Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Ukielski  29 grudnia 2018

To wszystko przez Moskwę. Polacy, Czesi i stosunek do UE

Paweł Ukielski  29 grudnia 2018
przeczytanie zajmie 7 min

Stosunek do Rosji dzieli Polaków i Czechów od wielu lat. Czeskie sympatie panslawistyczne w XIX i na początku XX wieku w Polsce były kompletnie niezrozumiane, gdyż Polacy traktowali wszelkie ruchy słowiańskie jako narzędzie rosyjskiego imperializmu. Gdy w czasie II wojny światowej Edvard Beneš układał się ze Stalinem, ten nie utrzymywał stosunków dyplomatycznych z Polską. Również we współczesnych Czechach Rosja nie jest traktowana jako realne zagrożenie w stopniu choćby zbliżonym do polskiej percepcji. Co paradoksalne, ma to również wpływ na dużo wyższy poziom eurosceptycyzmu nad Wełtawą niż nad Wisłą.

Polacy i Czesi wracają do Europy

Gdy w latach 70. XX wieku w Europie Środkowej powstawała zorganizowana opozycja i współpracować zaczynały środowiska Komitetu Obrony Robotników i Kraty’77, gdy w kolejnej dekadzie Milan Kundera pisał sławny esej o porwanej Europie, zaś Solidarność Polsko-Czechosłowacka spotykała się i snuła plany na przyszłość, dla wszystkich jasne było, że dla społeczeństw obu państw „Zachód” lub „Europa” były niedościgłym wzorem. Świat za żelazną kurtyną jawił się większości niemal jako raj na ziemi, do którego chciałoby się dążyć, ale warunki (sowiecka dominacja) nie pozwalały. Nic dziwnego zatem, że po „jesieni narodów” w 1989 r. i upadku komunizmu, kraje środkowoeuropejskie zaczęły to marzenie realizować, zaś hasło „powrotu do Europy” stało się jednym z najczęściej powtarzanych zaklęć elit politycznych.

W awangardzie tego procesu podążały Czechy i Polska, choć politycy czescy uważali często, że ich kraj jest w tej awangardzie „znacznie bardziej” i jako lider przemian politycznych i rozwoju gospodarczego w regionie, nie powinien oglądać się na sąsiadów. Ewentualne rachuby na wcześniejszą akcesję nie spełniły się jednak – Unia Europejska zdecydowała się na rozszerzenie w formie „big bang” i w 2004 r. przystąpiło do niej osiem państw regionu. W referendach, które rok wcześniej odbyły się w Czechach i Polsce, poparcie dla akcesji wyraziło tyle samo Czechów i Polaków – w obu przypadkach było to ponad 77%.

Do przedstawionej powyżej listy podobieństw można dodać jeszcze jedno, najbardziej współczesne – zarówno Polska, jak i Czechy (choć w mniejszym stopniu) są dziś oskarżane przez europejskie elity o antyeuropejskość i wschodnioeuropejski populizm, a wręcz nacjonalizm.

Jak się jednak łatwo domyślić, między Polską a Czechami występują też poważne różnice, a i zaprezentowane powyżej podobieństwa w relacjach z Unią Europejską (czy też Europą, rozumianą jako byt cywilizacyjny) bywają pozorne, zaś realia są znacznie bardziej złożone i mają swoje korzenie głęboko w tożsamości i doświadczeniach historycznych obu narodów.

Kto mocniej lubi Unię?

Zacząć należy od stwierdzenia faktu, że we współczesnych Czechach poparcie dla członkostwa w Unii Europejskiej jest zdecydowanie niższe niż w Polsce.

Nad Wisłą, według różnych badań (i różnych pytań ankietowych), pozytywny stosunek do Unii (rozumiany jako poparcie dla członkostwa, dostrzeganie więcej plusów UE niż jej minusów itd.) deklaruje między 70 a 85% respondentów, podczas gdy w Republice Czeskiej ostatnio po raz pierwszy od siedmiu lat przekroczył połowę badanych. Co więcej, przez wiele lat utrzymywał się ujemny bilans zwolenników i przeciwników członkostwa w UE, zaś odsetek osób deklarujących poparcie dla wystąpienia Czech z Unii przekraczał 30%. Jest to znacząca różnica w porównaniu z czasem nie tak odległym, gdy w referendach oba narody wyraziły identyczne poparcie dla akcesji.

Jeszcze ciekawiej przedstawiają się wyniki badań poparcia dla przywództwa w świecie. Według badań z lat 2014-2016, bilans poparcia dla światowego przywództwa Unii Europejskiej w Polsce był silnie dodatni i wynosił ponad 30% (co oznacza, że o tylu więcej było zwolenników przywództwa Unii w świecie niż jego przeciwników), podczas gdy w Czechach był on ujemny, i to kilkunastoprocentowo. Równie niskie poparcie dla swojej globalnej roli UE miała jedynie we Włoszech i Wielkiej Brytanii, zaś niższe w dotkniętej chronicznym kryzysem gospodarczym Grecji.

Różnica ta między Polską a Czechami jest bardzo duża i najbardziej znacząca. Podobnej nie generuje stosunek do amerykańskiego lub niemieckiego przywództwa w świecie (w obu krajach i w obu przypadkach bilans jest dodatni i znajduje się na podobnym, kilkunastoprocentowym poziomie). Pewne różnice dostrzec można w poparciu (a właściwie – braku poparcia) dla rosyjskiego przywództwa w świecie – o ile w Polsce ujemny bilans mieści się pomiędzy 60 a 70%, to w Czechach jest on poniżej 50%. Nie zmienia to jednak faktu, że w obu naszych krajach społeczeństwo sceptycznie odnosi się do Rosji jako mocarstwa światowego.

Wyniki te nieco poddają w wątpliwość co najmniej kilka stereotypów, w szczególności ten o szczególnie prorosyjsko nastawionych Czechach (dość żywy w Polsce, ale nie tylko) oraz wyjątkowo proamerykańskich Polakach. Zauważyć też należy, że Polacy są właściwie najbardziej euroentuzjastycznym (albo unijnoentuzjastycznym) społeczeństwem – jedynie w Polsce i Niemczech poparcie dla światowego przywództwa Unii jest najwyższe (to znaczy – wyższe niż poparcie dla światowego przywództwa jakiegokolwiek innego podmiotu).

W tej sytuacji, w sposób oczywisty, krytyka Unii płynąca z Polski i Czech, mimo że nieraz traktowana jako takie samo zjawisko, musi być postrzegana fundamentalnie odmiennie. W szczególności utożsamianie płynących z Polski negatywnych uwag na temat wadliwie funkcjonujących mechanizmów unijnych oraz sporu, który polskie władze toczą z organami UE, z chęcią jej opuszczenia, ukazuje całkowite niezrozumienie polskiej specyfiki i polityki przez formułujących takie tezy. Żadna poważna partia w Polsce nie forsuje „polexitu”, co więcej, wszystkie zdecydowanie odrzucają taki scenariusz, jako niekorzystny dla Polski (również rządzące Prawo i Sprawiedliwość, niezależnie od ostrej nieraz krytyki Unii formułowanej przez to ugrupowanie).

Nie jest zresztą przypadkiem, że próbujący stworzyć swego rodzaju antyunijną międzynarodówkę były doradca Donalda Trumpa, Steve Bannon podczas swoich podróży po Europie omijał Polskę. Zawitał do Włoch, gdzie rozmawiał z liderem Ligi Północnej, Matteo Salvinim, we Francji spotkał się z szefową Frontu Narodowego, Marine Le Pen, zaś na Węgrzech z premierem Viktorem Orbánem. Nie ominął również Republiki Czeskiej, gdzie został przyjęty przez prezydenta Miloša Zemana. Najwyraźniej jednak uznał, że nie ma czego szukać nad Wisłą i odpuścił sobie wizytę w Polsce, zdając sobie sprawę, że nie znajdzie w niej liczących się sił politycznych, które mogłyby w ogóle rozważać współpracę na tym polu.

Z czego zatem wynika ta różnica? Dlaczego w Polsce, mimo bardzo nieraz krytycznych opinii o UE, rozczarowania faktem, że Zachód nie jest rajem na ziemi oraz silnego przywiązania do suwerenności narodowej, polexit jest traktowany jako potencjalnie największa zbrodnia w polityce zagranicznej społeczeństwo jest niezwykle przychylne dla członkostwa w Unii, a politycy uważają je za polską rację stanu?

Czemu natomiast Czesi, którzy 15 lat temu zagłosowali w sprawie akcesji do UE równie entuzjastycznie, jak Polacy i tak samo marzyli o „powrocie na Zachód” „porwanej Europy” w ciemnych latach komunizmu, dziś tak diametralnie odmiennie oceniają sytuację?

Rosja nie była problemem, ale Niemcy jak najbardziej

Przyczyn zapewne można znaleźć wiele, dla jeszcze większej ich liczby można szukać uzasadnień. Z pewnością jest to zjawisko złożone, którego nie można wyjaśnić w pełni jednym „wytrychem”. Pamiętać przy tym należy również, że mimo bliskości geograficznej, etnicznej oraz językowej, Czechów i Polaków wiele dzieli – społecznie, kulturowo i tożsamościowo. Wspólnota interesów, która jednoczyła opozycję w czasach komunistycznych, a następnie elity polityczne w dążeniu do dołączenia do struktur euroatlantyckich nie jest stanem oczywistym i naturalnym.

W historii ostatnich dwóch stuleci nasze interesy narodowe częściej były rozbieżne lub przynajmniej tak były definiowane przez polityków. W tym czasie narosło też mnóstwo wzajemnych stereotypów, które dodatkowo wpływają nie tylko na wzajemne relacje, ale też na relacje z podmiotami trzecimi. Dlatego też tak dużą wartością, którą należy w stosunkach bilateralnych i na forum międzynarodowym pielęgnować, jest zbliżenie elit i społeczeństw, które przebiega od lat 70.

Od narodowego doświadczenia historycznego zależy bardzo wiele, kształtuje ono nie tylko współczesną tożsamość narodów, ale także ich politykę zagraniczną. Nie inaczej jest w przypadku Polaków i Czechów – uważam, że w zasadniczo odmiennych doświadczeniach historycznych naszych narodów należy poszukiwać również głównego czynnika wpływającego na różnice w stosunku do Unii, a jest nim Rosja.

Historycznie Polska od kilkuset lat znajduje się między Niemcami a Rosją. Polskie położenie geopolityczne można w ten sposób zdefiniować od chwili porażki Warszawy w starciu z Moskwą o status mocarstwa wschodnioeuropejskiego w XVII wieku. Od tego momentu Polska miała za sąsiadów ze wschodu i zachodu dwa mocarstwa o imperialnych ambicjach, co stanowiło dla niej egzystencjalne zagrożenie, które zmaterializowało się w postaci rozbiorów, podziału przez totalitarne III Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow w 1939 r. oraz sowieckie zniewolenie po 1944 r.

W tym samym czasie Czechy znajdowały się w niemieckiej strefie wpływów. Po bitwie pod Białą Górą (1620 r.), w której Czesi ponieśli największą w swoich dziejach klęskę militarną, ziemie korony św. Wacława na niemal 300 lat zostały całkowicie wchłonięte przez państwo habsburskie. Oznaczało to nie tylko likwidację czeskiej, samodzielnej administracji i instytucji publicznych, ale również zagrożenie dla tradycji i języka. Czeskie elity zostały zniemczone i dopiero w XIX w. nastąpiło czeskie odrodzenie narodowe. Siłą rzeczy musiało ono następować w opozycji do niemieckości, tradycji, która przez wieki wypierała czeskość i stanowiła zagrożenie nie tylko polityczne czy militarne, ale wręcz kulturowe i tożsamościowe.

Gdy zatem w XIX w. kształtowały się nowoczesne narody i nacjonalizmy, sytuacja Polski i Czech była podobna – tożsamość narodowa budowana była w warunkach braku własnej państwowości, w zderzeniu z potężną machiną narodową dominujących mocarstw. Wówczas powstawały narodowe mity i stereotypy, wtedy też definiowano najpoważniejsze zagrożenia dla narodów, co w sytuacji Polaków i Czechów było aż nadto oczywiste.

O ile zatem Czesi jako egzystencjalne zagrożenie dla istnienia swojego narodu traktowali żywioł niemiecki, to Polacy uznali, że istnieją dwa równie istotne zagrożenia – niemieckie i rosyjskie. Miało to oczywiście swoje konsekwencje w ówczesnych koncepcjach politycznych – o ile Czesi w carskiej Rosji widzieli sprzymierzeńca, zaś panslawizm jawił im się jako atrakcyjna idea, to Polacy odrzucali wszelkie tego typu koncepcje polityczne, uznając je za narzędzie rosyjskiego imperializmu, mające pomóc uzyskać Rosji kontrolę nad wszystkimi ziemiami słowiańskimi.

Wprawdzie rewolucja bolszewicka ostatecznie pogrzebała panslawistyczne plany w Czechach, jednak poprzez powołanie do życia Czechosłowacji i złączenie ziem czeskich ze słowackimi, Praga uzyskała pomost na wschód i mogła wyrwać się z niemieckiego okrążenia. W tym samym czasie Polacy toczyli śmiertelny bój z Armią Czerwoną, zaś później próbowali forsować koncepcję Międzymorza – sojuszu państw znajdujących się pomiędzy Niemcami a Rosją, mającego zabezpieczyć te kraje przed imperialnymi zakusami Berlina i Moskwy. Projekt ten nie miał jednak szans powodzenia z powodu rozbieżnych interesów krajów, które miały wchodzić w jego skład. Jedną z różnic była odmienna percepcja geopolityczna Czechów. Elity czeskie nie postrzegały swojego państwo jako leżącego „między Rosją a Niemcami”, a wschodnie imperium nie stanowiło egzystencjalnego zagrożenia dla narodowego bytu Czechów. Ta fundamentalna różnica obowiązuje moim zdaniem do dzisiaj i ma wpływ na decyzje polityczne oraz świadomość społeczną obu narodów.

Rosyjska kość niezgody

Unia Europejska nie jest sojuszem militarnym. Nie zmienia to faktu, że jest bardzo silnym związkiem państw, których wzajemne zależności gospodarcze są niezwykle rozległe i wielopoziomowe. Bez wątpienia w Polsce postrzegana jest również jako element stabilizujący sytuację polityczną w Europie oraz istotny gwarant bezpieczeństwa międzynarodowego. W przypadku Republiki Czeskiej aspekt ten bez wątpienia jest znacznie mniej eksponowany i nie wpływa na sposób myślenia społeczeństwa w porównywalny sposób do Polaków.

Niemcy są dziś nie tylko członkiem Unii, ale także sojusznikiem, zarówno Polski jak i Czech w NATO, a przede wszystkim są krajem demokratycznym, a co za tym idzie nie są już traktowane jako egzystencjalne zagrożenie dla narodowego bytu. W tym samym czasie Rosja Władimira Putina jest krajem o ambicjach neoimperialnych, który w 2008 r. najechał Gruzję a sześć lat później Ukrainę. Nic dziwnego, że w Polsce, z jej doświadczeniem historycznym i położeniem geograficznym, budzi to poczucie zagrożenia (którego nie odczuwają Czesi nie mający wspólnej granicy z Federacją Rosyjską, otoczeni przez kraje sojusznicze).

To właśnie poczucie potencjalnego zagrożenia powoduje, że nawet krytykując rozmaite aspekty funkcjonowania UE, odczuwając rozczarowanie, że Zachód nie okazał się tą wymarzoną arkadią, której oczekiwaliśmy w chwili upadku komunizmu, Polacy zdają sobie sprawę, że gdyby Unia przestała istnieć, zagrożenie rosyjskie niepomiernie by wzrosło. Czesi, którzy w znacznie mniejszym stopniu traktują Unię jako gwaranta bezpieczeństwa, skupiając się na gospodarczych i urzędniczych aspektach jej istnienia, w dużo większym stopniu transponują jej krytykę na chęć (lub przynajmniej akceptację) jej opuszczenia bądź likwidacji, przynajmniej w istniejącej obecnie formie.

Polska i Czechy mają podobne doświadczenia historyczne w XX wieku. Spowodowały one, że w obu przypadkach nie można mówić o państwach „postnarodowych” czy „posthistorycznych”, jak nieraz zwykło się określać państwa Zachodu. Zagrożenia zewnętrzne, egzystencjalne niebezpieczeństwa nie tylko dla bytu państwa, ale również dla kultury i tożsamości narodowej  Polaków i Czechów spowodowały, że teraźniejszość jest przez nich wciąż postrzegana przez „anachroniczny” pryzmat narodowej suwerenności. .

W tym kontekście należy niewątpliwie interpretować krytykę projektów federalizacyjnych w ramach Unii Europejskiej, podobnie jak opór wobec tendencji do przejmowania od państw kolejnych kompetencji przez instytucje ponadnarodowe. Jednocześnie jednak odmienność doświadczenia historycznego powoduje, że o ile wielu Czechów jest skłonnych pójść krok dalej (biorą pod uwagę możliwość opuszczenia UE lub w ogóle jej rozpadu), dla zdecydowanej większości Polaków rozwiązanie takie nie wchodzi w grę. W tyle głowy mają oni bowiem zakodowane, że oznaczałoby to geopolityczne znalezienie się znów pomiędzy Rosją a Niemcami – przekleństwo, które po upadku komunizmu po raz pierwszy od stuleci udało się przezwyciężyć.

Tekst powstał w ramach projektu Ośrodka Myśli Politycznej „Przedmurze, most, prawe płuco, zapomniane peryferie? Polaków i Czechów koncepcje własnego miejsca w Europie” – zadania publicznego współfinansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2018”.