraelem i USA, dodatkowo intensyfikowanych przez trwające kampanie wyborcze w Polsce oraz USA, oraz napięcia związane z formowaniem się koalicyjnego rządu w Izraelu. Kompromis w przyszłości nie jest wykluczony, ale droga do niego będzie wyjątkowo wyboista.