Na zmianach klimatu możemy jeszcze zarobić
W skrócie
Generalnie w naszym kraju nie produkuje się rzeczy, na które międzynarodowe instytucje dają pieniądze. Nie dostrzegamy globalnych megatrendów, a to w oparciu właśnie o te trendy powinniśmy budować przyszłość polskiej gospodarki. Zamiast rozwijać, dajmy na to, morskie farmy wiatrowe lub rozproszone moduły energetyki wodnej na rzekach wolnopłynących, to my uparcie inwestujemy w technologie schyłkowe, jak elektrownie węglowe.
Co było pierwotną przyczyną kryzysu migracyjnego z 2015 roku?
Wielka susza i niedobory żywności w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie spowodowana postępującymi zmianami klimatycznymi. Kiedy tąpnęło rolnictwo, ludzie z prowincji masowo ruszyli do miast, ale nie znaleźli w nich pracy. Co się wtedy dzieje? Nastroje się radykalizują. Kogo się wini? Rząd. A co z taką krytykowaną władzą się robi? Obala się. Dalej mieliśmy już cały łańcuch wydarzeń: wybuch Arabskiej Wiosny, wojna domowa w Syrii, pojawienie się ISIS, wielkie ruchy migracyjne do Europy. Ale kamykiem, który spowodował zejście lawiny była susza.
Czy ta lawina możliwa była do przewidzenia?
Organizacja Narodów Zjednoczonych już od 2008 r. trąbiła o nadchodzącej perspektywie wielkich migracji w skali globalnej spowodowanych postępującymi zmianami klimatycznymi. Czyniła to Światowa Organizacja Zdrowia, Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców, UN Habitat, wreszcie Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju za pośrednictwem corocznego Raportu o Rozwoju Społecznym (Human Development Report). Raporty trafiały regularnie na biurka unijnych decydentów w Brukseli i nic. Organizowaliśmy wokół publikacji debaty i dyskusje. Dalej nic. Tą wiedzą nie byli mocno zainteresowani ani politycy, ani unijni urzędnicy, ale także niewielkie było zainteresowanie tematem nadchodzących migracji ze strony dziennikarzy, ekspertów, czy think tanków.
Przypuszczam, że takich punktów zapalnych w skali globalnej, na które wszyscy przymykają oczy, jest jeszcze więcej.
Pierwszy przykład: Indie, Pakistan i kryzys wodny, o którym nikt specjalnie nie rozmawia. A przynajmniej nie rozmawia się o tym w Europe i Polsce. Tymczasem najmniej ludny stan indyjski to dwukrotność populacji Polski. W Indiach i Pakistanie regularnego dostępu do wody pozbawione są dziesiątki (!) milionów obywateli. Oba państwa zaczynają coraz intensywniej rywalizować o dostęp do kurczących się źródeł wody. A przypominam, że mówimy tutaj o krajach dysponujących bronią nuklearną. Gdyby miała rozpocząć się masowa emigracja z Indii i Pakistanu w kierunku miejsc zasobnych w wodę, to kryzys migracyjny, który dotknął Europę byłby tylko igraszką. W mojej ocenie skończyłoby się to wojną na Półwyspie indyjskim i destabilizacją basenu Morza Arabskiego i Zatoki Bengalskiej.
Kolejny punkt zapalny to Półwysep Arabski i dramatyczna sytuacja w Jemenie i Omanie. Ponownie winowajcą jest dramatyczna susza i niespotykane wcześniej fale gorąca, które będą narastać w kolejnych latach. Skutkiem będą migracje i dalsza destabilizacja tego regionu, który znajduje się w głębokim kryzysie po wyniszczających wojnach w Iraku i Syrii.
Rozumiem więc, że zadaniem United Nations Global Compact jest właśnie jak najwcześniejsze dostrzeganie tych punktów zapalnych.
Dostrzeganie punktów zapalnych, ale także identyfikacja globalnych megatrendów związanych ze zmianami klimatycznymi, ale także innowacjami technologicznymi i przemysłowymi. Wszystkie te obszary i tematy interesują globalny biznes, który współpracuje z ONZ właśnie po to żeby więcej wiedzieć i lepiej dostosowywać strategie biznesowe do dynamicznie zmieniającego się świata. Ambicją United Nations Global Compact jest takie budowanie współpracy z biznesem, aby włączać go w realizację polityk ONZ.
UN Global Compact to inicjatywa przedstawiona przez Sekretarza Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych Kofi Annana w przemówieniu wygłoszonym na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos 31 stycznia 1999 r. Kofi Annan zaapelował wówczas do przedstawicieli świata biznesu na całym świecie, by poparli, przyjęli i stosowali we wszystkich sferach ich działalności dziewięć fundamentalnych zasad z zakresu praw człowieka, standardów pracy oraz środowiska naturalnego. Do dzisiaj United Nations Global Compact działa w oparciu o te wytyczne, uzupełnione o punkt dziesiąty poświęcony walce z korupcją.
Naszym podstawowym zadaniem jest współpraca z członkami Global Compact i zarządzanie polską siecią oraz przygotowywanie niezależnych analiz i raportów adresujących kluczowe wyzwania dla Polski. Przygotowując analizy i raporty, współpracujemy z poszczególnymi ministerstwami, samorządem, nauką i biznesem. Sieć biznesowa w ramach United Nations Global Compact jest imponująca. Dziś to już ponad 10 tys. globalnych korporacji.
Zakładam, że UN Global Compact i Global Compact Network Poland współpracuje także z polskim rządem.
Od Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, przez Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, aż po Ministerstwo Finansów, a zakres współpracy wciąż się rozszerza. Zwieńczeniem starań sięgających roku 2013 będzie przyjęcie w roku 2019 Polski do Rady Rządowej przy United Nations Global Compact.
Jednym z kluczowych obszarów współpracy jest program rozpoczęty jeszcze za poprzedniej kadencji Sejmu, dotyczący przeciwdziałania szarej oraz czarnej strefie, i kontynuowany także przez obecny rząd. W ramach współpracy co roku wydajemy raport analityczny z rekomendacjami regulacyjnymi. W ramach Programu badamy konkretne branże wybrane wcześniej w konsultacji z Ministerstwem Finansów, Ministerstwem Inwestycji i Rozwoju, Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralnym Biurem Antykorupcyjnym oraz innymi resortami w zależności, od tego, jaką branżę akurat bierzemy pod lupę. Następnie rekomendujemy konkretne zmiany na poziomie ustawowym mające na celu skuteczną walkę z mafiami gospodarczymi wyłudzającymi VAT, czy szerzej szarą i czarną strefą w gospodarce, a wszystko w ramach 10. antykorupcyjnej zasady United Nations Global Compact. Kluczowe rekomendacje, które udało się wspólnie z rządem wypracować to: reforma Krajowej Administracji Skarbowej, pakiet przewozowy, pakiet paliwowy, pakiet energetyczny oraz nowelizacja tzw. ustawy hazardowej. Obecnie przygotowujemy założenia regulacyjne dla tak szczegółowej kwestii, jak ograniczenie szarej strefy w obszarze olejów zużytych.
Drugi z programów wartych odnotowania dotyczy poprawy jakości powietrza w Polsce oraz zrównoważonego rozwoju miast. Jak ważne to zagadnienie, pokazują liczby. Co roku z powodu złej jakości powietrza umiera przedwcześnie na świecie 7 milionów osób, w tym 600 tys. Europejczyków i 48 tys. Polaków. Zanieczyszczone powietrze generuje rocznie ponad 1,5 mld euro strat. Ludzie chorują i umierają, i to na jednostki chorobowe wysoce kosztochłonne. Od nowotworów, przez zatory płucne, po udary.
Obecnie przygotowujemy rozwiązania regulacyjne w ramach tzw. pakietu architektoniczno-urbanistycznego, a w ramach Programu SDG11 Zrównoważone Miasta koncentrujemy się na zagadnieniach ochrony powietrza, termomodernizacji, zrównoważonego transportu, systemów grzewczych oraz rozsądnego zarządzania przestrzenią publiczną. W tym celu współpracujemy z Pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów ds. programu „Czyste Powietrze” Piotrem Woźnym, z minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigą Emilewicz oraz ministrem inwestycji i rozwoju Jerzym Kwiecińskim. Od stycznia 2017 r., kiedy na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów przyjęto 14 rekomendacji ws. poprawy jakości powietrza, aż do dzisiaj udało się już zrobić naprawdę wiele, jeśli idzie o zmiany regulacyjne i ustawowe. Na tej płaszczyźnie współpraca z rządem jest naprawdę zaawansowana i mam nadzieję że program „Czyste Powietrze” nie wyhamuje.
W zakresie zrównoważonego rozwoju miast współpracujemy w pierwszej kolejności z ministrem inwestycji i rozwoju Jerzym Kwiecińskim, który odpowiada za polityki miejskie. Na tym polu naszą wspólną ambicją jest rozszerzenie liczby polskich miast zrzeszonych w ramach Platformy NAZCA (Non-State Action Zone for Climate Action) zarządzanej przez UNFCCC (Ramowa Konwencja Narodów Zjednoczonych ws. Zmian Klimatu), gdzie jedną z organizacji dostarczających dane jest UN Global Compact. W ramach NAZCA działają miasta, które chcą się rozwijać w sposób zrównoważony. Na dziś jest ich 9378. Podczas grudniowego Szczytu Klimatycznego w Katowicach włączenie do NAZCA zadeklarowały 23 kolejne polskie miasta, zwiększając ich liczbę do stu. Plan na 2019 r. to włączenie polskich miast działających w ramach NAZCA do Programu SDG11 Zrównoważone Miasta i opracowanie standardów minimum dla miast zrównoważonych.
Ostatnim z zagadnień, gdzie sytuacja jest najgorsza, bo mamy do czynienia z wieloletnimi zapóźnieniami, jest kwestia kryzysu wodnego. Czy wie Pan, że w Polsce wody brakuje, a w nadchodzących latach będzie jej jeszcze mniej? A w sytuacji gwałtownych opadów i powodzi nie mamy systemu zbiorników retencyjnych, które są w stanie przyjąć nadmiary wody i umożliwić powstrzymanie lub ograniczenie skali niszczycielskiego żywiołu? W konsekwencji zaniedbań Ministerstwo Rolnictwa wydaje regularnie miliardy złotych na odszkodowania dla rolników, zarówno w przypadku suszy, jak i powodzi.
Porównajmy sytuację Polski i Hiszpanii. Hiszpanie są w stanie magazynować 45% wody opadowej, Polska 5%. My mamy 1600 m3 wody na mieszkańca, Hiszpanie mają 2700 m3, a średnia europejska to 4000 m3 na głowę. W Hiszpanii działa prawie 2000 dwufunkcyjnych zbiorników retencyjnych, które przyjmują i magazynują wodę na etapie opadów oraz wypuszczają ją w okresie suszy. My dysponujemy 69 zbiornikami. Polska powinna podjąć wysiłek inwestycyjny i rozbudować, podobnie jak Hiszpania, system zbiorników retencyjnych dwufunkcyjnych. I nie chodzi tutaj o brzydkie betonowe baseny na wodę, lecz zarybione sztuczne jeziora z przystaniami jachtowymi, wypożyczalniami kajakowymi, pełną infrastrukturą turystyczną. Porównanie Polski i Hiszpanii najlepiej pokazuje skalę wyzwania stojącego przed Polską.
Wie Pan, co zwiększyło katastrofalne rozmiary polskiej powodzi stulecia z 1997 r.? Czesi również zagrożeni byli potężną powodzią i w stanie wyższej konieczności ratowali się skierowaniem nadmiaru wody w stronę Polski, otwierając własne zbiorniki retencyjne. Nasz kraj, pozbawiony odpowiedniej infrastruktury, nie był w stanie przyjąć tej fali. I skończyło się tragicznie. Od tych wydarzeń minęło już ponad 20 lat, a my wciąż jesteśmy w tym samym miejscu. I nadal nie stworzyliśmy programu naprawczego, nie rozpoczęliśmy budowy brakujących zbiorników i magazynów wody. Koncentrujemy się jedynie na monitoringu wałów przeciwpowodziowych i jeśli znajdują się na to pieniądze- na ich modernizacji i prowadzeniu niezbędnych napraw.
Ministerstwo Środowiska szacuje, że do 2030 r. Polska ze względu na zmiany klimatyczne może stracić 86 mld zł. Europejska Agencja Środowiska oszacowała, że przez 33 lata Europa straciła 400 mld euro. Być może powodów tych zaniedbań należy szukać w bezlitosnych liczbach.
Tylko że na bierności stracimy jeszcze więcej. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że Polska zaczęła już stepowieć. Wysycha nam Pojezierze Gnieźnieńskie, gdzie ubyło 30% wody, część jezior się wycofuje, niektóre znikną całkowicie. Wraz z utratą wody sens traci cała wcześniej wybudowana infrastruktura turystyczna: przystanie, hotele, gastronomia. A to dopiero początek. Polecam w tym kontekście raport Najwyżej Izby Kontroli na temat przygotowania polskich miast do okresowych braków wody. Wnioski z kontroli są zatrważające. W perspektywie najbliższych lat i dekad mieszkańcy Polski muszą przygotować się na zmianę klimatu z umiarkowano-chłodnego na umiarkowany-ciepły. Czekają nas fale upałów, w zimie siarczyste mrozy oraz zachwianie okresów przejściowych (wiosna i jesień). Do tego dojdą coraz częstsze i mocniejsze wichury.
Możemy zamykać oczy na zachodzące zmiany, ale to nic nam nie pomoże. Zresztą już dzisiaj istnieją możliwości sięgnięcia po instrumenty finansowe w celu podejmowania inwestycji związanych z tymi wyzwaniami i ograniczaniem zagrożeń.
Chodzi o środki rozdysponowywane przez Organizację Narodów Zjednoczonych?
Sam Zielony Fundusz Klimatyczny, czy Fundusz Adaptacyjny zarządzany przez Narody Zjednoczone to kilkadziesiąt miliardów dolarów, fundusze powiernicze działające w ramach poszczególnych agend i programów ONZ to kolejnych kilkadziesiąt miliardów dolarów, system zamówień publicznych ONZ jedynie w ramach centrum zakupowego to obecnie 18,4 mld dolarów rocznie. Do tego dochodzą środki możliwe do pozyskania od międzynarodowych instytucji bankowych, od Banku Światowego, przez Azjatycki Bank Rozwoju, a kończąc na mechanizmach finansowych wdrażanych w ramach Komisji Europejskiej. Te pieniądze idą następnie na takie inwestycje, jak magazyny energii, rozwój technologii zeroemisyjnych, sieci przesyłowe, czy odsalarki morskie.
Przypuszczam, że dzisiaj większość środków trafia do najlepiej rozwiniętych krajów i największych globalnych korporacji. Czyli silniejsi stają się jeszcze silniejsi.
Nie. Przykładem niech będzie Dania. Mały kraj o powierzchni równej Mazowszu, który na globalnej liście dostawców dla systemu ONZ zajmuje od dziesięcioleci pozycję w pierwszej dziesiątce. Obecnie Dania jest na miejscu 9. a Polska na 183., z udziałem biznesu w systemie zamówień publicznych ONZ na poziomie 0,01%. Dania swój imponujący wynik osiąga poprzez włączenie sektora MŚP do systemu przetargowego ONZ. Nie ma tam żadnej z liczących się globalnie duńskich marek a są małe duńskie firmy, które wygrywają elastycznością i jakością oferowanych produktów i usług.
A gdzie w tym globalnym wyścigu o inwestycyjne dofinansowanie plasuje się Polska?
Nigdzie. Generalnie w naszym kraju nie produkuje się rzeczy, na które międzynarodowe instytucje dają pieniądze. Zamiast rozwijać, dajmy na to, morskie farmy wiatrowe lub rozproszone moduły energetyki wodnej na rzekach wolnopłynących, to my uparcie inwestujemy w technologie schyłkowe, jak elektrownie węglowe.
Naprawdę nie ma żadnych jaskółek?
Oczywiście są pojedyncze wyjątki potwierdzające ponurą regułę, z których trzeba się jednak cieszyć. Polska Grupa Energetyczna zastanawia się nad zainwestowaniem w badania związane z turbinami wiatrowymi przy okazji budowy morskiej farmy wiatrowej na Bałtyku. Grupa Azoty pracuje nad tzw. inteligentnymi nawozami, które mogą okazać się strzałem w dziesiątkę w mniej rozwiniętych regionach świata, pozwalając nadrobić zapóźnienia w rolnictwie. Do tego dochodzi KGHM i ich autorskie prace nad robotyzacją wydobycia. Odwiedzając kopalnię Rudna w Lubinie, zjechałem na głębokość 1100 m i osiągnąłem swój próg wytrzymałości. Zapylenie, hałas, wysoka temperatura była dla mnie zaskakująca. Górnicy oczywiście zjeżdżają znacznie niżej, ale tam, gdzie i dla nich jest już za ciężko, KGHM wysyła zaawansowane kombajny, którymi można sterować z powierzchni, a operator jest w klimatyzowanej i odpowiednio zabezpieczonej kabinie. To może być przyszłość kopalni głębinowych i prawdziwa petarda eksportowa dla naszego koncernu.
Zmiany klimatyczne i związane z nimi megatrendy to nie tylko koszty, ale także nowe źródła inwestycji. Na zmianach klimatycznych można zarobić.
Jeśli tylko będziemy w stanie stworzyć nowe technologie, zrobić to jak najszybciej, a później eksportować własne rozwiązania. I niektórzy już nad tym pracują, jak Chiny z fotowoltaiką, Elon Musk i jego magazyny energii, SKANSKA i ogniwa najnowszej generacji, które ogrzewają i chłodzą budynki w oparciu o energię słoneczną, czy Shell i odejście od ropy, a skupienie się na ogniwach wodorowych, bądź LOTOS i superszybkie ładowarki do samochodów elektrycznych oraz technologie wodorowe. To są właśnie te megatrendy, które trzeba podchwycać.
Weźmy pompy ciepła, które są zeroemisyjne. Gdyby Polskę przestawić z kotłów węglowych zasypowych na pompy ciepła, to uwolnilibyśmy się od niskiej emisji w 60%. Pytanie brzmi: czy jesteśmy w stanie zdecydować się na to rozwiązanie, bez stosowania półśrodków, aby zanotować w ten sposób realny skok technologiczny w oparciu o polski rynek wewnętrzny? Jeżeli mamy w Polsce dzisiaj 3,8 mln domów wymagających pilnej termomodernizacji, to wypuszczenie na rynek tylu pomp ciepła w istotnym wymiarze zmniejszyłoby ich cenę. Nowoczesna technologia byłaby jednocześnie opłacalną ekonomicznie inwestycją.
Możemy też pochylić się nad energią z wody i w tym celu podpatrzeć duńskie rozwiązania z zakresu energii wodnej rozproszonej. Ich model opiera się na stworzeniu sieci przydomowych siłowni wodnych, które dostarczają prąd do kilkunastu gospodarstw. Polska sieć rzeczna to rzeki wolnopłynące, dzięki czemu moglibyśmy mieć kilka tysięcy takich siłowni. Nie jestem w stanie oszacować udziału takich siłowni w polskim miksie energetycznym, ale z pewnością byłby to stały prąd, w przeciwieństwie choćby do potencjalnie niestabilnej energetyki wiatrowej.
Wychodzi na to, że fundamentalnym problemem nie tyle jest brak środków, co braki w wyobraźni i świadomości.
Niedaleko Sopotu działa firma produkująca trójnogi- fundamenty pod morskie farmy wiatrowe. Mają zamówienia z całego świata i nie są w stanie nadążyć z produkcją. To jest kolejny przykład megatrendu, na który wyjątkowo potrafiliśmy częściowo odpowiedzieć, bo w Polsce jest miejsce na trzy takie fabryki. I co najważniejsze, jest potencjał na dalsze rozwijanie tego megatrendu. Być może warto, aby Narodowe Centrum Badan i Rozwoju stworzyło program badawczy poświęcony silnikom dla morskich farm wiatrowych, tak aby w perspektywie kilku lat stworzyć własny produkt zdolny do eksportowej konkurencji z turbinami od Siemensa. Firm, które sprzedają takie „serca” do wiatraków jest dziś pięć na świecie. Polska niech postara się być szóstą. Niech zamawiającym taki projekt będzie na przykład Polska Grupa Energetyczna dysponująca odpowiednim kapitałem do inwestycji. To wymaga jednak wizji i odwagi do jej realizacji. Zaryzykowania nawet stołkiem. Jednak bez podjęcia ryzyka nic w globalnej gospodarce nie ugramy.
Rozmowa pochodzi z 54. teki czasopisma idei „Pressje” pt. „Ekologia integralna”. Zachęcamy do bezpłatnego pobrania całego numeru w formacie PDF.
Kamil Wyszkowski
Bartosz Brzyski