Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jan Woźniak  7 marca 2019

Od bomby atomowej do Pokojowej Nagrody Nobla. Sylwetka Józefa Rotblata [POLACY INSPIRUJĄ]

Jan Woźniak  7 marca 2019
przeczytanie zajmie 9 min

Józef Rotblat polski fizyk pochodzenia żydowskiego, współtwórca pierwszej bomby atomowej, członek działającego na rzecz rozbrojenia nuklearnego ruchu Pugwash, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Sylwetkę tej nieznanej niemal nikomu postaci w Polsce poza wąskim kręgiem ekspertów kreśli w swojej książce Noblista z Nowolipek dziennikarz Marek Górlikowski. Jego praca to nie tylko opowieść o losie wybitnego naukowca, ale także przyczynek do dziejów społeczności żydowskiej w Polsce XX w. oraz historia powstania najgroźniejszej broni, jaką znała ludzkość.

Jeśli możesz przekaż nam 1% podatku. Nasz numer KRS: 0000128315.
Wspierasz podatkiem inny cel? Przekaż nam darowiznę tutaj!

W październiku 1995 r. brytyjski premier John Major niecierpliwie wyczekiwał ogłoszenia nazwiska laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Przywódca torysów – po doprowadzeniu przed dwoma laty do porozumienia z IRA –  miał wszelkie powody, by liczyć na to, że w tym roku decyzją Norweskiego Komitetu Noblowskiego nagroda przypadnie właśnie jemu. Nie wątpili w to politycy i dziennikarze, takie było też przeświadczenie brytyjskiej opinii publicznej. Dla Majora, który latem wygrał kolejne wybory na lidera Partii Konserwatywnej, otrzymanie Nobla miałoby oczywiście nie tylko znaczenie prestiżowe. Tak znaczące wyróżnienie pomogłoby mu tchnąć nowego ducha w szeregi torysów zmęczonych sprawowaniem rządów przez ostatnie 16 lat. Odnowienie ugrupowania, w którym średnia wieku członków wynosiła około 60 lat, było konieczne, by poprowadzić je do zwycięstwa w wyborach w 1997 r. Jednak ogłoszona 13 października decyzja Komitetu zaskoczyła wszystkich. Nagrodę Nobla otrzymała działająca na rzecz rozbrojenia jądrowego Konferencja Pugwash w Sprawie Nauki i Problemów Światowych oraz jej wybitny członek – pochodzący z Polski fizyk dr Józef Rotblat. Ten sam człowiek przed laty był członkiem Projektu Manhattan i współtwórcą pierwszej bomby atomowej – Little Boy.

Od elektromontera do badacza promieniotwórczości

Młodość Rotblata nie zapowiadała wcale jego przyszłych sukcesów czy przyjaźni z takimi postaciami jak lord Bertrand Russel czy Michaił Gorbaczow. Przyszły fizyk urodził się w 1908 r. w Warszawie w żydowskiej rodzinie jako syn właściciela przedsiębiorstwa transportowego Zelmana Rotblata i Szajndli z domu Krajtman. Sielskie dzieciństwo Józefa skończyło się w 1914 r., kiedy to wojna zrujnowała finansowo jego ojca. Rodzice nie byli na tyle zamożni, by sfinansować synowi naukę w gimnazjum. Józef skończył w 1925 r. wydział elektro-mechaniczny Szkoły Rzemieślniczej. Poziom nauczania stał na dość niskim poziomie, nie odpowiadał zdolnościom Rotblata, wielu zjawisk nie tłumaczono, wymagano zamiast tego jedynie pamięciowego opanowania materiału. Po ukończeniu szkoły Józef rozpoczął pracę w zawodzie elektromontera i prowadząc własny interes, naprawiał instalacje elektryczne w domach warszawiaków. Nie czuł jednak pociągu do tej pracy, wciąż marzył o zostaniu naukowcem. Planom tym stał jednak na drodze brak zdanej matury.

Furtka prowadząca do kariery naukowca pojawiła się w 1928 r., kiedy to Józef dowiedział się o istnieniu liberalnej z ducha Wolnej Wszechnicy Polskiej oferującej studia wieczorowe. Co prawda jej dyplomów nie uznawały inne uczelnie, ale za to do wstąpienia na Wszechnicę nie było konieczne posiadanie matury, należało jedynie złożyć egzamin wstępny. Po szczęśliwym jego zdaniu – mimo braków w wiedzy ogólnej – Rotblat stał się studentem wydziału matematyczno-przyrodniczego. Na drugim roku studiów los ponownie uśmiechnął się do przyszłego konstruktora Little Boya – rząd wydał rozporządzenie zrównujące dyplom Wszechnicy z innymi dyplomami, pod warunkiem wcześniejszego zdania matury. Rotblat po raz kolejny dał dowód swoich nieprzeciętnych uzdolnień i w 1931 r. zdał eksternistycznie egzamin dojrzałości, który po latach wspominał tak: „Trzeba było zdać kilkanaście przedmiotów, których w normalnych warunkach uczono przez osiem lat. Do egzaminu podeszło pięćdziesiąt pięć osób, z tego zdały trzy, z tych trzech ja byłem jedynym, który startował pierwszy raz”. Droga do uzyskania tytułu magistra stała otworem.

Jeszcze przed złożeniem pracy magisterskiej Rotblat został asystentem na Wszechnicy. Posadę tę otrzymał dzięki profesorowi Ludwikowi Wertensteinowi, wybitnemu fizykowi o wszechstronnym umyśle i zdolnościach poligloty. Stał się on mentorem Józefa i wprowadził go do zespołu Pracowni Radiologicznej przy ulicy Śniadeckich 8. W 1934 r., po odkryciu sztucznej promieniotwórczości przez Frèdèrica i Irène Joliot-Curie, badania naukowców z Pracowni Radiologicznej nabrały nowej dynamiki. Nie sprzyjały jej jednak warunki techniczne i materialne. Wertenstein, Rotblat i inni pracowali za darmo, nierzadko finansując zakup nowego sprzętu z własnych kieszeni. Mimo to z sukcesami przeprowadzali kolejne doświadczenia. Wśród osiągnięć zespołu Marek Górlikowski, autor książki Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój wymienia otrzymanie sztucznego promieniotwórczego fluoru, zbadanie spowolnienia neutronów w ciężkiej wodzie i odkrycie zjawiska ich nieelastycznego rozpraszania.

W tym czasie następują również zmiany w życiu osobistym Józefa. W 1932 r. poznał Hadisę Grin, zwaną Tolą, córkę żydowskiego kupca, studentkę polonistyki. Dwa lata później byli już małżeństwem. Związek ten tragicznie przerwie Holokaust, co położy się długim cieniem na powojennym życiu Rotblata.

Od początku 1939 r. prof. Wertenstein starał się o załatwienie Rotblatowi stypendium, które umożliwiłoby mu wyjazd do Anglii i roczne uczestnictwo w pracach zespołu kierowanego przez noblistę Jamesa Chadwicka, konstruktora pierwszego cyklotronu. Wertenstein zdawał sobie sprawę, że skopiowanie takiego aparatu w Warszawie znacznie usprawniłoby polskie badania nad promieniotwórczością. Zabiegi profesora odniosły skutek i w kwietniu tego samego roku Rotblat przybył do Liverpoolu, by rozpocząć pracę w laboratorium Chadwicka. Początkowo pobyt w Anglii był dla polskiego fizyka drogą przez mękę, a to ze względu na jego słabą znajomość angielskiego i mizerną sytuację finansową. Po kilku tygodniach funkcjonowania w tak niesprzyjających warunkach był bliski załamania, jednak Tola w listach słanych z Polski zachęcała go do wytrwania. Wraz z upływem czasu Rotblat zaczął przełamywać barierę językową, dzięki zaś pomocy Chadwicka poprawiło się też położenie materialne stypendysty. Wkrótce fizyk z Warszawy zyskał spore uznanie szefa zespołu, które docenił jego pracowitość i błyskotliwość.

Wyścig o broń atomową rozpoczęty

Tymczasem w Europie zaostrzała się sytuacja polityczna. Powszechnie spodziewano się wojny. Rotblat, dysponując dodatkowymi funduszami otrzymanymi dzięki pomocy Chadwicka, w sierpniu 1939 r. podjął próbę sprowadzenia Toli do Liverpoolu. Niestety, żona fizyka, ponieważ dopiero co przeszła dopiero co ciężką chorobę, nie zdecydowała się na wyjazd. Pewne jest natomiast, że 22 sierpnia Rotblat odbył swoją ostatnią rozmowę z Wertensteinem. Dotyczyła ona odpowiedzi na fundamentalne pytanie – czy Rotblat, jako naukowiec, powinien angażować się w prace nad bombą atomową?

Latem 1939 r. wśród fizyków zaznajomionych z najświeższymi wynikami badań powszechne było już przekonanie, że w wyniku reakcji łańcuchowej, następującej po rozszczepieniu jądra atomu, nastąpi wybuch o ogromnej sile. Wizja nowej, śmiercionośnej broni przerażała wielu naukowców. A jeszcze większą grozę budziło wyobrażenie, że ta broń znajdzie się w rękach Hitlera. To właśnie lęk przed niemiecką bombą atomową popchnie dwóch fizyków – Leona Szilarda i Eugene’a Wignera – do napisania memoriału, firmowanego nazwiskiem Alberta Einsteina i  skierowanego do prezydenta Roosevelta, w którym zalecali zintensyfikowanie i wsparcie finansowe badań atomowych. Autorzy sugerowali również, by FDR powołał specjalnego opiekuna tajnego projektu, którego zadaniem byłoby pozyskanie dla niego naukowców oraz zorganizowanie odpowiednich laboratoriów. List dostarczył cieszący się ogromnym zaufaniem Roosevelta, związany z Nowym Ładem ekonomista Alexander Sachs. Podczas spotkania prezydent, częstując swojego gościa luksusową brandy Napoleon, okazał spore zainteresowanie memoriałem fizyków, a żegnając się z Sachsem, miał stwierdzić: „Alex, twoje zadanie polega na upewnieniu się, że naziści nie wysadzą nas w powietrze”.

Dziś wiemy, że obawy Szilarda i Wignera były nieuzasadnione. Niemieccy naukowcy pragnęli skonstruować bombę, wykorzystując w tym celu tzw. ciężką wodę, używaną do spowalniania neutronów, której jedyna w Europie fabryka znajdowała się w Norwegii. Brytyjczykom – z pomocą norweskiej partyzantki – udało się ją zniszczyć po kilku nieudanych próbach, a ostatni niemiecki zapas ciężkiej wody został zatopiony przez aliantów w 1944 r. Robert Jungk, autor pracy Jaśniej niż tysiąc słońc, jako powody porażki Hitlera w wyścigu atomowym obok powyższych trudności technicznych wymienia złą organizację i brak zrozumienia znaczenia badań atomowych ze strony nazistów (Hitler okazywał pogardę fizyce jądrowej, określając ją jako „żydowską” dyscyplinę), a także niechęć części niemieckich badaczy do konstrukcji tak śmiercionośnej broni. Albert Einstein po wojnie stwierdził z goryczą: „Gdybym wiedział, że Niemcom nie uda się skonstruować bomby atomowej, nie ruszyłbym nawet palcem”.

Tego wszystkiego nie mógł oczywiście wiedzieć Józef Rotblat, zwracając się ze swoimi wątpliwościami do Wertensteina. Ale mentor przyszłego noblisty nie udzielił rozstrzygającej odpowiedzi na pytanie, oświadczając: „Ja sam nie zgodziłbym się zostać uwikłany w taką pracę. Ale ty masz własną osobowość i musisz sam znaleźć odpowiednią odpowiedź we własnym sumieniu”.

Po samotnym powrocie do Liverpoolu Rotblat kontynuował pracę u Chadwicka. Wybuch wojny i podejmowane w polskim konsulacie nieudane próby wstąpienia do wojska w charakterze specjalisty w dziedzinie radiotechniki z pewnością przyczyniły się do jeszcze intensywniejszego rozmyślania przez Rotblata o nowej broni. W listopadzie polski fizyk odbył rozmowę z Chadwickiem, w której zasugerował prowadzenie badań nad bombą. Szef laboratorium przystał na to i odtąd uczeń Wertensteina wraz z kilkoma innymi naukowcami zaczął prowadzić w podziemiach Wydziału Fizyki Uniwersytetu w Liverpoolu doświadczenia związane z rozszczepianiem się jądra uranu. Winston Churchill oficjalnie w lecie 1941 r. wyraził zgodę na prowadzenie badań nad bombą, stwierdzając: „Choć osobiście jestem całkiem zadowolony z istniejących już środków wybuchowych, to uważam, że nie możemy stawać na drodze postępu”.

W sierpniu 1943 r. w Quebec City na konferencji o kryptonimie QUADRANT spotkali się Churchill i Franklin Delano Roosevelt, a ich rozmowa koncentrowała się przede wszystkim na szczegółach operacji Overlord. Przy okazji dwaj przywódcy omówili postępy prac nad bombą atomową. Prezydent USA niedługo po japońskim ataku na Pearl Harbor, w styczniu 1942 r. nakazał przyspieszenie prac nad nową bronią. Z ramienia armii kierownictwo nad projektem objął budowniczy Pentagonu generał Leslie R. Groves z Korpusu Inżynieryjnego. Groves w pociągu jadącym  z Chicago na Zachodnie Wybrzeże spotkał się z Robertem Oppenheimerem, pełnym uroku osobistego i „intelektualnego sex appealu” profesorem fizyki z Berkeley, któremu zaproponował stanowisko szefa zespołu uczonych mających za zadanie skonstruować bombę atomową. Oppenheimer, którego zapał zaskoczył nawet samego generała, energicznie zabrał się do gromadzenia ekipy badaczy, przekonując kolejnych fizyków do zaangażowania się w budowę nowej broni, a całe przedsięwzięcie nazwane zostało Projekt Manhattan. W Quebec City Churchill i Roosevelt ustalili, że brytyjscy naukowcy dołączą do amerykańskich badaczy w Los Alamos w grudniu 1943 r. Szefem zespołu wysłanego ze Zjednoczonego Królestwa został James Chadwick. Oczywiście chciał on zabrać do USA Rotblata, ale ten nie wyraził zgody na wymianę polskiego obywatelstwa na brytyjskie, co było warunkiem otrzymania amerykańskiej wizy. Fizyk z Warszawy czuł się Polakiem i po wojnie pragnął wrócić do kraju, by tam rozwijać polską naukę. Odmowa przyjęcia obywatelstwa zatrzymała Rotblata w Anglii. Do czasu.

To jeszcze rzeczywistość czy już świat mitów?

Chadwick był przekonany, że tak utalentowany naukowiec jak Rotblat powinien dołączyć do Projektu Manhattan. Już w grudniu 1943 r. zwrócił się osobiście do Grovesa z prośbą o zezwolenie polskiemu fizykowi na przyjazd bez brytyjskiego obywatelstwa. Generał wyraził zgodę i pod koniec lutego następnego roku Rotblat zjawił się w Los Alamos. Wkrótce został członkiem zespołu pracującego z cyklotronem i kontynuował swoje badania nad nieelastycznym rozpraszaniem neutronów. Przypominający skoszarowanie tryb życia i surowe rygory narzucone przez generała Grovesa w celu zachowania absolutnej tajności projektu były rekompensowane przez wysokie płace i możliwość spotkania się z wieloma wybitnymi fizykami, wśród których znajdowali się nobliści, żywe legendy nauki. Rotblat gromadził w swoim mieszkaniu w Los Alamos sterty prac z dziedziny fizyki, kupionych za pieniądze uzyskane z pensji, pragnąc po wojnie przekazać je do Polski.

Jednak wkrótce po przybyciu do ośrodka badawczego zaczęły dręczyć go poważne wątpliwości. Zrozumiał, że w rywalizacji z rządem USA, przeznaczającym na Projekt Manhattan olbrzymie środki, III Rzesza z pewnością poniesie porażkę. A to oznaczało, że światu nie groziło już niebezpieczeństwo wygrania wyścigu atomowego przez Hitlera. Po latach Rotblat wspominał, że po uświadomieniu sobie tego faktu dotarł do niego bezsens angażowania się w prace prowadzone w Los Alamos. Te rozmyślania oraz poczucie osamotnienia bardzo doskwierały Rotblatowi i tym większym ukojeniem stała się dla niego przyjaźń z poznaną w Los Alamos panną Elspeth Grant, niedoszłą prawniczką cierpiącą na postępującą głuchotę. Polski fizyk, nie poinformowawszy uprzednio oficerów odpowiedzialnych za ochronę ośrodka przed obcym wywiadem, zaczął spotykać się z nią w pobliskim Santa Fe. Spotkania te stały się przyczyną oskarżenia Rotblata o chęć współpracy z ZSRR. Bazując na dość wątłych przesłankach, FBI zbudowało hipotezę, jakoby przyszły noblista planował skok ze spadochronem na teren Rosji Radzieckiej. Rotblatowi udało się obalić te insynuacje, ale dla amerykańskich służb fizyk z Warszawy nadal pozostał osobą w najwyższym stopniu podejrzaną.

Tymczasem w Europie wojska alianckie – po sukcesie operacji Overlord – parły naprzód, wyzwalając kolejne regiony Francji. Informacje uzyskane od francuskich fizyków jasno wskazywały na fakt, że Niemcom nie uda się skonstruować broni atomowej. W tych okolicznościach Józef Rotblat – w poczuciu, że dalsza praca w Los Alamos jest z punktu widzenia jego światopoglądu bezzasadna – postanowił wrócić do Anglii. W grudniu 1944 r. opuścił Los Alamos, by już nigdy nie powrócić do USA.

Po wyjeździe Rotblata amerykańskie prace nad bombą nadal szły pełną parą, dodatkowym zaś powodem ich przyspieszenia była obawa Grovesa, że wojna może się skończyć, zanim Projekt Manhattan, który pochłonął olbrzymie siły i środki, dobiegnie końca. 15 lipca 1945 r. na pustyni zwanej Jornada de Muerto (Droga Śmierci), niedaleko miasteczka Alamagordo, doszło do próbnej detonacji bomby atomowej. Oppenheimer, obserwując wraz z Grovesem i naukowcami z Los Alamos, wybuch, którego potęga przekraczała wcześniejsze przypuszczenia fizyków, przypomniał sobie kilka wersów z hinduskiej Bhagawadgity: „Gdyby tysiąc słońc/Rozbłysło nagle na niebie/Byłby to tak promienny blask/Jaki rozsiewa on, wspaniały”. Po chwili jednak w jego pamięci wybrzmiał inny cytat z hinduskiego eposu: „Jam jest śmierć, co niweczy wszystko/Wstrząsa światami”. Generał Groves natomiast skomentował wybuch słowami: „Wojna skończona. Jedna czy dwie takie sztuki, a załatwimy Japonię”.

Wszystko wskazywało na to, że przepowiednia generała się sprawdzi. Według obliczeń amerykańskich sztabowców inwazja na rdzenną Japonię mogłaby kosztować życie nawet 100 tysięcy Amerykanów i miliona Japończyków. Prezydent Truman nie zdecydował się na próbny pokaz siły i postawienie ultimatum Japonii, co znajdującemu się u kresu życia Rooseveltowi proponował wcześniej Aleksander Sachs. 6 sierpnia bomba Little Boy spadła na Hiroszimę, zabijając natychmiast 70 tys. jej mieszkańców. Jednak gdyby doliczyć tych, którzy zmarli na chorobę popromienną, liczba ofiar wzrośnie do 200 tysięcy. Trzy dni później bomba Fat Man spadła na Nagasaki, zabijając niemal 40 tys. Japończyków.

Od bomby atomowej do pokojowego Nobla

Użycie przez Amerykanów bomby, którą współtworzył Rotblat, to nie jedyne wstrząsające przeżycie, jakie spotkało polskiego fizyka w 1945 r. Po zakończeniu wojny dotarła do niego wieść od rodziny, że Tola Rotblat zginęła, najprawdopodobniej w obozie zagłady. Wojny nie przeżył również prof. Wertenstein i większość kolegów Rotblata z pracowni na Śniadeckich 8. Powojenny los Polski nie pokrywał się z wcześniejszymi wyobrażeniami Rotblata. Powrót do kraju nie wchodził w grę, ponieważ groził uprowadzeniem fizyka do ZSRR przez radzieckie służby. W tej sytuacji przecięte zostały wszystkie więzi, jakie łączyły Rotblata z Polską. Pod koniec roku zrzekł się polskiego obywatelstwa i stał się Brytyjczykiem z wyboru.

Świadomość, że przyłożył rękę do skonstruowania śmiercionośnej broni, a także doświadczenia pierwszych lat zimnej wojny skłoniły Rotblata do dokonania pewnego przewartościowania. Fizyk zdecydował, że swoje zdolności poświęci teraz medycynie, choć to oznaczało porzucenie świetnie zapowiadającej się kariery na Uniwersytecie w Liverpoolu. Na wiosnę 1949 r. Rotblat objął posadę kierownika Wydziału Fizyki w Kolegium Medycznym przy Szpitalu Św. Bartłomieja w Londynie. W kręgu jego zainteresowań znalazło się m. in. zwalczanie nowotworów z zastosowaniem radioterapii.

Tymczasem wyścig zbrojeń po obu stronach żelaznej kurtyny nabierał tempa. Po amerykańskich próbach jądrowych na atolu Bikini w 1954 r. Rotblat  jako specjalista w dziedzinie fizyki jądrowej  został zaproszony do BBC, aby wytłumaczyć widowni działanie bomby wodorowej. Dzięki występowi w telewizji poznał lorda Bertranda Russela, wybitnego filozofa i gorącego zwolennika rozbrojenia nuklearnego. Russel przygotował manifest, podpisany przez grupę znakomitych uczonych (sygnatariuszem został m. in. stojący nad grobem Einstein), w którym wzywał do zaprzestania wyścigu zbrojeń w dziedzinie broni jądrowej. W lipcu 1955 r. odbyła się konferencja poprowadzona przez Rotblata, na której Russel odczytał manifest, odmalowując sugestywnie zagrożenia wiążące się ze zbrojeniami nuklearnymi oraz apelując do władz wszystkich państw, by wkroczyły na drogę pokojowego rozwiązywania konfliktów.

Proklamowanie manifestu Russel-Einstein i stanowiąca jego pokłosie debata dotycząca broni nuklearnej odbyta w miejscowości Pugwash w Nowej Szkocji miały decydujące znaczenie dla narodzin elitarnego ruchu pokojowego, który wziął swoją nazwę od tej miejscowości. Ruch skupiał naukowców pragnących działać na rzecz rozbrojenia nuklearnego. Organizacja ta miała znaczący udział w podpisaniu części traktatów rozbrojeniowych epoki detente. Ruch umożliwiał również kontakty przedstawicielom państw znajdujących się po przeciwnych stronach żelaznej kurtyny.

Górlikowski przytacza przykładowo wspomnienie Henry’ego Kissingera, który podkreślał istotną rolę Pugwash w nawiązaniu negocjacji pomiędzy USA a Wietnamem Północnym. Rotblat w latach 1957­–1978 sprawował funkcję sekretarza generalnego, a pomiędzy latami 1988 a1995 – przewodniczącego Pugwash. Działalność Ruchu budziła jednak kontrowersje, w oczach bowiem brytyjskiej prawicy aktywność naukowców w nim skupionych w rzeczywistości przynosiła korzyści ZSRR, a sam Rotblat został określony przez „The Daily Telegraph” jako „żałosny naiwniak”. Niewątpliwie do takiej oceny przyczyniły się dość ryzykowne posunięcia Pugwash, takie jak choćby zorganizowanie w 1982 r. obchodów dwudziestopięciolecia istnienia Ruchu w spacyfikowanej stanem wojennym Polsce, co przez część opinii publicznej zostało odebrane jako pośrednie legitymizowanie reżimu gen. Jaruzelskiego. Skandaliczny wydźwięk miało również zatajenie podczas tej konferencji listu dysydenta radzieckiego prof. Andrieja Sacharowa, opisującego łamanie praw człowieka przez władze ZSRR. Niemniej jednak już w latach 80. pojawiały się opinie, że organizacja powinna otrzymać pokojowego Nobla.

Zaliczenie w 1995 r. w poczet noblistów „za wysiłki w zmniejszeniu udziału broni nuklearnej w polityce międzynarodowej i likwidacji tej broni w dłuższej perspektywie”  oznaczało szczyt kariery Rotblata jako aktywisty pokojowego. Niedługo przedtem przyjęty – w uznaniu osiągnięć naukowych – do Royal Society, po otrzymaniu Nobla stał się postacią ogólnie rozpoznawaną w Wielkiej Brytanii. Spotkał się z papieżem Janem Pawłem II i zaprzyjaźnił się z innym noblistą – Michaiłem Gorbaczowem, który bardzo szanował wysiłki Rotblata na rzecz pokoju.

W Polsce natomiast decyzja Norweskiego Komitetu Noblowskiego nie zyskała szczególnego rozgłosu, a prasa niewiele miejsca poświęciła fizykowi, który do 1945 r. nie chciał oddać polskiego paszportu. Również śmierć 97-letniego Józefa Rotblata w 2005 r.  przeszła bez większego echa, sam zaś noblista był postacią niemal zupełnie nierozpoznawalną. Zmienia to dopiero bogata faktograficznie, napisana ze swadą książka Górlikowskiego, rzetelnie opisująca zarówno kulisy pracy Rotblata nad bombą, jak i blaski oraz cienie jego działalności w ruchu Pugwash. Choćby dlatego warto dziś po nią sięgnąć.