Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Śleszyński: Miasta muszą mieć zróżnicowaną podstawę gospodarczą, wówczas są bardziej odporne i efektywne

– Wskaźnik obciążenia demograficznego bardzo się pogarsza i będzie się pogarszał nadal. W sytuacji, gdy w 2050 roku populacja Polaków skurczy się do 31-32 milionów, a udział ludzi w wieku emerytalnym podwoi się, może dojść do sytuacji, że nie będzie nas stać na utrzymanie obecnego standardu życia. Tych procesów całkowicie nie zahamujemy, ale możemy starać się minimalizować koszty – powiedział w rozmowie z Gazetą Pomorską prof. Przemysław Śleszyński, autor raportu Polska średnich miast.

– Nastanie wolnego rynku w 1989 roku zbiegło się z końcem wysokiej stopy urodzeń, która zapewniała stałe źródło dopływu mieszkańców ze wsi do miast. Dzietność bardzo się zmniejszyła, a na dodatek w czasie silnego bezrobocia otwarte zostały rynki pracy za granicą. Do tego doszła reforma administracyjna, która wzmocniła kilka dużych ośrodków. Wszystko to sprawiło, że system osadniczy, zamiast się stabilizować, zaczyna się nam rozchodzić. Jeszcze w latach 90. kiedy pączkował polski kapitalizm, wiele przyszłych gigantów miało siedziby poza wielkimi aglomeracjami – wyjaśnia.

– Owszem, na początku lat 90. był krótki okres, w których następowała dekoncentracja siedzib zarządów spółek. Ale po krótkim czasie znowu doszło do koncentracji – zwłaszcza zagraniczny kapitał uznał, że musi być w Warszawie, blisko Sejmu i urzędników. Warszawa zaczęła rosnąć kosztem pozostałych miast. Pojawił się mechanizm wysysania przez Warszawę wszystkiego, co wartościowe. To był proces fatalny w skutkach, bo miasta muszą mieć zróżnicowaną podstawę gospodarczą, wówczas są bardziej odporne i efektywne – argumentował ekspert.

– Musimy zastanowić się nad zmianą podziału administracyjnego. Jeśli zmniejszy się liczba ludności w miastach, to nie wszystkie będą w stanie pełnić funkcji takich, jak dziś. Bo jak utrzymać infrastrukturę miasta powiatowego, które z 50-tysięcznego ośrodka stało się miastem 25-tysięcznym? Dlatego na nowo trzeba zastanowić się nad podziałem wojewódzkim, powiatowym i gminnym. To oznacza polityczną burzę. Ale jest nieuchronne. Precedens już mamy – jedna z gmin na Pomorzu Środkowym zbankrutowała. Takich bankructw może być więcej, więc lepiej już dziś łączyć gminy. Na szczęście istnieje już powszechna zgoda na to, żeby tzw. gminy obwarzankowe włączać w strukturę miast, które otaczają. Jak w Zielonej Górze. To jest trudna debata, ale na pewno jej nie unikniemy, więc lepiej dyskutować już dziś – stwierdził prof. Śleszyński.

– Są jeszcze pewne regiony, w których odnotowujemy nadmiar ludności wiejskiej, mamy rozproszone osadnictwo i niskotowarowe rolnictwo. Chodzi o wschodnią, północną i centralną Polskę. Warto nakłaniać tych ludzi do takiej migracji, która ratowałaby miasta średniej wielkości (takie jak Przemyśl, Sokółka czy Zambrów), ale także duże – Białystok, czy Lublin, zachętami w rodzaju Mieszkanie+. Błędem jest to, że środki na ten program uruchomiono dla całej Polski. Wielkie aglomeracje powinny być z tego programu wyłączone. Oczywiście to musi iść w parze z inwestycjami przemysłowymi. Miasta w granicach 50-100 tys. znajdują się w najgorszej sytuacji. Dwukrotnie większe ośrodki jakoś sobie poradzą – powiedział ekspert PANu.

– Wśród rozwiązań tego problemu widzę tworzenie województw wielobiegunowych. Jednym z nich mogłoby być na przykład województwo z ośrodkami administracji we Włocławku i Płocku. Natomiast nie powinna nas aż tak bardzo martwić przyszłość najmniejszych 3-5-tysięcznych miast. Nawet jeśli liczba mieszkańców spadnie w nich o połowę, nie spowoduje to dramatu, bo nie przestaną pełnić swojej lokalnej funkcji obsługi otoczenia. Szansą dla tych miasteczek jest również przyciągnięcie nowych mieszkańców z okolicznych wsi. Przede wszystkim jednak w miastach trzeba szukać oszczędności – wyjaśniał.

– Wydajemy właśnie raport w Komitecie Przestrzennego Zagospodarowania Kraju PAN o kosztach chaosu przestrzennego. Tego typu badania prowadzili m.in. naukowcy z Akademii Ekonomicznej w Katowicach, doktor Piotr Gibas i profesor Krystian Heffner, którzy dowiedli, że każdy metr rozproszonej zabudowy powyżej pewnej odległości (około 200 metrów) generuje dla gminy koszty w wysokości 1600 zł przez 8 lat (a nie są to wszystkie koszty). W skali kraju oznacza to 60 miliardów złotych strat w analogicznym okresie. To tylko jeden z przykładów. Według naszych wyliczeń, koszty chaosu przestrzennego w całym kraju, w tym niekontrolowanego rozlewania się miast w skali roku wynoszą ponad 80 miliardów. O tyle nasza gospodarka jest mniej konkurencyjna od innych. Każdy z nas dokłada się do tej kwoty, bo przecież mówimy o pieniądzach z naszych podatków. Oczywiście nie ma możliwości, aby naprawić ten problem w krótkim czasie, ale gdyby udało się zredukować go o połowę, oszczędzilibyśmy ponad 40 miliardów! – podsumował autor naszego raportu.