Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Eugeniusz Chimiczuk  2 sierpnia 2018

Po co nam Morze Bałtyckie? Analiza kondycji Polskiej Marynarki Wojennej

Eugeniusz Chimiczuk  2 sierpnia 2018
przeczytanie zajmie 23 min

Podstawowy problem z polską strategią morską tkwi w naszych głowach. Elity polityczne III Rzeczpospolitej już od ponad 25 lat nie potrafią zdefiniować roli, jaką Morze Bałtyckie powinno odgrywać w realizacji polskiego interesu narodowego. Z tego powodu nie wiemy, w którym kierunku modernizować naszą marynarkę wojenną, która jedną nogą wciąż stoi w czasach Polski Ludowej. Tymczasem siły morskie Federacji Rosyjskiej nie próżnują. Skuteczna modernizacja Polskiej Marynarki Wojennej w oparciu o rodzimy przemysł i za relatywnie nieduże pieniądze znajduje się w naszym zasięgu.

Do czego ma nam służyć Morze Bałtyckie?

Polska Marynarka Wojenna jest lekceważąco traktowana zarówno przez polskie społeczeństwo, jak i naszych politycznych sojuszników. Trudno stwierdzić, czy wynika to z niepoważnego postrzegania Bałtyku jako mało znaczącego akwenu, czy też z dwuznacznych doświadczeń z czasów II wojny światowej związanych z operacją wycofania Polskiej Marynarki Wojennej do Wielkiej Brytanii, która to operacja rozpoczęła się… na kilka dni przed atakiem Niemiec na Polskę. Polska Marynarka Wojenna nie odegrała w polskiej historii znaczącej roli. Nawet znana ze szkolnych podręczników bitwa pod Oliwą historycznie niewiele znaczyła.

Mamy różne wizje polityki morskiej, które często bywają przedmiotem sporu. Tak było również niedawno w związku z konfliktem między Ministerstwem Obrony Narodowej a Prezydentem RP. Wizje MON i Biura Bezpieczeństwa Narodowego były ze sobą sprzeczne. Taka kontrowersja nie jest winą wojskowych i naukowców pracujących nad strategią obrony kraju, ale raczej polskich elit politycznych, które od lat nie mogą się zdecydować, jaki status Rzeczpospolita powinna mieć w regionie i na świecie.

Dylemat samych polityków polega na tym, że Rzeczpospolita według definicji geopolitycznej jest państwem „lądowym”, ale jednocześnie wiele filarów naszego bezpieczeństwa opiera się na „cywilizacji morskiej”: Sojuszu Północnoatlantyckim, handlu globalnym oraz dywersyfikacji dostawców surowców energetycznych.

Potężne mocarstwa lądowe, sąsiedzi Polski, historycznie nie występowały jako jej sojusznicy, dlatego Polska dążyła do sojuszy z mocarstwami morskimi. Jeżeli przeanalizujemy doświadczenia historyczne, to dojdziemy do wniosku, że militarne bezpieczeństwo Rzeczpospolitej nie może na takich sojuszach bazować. Z drugiej strony, morze pozwala na zabezpieczenie energetycznych i ekonomicznych interesów państwa, daje możliwości gospodarczego bogacenia się.

Również w przypadku dłuższego konfliktu izolacja morska doprowadzi do upadku Rzeczpospolitej, ponieważ państwa takie jak Rosja mogą używać własnych zasobów i prowadzić wojnę na wyczerpanie, blokując dostawy surowców z zewnątrz. Gromadzenie zapasów z punktu widzenia ekonomicznego jest bardzo drogie. Potrzeby zakupu wielkich partii towaru dla zachowania bezpieczeństwa nie będą dyktowane sytuacją na rynku tylko stanem magazynów. Poza tym, potrzebna będzie kosztowna i rozbudowana infrastruktura, rozlokowana na terytorium całego kraju, dla ochrony której będziemy musieli przydzielać baterie obrony przeciwrakietowej.

Musimy ocenić, do czego ma nam służyć Morze Bałtyckie. Żegluga, połączenia promowe, przemysł stoczniowy i rybołówstwo są ważne, ale ich zastąpienie połączeniami lądowymi jest możliwe. Są jednak projekty strategiczne, takie jak dostawy surowców z krajów Afryki, Bliskiego Wschodu czy obu Ameryk, gdzie taka podmiana lądu na morze nie wchodzi w grę. Częścią tych projektów są dostawy LNG z USA czy budowa rurociągów z Norwegii. Dywersyfikacja źródeł energii ma swój koszt i warto uznać, że posiadanie narzędzi, które pozwolą utrzymać bezpieczeństwo obszarów morskich, zgodnie z polską racją stanu, wymaga określonych kosztów.

Zadaniem okrętów nawodnych nie jest zwalczanie innych okrętów (jak to było w czasach I wojny światowej), tylko ochrona statków, obiektów (kabli, rurociągów, instalacji offshore) oraz szlaków morskich przed wrogimi okrętami podwodnymi, środkami napadu powietrznego i operacjami specjalnymi (piractwo, terroryzm, wojna hybrydowa). Jednocześnie, okręty mogą zabezpieczać interesy państwa na morzu przez stałą obecność (permanentne patrolowanie najważniejszych szlaków morskich), eskortę (ochrona statków z ładunkiem o znaczeniu strategicznym), prowadzenie rozpoznania i wywiadu w zintegrowanym systemie obserwacji sytuacyjnej krajowego systemu bezpieczeństwa, prowadzenie zadań specjalnych i połączonych z działaniami pozostałych służb (Służba Poszukiwania i Ratownictwa , Straż Graniczna, etc.), jak również projekcję sił na ląd (instrument wsparcia wojsk lądowych). Te możliwości mają też znaczenie dla szerszych projektów strategicznych, takich jak Trójmorze, czy ich elementów (Via Baltica, Rail Baltica czy Baltic Pipe). Brama Północna w szerszym znaczeniu może się stać narzędziem zwiększenia znaczenia Rzeczpospolitej w regionie i wyciągnąć Polskę z odwiecznie nieprzyjaznej osi Wschód – Zachód. Nowy Dominium Maris Baltici w rozsądnym stopniu może być strategicznie ważny dla Polski.

Rosyjskie zagrożenie na Morzu Bałtyckim

Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej posiadają szeroki wachlarz systemów, których celem jest osiągnięcie przez Federację Rosyjską dominacji na Morzu Bałtyckim. Są to w pierwszej kolejności nowoczesne okręty nawodne, działające w grupach zadaniowych, wzajemnie uzupełniające swoje możliwości. Należą do nich korwety typu 20380, dedykowane głównie obronie przeciwlotniczej, fregaty Zwalczania Okrętów Podwodnych (ZOP) typu 11540, oraz uderzeniowe okręty typu Bujan-M, uzbrojone w pociski manewrujące dla uderzeń w cele lądowe. Taka grupa okrętów jest w stanie zwalczać cele pod wodą, na wodzie, na lądzie i w powietrzu. Innym ważnym zagrożeniem są okręty podwodne. Na razie Flota Bałtycka posiada tylko dwa okręty podwodne typu 877. Nie są to okręty bardzo nowoczesne, ale są głęboko modernizowane. Mogą na przykład używać pocisków manewrujących Kalibr o zasięgu powyżej 2000 kilometrów, mogą prowadzić rozpoznanie, zdolne są do użycia nowoczesnych torped, są też dość ciche i autonomiczne, co udowodniły u wybrzeża Syrii. Co więcej, Rosjanie planują po roku 2020 zastąpić te okręty nowszymi jednostkami typu 677, posiadającymi jednostki napędowe niezależne od powietrza (AIP), obniżające hałas i wydłużające autonomiczność.

Innym, bardzo ważnym komponentem rosyjskiej strategii na Bałtyku jest lądowy system antydostępowy (A2/AD) znany w Rosji jako „Bał” i „Bastion”. Są to dwa systemy zbudowane według dwóch różnych filozofii. Pociski systemu „Bał”, Ch-35, lecą nisko, z prędkością poddźwiękową, ukrywając się pod horyzontem radiowym. Pociski systemu „Bastion”, P-800, lecą z prędkością ponaddźwiękową (2,6 macha) i na wyższym pułapie. Pierwszy z nich ma maksymalny zasięg 260 kilometrów, drugi nawet do 500 km. Takie systemy umożliwiają skuteczny atak i zatopienie statków nawet w Cieśninach Duńskich. Skuteczność takich systemów przeciwko nowoczesnym okrętom bojowym jest dużo mniejsza, ponieważ stosują one technologię ograniczenia pól fizycznych (stealth), aktywne zakłócenie, wyższe prędkości i systemy wielokanałowej obrony przeciwlotniczej.

Nie zmienia to faktu, że bez eskorty statki handlowe pozostają bardzo wrażliwe na atak nawet w drodze do Szczecina. Systemy przeciwokrętowe są uzupełniane przez systemy przeciwlotnicze S-300W i S-400 o zasięgu 250-400 kilometrów, wyłączając możliwość użycia samolotów patrolowych, a co za tym idzie, ograniczając polskim siłom zbrojnym możliwość prowadzenia rozpoznania z powietrza. W takim wypadku, zasięg w głąb morza Polskiej Morskiej Jednostki Rakietowej, polegającej wyłącznie na własnych sensorach, będzie ograniczony z ~200 kilometrów do około 65. Inną ważną straconą funkcją, którą może pełnić lotnictwo, jest zabezpieczenie operacji poszukiwania wrogich okrętów podwodnych. Te przykłady pokazują, jak wielkie znaczenie mają systemy przeciwlotnicze w operacjach morskich. Parasol systemów A2/AD pozwala działać Flocie Bałtyckiej praktycznie bezkarnie, pozbawiając Polskę kontroli nad przestrzenią morską i nawet nad własnym wybrzeżem.

Podsumowując, zagrożenia na Bałtyku, które płyną ze strony Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, są bardzo poważne. Systemy przeciwdziałania i zablokowania przestrzeni operacyjnej nad Bałtykiem są kompleksowe i nie da się znaleźć w nich pojedynczej „furtki”. Polska marynarka potrzebuje kompleksowej, zbalansowanej i przemyślanej odpowiedzi na każde z zagrożeń oraz modernizacji jakościowej, a nie tylko ilościowej.

Polska odpowiedź: liczbowo wygląda to nie najgorzej

W Polskiej Marynarce Wojennej (PMW) można zaobserwować stagnację. Większość okrętów ma ograniczone możliwości względem stawianych im zadań. Samych okrętów jest bardzo dużo (około 40), ale ich wyposażenie nie odpowiada wymogom dzisiejszego pola walki. Poza jedynym udanym programem – rozbudowy zakupionych od Niemiec w latach 90. kadłubów, jako trzech małych okrętów rakietowych typu „Orkan” – trudno przypomnieć choćby jeszcze jeden udany. Zaletą projektu „Orkan” były proste wymagania dotyczące zwalczania wyłącznie nawodnych okrętów przeciwnika za pomocą nowoczesnych pocisków przeciwokrętowych RBS-15. Nie zmieniło to jednak potrzeb na okrętach poważnie uzbrojonych i bardziej autonomicznych.

W końcu lat 90. temat wrócił w postaci programu korwety wielozadaniowej projektu 621 „Gawron”. Nowa koncepcja zakładała budowę siedmiu niewielkich (o wyporności 2100 ton), ale dobrze uzbrojonych okrętów zdolnych do ograniczonego działania na pełnym morzu. Już na wczesnym etapie projektu było sporo niejasności. Gestor, poza wskazaniem ośmiu uniwersalnych wyrzutni pionowych, nie wyjaśnił, jakie dokładnie uzbrojenie i sensory chce posiadać. Nie ma się czemu dziwić, że ze wszystkich „Gawronów” został zbudowany kadłub tylko jednego, a wątpliwości dotyczące realności projektu doprowadziły do kilkukrotnego wstrzymania jego realizacji. W 2013 roku podjęto decyzję o rozbudowie jedynego kadłuba korwety (ORP Ślązak) jako okrętu patrolowego, czyli pozbawionego większości uzbrojenia.

Jedyne okręty zdolne chociażby częściowo sprostać dzisiejszym zagrożeniom na Bałtyku to przekazane przez Stany Zjednoczone fregaty klasy Oliver H. Perry, ORP Kościuszko i ORP Pułaski.

Mimo, że fregaty te można uważać za mocno przestarzałe i wiekowe, to jednak właśnie one są najbardziej przydatne we wszelkich operacjach prowadzonych przez PMW – od ćwiczeń po kompleksową kontrolę przestrzeni morza (tylko one pozwalają na zwalczanie celów pod wodą, na powierzchni i w powietrzu) czy pomoc w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego na Morzu Śródziemnym (również jedyne okręty posiadające wystarczający zasięg). Pytanie, dlaczego przez 30 lat istnienia Marynarki Wojennej III Rzeczpospolitej tylko kilka z 40 okrętów, całkiem przypadkowo, jest użytecznych, pozostaje otwarte.

Dwa modele marynarki wojennej

Wspomniane powyżej problemy powstały wskutek strategii narzuconej Marynarce Wojennej w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W czasach zimnej wojny do zadań MW PRL należał głównie desant na plaże Danii i Szwecji. Rdzeniem floty był jeden okręt klasy niszczyciel (okręt pełnomorski) osłaniany przez całą flotę małych okrętów rakietowych, kutrów torpedowych i licznych okrętów desantowych. Najważniejsze okręty w zgrupowaniu pochodziły z Floty Bałtyckiej MW ZSRR, więc o żadnej samodzielności naszej Marynarki Wojennej w czasach PRL nie mogło być mowy. Z tego powodu koncepcję istnienia polskiej Marynarki Wojennej musimy wymyślić od nowa.

Dlatego warto przyjrzeć się dwóm koncepcjom rozwoju sił morskich. Pierwsza, przypominająca starą francuską strategię Jeune École, zakłada budowanie wielu mniejszych jednostek dla kontroli wybrzeża, głównie do ochrony granic, zwalczania innych okrętów w strefie wybrzeża oraz przeciwdziałania operacjom dywersyjnym i wywiadowczym. Taka strategia stosowana jest w Szwecji, Finlandii i Niemczech. Ciężar jej realizacji spoczywa na patrolowcach i korwetach, okrętach zwalczania min oraz okrętach podwodnych, współdziałających z bateriami obrony wybrzeża, śmigłowcami i samolotami patrolu wybrzeża. Ograniczeniami takiej organizacji są w pierwszej kolejności ograniczenia pogodowo-klimatyczne oraz ograniczenia chronologiczne dyżurów, gdy małe okręty i lotnictwo nie patrolują morza na stałe albo gdy patrole nie są wystarczająco ścisłe ,. Przykładem mogą być chociażby „wizyty” nieznanych okrętów podwodnych w okolicach Sztokholmu, na które odpowiedź przygotowuje nie szwedzka marynarka wojenna, tylko szwedzkie MSZ, wyłącznie w formie noty protestu. Jedyną zaletą budowy takiej MW, zdolnej tylko do wsparcia Straży Granicznej, są relatywnie niskie koszty.

Druga strategia, stosowana na Bałtyku przede wszystkim przez Marynarkę Wojenną Rosji (wcześniej ZSRR), zakłada pełną dominację na morzu. Taka strategia opiera się na dwóch zasadniczych filarach. Filarem pierwszym jest kontrola szlaków morskich na Bałtyku w pełnym wymiarze, czyli pod wodą, na powierzchni i w powietrzu. Filar drugi możemy streścić do krótkiej tezy: „Kto kontroluje morze zamknięte, ten je dla siebie otwiera”. Patrząc na strategię morską FR, dominowanie na morzach: Bałtyckim, Czarnym, Śródziemnym i Kaspijskim jest dla Rosji ważniejsze od kontroli przestrzeni oceanicznej; można powiedzieć, że jest to strategia dość skuteczna, zwłaszcza w „odcinaniu” dostępu do morza wewnętrznego globalnym graczom politycznym. Podobną filozofię adaptują w Chinach, gdzie w pierwszej kolejności zadaniem marynarki wojennej jest niedopuszczanie MW USA do morza wewnętrznego i pierwszego łańcucha wysp na Pacyfiku, a następnie, używając polityczno-militarnych wpływów w regionie, otwieranie dostępu do Oceanu Światowego. To powoduje, że inni gracze na akwenie nie posiadają równorzędnego dostępu do morza i są permanentnie uzależnieni od lokalnego mocarstwa.

Polska nie powinna biernie traktować ochrony Morza Bałtyckiego. Nie chodzi tylko o obronę terytorium kraju, z którą względnie dają sobie radę systemy bazowania lądowego, ale obronę polskiego dostępu do Oceanu Światowego. Położenie geograficzne umożliwia nam kontrolę całego Bałtyku – połączenia państw bałtyckich z ich zachodnimi sojusznikami, strategicznego połączenia Petersburga z Kaliningradem (właśnie tą drogą przerzucane są zagrażające Polsce Iskandery), handlowych szlaków z państw obecnie przyjmujących bierną postawę wobec ich bezpieczeństwa morskiego (Szwecja, Finlandia) – a także tworzenie militarno-politycznych przeszkód dla niemiecko-rosyjskich rozmów bez udziału Polski w sprawach solidarności energetycznej.

Dla pozyskania zdolności projektowania siły jest potrzebna Marynarka Wojenna z pełnomorskimi okrętami wielozadaniowymi, zdolnymi do wykonania zadań obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu, zwalczania okrętów podwodnych i celów lądowych.

Musimy postawić na ofensywę

Polska, chociaż nie jest wyspą w sensie geograficznym, w dużym stopniu jest wyspą strategiczną. Sojusze polityczno-militarne z USA i Wielką Brytanią, dostawy gazu z USA, ropy z Bliskiego Wschodu, eksporty i importy ładunków spoza Europy – to jest krótka, nieambitna i aktualna lista polskich zależności od Bałtyku i dostępu do Ocena Światowego, który on nam daje. Do dłuższej listy można dopisać przemysł powiązany z morzem i zatrudniający tysiące ludzi w całej Polsce: rybołówstwo, przemysł stoczniowy i offshore, żegluga morska i śródlądowa. W dalszej perspektywie można wspomnieć chociażby o działkach na Oceanie Światowym, będących w posiadaniu państwa polskiego. Obecnie brzmi to nieco fantastycznie, ale rozwój technologii górnictwa morskiego może radykalnie zmienić nasze postrzeganie przestrzeni morskiej. Generalne zależności nie są zatem wojskowe, ale raczej polityczno-ekonomiczne.

Geografia sprzyja polskim ambicjom morskim. Południowa część Bałtyku nie jest obszarem wielkim, aczkolwiek kluczowym. Wszystkie szlaki z Bałtyku do Oceanu Światowego prowadzą przez Basen Bornholmski, co czyni z niego relatywny „punkt dławienia się” (ang. choke point), gdzie koncentracja siły jest ważniejsza niż ogólna ilość jednostek. To sprawia, że niewielka liczba dobrze uzbrojonych okrętów, zdolnych do działania w każdych warunkach pogodowych, może przez długi czas przebywać na patrolu i skutecznie osłaniać szczególnie ważne statki od ataku z powietrza i spod wody. Kompleksowa kontrola przestrzeni morskiej pozwoli na otwarcie polskich interesów na Ocean Światowy, poszukiwanie nowych rynków i nowych dostawców. W czasie wojny kontrola przestrzeni morza będzie kwestionowana przez przeciwnika, co raczej spowoduje skupienie się na ochronie statków od środków napadu powietrznego na południowo-zachodnim Bałtyku. Jeżeli chodzi o zadania oceaniczne w czasach ograniczonych (wszelkiego rodzaju proxy wars czy wojny hybrydowe) konfliktów militarnych, pierwotnym zadaniem MW RP może być ochrona własnych interesów na morzach, takich jak: szlaki morskie, platformy wiertnicze, misje humanitarne i stabilizacyjne. Coraz częściej środki przeciwokrętowe są w posiadaniu organizacji terrorystycznych, co pozwala na prowadzenie wojen hybrydowych – nowoczesnego kaperstwa. Polska ma więc potrzebę i możliwości budowy marynarki o większym potencjale.

Jak wspomniałem wyżej, głównym problemem jest to, że polska MW posiada wiele okrętów, jednak w większości niezdolnych ani do kontroli przestrzeni morskiej na Bałtyku, ani do przetrwania w warunkach A2/AD. Obecny Plan Modernizacji Technicznej de facto zastępuje jednostki „jedna-za-jedną”, przedłużając okres stagnacji w dyskusji o zadaniach i kształcie Marynarki Wojennej. Na pewno potrzebne są okręty podwodne, okręt ratowniczy, holowniki i niszczyciele min. Z innej strony, warto zrezygnować z ogromnej liczby okrętów logistycznych i wsparcia, których szanse na przetrwanie są małe, a wartości bojowe znikome. Przyglądając się światowym trendom w rozwoju okrętów walczących w strefie wybrzeża (brytyjskie fregaty typu 31, duńskie okręty Absalon czy przyszłe fregaty US Navy FFG(X)), trudno nie zauważyć dążenia do wielozadaniowości, modułowości oraz poważnego poziomu obrony przeciwlotniczej i przeciw okrętom podwodnym. Okręty te mają wyporność startową około 4500 ton i wyporność maksymalną do 6600 ton. Pozwala to na zabranie całego niezbędnego wyposażenia, poważnej ilości paliwa (jeżeli zadanie będzie tego wymagało), łatwej modernizacji lub prowadzenia zadań odmiennych od stricte bojowych: operacji specjalnych, rozpoznania i wywiadu, transportu żołnierzy, zadań szpitalnych. Od okrętów wymaga się zdolności samodzielnego przetrwania w warunkach antydostępowych, ale również wykonania zadań okrętów desantowych, logistycznych, wsparcia, etc. Idea nie jest nowa, ale powraca z narastaniem zagrożenia A2/AD, które nie daje możliwości przetrwania typowym okrętom pomocniczym.

W skutek takich doświadczeń na pewno warto zrezygnować z programów zbiornikowców, okrętów logistycznych, małych jednostek transportowo-holowniczych, okrętów rozpoznawczych i okrętu wsparcia operacji połączonych. Zamiast tego należałoby inwestować w rdzeń marynarki składający się z 3 – 4 okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi (zdolność ofensywna) i 3 – 4 wielozadaniowych, pełnomorskich okrętów nawodnych ze zdolnościami obrony przeciwlotniczej i zwalczania okrętów podwodnych, jak również z opcjonalnymi zdolnościami kompensującymi brak okrętów logistycznych, wywiadowczych i sztabowych.

W dużym stopniu rezygnacja z okrętów potrzebujących eskorty pozwoli zaoszczędzić środki na budowę większych okrętów zdolnych do samodzielnego przetrwania w środowisku A2/AD. Poza tym nowoczesne rozwiązania w postaci modułów zadaniowych pozwolą w dużym stopniu zastąpić jednym okrętem wielozadaniowym całą flotę mniejszych jednostek. Jest to rozsądny kompromis strategiczno-ekonomiczny.

MON vs BBN

W 2017 roku przedstawiono dwie strategie bezpośrednio lub pośrednio dotyczące Marynarki Wojennej: Strategiczną Koncepcję Bezpieczeństwa Morskiego RP (SKBM RP), przygotowaną przez zespół pod kierownictwem zastępcy szefa BBN, Jarosława Brysiewicza oraz Strategiczny Przegląd Obronny (SPO), przygotowany przez zespół pod kierownictwem wiceministra MON Tomasza Szatkowskiego.

SKBM jest prawdopodobnie najbardziej ambitnym podejściem do wizji Marynarki Wojennej. Przewiduje ona budowę 3 – 4 fregat OP, 3 okrętów podwodnych i minimum 6 niszczycieli min. Wyraźna jest rekomendacja budowy pełnomorskich fregat wielozadaniowych ze zdolnością obrony przeciwlotniczej/przeciwrakietowej średniego zasięgu i bardzo zaawansowanymi zdolnościami ZOP. Chociaż SKBM bardzo racjonalnie skupia się na budowie rdzenia marynarki, a nie na rozrzucaniu środków po wielu programach, to warto zwrócić uwagę na to, że tak zaawansowane jednostki wiążą się z bardzo poważnymi kosztami (każdy okręt to koszt 600 – 700 milionów euro, łącznie około 2,1 – 2,4 miliarda euro, ~10,8 miliarda złotych.). Zdolności i cena każdego takiego okrętu jest porównywalna z jednostką ogniową baterii systemu średniego „Wisła”, co jest przedmiotem krytyki ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej.

Jak słusznie zauważa minister Szatkowski, priorytetem MON jest obrona terytorium kraju. W takim przypadku niedopuszczalnym jest wydanie aż tak poważnej kwoty na okręty mogące w pełni wykorzystać swoje możliwości tylko w działaniach poza Morzem Bałtyckim. W SPO priorytet mają okręty podwodne, niszczyciele min i morska jednostka rakietowa. Koncepcja modernizacji sił morskich według SPO będzie tańsza w realizacji, bowiem zamiast okrętów nawodnych proponowana jest dodatkowa bateria obrony wybrzeża i morskie samoloty patrolowe za 0,7 – 1 mld euro. Warto też jednak pamiętać o tym, jak ograniczoną skuteczność będzie posiadało lotnictwo w zasięgu rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej albo też jak drogo będą kosztowały stałe patrole. Potrzebne jest więc rozwiązanie odpowiadające na wszystkie wyzwania i nieprzekraczające rozsądnego budżetu.

Jak znaleźć złoty środek?

Czy istnieje kompromis między wizją Biura Bezpieczeństwa Narodowego a Ministerstwa Obrony Narodowej? Kompromis jest jak najbardziej możliwy i to bez ograniczenia możliwości polskiej marynarki, ale za cenę rezygnacji z niektórych kosztownych atutów. Na przykład rezygnacja ze zdolności przeciwrakietowych fregat nie obniży ich wartości jako okrętów eskortowych. Głównym zagrożeniem dla okrętów i statków nie są bowiem pociski balistyczne, lecące wysoko i spadające na cel prawie pionowo z ogromną prędkością, lecz pociski przeciwokrętowe lecące na niższych pułapach i z mniejszą prędkością. Nowoczesne, wielokanałowe systemy krótkiego zasięgu są najbardziej uniwersalnym narzędziem obrony przeciwlotniczej, niemniej jednak dużo tańsze od systemów przeciwrakietowych. Tym bardziej, że potencjalnym wykonawcą może być polski przemysł zbrojeniowy, „marynizując” na potrzeby marynarki przyszły system Wojsk Lądowych „Narew”. Pozwoliłoby to na znaczną redukcję kosztów (z 700 – 900 do 400 – 500 milionów euro za jednostkę), a zarazem zaangażowało polski przemysł. Można także montować tańszy układ napędowy. Zamiast standardowych dla polskiej MW turbin gazowych zastosować układ diesel-elektryczny. Takie kompromisy pozwolą zaoszczędzić lwią część pieniędzy, nie ograniczając strategicznych możliwości okrętów polskiej marynarki.

Drugim ważnym kompromisem ze strony Marynarki mogłoby być stopniowe wyposażanie okrętów lub dokupienie modułów zadaniowych i amunicji w przyszłości. Taka strategia nazywa się for but not with (ang. przygotowany, ale jeszcze bez). Z jednej strony pozwoli ona pominąć polityczny impas wokół ORP Ślązak, gdyż o wielokrotnym wstrzymaniu prac i porzuceniu planów decydowała ogromna cena wyposażenia. Stopniowe wyposażenie okrętów pozwoli na stopniowe wydatki przy pomocy małych, szybkich i skutecznych procedur przetargowych. Najlepiej, żeby Marynarka Wojenna zdecydowała już teraz, jakie uzbrojenie będzie chciała na swoich okrętach w przyszłości, co pozwoli obniżyć technologiczne ryzyko, a sam sprzęt zakupić później. Dobrze by było, żeby planowane uzbrojenie było już używane w Wojsku Polskim, co załatwia zarówno kwestie legalizacji, jak i logistyczne. Kolejnym, dodatkowym atutem jest możliwość angażowania polskiego przemysłu, również bez żadnego ryzyka. W przypadku niepowodzenia z krajowym produktem, można zawsze sięgnąć po inne rozwiązanie.

W odróżnieniu od ORP Ślązak, takie podejście gwarantuje wejście do służby okrętu wprawdzie zubożonego, ale jednak przygotowanego w każdym momencie do rozbudowy możliwości. Ważnym czynnikiem może tu być chociażby ogólnie znana zmiana opinii publicznej i politycznej na temat rozbudowy marynarki. W przypadku zmiany nastawienia do programu, pozostaje opcja przełożenia zakupu na później, a nie pełnej rezygnacji z programu. W tym czasie okręt nadal służy lub jest rozbudowywany według początkowego projektu. W podobny sposób zbudowano dużo udanych serii okrętów: duńskie Absalon i Iver Huitfeldt, norweskie Fridtjof Nansen, francuskie La Fayette, rozbudowa których nie była obarczona poważnym ryzykiem. W odróżnieniu od nich, rezygnacja z wielu możliwości w polskim programie „Gawron” doprowadziła do powstania okrętu z symbolicznymi możliwościami bojowymi i bez możliwości ich szybkiego poprawienia.

Trzeci punkt wymagający porozumienia i współpracy znajduje się na osi polityka – przemysł. Model, w którym MON jest biernym obserwatorem, nie sprawdził się. Odpowiedzialność za skuteczny podział prac leży na gestorze. Zamawiający najpierw zamawia projekt okrętu, potem przeprowadza podział prac. Stosowanie metod znanych z taśmy produkcyjnej ma bardzo pozytywny wpływ na cenę budowy, zwłaszcza małych serii okrętów. Doświadczenia duńskiej marynarki pokazują, że najlepiej podzielić budowę okrętu na cztery etapy: projektowanie, budowa sekcji i bloków kadłuba, zbieranie kadłuba i wyposażanie okrętu. Budowę polskich okrętów można byłoby przeprowadzić w jednym lub kilku suchych dokach, dostarczając sekcji z kompetentnych, ale mniejszych stoczni, a wyposażenie okrętów przeprowadzić już po wodowaniu, przy pirsie stoczni, która już ma takie doświadczenia. Pozwoliłoby to również przeskoczyć inny problem natury technicznej. Mianowicie żadna polska stocznia nie posiada wszystkich kompetencji, żeby prowadzić tak skomplikowany projekt. To pozwala na konkretny podział kompetencji i przyspieszenie prac, ale nie da się przeprowadzić takiego programu bez zaangażowania polityków.

Warto wspomnieć, że kryterium ekonomiczne skutecznej strategii budowania okrętów program spełnia na podstawie wartości dodanej, wygenerowanej w kraju oraz kontroli sprawowanej nad serwisem i modernizacją okrętu. W pierwszym przypadku, interesuje nas nie tylko budowa, ale też projektowanie okrętu i – przede wszystkim – projektowanie, produkcja i instalacja wyposażenia oraz uzbrojenia w Polsce. To z kolei daje możliwości zmniejszenia ceny użytkowania, przeprowadzenia elastycznego budowania, wyposażenia i uzbrojenia okrętów. Przykładowo, posiadanie kodów źródłowych do systemu zarządzania walką pozwala zintegrować uzbrojenie, ale i zakupić je później.

Poza tym polski przemysł, zarówno ten państwowy, jak i prywatny, posiada ogrom kompetencji w zakresie projektowania okrętów, systemów zarządzania walką, obrony przeciwlotniczej krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu, sonarów przeciwminowych, radarów, środków rozpoznania, systemów łączności wewnętrznej i zewnętrznej, systemów nawigacyjnych i ogólnego wyposażenia okrętowego.

Warto również zastanowić się nad rozwojem własnych możliwości w dziedzinach o charakterze rozwojowym: środków zakłócenia elektronicznego i przeciwtorpedowego, systemów przeciwminowych i zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych, systemów zwalczania okrętów podwodnych. Jeżeli marynarka pełni funkcję polityczno-ekonomiczną, to może również demonstrować poziom zaawansowania technologicznego kraju i jego ekonomicznych zdolności w skali globalnej i regionalnej. To wszystko nie tylko pozwoli obniżyć koszty, ale również obniży ilość strat w bilansie handlowym, przyniesie możliwość eksportu okrętów lub ich podsystemów, zwracając zainwestowane w marynarkę pieniądze.

Ministerstwo Obrony Narodowej ma rację, że Marynarka Wojenna gra mniejszą rolę w obronie terytorium państwa. Nie można jednak odrzucić znaczenia swobodnego dostępu do Oceanu Światowego dla przetrwania kraju. Polska nie jest krajem-wyspą, więc marynarka nie jest priorytetem, a głównym czynnikiem mającym wpływ na modernizację floty okrętów nawodnych jest ekonomiczna opłacalność. Żeby osiągnąć taki stan, należy się skupić głównie na okrętach bojowych, rezygnując z okrętów logistycznych i wsparcia. Jednocześnie warto budować okręty większe, modułowe i wielozadaniowe, niepotrzebujące okrętów logistycznych i zdolne do zastąpienia okrętów wsparcia. Dla obniżenia kosztów budowy i eksploatacji takich okrętów warto zrezygnować z drogich, lecz wątpliwych atutów, takich jak uzbrojenie przeciwrakietowe, czy napęd turbinowy. Innym ważnym kompromisem ma być ścisłe nadzorowanie przez MON programów okrętowych, żeby nowe okręty nie podzieliły losu tych z programu „Gawron” i ORP Ślązak. Tylko przez osiągnięcie ekonomicznie racjonalnych kompromisów, można zrealizować morskie potrzeby strategiczne Rzeczpospolitej.

Przyszłość jest w naszych rękach

Chociaż polscy politycy nie stworzyli dotychczas przemyślanej strategii rozwoju Marynarki Wojennej, ich działalność w strefie bezpieczeństwa militarnego, bezpieczeństwa energetycznego i szerszych projektów polityki międzynarodowej (Trójmorze, Via Carpatia, Rail Baltica) wskazuje na potrzebę przemyślanej polityki morskiej. Możliwość kontroli nad południową częścią Morza Bałtyckiego otwiera Polsce okno na świat i daje możliwość strategicznych wyborów.

I właśnie dlatego polityka morska Rosji w pierwszej kolejności zmierza ku ograniczeniu polskich strategicznych wyborów poprzez izolację handlową, odcinanie od alternatywnych dostawców surowców, odizolowanie od sojuszników. Dla osiągnięcia swoich celów rosyjska Flota Bałtycka rozwija wszystkie niezbędne narzędzia: okręty nawodne, podwodne, lotnictwo i zaawansowane nabrzeżne systemy przeciwokrętowe. To może spowodować, że jedynym państwem zdolnym do korzystania z Bałtyku w przypadku napiętej sytuacji polityczno-militarnej lub początku wojny hybrydowej, będzie Federacja Rosyjska. Polska, podobnie jak większość państw położonych nad Bałtykiem, nie ma czym się przeciwstawić przeciwnikowi. To wymaga zmiany myślenia i struktury organizacyjnej Marynarki Wojennej Rzeczpospolitej, przejścia od filozofii narzuconej przez rzeczywistość polityczną Polski Ludowej do realizacji interesów niepodległej Rzeczpospolitej.

Obecnie najbardziej wspieranym programem modernizacyjnym Marynarki Wojennej jest program okrętu podwodnego „Orka”. Chociaż zakup okrętów podwodnych jest pomysłem uzasadnionym i wspieranym przez szerokie grono specjalistów, nie należy go rozpatrywać w oderwaniu od reszty zagadnień związanych z Marynarką Wojenną. Okręty podwodne wyposażone w pociski manewrujące, pozwalające na niszczenie krytycznej infrastruktury w głębi terytorium przeciwnika, są narzędziem ofensywnym. I chociaż polska polityka zagraniczna zakłada tylko odwetowe ich użycie, to niestety nie daje to możliwości eskortowania statków, ochrony przed działalnością okrętów podwodnych przeciwnika i pozostawia próżnię pozwalającą na swobodne operowanie lotnictwa ZOP przeciwnika, obniżając skuteczności własnych okrętów podwodnych. Ustawienie jako priorytetu okrętów podwodnych nie musi sprowadzać się do zawężenia floty wyłącznie do nich. Flota okrętów nawodnych musiałaby się składać z 3 – 4 pełnomorskich, wielozadaniowych, modułowych okrętów zdolnych do pełnienia eskorty statków, obrony przeciwlotniczej, zwalczania okrętów podwodnych, jak również, w ograniczonym stopniu, dodatkowych zadań (rozpoznanie, wywiad, operacje specjalne, transport żołnierzy i sprzętu), zastępując okręty niezdolne do wykonania swoich zadań w warunkach A2/AD.

Należy pamiętać, że mamy ograniczoną ilość zasobów, a ponadto bardzo dużo innych, ważnych programów niezbędnych dla obrony kraju, takich jak np. obrona przeciwrakietowa. To wymaga kompromisów ze strony marynarki, takich jak rezygnacja z części zbyt ambitnych i kosztownych wymagań, jak i ze strony Ministerstwa Obrony, które będzie musiało finansować i nadzorować projekt od fazy projektowania po wyposażanie kadłuba. Jest wiele sposobów, żeby zrealizować taki projekt niewielkim nakładem kosztów. Co więcej, wyposażanie okrętów można rozłożyć w czasie, w pierwszej kolejności wyposażając okręty tylko w najbardziej niezbędne urządzenia, ale pozostawiając opcję zainstalowania reszty wyposażenia w przyszłości. Takie rozwiązania ekonomiczno-strategiczne pozwalają realizować interesy morskie państwa, nie ograniczając wydatków na programy dedykowane bezpośredniej obronie terytorium kraju.

Spóźnienia w realizacji programów okrętów nawodnych dają więcej czasu i możliwości dla rodzimego przemysłu. Całościowe zaprojektowanie okrętów, a zwłaszcza ich wyposażenia i uzbrojenia, co stanowi większość ich wartości, zajmuje dużo czasu, dlatego nawet jeżeli zakładamy, że budowa okrętów nastąpi po 2020 r., projektowanie okrętów i ich elementów musi nastąpić już dziś, jeśli chcemy osiągnąć poważny stopień „polonizacji”, a nie zbierać kolejne spóźnienia, niedopracowania i frustracje. Przykładem długofalowego i skutecznego myślenia w Polsce jest realizacja programu serii okrętów zwalczania min „Kormoran-II”, z których pierwszy niedawno wszedł do wyposażenia MW. Dlatego warto spróbować realizować większe projekty w naszym kraju. Ale tylko współpraca wielu projektantów, stoczni i firm, państwowych i prywatnych, może doprowadzić do szybkiego, skutecznego i ekonomicznie uzasadnionego programu budowy okrętów w Polsce.

Przed nami rok stulecia niepodległości Polski i stulecie Marynarki Wojennej. Pozostaje tylko się spodziewać, że właśnie w tym roku dojdzie do porozumienia między politycznymi ośrodkami decyzyjnymi, a co za tym idzie powstanie jednolita polityka morska niepodległej Polski, pozwalająca nie tylko na obronę wybrzeża, ale również na ochronę morskiego i przemysłowego interesu Rzeczpospolitej.

 

Recenzentem merytorycznym analizy był Łukasz Wyszyński z Akademii Marynarki Wojennej.