Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Radosław Piekarz  3 kwietnia 2019

Na fikcyjnych działalnościach gospodarczych tracimy miliardy

Radosław Piekarz  3 kwietnia 2019
przeczytanie zajmie 5 min

Ministerstwo Finansów myśli nad zmianami w zakresie opodatkowania jednoosobowych działalności gospodarczych. Resort chce wprowadzić do przepisów tzw. test przedsiębiorcy, którego celem ma być odsianie prawdziwych przedsiębiorców od tych, którzy działalność prowadzą tylko dla optymalizacji podatkowej. Oczywiście zapowiedź tych zmian wywołuje kontrowersje i jak to w Polsce bywa emocjonalne reakcje publicystów.

Jednoosobowe działalności gospodarcze (JDG) w Polsce pod względami podatkowymi są uprzywilejowane. Osoba prowadząca JDG może wybrać zasady opodatkowania (skala, podatek liniowy, ryczałt), płaci też ZUS kwotowy, nie zaś – tak jak pracownicy etatowi – uzależniony od przychodów. Co więcej, ten mechanizm dodatkowo pozwala obniżać podstawę opodatkowania przez możliwość ukosztowienia szeregu wydatków.

Innymi słowy, efektywna stopa opodatkowania działalności gospodarczej jest niższa niż umów o pracę, i im wyższe dochody JDG tym ta dysproporcja jest wyższa. Nic więc dziwnego, że często wykorzystuje się JDG do „optymalizowania” kosztów zatrudnienia, tworząc działalności fikcyjne, tj. podmioty które formalnie są JDG, ale pracują tylko na rzecz jednego podmiotu pod kierownictwem tego podmiotu.

Jak szacuje Jakub Sawulski z IBS, takich fikcyjnych działalności w Polsce może być ok. 160 tysięcy. Ciężko szacować straty podatkowe z tego tytułu (bowiem należałoby znać dokładną strukturę tychże fikcyjnych działalności gospodarczych), ale dla ZUS i PIT może to być kwota nawet kilku miliardów złotych.

Ministerialna weryfikacja

Nic więc dziwnego, że Ministerstwo Finansów planuje ograniczyć możliwość korzystania z fikcyjnego samozatrudnienia. Pomijając oczywisty aspekt „niesprawiedliwości” w opodatkowaniu de facto tego samego (praca na samozatrudnieniu i praca na etacie nie różnią się niczym), efekt budżetowy jest negatywny i tworzy regresywny system opodatkowania PIT (im więcej się zarabia tym mniej się płaci podatków). Ministerialni urzędnicy snują więc plany wprowadzenia „testu przedsiębiorcy”. Plany nie są jeszcze sprecyzowane. Nie wiadomo czy będzie to zapis w ustawie czy też instrukcja dla Krajowej Administracji Skarbowej. Wiemy jednak, że test będzie składał się z kilku punktów, które będą wskazywać, czy dany podmiot jest przedsiębiorcą czy nie. Jak można się domyślać, te kryteria będą koncentrować się na liczbie obsługiwanych podmiotów przez dane JDG, na faktycznej zależności od zleceniodawcy itd.

Diagnoza Ministerstwa Finansów jest oczywiście słuszna. Eksperci podatkowi od długiego czasu zwracają na problem związany z fikcyjnym samozatrudnieniem. Problem jest jednak taki, że resort wybiera najgorszą drogę do walki z tym problemem. Zamiast likwidować bodźce do nadużyć (np. poprzez zastąpienie kwotowego ZUS składką proporcjonalną do dochodu) ministerstwo chciałoby wypracować zapis prawny segregujący przedsiębiorców na biznes faktyczny i biznes fikcyjny. Moim zdaniem zapisem prawnym takiej selekcji nie da się przeprowadzić, ponieważ nie istnieją jasne granice, które odgraniczą działalność przedsiębiorcy od etatu.

Wydaje się, że charakterystyki, z których mogłoby skorzystać Ministerstwo Finansów związane są z podejmowanym ryzykiem, ilością podmiotów, na rzecz których wystawiane są faktury, ponoszonymi kosztami najmu czy też z wyposażeniem używanym przez przedsiębiorcę (czy jest to wyposażenie jego czy też zleceniodawcy). Moim zdaniem te kryteria jednak nie są jasne i odmiennie należałoby rozpatrywać poszczególne branże. Podejmowane ryzyko? Prawdopodobnie prawnik na etacie obarczony jest znacznie większym ryzykiem (wykluczenie z zawodu, kary finansowe) niż np. kosmetyczka. Widzimy więc, że kategoria działalności nie wyróżnia jednoznacznie przedsiębiorcy. Podobnie jest z liczbą wystawianych faktur. Biegły rzeczoznawca może mieć kontrakt z jednym bankiem dotyczący wycen i ilość pracy generowanej przez ten bank wyczerpuje możliwości świadczenia usług innym podmiotom. Czy to oznacza jednak, że tenże biegły rzeczoznawca nie jest przedsiębiorcą?

Ujmując sprawę prościej, aby kwestie „testu przedsiębiorcy” uregulować prawnie należałoby przepisy rozbudować w sposób kazuistyczny, listując odpowiednie charakterystyki dla poszczególnych branż. To czyni przepis mało elastycznym, tak więc łatwym do obejścia. Przepis ogólny natomiast jest przepisem groźnym, bowiem daje on bardzo duże pole do samodzielnej oceny poszczególnym organom podatkowym.

Rozwiązanie tego problemu jest natomiast stosunkowo proste. Główną przyczyną istnienia fikcyjnego samozatrudnienia jest arbitraż podatkowy. Robiąc to samo można płacić niższy ZUS i podatki. Skoro znamy przyczynę problemu, zlikwidujmy ją. Tym bardziej, że Ministerstwo Finansów ma schowana do szuflady koncepcję jednolitego podatku, która szybko zlikwidowałaby problem fikcyjnych biznesów.