W Polsce polityka historyczna nie może się udać
W skrócie
Mogłoby się wydawać, że różnorodność polskich losów w czasie II wojny światowej stanowi dobrą podstawę do prowadzenia skutecznej państwowej polityki historycznej. W praktyce przynosi ona jednak więcej problemów niż pożytku. Jest tak, ponieważ każda próba budowy spójnej moralnej narracji może zostać skontrowana wskazaniem, że rozwijana polityka historyczna pomija inne moralne aspekty historii. W szczególności tworzenie opowieści o bohaterach i ofiarach może spotkać się z zarzutem o pomijanie ciemnych kart historii, a z kolei rozwijanie narracji konwersji grozi oskarżeniem o zbyt negatywny stosunek do własnej wspólnoty. Z pragmatycznej perspektywy budowania kapitału moralnego paradoksalnie lepsza okazała się sytuacja państwa niemieckiego, dla którego tworzenie narracji konwersji było jedyną realnie dostępną opcją. Problem z polską polityką historyczną nie polega po prostu na tym, że robi się ją źle. To raczej samo jej prowadzenie prowadzi do kłopotów, a różne sposoby jej prowadzenia po prostu zamieniają jedne problemy na inne. Sytuacja nie jest jednak beznadziejna, gdyż na szczęście istnieją sposoby na… nieprowadzenie państwowej polityki historycznej.
Pytanie o to, czy państwo powinno prowadzić politykę historyczną wydaje się obecnie, zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej, czysto retoryczne. „Oczywiście, że należy ją prowadzić, gdyż inaczej naszą historię opowiedzą za nas inni, realizując przy tym własne interesy” – możemy spodziewać się takiej właśnie odpowiedzi. Wydaje się, że bez aktywnej państwowej polityki historycznej trudno uzyskać dobry wynik w międzynarodowej grze o zasoby „kapitału moralnego”, czyli o jak najlepszą opinię, jaką o polskim państwie bądź narodzie mają różnorodni polityczni aktorzy.
Akumulacja takiego miękkiego kapitału opinii i przekonań jest istotna, ponieważ można go konwertować na inne zasoby. Przykładowo – podmiotowi cieszącemu się dużym moralnym zaufaniem łatwiej jest pozyskać sojuszników dla realizacji swoich planów. W takiej perspektywie bardziej na miejscu wydaje się pytać raczej o to, jak najskuteczniej prowadzić państwową politykę historyczną, a nie czy w ogóle ją prowadzić. Zazwyczaj nawet lewicowi krytycy polityki historycznej nie negują jej pragmatycznego aspektu, lecz raczej widzą w państwowej polityce historycznej propagandowe narzędzie, które pozostaje w luźnym związku z prawdą historyczną.
Pomimo nacisku, jaki na prowadzenie polityki historycznej kładą obecnie rządzący Polską można mieć jednak wątpliwości, czy faktycznie jest ona skuteczna w budowaniu kapitału moralnego. Najdobitniejszym tego przykładem były kontrowersje wokół nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.
Pomysł wprowadzenia przepisu mówiącego o karaniu za przypisywanie wbrew faktom polskiemu narodowi lub państwu współodpowiedzialności za historyczne zbrodnie zamiast pomóc w akumulacji kapitału moralnego wzbudził raczej wrażenie, że państwo polskie chce zataić ciemne karty historii. W konsekwencji nasze państwo stało się moralnie podejrzanym podmiotem.
Oczywiście można by w tym miejscu zacząć się zastanawiać, jak w przyszłości uniknąć takich wpadek i prowadzić politykę historyczną w skuteczniejszy sposób. W tym tekście postaram się jednak zarysować inną perspektywę i ponownie na poważnie zadać pytanie o sens prowadzenia państwowej polityki historycznej. Korzystając z pojęć zaproponowanych w wydanej niedawno książce Michała Łuczewskiego Kapitał moralny. Polityki historyczne w późnej nowoczesności będę argumentował, że obecnie polska państwowa polityka historyczna musi popadać w sprzeczności i lepiej byłoby z niej zrezygnować. Rezygnacja z prowadzenia państwowej polityki historycznej nie oznacza jednak wycofania się z gry o kapitał moralny. Będę wskazywał, że tak jak istnieją różne sposoby prowadzenia państwowej polityki historycznej, tak istnieją różne sposoby jej nieprowadzenia. Niektóre z nich mogą stanowić skuteczne narzędzie akumulacji kapitału moralnego.
Bohater, niewinna ofiara, skruszony sprawca
Politykę historyczną Łuczewski definiuje jako praktykę aktorów pamięci, którzy poprzez media pamięci zdobywają kapitał moralny, tworząc moralne opowieści dotyczące przeszłości wspólnoty. Oczywiście w przypadku państwowej polityki historycznej rolę aktora pamięci pełni państwo. Media pamięci są tu rozumiane bardzo szeroko. Mogą nimi być instytucje takie jak muzea, trwałe materialne obiekty takie jak pomniki, a także filmy, książki i inne dzieła sztuki. Już powyższa charakterystyka pozwala zauważyć, że istnieją różne sposoby rezygnacji z państwowej polityki historycznej. Na przykład państwo może tworzyć opowieści o przeszłości, ale w taki sposób, że nie są to opowieści moralne. Bądź też tworzyć opowieści moralne, ale dotyczące teraźniejszości lub przyszłości. Do tych wariantów powrócę w dalszej części tekstu.
Autor Kapitału moralnego wyróżnia główne typy moralnych narracji tworzonych w ramach polityki historycznej posługując się trzy-poziomowym schematem zaczerpniętym od Paula Ricoeura. Pierwszy poziom dotyczy samego przebiegu zdarzeń, bez ich wartościowania. Na drugim poziomie pojawia się narrator, który nadaje pewną moralną interpretację przedstawionym zdarzeniom. Wreszcie trzeci poziom dotyczy relacji pomiędzy moralną opowieścią a jej odbiorcą: wywiera ona na odbiorcy wpływ za sprawą którego odbiorca odpowiednio ocenia narratora. Tego rodzaju opowieści moralne posługują się trzema figurami: bohatera, niewinnej ofiary oraz skruszonego sprawcy.
W opowieściach bohaterskich narrator przedstawia przeszłe zdarzenia jako ukazujące cnoty członków swojej wspólnoty, czym wzbudza podziw u odbiorcy polityki historycznej. Analogicznie w narracjach posługujących się kategorią ofiary narrator przedstawia swoją wspólnotę jako doznającą niezasłużonego zła, czym wywołuje u odbiorcy współczucie i chęć zadośćuczynienia. Z kolei w strukturach opowieści mówiących o konwersji sprawcy narrator przyznaje się i wyraża skruchę za przeszłe winy członków wspólnoty, przez co zostaje doceniony przez odbiorcę jako ten, który porzucił swoje wcześniejsze błędne postępowanie.
Łuczewski słusznie zauważa, że głównym punktem odniesienia dla budowania państwowych polityk historycznych jest wciąż II wojna światowa. W tej perspektywie głównym państwowym aktorem pamięci posługującym się narracją konwersji są Niemcy, opowieść o niewinnych ofiarach jest oczywiście opowieścią Izraela, a opowieść bohaterska jest główną składową, prawdopodobniej najmniej skuteczną z podanych przykładów, rosyjskiej polityki historycznej.
Kwestią, która w Kapitale moralnym wydaje się być niedostatecznie naświetlona jest rozróżnienie na państwową politykę prowadzoną na zewnątrz oraz prowadzoną na zewnątrz. Odbiorcami tworzonych przez aktorów państwowych opowieści moralnych mogą być zarówno członkowie innych wspólnot, jak i sami obywatele państwa prowadzącego politykę historyczną. Nie można przy tym automatycznie zakładać, że zarówno na użytek wewnętrzny, jak i zewnętrzny tworzone będą te same narracje ani że w obu kontekstach będą one miały taką samą skuteczność. Jak sądzę, odnosząc się właśnie do rozróżnienia na zewnętrzny i wewnętrzny aspekt polityki historycznej, można wskazać na główny problem polskiej państwowej polityki historycznej.
Polskie problemy z polityką historyczną
Polskie doświadczenia związane z II wojną światową są na tyle różnorodne, że łatwo mogą dostarczyć materiału dla odmiennych typów polityk historycznych. Na ich podstawie można zbudować opowieści bohaterstwie, mówiące na przykład o działaniach Armii Krajowej i Żegoty, historie mówiące o niesprawiedliwych ofiarach niemieckich i rosyjskich zbrodni, a także narracje konwersji przypominające różne sposoby, na jakie cześć Polaków brała udział w zorganizowanej przez III Rzeszę eksterminacji Żydów.
Mogłoby się wydawać, że taka różnorodność stanowi dobrą podstawę do prowadzenia skutecznej państwowej polityki historycznej. W praktyce przynosi ona jednak więcej problemów niż pożytku. Jest tak, ponieważ każda próba budowy spójnej moralnej narracji może zostać skontrowana wskazaniem, że rozwijana polityka historyczna pomija inne moralne aspekty historii.
W szczególności tworzenie opowieści o bohaterach i ofiarach może spotkać się z zarzutem o pomijanie ciemnych kart historii, a z kolei rozwijanie narracji konwersji grozi oskarżeniem o zbyt negatywny stosunek do własnej wspólnoty. Z pragmatycznej perspektywy budowania kapitału moralnego paradoksalnie lepsza okazała się sytuacja państwa niemieckiego, dla którego tworzenie narracji konwersji było jedyną realnie dostępną opcją.
Problem polskiej państwowej polityki historycznej można precyzyjniej wyrazić posługując się przywołanym wcześniej rozróżnieniem na wewnętrzną i zewnętrzną politykę historyczną. Wydaje się, że obecne polskie władze tworzą w głównej mierze narracje bohaterstwa i ofiary, pomijając przy tym narracje konwersji. Przykładem może być wspomniana wcześniej nowelizacja ustawy o IPN, której przepisy obiecywały Polakom ochronę przed oskarżeniami o historyczne zbrodnie. Wymienić można też: wypowiedź premiera Morawieckiego w związku z 50. rocznicą Marca’68 (wedle której Marzec’68 „dla Polaków, którzy walczyli o wolność, powinien być powodem do dumy, a nie powodem do wstydu”) czy sposób działania instytucji pamięci takich jak Muzeum Powstania Warszawskiego czy Muzeum im. Rodziny Ulmów, w których na pierwszy plan wysuwają się bohaterskie czyny Polaków. Takie narracje dobrze sprawdzają się w budowaniu wewnętrznego kapitału moralnego.
Istotnie wydaje się, że obecnie Polacy mają bardzo dobre zdanie o działaniach swoich przodków. Jednakże w kontekście zewnętrznym budowane przez Polskę narracje moralne wydają się mniej skuteczne. W szczególności skandal związany z nowelizacją ustawy o IPN pokazał, że w przypadku Polski rozwijanie narracji o bohaterach i ofiarach nie stawia nas w pozycji tych, którzy faktycznie posiadają wysoki status moralny, ale raczej budzi podejrzenia o to, że Polacy pragną ukryć mroczne elementy swojej historii, a może nawet karać tych, którzy chcieliby te aspekty ujawnić.
I tak źle, i tak niedobrze
Jako rodzaj ćwiczeń z political-fiction można wyobrazić sobie zupełnie inne podejście do państwowej polityki historycznej, które kładzie nacisk na narrację konwersji. W takiej alternatywnej rzeczywistości polskie władze nagradzają Jana Tomasza Grossa za badania nad konsekwencjami polskiego antysemityzmu i tworzą instytut badawczy mający wyjaśniać zbrodnie jakich w przeszłości dopuszczali się Polacy. Można przypuszczać, że tak konsekwentnie prowadzona narracja konwersji spotkałaby się z uznaniem na arenie międzynarodowej, a Polska mogłaby zyskiwać kapitał moralny przedstawiając się jako kraj, który we wzorcowy sposób jest w stanie przepracować błędy przeszłości. Jednakże oczywiście w praktyce jest to nie do zrealizowania i to wcale nie dlatego, że rządzący Polską politycy nie mają odwagi zmierzyć się z trudną przeszłością.
Choć być może skuteczna w wymiarze zewnętrznym, taka państwowa polityka historyczna byłaby katastrofalna w swoim wewnętrznym aspekcie. Rząd, który lekceważyłby elementy polskiej historii, które dają podstawę do tworzenia opowieści o bohaterach i niewinnych ofiarach, utraciłby legitymizację i zostałby zastąpiony przez polityków skłonnych kreować bardziej pozytywny przekaz. To, co mogło się udać w szczególnej sytuacji powojennych Niemiec, z pewnością nie mogłoby się udać we współczesnej Polsce.
Wydaje się więc, że współczesna polska państwowa polityka historyczna napotyka na paradoks. Budowanie opowieści o bohaterach i ofiarach jest skuteczne wewnętrznie, ale funkcjonuje słabo w przypadku budowania zewnętrznego kapitału moralnego. Analogicznie potencjalnie skuteczna zewnętrznie polityka historyczna zostałaby odrzucona w aspekcie wewnętrznym przez samych Polaków.
Mówiąc ogólniej, im bardziej państwowa polityka historyczna staje się skuteczna wewnętrznie, tym większe pojawiają się zewnętrzne podejrzenia co do moralnego statusu Polski. Natomiast im bardziej byłaby skuteczna zewnętrznie, tym jej wewnętrzna akceptacja napotykałaby na większe trudności. Z kolei próba stworzenia wypośrodkowanej państwowej polityki historycznej prawdopodobnie doprowadziłaby do stworzenia niespójnej narracji, która być może w żadnym aspekcie nie wyrządziłaby wielkich szkód, ale też która nie byłaby zbyt skutecznym narzędziem akumulacji kapitału moralnego.
W takiej sytuacji trudno wymyślić jakiś nowy, tym razem skuteczny sposób prowadzenia państwowej polityki historycznej. Jest tak, ponieważ problem z polską polityką historyczną nie polega po prostu na tym, że robi się ją źle. To raczej samo jej prowadzenie prowadzi do kłopotów, a różne sposoby jej prowadzenia po prostu zamieniają jedne problemy na inne. Sytuacja nie jest jednak beznadziejna, gdyż na szczęście istnieją sposoby na… nieprowadzenie państwowej polityki historycznej.
Co zamiast państwowej polityki historycznej? Próba programu pozytywnego
Zgodnie z przytoczoną wcześniej definicją zaproponowaną przez Łuczewskiego, państwowa polityka historyczna polega na działaniach państwa, które tworzą moralne opowieści dotyczące przeszłości wspólnoty. Wychodząc od tej charakterystyki można wyróżnić kilka sposobów nieprowadzenia państwowej polityki historycznej.
Po pierwsze, aktorem, który tworzy moralne opowieści dotyczące przeszłości wspólnoty może nie być państwo. Po drugie, tworzone przez państwo opowieści dotyczące wspólnoty mogą nie mieć charakteru moralnego. Po trzecie, tworzone przez państwo moralne opowieści mogą dotyczyć przeszłości, ale nie dotyczyć wspólnoty. Wreszcie, po czwarte, tworzone przez państwo moralne opowieści mogą dotyczyć wspólnoty, ale nie dotyczyć jej przeszłości, lecz teraźniejszości lub przyszłości.
Prawdopodobnie sposób nieprowadzenia państwowej polityki historycznej, zgodnie z którym państwo nie tworzy opowieści moralnych, nie sprawdziłby się z punktu widzenia celu, jakim jest akumulacja kapitału moralnego. Wówczas, jak słusznie głoszą zwolennicy państwowej polityki historycznej, moralne opowieści o naszej wspólnocie stworzone zostałyby przez inne podmioty międzynarodowe, których cele często nie są zgodne z naszymi. Podobny problem dotyczyłby sytuacji, w której państwo tworzy moralne opowieści – ale takie, że nie dotyczą one wspólnoty, lecz jednostek. Oczywiście, przypisywanie moralnych cech wspólnotom jest problematyczne, a być może po prostu bezsensowne, ale to właśnie w takim wspólnotowym języku toczy się gra o kapitał symboliczny. Rezygnacja z niego byłaby również rezygnacją z samego udziału w tej grze.
W konsekwencji, w grze pozostają dwie idee dotyczące nieprowadzenia państwowej polityki historycznej: jedna, wedle której moralne opowieści o przeszłości wspólnoty nie są tworzone przez państwo i druga, zgodnie z którą tworzone przez państwo moralne opowieści dotyczące wspólnoty nie dotyczą przeszłości. Jak sądzę, ich kombinacja pozwala sformułować atrakcyjną wizję rezygnacji z państwowej polityki historycznej.
Wedle tej propozycji państwo nie dąży do tworzenia spójnej, moralnej historii dotyczącej przeszłości narodu. Tworzenie takich opowieści jest zadaniem innych aktorów takich jak stowarzyszenia, organizacja trzeciego sektora, naukowe grupy badawcze i różnego rodzaju oddolne zrzeszenia. Mogą one swobodnie tworzyć różnorodne moralne opowieści o przeszłości skupiając się na pewnych aspektach minionych zjawisk, zgodnie z zainteresowaniami poszczególnych aktorów, tworząc zarówno opowieści o bohaterach, jak i o ofiarach, a także narracje konwersji. Państwo co do zasady wspiera takie inicjatywy i nie ingeruje w ich treść, wyznaczając jedynie szerokie formalne ramy – tak, aby tworzone narracje nie stały w rażącej sprzeczności z prawdą historyczną i polską racją stanu.
Jednocześnie instytucje państwowe nie rezygnują z tworzenia moralnej opowieści o wspólnocie – z tym, że jest to opowieść o teraźniejszości, a nie o przeszłości. Głównym elementem tej moralnej narracji jest obraz narodu i społeczeństwa, które jest w stanie otwarcie i na różne sposoby poznawać i interpretować swoją złożoną historię.
Powyższy sposób nieprowadzenia państwowej polityki historycznej może być skuteczny w budowaniu zewnętrznego kapitału moralnego. W negatywnym aspekcie jest on odporny na podejrzliwość i zarzuty o pomijanie ciemnych kart historii, jako że państwo wspiera wielość inicjatyw badających, upowszechniających i oceniających rolę wspólnoty w różnorodnych historycznych wydarzeniach. W aspekcie pozytywnym oferowana jest moralna opowieść o narodzie, który z dojrzałością podchodzi do swojej złożonej historii, wiedząc, że nie da się jej ująć za pomocą żadnej jednolitej, uproszczonej narracji.
Co więcej, omawiana strategia wiąże się z mniejszymi wewnętrznymi kosztami politycznymi niż standardowy sposób prowadzenia państwowej polityki historycznej. Instytucje państwowe nie biorą w tym wypadku na siebie odpowiedzialności za tworzenie narracji pokazujących niemoralne działania członków wspólnoty narodowej, gdyż tego rodzaju opowieści są tworzone przez innych aktorów. Ewentualne próby krytyki można łatwo oddalić wskazując, że państwo wspiera różnorodne inicjatywy dotyczące historii, także te ukazujące Polaków jako bohaterów i ofiary. Z kolei sama moralna narracja tworzona przez państwo nie dotyczy przeszłości i jest całkowicie pozytywna: ukazuje Polaków jako historycznie dojrzały naród.
Z tego powodu nieprowadzenie państwowej polityki historycznej może być nie tylko skutecznym narzędziem budowy zewnętrznego kapitału moralnego, ale także jest bardziej stabilną strategią polityczną w aspekcie wewnętrznym. Ponadto, biorąc pod uwagę pluralistyczny charakter polskiej historii najnowszej, byłby to również sposób politycznego zagospodarowania historii, który jest po prostu bliższy prawdzie.
Materiał został dofinansowany ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa” na realizację projektu „Osiem słów”.