Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Śleszyński w „Wyborczej”: Znikamy, ale jest jeszcze czas, żeby zapobiec katastrofie

przeczytanie zajmie 4 min

Siedzimy na demograficznej bombie z opóźnionym zapłonem. Tak naprawdę problemy demograficzno-ekonomiczne na skalę kontynentalną czy globalną dopiero się zaczynają – alarmuje w obszernym wywiadzie w „Magazynie Świątecznym” Gazety Wyborczej prof. Przemysław Śleszyński, autor wydanego przez Klub Jagielloński raportu „Polska średnich miast”.

[POBIERZ RAPORT]

– Prognozy są nieubłagane. Te z GUS mówią o znacznym spadku liczby ludności. A one są przeszacowane, nie uwzględniają osób, które wyjechały za granicę i się nie wymeldowały. Ich mogą być nawet 3 mln. Trzeba przyjąć wariant pesymistyczny – że nawet połowa nie wróci – mówi ekspert.

Ukraińcy nie rozwiążą naszych problemów

– Jeżeli przyjedzie ich 6 mln i zostaną na zawsze, to kwestia demografii w sensie matematycznym zostanie rozwiązana, ale powstaną problemy społeczne. Bo trudno mi sobie wyobrazić, że taka populacja się zasymiluje. Zresztą trudno mi sobie wyobrazić, jakie to miałoby konsekwencje dla samej Ukrainy czy nawet sytuacji geopolitycznej w regionie. Czyli, krótko mówiąc, Ukraińcy nam problemu nie rozwiążą – podkreśla w rozmowie z Michałem Wilgockim profesor Śleszyńki.

Prognozy dla wielu średnich miast w Polsce są dramatyczne

– Najgorzej jest w przypadku miast w przedziale 50-200 tys., takich jak Radom, Zamość, Ostrołęka, Leszno czy Włocławek. One mają już bowiem potencjał w postaci pewnej infrastruktury: dróg, osiedli, kanalizacji, wodociągów, usług publicznych itp., w którą zainwestowano – podkreśla autor raportu. I dodaje – W regionach peryferyjnych będzie coraz mniej osób pracujących. Aby utrzymać dotychczasowy standard życia, będą musiały wzrosnąć podatki. Ale jest jeszcze czas, żeby zapobiec katastrofie. Trzeba tylko zreformować wiele nieefektywnych systemów, które mamy na różnych poziomach organizacji przestrzennej – przekonuje ekspert.

Błędy przeszłości

– Reforma w 1999 r. przywróciła trójstopniowy podział: województwo-powiat-gmina, z którego zrezygnowano w 1975 r. Jednak popełniono tutaj podstawowy błąd. Przywrócona sieć powiatów była rodem ze średniowiecza. A od tamtej epoki zmieniło się wszystko. To jest szalenie nieefektywne, dzisiejsze powiaty są zdecydowanie za małe. Tak jest m.in. dlatego, że w latach 90. XX wieku, kiedy projektowano nowy podział, mało kto przewidywał, że liczba ludności będzie się kurczyła. Myśleliśmy, że Polska będzie rosnąć w nieskończoność – zauważa Śleszyński.

Więcej województw, mniej powiatów

– Pierwszy kierunek jest dość radykalny: likwidujemy szczebel powiatowy. Ale województwa musiałyby być mniejsze, by dało się w ciągu godziny dojechać do ich stolicy z każdego miejsca; no, chociaż z 90 proc. terytorium kraju. Z moich badań wynika, że musiałoby to być między 20 a 30 województwami. Można też zostawić szczebel powiatowy, ale wtedy trzeba go jeszcze raz przemyśleć. W Polsce jest od 100 do 150 naturalnych centrów, związanych choćby z dojazdem do pracy. Dlatego tyle powinno być powiatów. Za tym musiałaby jednak pójść kolejna reforma województw. W tym układzie musiałyby być większe, ale byłoby ich 10, może 12. Wyobrażam sobie, że nie istniałyby takie jak np. opolskie czy świętokrzyskie – proponuje profesor.

Model polaryzacyjno-dyfuzyjny nie sprawdził się

– Trzeba przyjąć, że model polaryzacyjno-dyfuzyjny w Polsce się nie sprawdził, że różnice, zamiast się zmniejszać, się zwiększają. Okazało się, że po roku 1999 nowe stolice województw dostały zastrzyk energii. Zaczęły ściągać coraz więcej, a byłe wojewódzkie zaczęły tracić. I system polaryzacyjno-dyfuzyjny okazał się tylko polaryzacyjnym. Bez efektu dyfuzji, za to z coraz większym wysysaniem. Dostępność przestrzenna jest kluczowa, a my cierpimy przez błędy polityki transportowej wielu dekad wstecz – ocenia ekspert. – Jednym z wyznaczników dobrej polityki transportowej jest połączenie drogami co najmniej dwujezdniowymi miast powyżej 100 tys. mieszkańców. Kraje zachodnie mają to na poziomie praktycznie 100 proc – wskazuje jako rozwiązanie.

Deglomeracja szansą

– Wiele państw prowadzi rozwój kraju przez rozmieszczanie urzędów na całych swoich terytoriach. Zwłaszcza te państwa, które są policentryczne pod względem sieci osadniczej, czyli mają ośrodki miejskie różnej wielkości równomiernie rozłożone w kraju. Udowodniono wiele razy, że systemy policentryczne są najbardziej efektywne ekonomicznie, bo są na przykład efekty synergii i nie ma ujemnych sprzężeń zwrotnych, zwłaszcza nadmiernego wysysania – podkreśla Śleszyński.

Autor raportu przekonuje więc, żeby nie wszystkie najważniejsze instytucje i wielkie firmy były tylko w Warszawie i kilku innych większych miastach. – Częściowo w koncepcję deglomeracji wpisuje się opowiedziana przeze mnie reforma administracyjna. Bo kiedy mamy więcej województw albo mocniejsze powiaty, potrzebni są urzędnicy, potem może to obrosnąć firmami i usługami. Im miasto ma większy prestiż, im więcej spraw można w nim załatwić, tym bardziej prawdopodobne, że zatrzyma część swoich zasobów – mówi autor „Polski średnich miast”.

Pełną wersję rozmowy przeczytać można w Magazynie Świątecznym „Gazety Wyborczej” z 1 września, a także m.in. na łamach portalu wyborcza.pl. Zapraszamy do lektury! Zachęcamy też do lektury pełnej wersji raportu autorstwa prof. Przemysława Śleszyńskiego, którego wydawcą jest Klub Jagielloński.