Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Rzeczycki  1 kwietnia 2019

Nie czas na głośny apel, czas na ustrojową zmianę. Recenzja „Państwa teoretycznego” Bartłomieja Sienkiewicza

Michał Rzeczycki  1 kwietnia 2019
przeczytanie zajmie 10 min

Państwo teoretyczne to esej byłego ministra spraw wewnętrznych na temat sektorowych niedomagań polskiej administracji. Czytelnik nie znajdzie w nim niestety ani nowej wizji państwa, ani solidnej analizy jego obecnych mankamentów. Być może polskie państwo jest teoretyczne. Niestety, teoretyczna jest również analiza dokonana przez Bartłomieja Sienkiewicza.

Bartłomiej Sienkiewicz znakomicie opanował techniki politycznego marketingu. W haśle „państwo teoretyczne” została zawarta diagnoza miernej kondycji państwa polskiego, którego instytucje i procedury są, zdaniem autora, nieefektywne i nieszczelne. Trzeba przyznać, że ukuta przez Sienkiewicza zbitka jest na tyle sugestywna, że w zasadzie swój sens tłumaczy sama.

Jedynie okoliczności jej wypowiedzenia mogłyby być szczęśliwsze. Zważywszy bowiem na kontekst powstania tytułowych słów, trudno uniknąć wrażenia, że mamy do czynienia z dłuższym esejem będącym w gruncie rzeczy polityczną spowiedzią – co sam autor sugeruje we wstępie, gdzie wykłada swój punkt widzenia na aferę taśmową. Dostajemy zatem książkę, która po tytule dużo obiecuje. Czy zasadnie?

Pierwsze trzy problemy Polski teoretycznej

Przejdźmy jednak do rzeczy. Metoda, którą przyjął autor, polega na dobraniu przykładów mających ilustrować dany mankament funkcjonowania państwa. Z punktu widzenia siły perswazyjnej taki zabieg jest bardzo dobry. Ludzki umysł z natury jest predysponowany do ujmowania raczej prostych faktów niż złożonych teorii, a tym samym chętniej chłonie tezy poprzedzone sugestywną ilustracją. Jednak z perspektywy zasadności stawianych tez trudno nie zarzucić Sienkiewiczowi, że dobór przykładów jest co najmniej niejasny lub nawet wprost arbitralny.

  1. Edukacja

Autor wskazuje na początku na ułomność polskiego szkolnictwa, które uczy młodzież przygotowującą się do życia w demokratycznym państwie, że instytucje demokratyczne są tak naprawdę pozorem: samorząd uczniowski nadzoruje nauczyciel, natomiast radę pedagogiczną nadzoruje dyrektor. W obu tych przypadkach zgromadzenie podejmuje decyzje w obecności przedstawiciela władzy, od którego jest zależne, co rzeczywiście może trącić absurdem. Zdaniem Sienkiewicza kształcenie się w takich warunkach nie tylko nie wzmacnia postaw prospołecznych, lecz, wprost przeciwnie, motywuje do zachowań biernych i konformistycznych. Ponadto źle zorganizowana szkoła prowadzi źle pomyślany kurs historii, który skupia się jedynie na bardzo odległych wydarzeniach, tymczasem historia najnowsza, taka jak powstanie Solidarności, jest omawiana „marginalnie i bałamutnie”.

  1. Kościół

Drugim przykładem jest rola Kościoła katolickiego w Polsce. Autor przytacza kilka przypadków nadużyć, gdy duchowny zażądał od wiernych iście bajońskiej sumy za celebrowanie chrztu, pogrzebu lub ślubu. Sienkiewicz twierdzi, że przyczyną występowania takiego stanu rzeczy jest brak opodatkowania tzw. tacy. Wyrażana to następującymi słowami: „Nic dziwnego, że raz na jakiś czas dochodzi do skandali w tych sprawach, nie mówiąc już, że sam system z punktu widzenia państwa jest skandalem. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której państwo godzi się, żeby obok niego istniał inny podmiot pobierający opłaty według uznania obciążające obywateli tego państwa i niemający żadnych zobowiązań [poza moralnymi] wobec obywateli, jak i tego państwa?”.

  1. Poszanowanie prawa

Wreszcie przykład trzeci to statystyki wypadków drogowych, które mają być dowodem na to, że w polskim społeczeństwie nie zakorzenił się szacunek do prawa. Sienkiewicz twierdzi, że ta ilustracja jest adekwatna, bo kodeks drogowy jest tym prawem, które łatwo przestrzegać i obejmuje bardzo dużą liczbę osób. Skoro więc przepisów tak prostych i powszechnych Polacy nie przestrzegają – według cytowanych przez autora badań Polska zajmuje w statystyce wypadków niechlubne czwarte miejsce od końca na tle 28 państw Unii Europejskiej – to jak można oczekiwać, że będą szanowali prawo w innych dziedzinach życia indywidualnego i zbiorowego.

Diagnoza problemów na chybił trafił

Nasuwa się teraz pytanie, co łączy te przykłady. Bartłomiej Sienkiewicz tłumaczy to następująco: „Szkoła, ruch drogowy i finansowy wymiar Kościoła – są codziennym, powszechnym doświadczeniem naszych rodaków. Można by powiedzieć, że przez swoją codzienność i powszechność wręcz niewidzialnym. […]. Na koniec te zbiorowe praktyki są przenoszone na inne dziedziny życia, kierują wyborami dotyczącymi, zdawałoby się, zupełnie odmiennych spraw, dalekich od szkoły czy ruchu drogowego”.

Mimo to kilka stron dalej autor wprost przyznaje, że przykłady dobrał arbitralnie. Jeśli tak jest naprawdę, to trudno mówić, że Bartłomiej Sienkiewicz dokonał jakiejkolwiek diagnozy stanu całego państwa. Wybranie trzech aspektów życia społecznego, być może istotnych i rzeczywiście wadliwych, nie musi rzutować na ocenę całości. Po prostu teza, którą sugeruje tytuł książki, nie zostaje udowodniona za pomocą argumentów przytoczonych w tekście.

Trzeba także wspomnieć, że same przykłady, na które Sienkiewicz się powołuje, są mało przekonujące. O ile jeszcze można uznać, że z punktu widzenia przysposobienia obywatelskiego nauczanie szkolnie rzeczywiście pozostawia wiele do życzenia, o tyle sposób przedstawienia zagadnienia finansowania Kościoła i przestrzegania przepisów ruchu drogowego jest co najmniej dyskusyjny.

Jeżeli w odniesieniu do Kościoła kamieniem obrazy jest to, że istnieje jakaś organizacja, która samowolnie wyznacza wysokość opłat za członkostwo bądź świadczone usługi, to znaczy, że na równi ze związkami religijnymi powinny zostać poddane ścisłej kontroli fiskalnej także organizacje pozarządowe. Przecież wysokość składek członkowskich również jest wyznaczana arbitralnie.

Są to bowiem darowizny przekazywane przez zrzeszonych na rzecz danej wspólnoty lub stowarzyszenia i jako takie, zgodnie z prawem polskim, podlegają zwolnieniu z opodatkowania. Oczywiście, istota argumentu polega na tym, że Kościół, mimo pobierania pieniędzy od obywateli, ma wobec państwa zobowiązania natury wyłącznie moralnej. Jednak organizacje pozarządowe również mają względem państwa zobowiązania wyłącznie natury moralnej. Przecież działanie na rzecz dobra wspólnego jest imperatywem etycznym, a nie obowiązkiem prawnym. Jedną zaś z form działania na rzecz dobra wspólnego jest możliwość zrzeszania się: obywatele podejmują się mianowicie zawiązywania różnych towarzystw i organizacji, których celem jest działanie na rzecz pożytku publicznego. Jednak żadne stowarzyszenie nie może istnieć bez materialnego zaplecza.

Jeżeli więc państwo miałoby otoczyć kontrolą fiskalną cały sektor pozarządowy,  oznaczałoby to zagłodzenie nie tylko związków religijnych, lecz także ośrodków analitycznych i stowarzyszeń. Tymczasem to te miejsca są przestrzenią dla codziennej aktywności obywatelskiej. Jeśli więc to szkoła ma zapewniać wstępne przygotowania do życia w demokratycznym państwie, to można zapytać, jaki będzie z niego pożytek, jeśli istotny fragment życia obywatelskiego zostanie opodatkowany i znacząco pozbawiony funduszy?

Kolejne cztery problemy Polski teoretycznej

  1. Służby

Na edukacji, opodatkowaniu tacy kościelnej oraz przepisach drogowych przykłady Sienkiewicza się nie kończą. Kolejny problem, który tym razy dotyczy sprawności polskich służb, został zilustrowany przykładem afery związanej z nielegalnym wwozem śmieci do Polski. Chodzi o zajścia, których kulminacja miała miejsce wczesną wiosną i latem 2018 r. Obraz państwa, które nie radzi sobie z przepływem czegoś tak banalnego jak śmieci, rzeczywiście daje do myślenia. Co by było, gdyby zamiast zwykłych odpadów wwożono do kraju w tych ciężarówkach materiały wybuchowe? Tymczasem, jak podaje autor, do Polski w ciągu trzech lat przywieziono prawie 800 tys. ton śmieci. Zdaniem Sienkiewicza ten przykład pokazuje, że polskie państwo nie ma zorganizowanej procedury gromadzenia informacji. Choć wiadomości spływały do centrali, to nie były tam gromadzone i analizowane. W wyniku tych zaniechań decyzje podejmowano nagle i dopiero wtedy, gdy wymagała tego sytuacja.

  1. Ekologia

Sprawa śmieci nie jest jedynym przejawem takiej doraźności w działaniu państwa polskiego. Innym przykładem mogłaby być sprawa smogu i ochrony środowiska. Ekologia, zdaniem Sienkiewicza, jest rzeczą na tyle istotną, że w realizacji polityki w tym zakresie państwa mogą ze sobą konkurować tak samo, jak to ma miejsce w odniesieniu do PKB lub poziomu uzbrojenia i siły armii. Stan środowiska naturalnego jest bowiem istotnym czynnikiem, który wpływa na jakość życia. Zaniedbanie środowiska potrafi nawet zahamować rozwój państwa, przyczyniając się do przedwczesnej liczby zgonów oraz wzrostu kosztów opieki medycznej. Na jakości życia sprawa się nie kończy.

Ochrona środowiska ma również aspekt wyścigu modernizacyjnego, w którym państwa oparte na starszych technologiach energetycznych stają się w końcu łupem państw bardziej zaawansowanych. Sienkiewicz uważa, że proces ten może przybierać różne postaci – od „niekontrolowanego importu odpadów albo obsługi najbardziej uciążliwych dla środowiska gałęzi przemysłu”. Tymczasem dotychczasowe działania rządów polskich w zakresie ochrony środowiska także obarczone były doraźnością. W sytuacji, gdy w Warszawie naprawdę trudno było oddychać, a i tak wysokie normy dopuszczalnego stężenia pyłu w powietrzu były przekraczane wielokrotnie, trudno było wciąż powstrzymywać się od podjęcia decyzji.

  1. Emigracja

Rynek pracy w Polsce jest rynkiem pracownika. Kraj się bogaci, a wielu Polaków wciąż wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu lepiej płatnej posady. Taka sytuacja tworzy niszę dla tych pracowników, którzy są gotowi wykonywać gorzej płatne zawody. I tak samo, jak to ma miejsce na Zachodzie, ta nisza jest wypełniana przez imigrantów, których jest w Europie coraz więcej. Zmiany klimatyczne w Afryce, tamtejsza niestabilność polityczna, a także wojna na Ukrainie – to wszystko czynniki, które wymuszają ruchy ludności.

Tej fali imigracji nie da się zatrzymać, pisze Sienkiewicz, samym stawianiem drutów i zasieków: „Można ten proces opóźniać, starać się go jakoś uregulować, ale go nie powstrzymamy. A to wymaga przygotowania ludzi, nauczenia ich współżycia obok siebie neutralizującego potencjalne konflikty”.  Adaptacja do tych nowych wyzwań wymaga od państwa wypracowania długofalowych strategii.

  1. Armia

Dla Sienkiewicza ilustracją, jak źle wojsko polskie jest unowocześniane, jest historia transporterów Rosomak i wieży Hitfist. Rosja jako potencjalny wróg dysponuje znacznymi siłami pancernymi. Państwo polskie musi więc dysponować czymś, co potrafi odpowiedzieć na to zagrożenie. Dotychczas używane w rosomakach działko 30 mm raczej nie da sobie rady sobie w walce przeciwko czołgom. W związku z tym planowano unowocześnienie pojazdów. Skoro modernizacji miało podlegać uzbrojenie, konieczny był też zakup nowej wieży. Jak zatem poradzono sobie z tym problemem? Cytując Sienkiewicza: „W trakcie dywagacji na ten temat dostarczyciel wież typu Hitfist do rosomaków, włoski koncern OTO Melara, wyposażył je w pociski przeciwpancerne dla włoskich sił zbrojnych, podnosząc tym samym koszty badań. Wydawało się, że nic prostszego jak kupić gotowe rozwiązania.[…]. Nic takiego się jednak nie stało”.

Mamy więc zupełnie nieprzygotowane wojsko, które nie jest w stanie obronić państwa przed potencjalnym napastnikiem. Tymczasem kwestia modernizacji armii jest nierozerwalnie związana ze współczesną kondycją NATO oraz z geopolitycznym położeniem Polski. Wyzwanie, które stoi przed Rzeczpospolitą, polega na znalezieniu w tej niestabilnej sytuacji gwarancji własnego bezpieczeństwa, których ciężar należy wyważyć między sojuszami a własnymi zdolnościami obronnymi.

Jak do każdego wyliczenia w tej książce do wyliczenia zagrożeń i wyzwań również można mieć zastrzeżenia. Autor nigdzie nie uzasadnia, dlaczego analizuje właśnie te tematy. Dlaczego nie ma tutaj mowy o kryzysie Unii Europejskiej? Dlaczego nie jest w tej liście wymieniony trawiący Polskę konflikt polityczny, którego negatywne skutki są coraz bardziej namacalne? Jeżeli już jednak przyjąć, że wskazane przez autora problemy stanowią główne wyzwania, przed którymi stoi Rzeczpospolita, to gdzie szukać rozwiązań?

Naciągnąć diagnozę, przypudrować rozwiązania

Sienkiewicz poszukuje źródła rozwiązań w mentalności samych Polaków, którzy, jego zdaniem, mają w sobie coś, co pozwala im się podnosić po największych nawet traumach historycznych. Rozwiązaniem drugim jest zmiana strategii komunikacji, przez co autor rozumie konieczność konsultowania wprowadzanych zmian z zainteresowanymi grupami. Należałoby zatem stworzyć ramy prawne do tego, by państwo przeszło do modelu bycia jednym z aktorów tworzenia rzeczywistości politycznej, a nie jej wyłącznym twórcą. Do zmiany sposobu transferu informacji na temat skutków proponowanych zmian Sienkiewicz chce dołączyć obniżenie kosztów pracy oraz kanalizację rozwoju poprzez największe metropolie. Trzecim postulatem jest reforma samorządowa, która miałaby przemienić starostów z samorządowców w urzędników państwowych. Intencją, która stoi za tą propozycją, byłoby przybliżenie państwa obywatelom.

  1. Cała władza w ręce państwa

Gdy przebiega się wzrokiem po wszystkich uwagach byłego ministra spraw wewnętrznych, łatwo można dostrzec, że miarą teoretyczności lub nieteoretyczności państwa jest zdolność administracji do skontrolowania dowolnej sfery życia ludzkiego. Choć autor Państwa teoretycznego głosi w swojej książce otwarte przywiązanie do liberalnej demokracji, nie do końca wiadomo, jaką funkcję miałby spełniać ten komponent demokratyczny.

Mówienie o sile Polaków, którzy wciąż się odradzają po kolejnych historycznych traumach, aczkolwiek krzepiące, nie jest pewnością dowartościowaniem demokracji. Poza tym w sferze praktycznych postulatów podobne memento nigdy nie jest rozwiązaniem problemu. Jest to bowiem zwykły apel do publiczności, jakich było już setki. Gdzież więc szukać miejsca dla demokracji w koncepcji Sienkiewicza?

Samorząd wydaje się najbardziej podstawową przestrzenią, dzięki której człowiek może włączyć się w decydowanie o tym, jak rządzi się jego otoczeniem. Przez wieki autorzy zastanawiający się nad zbudowaniem najlepszej republiki zwracali uwagę, że jednym z warunków koniecznych powodzenia takiego projektu jest cnota biorąca swój początek z więzów zaufania, które są możliwe jedynie na małej przestrzeni. Społeczności lokalne znakomicie spełniają ten warunek.

Tymczasem proponowana przez byłego ministra spraw wewnętrznych reforma zmierza raczej w odwrotnym kierunku. Starostowie mieliby się bowiem zamienić w mianowanych przez państwo urzędników. Mimo to Sienkiewicz twierdzi, że szczebel samorządowy nie uległby uszczupleniu. Niestety na zapewnieniu się kończy. Nie wiadomo, jak rozumieć jednoczesne odebranie wspólnocie lokalnej jakiegokolwiek wpływu na obsadzenie urzędu z tezą, że w ten sposób samorząd nie zostanie uszczuplony. Jak to jest możliwe? I jak to pogodzić z postulatem zmiany sposobu komunikacji, dzięki któremu państwo rezygnuje z modelu „wszechogarniającego” na rzecz modelu „współzarządzania”? Jeśli istnieje jakiś pomoc między tymi koncepcjami, to próżno go znaleźć na stronach Państwa teoretycznego.

  1. Cały rozwój w ręce metropolii

Problem dowodzenia poszczególnych stwierdzeń lub dokonywanych wyborów jest w zasadzie główną wadą pracy Bartłomieja Sienkiewicza. Gdy autor przechodzi od omawiania postulatu kumulacji zasobów w miastach oraz wciągania mniejszych ośrodków w orbitę oddziaływania metropolii, podaje bez uzasadnienia jako tezę oczywistą, że taki model od lat jest praktykowany na Zachodnie, a w związku z polskimi ambicjami konkurowania z największymi – jest to też model jedyny z możliwych. Czy tak jest rzeczywiście?

Przeciwko tezie Sienkiewicza przemawia chociażby napisany dla Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego raport Polska średnich miast autorstwa prof. Przemysława Śleszyńskiego. Według jednej z tez tego raportu „zróżnicowanie tempa rozwoju jest nieuniknione, a czasem nawet potrzebne, aby pobudzić procesy mobilności ludności czy kapitału. Jednak w Polsce poziom zróżnicowania regionalnego zaczął osiągać niebezpieczne rozmiary zagrażające długookresowemu rozwojowi kraju. Ujawniły się bowiem obszary peryferyjne, których przyszłość jest zagrożona z powodu depopulacji i obniżania się poziomu dochodów”.

Do uwag prof. Śleszyńskiego warto dorzucić i to spostrzeżenie, że dekoncentracja środków jest niezwykle korzystna z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Obecna sytuacja, w której mamy tak znaczącą koncentrację urzędów w stolicy, sprawia, że gdyby coś miało stać się z Warszawą, na przykład podczas wojny, wówczas paraliżowi administracyjnemu ulega całe państwo. Choć były minister spraw wewnętrznych słusznie podniósł problem bezpieczeństwa Polski jako jedno z kluczowych wyzwań, zupełnie pominął tę prawdę, którą znamy już od czasów Machiavellego; że mianowicie strukturę rozproszoną znacznie trudniej jest zniszczyć niż strukturę scentralizowaną.

  1. Albo demokracja liberalna albo autorytaryzm

Kolejną tezą autora, której uzasadnienie kuleje, jest konieczność obrony demokracji liberalnej. Zasadnicza linia apologii tego modelu polityki ogranicza się do jego bezalternatywności. Według Sienkiewicza zasadą demokracji liberalnej jest równość wszystkich obywateli wobec reguł demokracji, a liberał powinien troszczyć się o to, żeby w procesie wyborczym każdy mógł swój pogląd wyrazić. To właśnie na tym założeniu zbudowano demokratyczny ład na Zachodzie. „Kto tego nie rozumie, powiada autor, znajduje się poza liberalną demokracją. A innej nie ma – przykładem Recep Erdoğan w Turcji czy Władimir Putin w Rosji”.

Otrzymujemy zatem rozumowanie, zgodnie z którym każdy, kto nie popiera demokracji liberalnej, jest zwolennikiem mniej lub bardziej zawoalowanej dyktatury. Oczywiście, taką tezę można by łatwo obalić za pomocą historycznych przykładów republik, które były demokratyczne, a nie miały nic wspólnego z liberalizmem, jednak nie w tym problem. Autor w swoim przywiązaniu do dotychczasowego status quo nie chce zauważyć, że obserwowany kryzys demokracji liberalnej jest być może efektem tego, że ten model polityki stracił na skutek przemian społecznych siłę organizowania ładu politycznego. Obserwowane osie polaryzacji pomiędzy „lud” a „elity lub globalistów i lokalistów oraz wciąż żywa siła polityki tożsamości świadczą o tym, że przestrzeń polityczna staje się areną interakcji grup, a nie jednostek, jak to chcą widzieć liberałowie.

***

Konflikt, którego jesteśmy świadkami w Polsce, nie może zostać rozwiązany kolejnymi apelami lub próbami wymyślenia nowej narracji, którą każdy przyjmie i w której każdy się odnajdzie. W starych traktatach politycznych następstwem każdej teorii była próba skonstruowania jakiegoś ładu instytucjonalnego, który miał być swoistym testem prawdziwości idei. Namysł nad polską rzeczywistością musi pociągnąć za sobą namysł ustrojowy, który przewidzi mechanizmy kanalizowania radykalnych sporów partyjnych. Dogmatyczne trzymanie się liberalnej demokracji nie ma w sobie takiego potencjału.

Esej pochodzi z numeru elektronicznego czasopisma „Pressje” pt. „Polityka Boża”. Zapraszamy do nieodpłatnego pobrania numeru w wersji elektronicznej.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.