Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Michał Rzeczycki  5 grudnia 2018

Jak umysł może zrozumieć wojnę?

Michał Rzeczycki  5 grudnia 2018
przeczytanie zajmie 8 min

Spośród wielu perspektyw patrzenia na historię myśli ludzkiej jedna wydaje mi się w kontekście wojny szczególnie przydatna. Otóż, można powiedzieć, że dzieje zmagań intelektualnych to opowieść o tym, w jaki sposób rozum człowieka próbuje zapanować nad tym, co wydaje się mu niezrozumiałe.

Wiedzieli o tym Grecy, gdy przyszło im zmagać się ze zjawiskiem zmiany. Z jednej strony bowiem umysł z natury swojej ujmuje rzeczy jako coś stałego i jednego, z drugiej jednak zmysły podpowiadają nam, że zmienność i wielość są wokół nas czymś powszechnym. Zmaganie się z tym wyjściowym dylematem doprowadziło potem do powstania teorii idei, pojęć substancji, istoty i własności przygodnych.

Podobny schemat myślenia można odnieść do wojny, jednak w tym wypadku sprawa jest bardziej złożona, bo o wiele bardziej dramatyczna niż to ma miejsce w wypadku metafizyki. Perspektywa obrana przez Magdalenę M. Baran w książce Znaczenie wojny. Pytając o wojnę sprawiedliwą bardzo dobrze oddaje poziom komplikacji, jaki zawarty jest w tym zagadnieniu. Ażeby go pokazać, przywołam trzy płaszczyzny patrzenia na wojnę, o których autorka pisze w swojej pracy: płaszczyznę etyczną, polityczną i werbalną.

Wojna w rozumieniu etycznym

Problemem, którzy narzuca się rozumowi ludzkiego niemal od razu, jest sama istota wojny, której nieodłącznym elementem jest zabijanie innych ludzi. O ile bowiem trudno jest znaleźć przykład systemu moralnego, który dopuszcza odebranie życia niewinnemu człowiekowi – może poza wypadkami uświęconymi jakimś rytuałem – o tyle obraz pobitewnego pola i znajdujących się na nim ciał radykalnie kłóci się z tym przeświadczeniem. Dla przywoływanej autorki kwestia ta stanowi w punkt wyjścia do dalszych rozważań.

Baran kontrastuje na samym początku swojej pracy doświadczenie odwiedzenia muzeum Auschwitz-Birkenau, czyli miejsca, gdzie dokonało się zabijanie na skale wcześniej niewyobrażalną, z pojęciem, od którego refleksja nad wojną się zaczęła – tj. ze sprawiedliwością. W najstarszych koncepcjach słusznego prowadzenia wojny jej sprawiedliwość miała opierać się na przekonaniu, że wspólnota polityczna ma prawo do zbiorowej obrony, tak samo jak jednostka ma prawo do obrony koniecznej. Był jednak moment w historii, gdy w wyobraźni zbiorowej pogląd ten został zakwestionowany. Mowa o ładzie po pokoju westfalskim, który zawarto w 1648 r.

Uznano wówczas, że wojna jako starcie suwerennych potęg jest czymś, co przypomina pojedynek. Pole bitwy to nic innego, jak arena, na której dwie strony załatwiają sporne sprawny. O sprawiedliwości trudno było mówić, jeżeli akceptowało się taką wizję, gdyż wojna sprawiedliwa tworzy asymetrię między walczącymi: są ci, którzy mają rację, bo bronią się, oraz ci, którzy są bandytami, bo dokonują napaści. Pojedynek, przeciwnie, jest sytuacją symetryczną i w pewnym sensie konwencjonalną: obie strony są sobie równe tak długo, jak długo dochowują wzajemnie ustalonych reguł gry. Taka koncepcja prowadzenia wojny znalazła swoje zwieńczenie w dictum Clausewitza, który powiedział, że wojna to po prostu polityka prowadzona innymi metodami.

Jak wskazuje autorka, już XIX wiek zaczął powoli weryfikować to przekonanie na naturę starć zbrojnych między państwami, jednak momentem ostatecznego przesilenia były dwie wojny światowe. Wyrazem tych zmian świadomościowych były pierwsze konwencje, które regulowały prowadzenie wojen. Konwencja genewska z 22 sierpnia 1864 r. uznała personel medyczny za neutralny w konflikcie. Tym samym lekarze, pielęgniarki i sanitariusze niosący pomoc rannym żołnierzom nie mogą być celami ataków. Konwencje haskie z 1899 r. stworzyły za pomocą powołania do istnienia Stałego Trybunału Rozjemczego prawną przestrzeń do rozwiązywania sporów międzynarodowych. Można powiedzieć, że powoli przebijało się do świadomości ludzkiej, że wojny nie można ot, tak wypowiedzieć, a zło działania wbrew temu przekonaniu objawia się namacalnie w postaci zniszczenia i śmierci. Dwie wojny światowe, które potem nastąpiły, nie tylko przypieczętowały pogląd, że konflikty zbrojne muszą być czujnie monitorowane przez prawo i społeczność międzynarodową, lecz zmusiły do uszczegółowienia warunków prowadzenia sprawiedliwej wojny.

Okrucieństwa popełniane przez żołnierzy podczas prowadzenia walk lub widmo chaosu politycznego po zawarciu rozejmu spowodowały, że sam sprawiedliwy powód włączenia się do wojny (ius ad bellum) to mało. Uznano, że w należy uwzględnić również sposób prowadzenia starć (ius in bello) oraz to, co stanie się po ich zakończeniu (ius post bellum). Pytaniem, na które każdy czytelnik tej pracy będzie musiał sobie odpowiedzieć, brzmi: czy i w jakim stopniu możemy mówić o postępie?

Wojna w rozumieniu politycznym

Problemem drugim są różnego rodzaju cnoty i etosy, które wiążą się z prowadzeniem działań zbrojnych. Widać to szczególnie w ideale rycerza, który ma być, rzecz jasna, obrońcą słabszych, lecz jest także zobowiązany do tego, żeby prowadzić bój w zgodzie z pewnym kanonem zasad honorowych, dzięki któremu obie strony mają być sobie równe, oddając kwestię zwycięstwa wyłącznie umiejętnościom.

Ten obraz jest jednak nadszarpywany przez samą naturę polityki. Wojna jest bowiem aktem politycznym, a nieodłączną częścią polityki jest sprawczość i skuteczność, ergo techniczność rządzenia. Można, oczywiście, przywołać tu Machiavellego, który chciał techniczność uznać za istotę działań politycznych, jednak to nie jest konieczne. Sedno problemu widać bowiem już na samym polu bitwy. Wojna jest sprawą egzystencjalną w najbardziej biologicznym wydźwięku tego słowa. Czy człowiek przyparty do ściany może wobec widma śmierci odstąpić od honorowych zasad walki rycerskiej? A co jeżeli stawka nie idzie już tylko o życie żołnierzy, a zagrożone jest samo istnienie całej wspólnoty politycznej? W miarę, jak stawka wojny rośnie, wzrasta pokusa porzucenia jakichkolwiek zasad jej prowadzenia przez tych, którzy biorą w niej udział.

Baran ilustruje ten dylemat na przykładzie bitwy pod Leuktrami, która miała miejsce w 371 r. p. n. e. Wówczas to tebański wódz Epaminondas złamał dotychczasowe zasady, które, sakralizując porządek toczenia walki, nakazywały atak z prawego skrzydła. Zamiast tego Epaminondas zastosował szyk ukośny i nakazał atak ze skrzydła lewego, którego wroga armia Sparty nie była w stanie wytrzymać. W ten oto sposób dotychczasowa potęga Spartan została złamana, Teby zaś wysunęły się na czoło w zmaganiach o hegemonię w świecie greckim. W ten też sposób nakazy techniki wojennej oraz reguły skuteczności politycznej starły się z uświęconym wyobrażeniem o dobrze prowadzonej bitwie.

Rzecz jasna, ten przykład ma swoją specyfikę. Raczej trudno przenosić do współczesności tezy, że wojska należy wystawiać w określonym porządku, mającym sankcję religijną. Jeżeli jednak wyabstrahujemy zasady stojące za przykładem bitwy pod Leuktrami, możemy dostrzec pewną powtarzalność konfliktu między technicznością polityki a pryncypiami moralnymi. Sądzę, że najlepszym współczesnym odpowiednikiem tego dylematu jest sprawa broni masowego rażenia. Z jednej strony obiecuje ona szybkie zwycięstwo, z drugiej jednak może równie dobrze się okazać, że straty będą nie do zaakceptowania, a ponadto zaistnieje groźny precedens, który da pozostałym stronom pretekst do retorsji.

Wojna jako zjawisko werbalne

Problemem trzecim, który można odnaleźć na kartach książki Magdaleny M. Baran, jest kwestia etyki tworzenia obrazu wojny. Jest to zagadnienie, które najmocniej dotyka współczesności. Władza dziennikarzy jest tu ogromna, gdyż to oni są tymi, którzy mogą dostarczyć obrazów, będących następnie materiałem uzasadniającym podjęcie działań wojennych. W tym wypadku polityczno-moralna waga dostarczanych informacji zmaga się z pieniędzmi, którymi nagradzane są news i sensacja, a także wierność pewnej opcji politycznej.

Baran podaje przykład stacji Al-Dżazira, której utworzenie pozwoliło na przełamanie monopolu mediów amerykańskich,  serwujących światu tylko jeden, w gruncie rzeczy bardzo stronniczy obraz wojny w Iraku i Afganistanie. Nie znaczy to, oczywiście, że Al-Dżazira jest całkowicie obiektywna, jednak gdy już powstała, Amerykanie stracili wyłączną władzę nad kreowaniem obrazu wojny. Jak wielka zaś jest to siła, świetnie obrazuje cytowany przez Magdalenę Baran amerykański magnat prasowy William Randolph Hearst, który powiedział: „Ty dostarczysz zdjęcia, a ja dostarczę wojnę”. Chociaż wojna w Iraku nie została wszczęta na podstawie doniesień medialnych, lecz przedstawionych przez administrację USA dowodów, które miały potwierdzać posiadanie przez rząd w Bagdadzie broni masowego rażenia, nie trudno sobie wyobrazić sytuację, że do akcji zbrojnej dochodzi na podstawie obrazów telewizyjnych. Wystarczy, że treść newsów spotka się z zapotrzebowaniem politycznym, a łatwo będzie można uzasadnić przed opinią publiczną konieczność rozpoczęcia działań wojennych. Na przekór temu można by powiedzieć, że w czasach Internetu łatwo każdą fałszywą informację zdementować. Jednak istnienie fake newsów oraz zjawisko post-prawdy, czerpiąc z rozproszenia ośrodków tworzenia przekazu informacji, ma również potencjał zaciemniania prawdziwego obrazu rzeczywistości.

***

Książka Magdaleny M. Baran Znaczenie wojny. Pytając o wojnę sprawiedliwą nie jest klasycznym opracowaniem tematu, który zawarto w tytule. Choć czytelnik z lektury książki dowie się o szczegółowych założeniach koncepcji wojny sprawiedliwej, to nie znajdzie tam typowych dla tego problemu rozważań, które polegają na testowaniu dotychczas przyjętych rozwiązań prawnych i moralnych za pomocą sytuacji wymyślonych bądź tych, które rzeczywiście miały miejsce. Zamiast tego otrzymujemy monografię, która stara się uchwycić relację między wojną a różnymi przejawami ludzkiej egzystencji.

Wymienione wyżej trzy problemy stanowią dowód tej tezy. Człowiek stając wobec fenomenu wojny musi, po pierwsze, ująć w kategorie moralne zjawisko moralnie niepożądane. Po drugie, musi wyważyć między technicznością, która jest nieodłączna od politycznego życia ludzi, a przyjętymi kanonami moralnymi lub religijnymi prowadzenia starć zbrojnych. Po trzecie, umysł ludzki musi dbać o obiektywizm relacjonowania konfliktu. Wiemy bowiem od starożytności, że retoryka, jeśli zapanuje nad prawdą, staje się narzędziem do relatywizowania rzeczywistości. W wypadku wojny opis względny i stronniczy może mieć dosłownie wagę życia ludzkiego.

Ażeby znaczenie tych trzech płaszczyzn namysłu nad konfliktem zbrojnym unaocznić, autorka Znaczenia wojny sięga do opisów reporterskich. Oczywiście, podczas debaty, która miała miejsce 7 grudnia 2018 r. w Klubie Jagiellońskim, Maciej Zając z Zakładu Etyki Uniwersytetu Warszawskiego słusznie zauważył, że nie można patrzeć na wyobrażenia epoki o wojnie przez pryzmat traktatów teoretycznych bądź obrazów wziętych z kultury. Takie ujęcie jest bowiem w stanie przedstawić jedynie pewien aspekt rzeczywistości. Wydaje mi się jednak, że obrana przez autorkę metoda ma sens, jeżeli na książkę spojrzy się przez pryzmat pytania, które postawiłem na początku tego tekstu: jak umysł może zrozumieć wojnę? Każdemu, kto czuje się na siłach zmierzyć się z tym zagadnieniem, pracę Magdaleny M. Baran mogę gorąco polecić.

Materiał został dofinansowany ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa” na realizację projektu „Osiem słów”.