Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Prawda, której nie ma. Zmagania Josepha Conrada z nowoczesnością

Twórczość Josepha Conrada wciąż jest odkrywana. Niemal co roku pojawiają się nowe interpretacje, tłumaczenia i biografie. Sprawdzamy, o których zjawiskach współczesnego świata Conrad pisał już na przełomie XIX i XX w., a także, jak jego twórczość jest dzisiaj „przepisywana” i reinterpretowana. O ideałach, wartościach i prawdzie jego literatury z Moniką Malessą-Drohomirecką i Katarzyną Koćmą rozmawia Alicja Wielgus.

Joseph Conrad z niesłychaną przenikliwością przewidywał wiele zjawisk, z którymi mamy do czynienia współcześnie. Jakie wizje odnajdziemy w jego prozie? Nie bez powodu mówi się o nim jako o współczesnym autorze, choć żyjącym na przełomie XIX i XX wieku.

Monika Malessa-Drohomirecka: Recepcja twórczości Josepha Conrada jest w Polsce bardzo jednostronna, przynajmniej taka była jeszcze do niedawna. Określano go jako marynistę, powieściopisarza przygód morskich i egzotycznych. Tymczasem Conrad to przede wszystkim autor powieści psychologicznych, interesują go motywy ludzkiego postępowania, natura człowieka i jego relacje z innymi  ludźmi. Oczywiście przez prawie 20 lat najbliższa była mu żegluga morska, dlatego też często akcje swoich powieści umieszczał na statkach czy w portach.

Jednak w polskim odbiorze powoli zaczyna się postrzegać Conrada również jako autora powieści politycznych, takich jak W oczach Zachodu czy Tajny agent. Szczególną aktualność zachował zwłaszcza ten drugi tytuł. Jedną z płaszczyzn tego utworu jest analiza mechanizmu działania służb policyjnych w państwie demokratycznym, opis środowiska anarchistów, terrorystów, a więc zagrożeń, które nie pojawiły się przecież nagle w XXI wieku. Koncentrując akcję wokół zamachu terrorystycznego, Conrad próbował ukazać w tej powieści nieoczywiste powiązania i zależności w świecie polityki.

Uważnie obserwował zmieniający się dookoła świat. Tworzył w epoce, która w dużej mierze była wiekiem przełomów, życie przyśpieszyło w niesamowity sposób, dokonywał się nieznany do tej pory postęp. Conrad zdawał sobie sprawę, że nastąpią nieodwracalne zmiany w ludzkiej mentalności, w komunikacji społecznej, w sposobie uprawiania polityki. Wyczuwał płynące stąd zagrożenia, a jego prognozy były raczej pesymistyczne.

Katarzyna Koćma: Joseph Conrad interpretował zjawiska, z którymi mamy do czynienia we współczesnym świecie. Zapowiedź niektórych z nich odnajdziemy w powieści napisanej z Fordem Madoxem Fordem pt. The Inheritors (w polskim przekładzie mojego autorstwa to Następcy, tłumaczenie ukaże się w roku 2019 nakładem Wydawnictwa IX). Utwór ten jest spojrzeniem w przyszłość. Tytułowi bohaterowie to istoty z czwartego wymiaru, które najeżdżają ówczesny Londyn. Główna postać zostaje uwikłana w globalny spisek. Conrad chciał nam przedstawić wyzwanie człowieka stojącego w obliczu nowych, nieznanych mu wcześniej wydarzeń czy faktów. Jednocześnie ironicznie traktuje próby dostosowania się ludzi choćby przez tworzenie tzw. towarzystw do szerzenia postępu ogólnoświatowego. Ironia objawia się już w samych nazwach. Następcy zresztą stanowią doskonałe uzupełnienie Jądra ciemności  w warstwie ideologicznej oraz moralnej, idąc o krok dalej w prezentacji tematu obcości.

I właśnie ta próba oswajania odmienności, pokazywania do czego doprowadzić może strach przed nieznanym, łączy Conrada nie tylko z wieloma współczesnymi pisarzami, ale i filozofami. Gdyby Conrad żył w XXI wieku, sądzę że – mimo deklarowanej niechęci do fantastyki i świata nadprzyrodzonego (co nie do końca przekłada się na jego twórczość, manifesty, jak choćby wstęp do Smugi cienia, stanowią bardziej grę z czytelnikiem niż faktyczną deklarację) – zostałby wysokoartystycznym pisarzem fantastyki naukowej, a przy tym futurologiem, może też posthumanistą. Z łatwością mogę sobie wyobrazić Conrada detronizującego zarówno Lema, jak i Dukaja.

Monika Malessa-Drohomirecka:Następcach mamy świetny przykład krytycyzmu Conrada wobec postępu. Miał świadomość tego, czym on grozi i jaką cenę przyjdzie za niego zapłacić. Sporo u Conrada takich przeczuć. W XIX wieku, w epoce przemysłowej, postęp stał się fetyszem. To pojęcie, które było konotowane wyłącznie pozytywnie. Natomiast w Lordzie Jimie Marlow mówi wprost: „Czyż sny o wielkości i potędze nie prą na oślep całej ludzkości w mroczne koleje zbędnego okrucieństwa i zbędnych poświęceń? I czymże jest właściwie pogoń za prawdą?”. Conrad swoim stosunkiem do postępu i do nieokiełznanych ambicji człowieka zdecydowanie wyprzedzał czasy, w których żył.

Conrad należał do moralistów? Krytykował i przedstawiał gotowe rozwiązania, które mogłyby ulepszyć świat?

Monika Malessa-Drohomirecka: Conrad niczego nie stwierdzał kategorycznie. Wierzył w podstawowe prawdy, ale miał też świadomość ich iluzorycznej natury. Tęsknił do utraconej jedności świata, a jednocześnie uznawał jego pluralizm. To między tymi biegunami podążała jego myśl.

W takim razie, w jakie prawdy wierzył Joseph Conrad? Zaliczał się do awangardzistów czy tradycjonalistów?

Monika Malessa-Drohomirecka: Modernizm, w orbicie którego – nie bez wewnętrznych oporów – pozostawał Conrad, ma szczególny stosunek do prawdy (jeszcze bardziej wobec niej sceptyczny będzie później postmodernizm). W liście do Alfreda Nobla Conrad pisał zresztą: „Każdy musi kierować się własną ewangelią. To jest mój pogląd na życie, pogląd, który odrzuca formuły, dogmaty i zasady, które inni ludzie ustanowili. Wszystko jest iluzją, mamy różne możliwości. To, co jest prawdą dla innych, dla mnie jest tylko kłamstwem”. Traktuje się tę wypowiedź jako wyraz rezerwy pisarza wobec łatwych uogólnień i dowód jego przywiązania do wewnętrznej wolności jednostki.

Takie myślenie wiąże się z narracją modernistyczną. Conrad za jej pośrednictwem przekazywał pewną postawę światopoglądową. Jego narracja jest nieprzejrzysta i polifoniczna. W powieści Lord Jim Marlow próbuje dociec przyczyn, którymi kierował się Jim owej tragicznej nocy na morzu. Przez cały utwór pobrzmiewa jego pytanie: Dlaczego Jim opuścił statek? Ale nie znajdujemy na nie odpowiedzi, bo nie o to chodziło. Najważniejsze było ukazanie ludzkiej natury – jej złożoności, wewnętrznych sprzeczności, jej tajemnicy, której nie sposób poznać. Marlow stopniowo sobie to uświadamia i coraz częściej powtarza: „Jak to było, któż z nas wie?”.

Czy relatywizm i polifoniczność dają się pogodzić z etosem szlacheckim, do którego Conrad był przywiązany?  

Monika Malessa-Drohomirecka: Etos szlachecki miał olbrzymi wpływ na światopogląd Conrada i jego twórczość. Ukształtowały go wartości takie jak: honor, odpowiedzialność i wierność. Bohaterów powieści wyposaża w taki szlachecki kodeks. Uświadamiał sobie jednak, że w czasach postępu i niezwykle dynamicznych zmian obyczajowych wartości te tracą na znaczeniu, a w przyszłości mogą nawet stracić rację bytu; staną się anachroniczne, nie wytrzymają próby czasu. Conrad bardzo chciał, aby te podstawowe prawdy nie tylko istniały, ale żeby miały też realny wpływ na ludzkie postępowanie. Wiedział jednak, że są to złudzenia. To był wielki dramat Conrada. Wyposaża bohaterów w moralny kodeks, który na jego oczach się rozpada.

Zarówno krytyka postępu, cywilizacji, upadek wartości, jak i polifonia narracji wskazują na spore podobieństwo do Dostojewskiego. Brakuje jednak u Conrada obecności Boga – czy pełni on jakąś funkcję?

Monika Malessa-Drohomirecka: Tak rzeczywiście, Conrada i Dostojewskiego wiele łączy – diagnoza epoki, krytyka ówczesnej moralności, spojrzenie na ludzką naturę i cechujący ją splot wewnętrznych sprzeczności i namiętności. W pesymizmie Conrad przewyższał jednak rosyjskiego pisarza. Bohaterów Dostojewskiego ratuje wiara w Boga. Natomiast w świecie Conradowskim Bóg nie spieszy z pomocą. Ludzie zdani są wyłącznie na siebie. Absurdowi świata mogą przeciwstawić tylko własne istnienie.

O aktualności Conrada świadczą też kolejne „przepisywania”, reinterpretacje, tłumaczenia. Które zasługują na uwagę?

Katarzyna Koćma: Rok temu sporo rozmawialiśmy o eksperymencie „przepisania” Conrada autorstwa Jacka Dukaja. Serce ciemności, bo o tym utworze tutaj mowa, nie daje się łatwo zakwalifikować. Natomiast w 2018 r. ukazała się w Polsce książka Joseph Conrad i narodziny globalnego świata. Autorka, Maya Jasanoff, udowadnia, że pisarz przewidział pewne współczesne zjawiska. Był wizjonerem w zakresie nowoczesnej turystyki, uzupełniał białe plamy na ówczesnej mapie świata, pokazywał, jak funkcjonuje człowiek. Amerykańska historyczka wskazuje również, że Conrad jest obecnie odczytywany przez ekstremistów z różnych stron – od terrorystów, przez fanatyków globalizmu lub antyglobalizmu, głosicieli kolonializmu lub postkolonializmu. Zwolennicy tych nurtów interpretują Conrada na własny sposób, co pokazuje jego uniwersalizm i brak jednoznaczności. Z kolei książka Yeddy Morrison Darkness to odczytanie pisarza w duchu ruchu ekologicznego. Autorka usunęła wszystkie elementy Jądra ciemności związane z człowiekiem, a zostawiła tylko te dotyczące natury, przyrody, zwierząt. Morrison też wskazuje nową, biocentryczną drogę interpretacji, która będzie się rozwijała wraz z rozwojem ruchu proekologicznego. Bez przerwy pojawiają się coraz nowsze odczytania Conrada, często wzajemnie się wykluczające.

Monika Malessa-Drohomirecka: Różne interpretacje Conrada wynikają z tego, że on sam był czasami niejednoznaczny w swoich sądach.

Katarzyna Koćma: To, co określamy jako wielowarstwowość, uniwersalność, niemożność jednoznacznej kategoryzacji moralnej, jest czasem niedostrzegane. Z tego powodu dominują wąskie interpretacje i przeświadczenie niektórych o populizmie autora Jądra ciemności. Brakuje refleksji o polifonicznym charakterze literatury Conrada, który nie mówi jednym głosem.

Które „przepisania” zaliczają się do mniej udanych?

Monika Malessa-Drohomirecka: Według mnie zupełnie nieudanym „przepisaniem” było Serce ciemności Dukaja. Nie wiem, co miała przynieść ta ingerencja w oryginalny tekst? Z kolei wspomniana książka Mai Jasanoff to powtórzenie wszystkiego, co już wiemy o Conradzie i jego czasach. Jej zaleta tkwi w zgrabnej kompozycji – zdarzenia z życia pisarza płynnie przeplatają się z fabułą kolejnych powieści ukazanych na tle wielkich przemian zachodzących w jego epoce.

Katarzyna Koćma: Istnieją też jednak dobre odczytania, reinterpretacje Conrada. Większość opiera się oczywiście na Jądrze ciemności i tutaj mamy dwa wzorcowe przykłady. Pierwszym utworem jest W dół, do ziemi Roberta Silverberga z zakresu fantastyki naukowej. To proza gatunkowa z lat 60. XX wieku – wariacja Jądra ciemności. Różne wątki conradowskie zostały przepisane w konwencji kontrrewolucji hippisowskiej, w duchu postkolonializmu. Książki poprawnie napisane, ale niekoniecznie nowatorskie czy eksperymentalne. Zazwyczaj zresztą reinterpretacje Conrada skupiają się albo na jednym temacie, albo bohaterze, albo powieści czy opowiadaniu. Innym przykładem, już unikatowym w skali światowej, jest utwór Jakuba Małeckiego Dżozef. To pisarz, który kiedyś tworzył głównie prozę gatunkową, fantastykę i horror, a obecnie odnajduje się bardziej w sferze literatury głównonurtowej. Kilka lat temu Małecki popełnił Dżozefa, książkę, w której zawarł wszystkie najistotniejsze wątki conradowskie. Znajdziemy w tym utworze odwołania do kilkunastu książek Conrada. Wszystko jest ujęte w dość ciekawej formie, ponieważ mamy i bezpośrednie cytaty, i przywołane poszczególne wątki, i aluzje do biografii, i polemiki z wartościami.

Monika Malessa-Drohomirecka: Czy w związku z tym nie trzeba czytać powieści Conrada, wystarczy sięgnąć po Dżozefa?

Katarzyna Koćma: Absolutnie nie! Książka Małeckiego broni się również bez rozpoznania odniesień do Conrada. To uniwersalna historia docierania do „smugi cienia”, opowieść o zmianie życiowej jednego z bohaterów, to historia obyczajowa.

Monika Malessa-Drohomirecka: Tylko dlaczego w takim razie autorzy posługują się Conradem, reinterpretują, nadbudowują? Conrad jest na tyle wybitnym i oryginalnym pisarzem, że warto czytać jego prozę bez pośrednictwa tych, którzy go „przepisują”, nawet jeśli opanowali warsztat literacki i robią to w sposób umiejętny.

Katarzyna Koćma: To pytanie, które odnosi się do światopoglądu kulturowego czy stricte literackiego. Jestem zagorzałą postmodernistką i mnie nie rażą „przepisania”, łączenie pewnych motywów, odwoływanie się do innych utworów czy to w obrębie literatury wysokiej, czy popkultury. Oczywiście osobną kwestią jest jakość wykonania takiego „przepisania”, jedne reinterpretacje są fatalne, a inne wybitne.

Monika Malessa-Drohomirecka: Jeśli ktoś „przepisuje”, ale nie wnosi nic nowego, to takie utwory służą jedynie same sobie. Postmodernistyczna koncepcja powieści wymagała od autora niezwykłej erudycji, nie chodziło jednak o żonglowanie różnymi gatunkami literackimi i aluzjami do kulturowych symboli czy motywów, lecz o stworzenie nowego, autonomicznego dzieła. Jednak nie każdy może być jak Umberto Eco.

Katarzyna Koćma: To, co zrobił Małecki, jest według mnie cenne. Postawił świetną diagnozę Conrada, ale też conradystów i miłośników Conrada. Pokazał sposób, w jaki rozchodzi się fala psychotycznych odczytań Conrada.

Czy takie „przepisania” nie służą też samemu Conradowi?

Monika Malessa-Drohomirecka: Czytelnik otrzyma obraz Conrada bądź jego twórczości przefiltrowany przez wrażliwość i wiedzę autora tego „przepisania”. To jednak obraz bardzo subiektywny pozostawiający odbiorcy niewielką szansę na samodzielną interpretację.

Katarzyna Koćma: Wszystko zależy od kompetencji kulturowych czytelnika. Może być i tak, że najpierw sięgnie po „przeróbkę”, a później po oryginał.

Monika Malessa-Drohomirecka: Może nie sięgnie po oryginalną twórczość Conrada, bo ta przeróbka wyda mu się tak świetna?

Katarzyna Koćma: Mechanizmy popkultury nie działają w ten sposób, a wręcz odwrotnie. Zaczynamy od niższego pułapu, żeby wznosić się wyżej. Potrafimy przecież łączyć popkulturę z literaturą wysokoartystyczną – raz czytamy kryminały, a raz Jamesa Joyce’a. Mamy do czynienia z innymi emocjami podczas lektury, w innych celach sięgamy po takie książki, ale one się nie wykluczają.

Każde współczesne „przepisanie” Conrada narażone jest na duże ryzyko, ponieważ język bardzo dynamicznie się zmienia. To, co można było napisać sto lat temu, dziś może uchodzić za naruszenie poprawności. Wystarczy przypomnieć, że Conrad używał pewnych wyrażeń, przez które został później oskarżony o rasizm.

Katarzyna Koćma: Powiem nawet więcej: współczesny Chinua Achebe nie powiedziałby, że Conrad jest „cholernym rasistą”, a kimś znacznie gorszym. Radykalizujemy język.

Monika Malessa-Drohomirecka: Ta słynna zaczepka i oskarżenie Conrada o rasizm nie znajdują uzasadnienia w jego utworach. Jeśli dokładnie czyta się Jądro ciemności, to można łatwo sąd Achebego obalić. W tym opowiadaniu mamy opis dziwnych plemiennych rytuałów i w pewnym momencie Marlow mówi o tubylcach: „nNe, ludzie nie byli nieludzcy” i dalej „przejmowała mnie właśnie myśl o ich człowieczeństwie – takim samym jak moje – myśl o moim odległym powinowactwie z tym dzikim, namiętnym wrzaskiem”. Marlow dochodzi do wniosku, że być może ci ludzie na brzegu przewyższają nas w swym człowieczeństwie. „Głupiec niech się gapi i wzdryga – człowiek rozumie i może patrzeć bez zmrużenia powiek. Ale musi być choćby na tyle człowiekiem, co ci na brzegu”. Czy trzeba więcej, aby rozprawić się z opinią o rasizmie Conrada?

Katarzyna Koćma: „Kolonistom przyświecał równie szlachetny cel moralny jak złodziejowi, który się dobiera do kiesy”. Pisarz nie bawi się tutaj w żadne półsłówka, ocenia wyraźnie takie zachowanie. Conrad w ironiczny sposób pokazuje także szaleństwo białych patrzących na czarnych. Frenologia, czyli badanie właściwości umysłowych na podstawie wielkości czaszki, która ponoć zmienia się po wyprawie do Afryki, jest absurdalne. Marlow, kiedy spotyka wówczas białego człowieka, za każdym razem spostrzega w nim coś dziwnego, bo np. ktoś zamordował kogoś innego w sporze o kurę. Kurtz w Jądrze ciemności jest przykładem białego człowieka, którego pochłonęła absolutna dzicz – całkowite zło.

Monika Malessa-Drohomirecka: Warto przytoczyć jeszcze jeden fragment, który pokazuje conradowską ironię i odpiera zarzuty o rasizm: „Podbój ziemi, polegający przeważnie na tym, że się ją odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą piękną, jeśli się w nią wejrzy zbyt dokładnie. Odkupia go tylko idea. Idea tkwiąca w głębi; nie sentymentalny pozór, tylko idea; altruistyczna wiara w tę ideę – coś, co można wyznawać i bić przed tym pokłony, i składać ofiary…”. Tu, przy okazji krytyki kolonialnej przemocy, ujawnia się ironia i zanegowanie bezkrytycznej wiary w ideę. „Bić pokłony” oznacza przyjęcie jakiegoś przekonania bezrefleksyjnie, bez namysłu. Conrad odrzuca taką postawę, bo ma świadomość, że często pod wzniosłymi hasłami skrywa ona usprawiedliwienie dla przemocy.

Tytuł, „w skrócie” oraz lead pochodzą od redakcji.

Materiał został dofinansowany ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa” na realizację projektu „Osiem słów”.