Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Eugeniusz Chimiczuk  21 listopada 2018

Ukraińsko-węgierska walka o język

Eugeniusz Chimiczuk  21 listopada 2018
przeczytanie zajmie 3 min

Na ujawnionym nagraniu węgierski konsul gra w otwarte karty. Rozdając węgierskie paszporty mieszkającym na Ukrainie przedstawicielom mniejszości węgierskiej wprost zwraca im uwagę, że nowe paszporty węgierskie muszą ukrywać. I słusznie, bo na Ukrainie posiadanie podwójnego obywatelstwa jest zakazane. Nic więc dziwnego, że konsula błyskawicznie z Ukrainy wydalono, a Kijów postrzega działania Węgier jako wymierzone w ukraińską suwerenność. Budapeszt znowu krytycznie ocena ukraińską reformę edukacyjną, jako uderzającą w węgierską mniejszość mieszkającą na Zakarpaciu i w odpowiedzi blokuje kontakty Kijowa z NATO. Spór węgiersko-ukraiński swoje korzenie ma jeszcze w początku lat 90., w momencie odzyskania przez Ukrainę niepodległości.

Wszystko zaczęło się w Trianon

Węgierska mniejszość stanowi wyzwanie dla wszystkich krajów graniczących z Węgrami za wyjątkiem Austrii. W konsekwencji Traktatu w Trianon poważna część etnicznej węgierskiej ludności znalazła się bowiem poza granicami nowostworzonego państwa węgierskiego. Podejmowane po 1920 r. próby rewizji niekorzystnych dla Węgier postanowień państw Ententy, sprawiają, że nawet dziś sąsiedzi Węgier patrzą podejrzliwie na wszelkie działania polityczne podejmowane przez Budapeszt wobec węgierskich mniejszości w innych krajach. W kontekście relacji węgiersko-ukraińskich brzemienna w skutki okazała się decyzja Związku Radzieckiego, który zdecydował się włączyć część północno-wschodnich terytoriów Węgier do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.

Po geopolitycznych przemianach 1989 r. był nawet czas, kiedy Amerykanie obawiali się, że Europa Środkowo-Wschodnia może się zdestabilizować na wzór regionu bałkańskiego, właśnie choćby ze względu na rozproszenie węgierskich mniejszości po innych państwach.

Ostatecznie do tego nie doszło, ale już w latach 90. Budapeszt zaczął wprowadzać różnorakie instrumenty wspierające Węgrów mieszkających poza macierzą. Czym zamożniejsze stawało się państwo węgierskie, tym bardziej poszerzała się polityka wsparcia mniejszości węgierskich – kulturowa, edukacyjna, polityczna, a później również finansowa. Sąsiedzi Węgier, dużo biedniejsze i politycznie niestabilne Rumunia i Ukraina, początkowo niespecjalnie zwracały uwagę na realizowane bez niepotrzebnego rozgłosu posunięcia Budapesztu, ale wraz z upływem czasu węgierska polityka stawała się źródłem rosnącej nieufności pomiędzy Węgrami a ich sąsiadami, a także zarzewiem dyplomatycznych konfliktów.

Ukraińsko-węgierska walka o język

Po rozpadzie Związku Radzieckiego młode ukraińskie państwo miało ważniejsze sprawy na głowie niż mieszkająca na Zakarpaciu mniejszość węgierska licząca obecnie ok. 150 tys. osób. Co nie znaczy, że dla niepodległej Ukrainy sprawy kulturowe nie odgrywały istotnej roli. Kluczowa sprawa dotyczyła języka. Ukraiński naród poddany był rusyfikacji długie dekady XX wieku. W konsekwencji duża część ludności, przede wszystkim zamieszkałej w miastach, rozmawiała po rosyjsku lub w „surżyku” (mieszance gramatyki ukraińskiej i słownictwa rosyjskiego). Tymczasem władze w Kijowie, zajęte choćby sprawą broni atomowej, nie przywiązywały wielkiej wagi do kwestii języka.

Przyjęta przez Partię Regionów w 2012 r. ustawa pozwalającą lokalnym społecznościom na samodzielne decydowanie w jakim języku będą prowadzone lekcje w przedszkolach i na poziomie szkolnictwa średniego, usankcjonowała tylko już istniejącą na Ukrainie „językową decentralizację”.

Tylko że skutki takiej polityki były takie, że mniejszość węgierska i rumuńska zaczęły tracić jakikolwiek kontakt z oficjalnym językiem państwa, w którym mieszkają. A skoro nie znali ukraińskiego, to nic dziwnego, że coraz mocniej zaczęli się orientować na swoje językowe ojczyzny.

Zainteresowanie tematem ze strony władz Ukrainy pojawiło się dużo później – dopiero w 2014 r., kiedy język „mniejszości” stał się formalnym powodem do aneksji Krymu. Rząd ukraiński zrozumiał wtedy, że zwarte, językowo odmienne mniejszości etniczne mogą stać się zagrożeniem dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Media zaczęły alarmować, że potencjalnie problematyczna może stać się mniejszość węgierska na Zakarpaciu, która nie jest zintegrowana z Ukrainą. W tym czasie wyszło na jaw, że państwo węgierskie od lat prowadziło na terytorium sąsiedniego kraju politykę kulturalną, edukacyjną i społeczną bez formalnego poinformowania i konsultacji z rządem w Kijowie. Aktywność węgierska przyniosła skutki. Ukraińscy dziennikarzy wykazali, że istnieją regiony na Zakarpaciu, gdzie ludność węgierska nie zna języka ukraińskiego nawet na elementarnym poziomie. W odpowiedzi ukraińskie władz przygotowały reformę edukacji zakładającą obowiązkową naukę języka ukraińskiego w szkołach państwowych. Takie rozwiązanie oczywiście nie podoba się węgierskiej mniejszości i węgierskiemu rządowi w Budapeszcie.

Kulminacją sporu stało się ujawnienie sytuacji o której wiedzieli przez wiele lat miejscowe władze, jak również spora ilość obywateli Ukrainy – większość Zakarpackich Węgrów posiada węgierskie obywatelstwo.

Przekleństwo Kjellena?

Szwedzki geopolityk Rudolf Kjellen twierdził, że państwo opiera się na terytorium i ludności, które razem tworzą przestrzeń życiową dla państwa (później termin ten przetłumaczono dopiero na język niemiecki jako lebensraum i nadano mu wiadomy kontekst).

Zdaniem Kjellena żadne państwo nie zrezygnuje ze swojego terytorium ani nie będzie chciało pozostawić swoich etnicznych rodaków samych sobie, kiedy zamieszkują oni terytorium innego kraju. „Fantomowy ból” wynikający z utraty terytorium lub ludności będzie motywował do takiego lub innego odzyskania politycznych wpływów.

Przekleństwo Kjellena polega zaś na tym, że granice państw nigdy nie pokrywają się idealnie z granicami etnicznymi. Co oznacza, że prędzej czy później czeka nas międzypaństwowy konflikt bądź przemoc stosowana wobec mniejszości przez dominującą większość. Czy na wschodzie Europy czeka nas powrót przekleństwa Kjellena? Takiego scenariusza nie da się niestety wyeliminować. Szczególnie, kiedy szerszy porządek geopolityczny będzie ulegał dekompozycji, aktywując teraz może jeszcze słabo widoczne, ale realnie istniejące napięcia etniczne. W przypadku Węgier i Ukrainy należy się dodatkowo spodziewać, że na podsycanie konfliktu będzie grała także Rosja. Co w połączeniu ze sztywnym stanowiskiem i upieraniem się przy swoim przez Kijów i Budapeszt nie wróży najlepiej na przyszłość.

Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania na łamach serwisu Visegrad Plus. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!