Wiarygodność – polityczne słowo roku. Trzy scenariusze na wybory
W skrócie
Słowem-kluczem wyborów 2015 roku była „godność”. Prawo i Sprawiedliwość wygrało nie przez program „Rodzina 500 Plus”, ale dzięki temu, że nowe świadczenie rodzinne stało się symbolem szerszego społecznego zaspokojenia potrzeby godności. Słowem-kluczem wyborów 2019 roku będzie „wiarygodność”. Tworząc „nową arenę programową” partia rządząca ma tego pełną świadomość. Ale właśnie na arenie „wiarygodności” może również polec.
Pętla duopolu zaciska się na szyi polskiego życia publicznego. Koalicja Europejska z udziałem Polskiego Stronnictwa Ludowego mebluje scenę polityczną tak, że jedyną alternatywą dla PO-PiS, której obecności w parlamencie po wyborach należy się spodziewać, jest Wiosna Roberta Biedronia (choć i tutaj możliwe są różne scenariusze). Brak współpracy „prawicowego antyPO-PiS-u” w wyborach do Parlamentu Europejskiego – choć od czasu nagrania ubiegłotygodniowego komentarza rosną szanse na jakiś przełom w tej sprawie – sprawia, że kluczowy bój rozegra się o to, czy Zjednoczona Prawica zyska większą reprezentację, niż zsumowana liczba posłów Schetyny i Biedronia.
Sobotnia konwencja PiS-u i wypuszczony z tej okazji spot wyborczy skutecznie buduje „nową arenę programową”, na której kluczowe znaczenie odegra jedno słowo. „Wiarygodność”. Partia Jarosława Kaczyńskiego zarówno dzięki wiarygodności może zwyciężyć, jak i przez jej utratę – ponieść porażkę. Rozważmy trzy scenariusze.
Scenariusz 1: PiS wygrywa wiarygodnością w realizacji obietnic
Jeśli w europejskiej polityce, globalnej gospodarce i polskiej sferze polityczno-obyczajowej nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to PiS właśnie dzięki wiarygodności ma duże szanse na sukces. Bezprecedensowym osiągnięciem partii Kaczyńskiego jest fakt, że rządy PiS można pozytywnie rozliczyć z realizacji obietnic wyborczych. To rzecz niebagatelna – gdy przypomnimy sobie zapowiedzi programowe Platformy Obywatelskiej i porównamy je z ich realizacją w latach 2007-2015 dostrzeżemy, jak niewiele z nich udało się spełnić. Symbolem może być expose Donalda Tuska z 2007 r., w którym złożył on 195 obietnic, z których do końca zrealizowano nieznaczny odsetek. Tu PiS wprowadził nową jakość, czego symbolem może być zresztą expose Mateusza Morawieckiego, w którym ze składania nowych obietnic w sposób świadomy zrezygnowano.
W polityce wiarygodności według PiS chodzi też o to, by obiecywać rzeczy spektakularne i nieliczne, ale je „dowozić”, zamiast grzęznąć w dziesiątkach drobnych i niezbędnych, ale trudnych do realizacji zapowiedzi.
Taki charakter ma więc również „nowa piątka PiS”. Pojawia się w niej przede wszystkim zapowiedź podniesienia kwoty wolnej od podatku, ostatnia z obietnic z poprzedniej kampanii, co prognozowaliśmy na początku roku. Są dwie obietnice „podebrane” PO – 500+ na pierwsze dziecko i „trzynastka” dla emerytów. Jest postulat potencjalnie mobilizujący dla „first time voters”, a więc likwidacja PIT-u do 26. roku życia. Jest wreszcie i obietnica „godnościowa”, a więc przeciwdziałanie wykluczeniu komunikacyjnemu, o czym od dawna na naszych łamach pisali Bartosz Jakubowski i Maciej Dulak. W realizacji tych obietnic PiS jest dziś ze względu na swój dotychczasowy dorobek o wiele bardziej wiarygodny od swoich konkurentów, a co więcej – część z nich zrealizuje jeszcze przed startem wyborczego wyścigu.
Scenariusz 2: PiS przegrywa brakiem wiarygodności w niespokojnych czasach
Scenariusz drugi zależy mniej od sytuacji krajowej, ale bardziej od koniunktury międzynarodowej. Po Brexicie i wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których bezprecedensowy sukces odnieść mogą ugrupowania eurosceptyczne, wzrastać będzie poczucie kontynentalnego chaosu. Jeśli Polacy przestaną się czuć bezpiecznie w Europie, której jedność podważają nie tylko konflikty PiS z instytucjami unijnymi, ale również coraz większy dystans między Niemcami i Francją a Stanami Zjednoczonymi, to zagłosowanie na polityków poruszających się bezkonfliktowo w unijnym mainstreamie może okazać się dla większej niż dotąd części wyborców racjonalnym wyborem.
W takim scenariuszu kluczowe znaczenie mieć będzie oczywiście „powrót jeźdźca na białym koniu” w postaci poruszającego się swobodnie na światowych salonach Donalda Tuska. Ba, Tusk już teraz buduje swój wizerunek bardziej wiarygodnego od PiS również w byciu asertywnym wobec „równorzędnych” dla niego europejskich partnerów, czego przykładem być może skierowane do Angeli Merkel i Emmanuela Macrona przemówienie w Akwizgranie.
„Jeśli przyjdzie bronić europejskiej solidarności przez zakusami zwolenników ścisłej integracji unijnego jądra, to w obronie interesów Europy Środkowej będę skuteczniejszy niż Kaczyński z Morawieckim, bo oni mnie chociaż szanują” – chciał powiedzieć polskim wyborcom szef Rady Europejskiej w drugiej połowie stycznia.
Równie niekorzystny dla PiS może być scenariusz odczuwalnych problemów finansowych spowodowanych globalnymi perturbacjami rynkowymi albo będących funkcją spowolnienia gospodarczego w Niemczech, z którymi nasza gospodarka jest bardzo ściśle powiązana. Polacy, którzy przeszli niemal suchą stopą przez kryzys 2008 roku są dziś zupełnie nie gotowi „psychicznie” na jakąkolwiek zmianę koniunktury, o czym świadczą rekordowe wskaźniki finansowego, osobistego i ogólnonarodowego optymizmu. Powtórzmy – upadek z dużej wysokości boli szczególnie, a rząd PiS robił w ostatnich latach wiele, by Polacy pozostali ponadstandardowymi optymistami, gdy chodzi o patrzenie w przyszłość. Wizerunek premiera-finansisty może się okazać niewystarczający, by Polacy potraktowali PiS jako wiarygodnego gospodarza na czas międzynarodowej dekoniunktury.
Scenariusz 3: PiS przegrywa brakiem fundamentalnej wiarygodności
Najgroźniejszy dla PiS scenariusz to ten, w którym straci wiarygodność na kluczowym dla siebie odcinku: tożsamości. Polacy zaufali partii Jarosława Kaczyńskiego również dlatego, że była ona ponadstandardowo wiarygodna jako formacja ludzi uczciwszych niż politycy innych ugrupowań. PiS prezentowało się jak kulturowo anty-establishmentowe – a więc dalekie od „zepsucia” gaworzących, skądinąd ciekawie, przy ośmiorniczkach elit. Przez dekady III RP środowisko Jarosława Kaczyńskiego uchodziło wreszcie za istotowo inne niż reszta „układu postkomunistycznego”.
W tym obszarze afera KNF, bulwersujące opinię publiczną wynagrodzenia w Narodowym Banku Polskim, buta Adama Glapińskiego i wreszcie sprawa nagrania Jarosława Kaczyńskiego i cała historia samego istnienia (sic!) spółki Srebrna pokazuje, że PiS zaczyna mieć problem z tą tożsamością. Gdy dodamy do tego jeszcze fakt, że człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego w kluczowym dla jego obozu politycznego zapleczu gospodarczym okazał się współpracujący z SB Kazimierz Kujda widzimy, że rys na wizerunku jest coraz więcej.
Nie dziwi zatem, że kolejne obiegające warszawskie redakcje plotki – abstrahując od tego, czy prawdziwe i przez kogo dystrybuowane – dotykają właśnie wiarygodności polityków PiS jako ludzi uczciwych i nieuwikłanych w patologie postkomunizmu. Jeśli do arsenału ostatnich tygodni dorzucone zostaną kolejne bomby, to w pewnym momencie może dojść do wybuchu, który ostatecznie odrze PiS z wiarygodności w tym właśnie kluczowym obszarze.
***
Wciąż zatem – jeżeli dynamika polityczna się nie zmieni, to mimo korzystnego dla opozycji przegrupowania (układ „dwa i pół” – Zjednoczona Prawica vs. Koalicja Europejska + Wiosna Biedronia) PiS dzięki wiarygodności w spełnianiu obietnic może rządzić również po 2019 r. Jednocześnie pewne trendy niekorzystne dla PiS widać zarówno w krajowej, jak i globalnej polityce. Kolejne przypływy partia Kaczyńskiego znosiła dotąd bezpiecznie, ale któraś z następnych fal może okazać się tą, która ostatecznie zatopi wiarygodność PiS wobec wyborców. Kto wie, czy nie również tych dotąd najwierniejszych.