Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jakub Kucharczuk  16 lipca 2018

Mundial nie jest Polsce do niczego potrzebny [POLEMIKA]

Jakub Kucharczuk  16 lipca 2018
przeczytanie zajmie 9 min

Pora w końcu przestać udowadniać wszystkim wokół, że „Polak potrafi” i skoncentrować się na systematycznej i przemyślanej budowie infrastruktury sportowej oraz na wychowywaniu zdrowych obywateli poprzez sport. Organizowanie dużych imprez takich jak mistrzostwa świata w piłce nożnej mogą w tym tylko przeszkodzić. Doświadczenie ostatnich lat wskazuje, że organizacja mundiali jest przede wszystkim maszynką do zarabiania pieniędzy dla piłkarskich działaczy. Korzyści dla lokalnych społeczeństw i gospodarek wcale nie są oczywiste.  

Na portalu klubjagiellonski.pl pojawił się tekst Jana Gładysiaka, w którym autor zaproponował pomysł organizacji piłkarskich mistrzostw świata w krajach Grupy Wyszehradzkiej. Argumentował, że to najlepsza droga do gospodarczego i społecznego zbliżenia w naszym regionie. Sądzę, że zbliżenie między krajami Wyszehradu nie jest warte kosztów, które musielibyśmy zapłacić za organizację takiej imprezy.

Gorzka lekcja Euro 2012

Autor wyciągnął zbyt entuzjastyczne wnioski ze zorganizowanych w Polsce i na Ukrainie piłkarskich mistrzostw Europy. Rozwój gospodarczy i infrastrukturalny Polski w latach, kiedy przygotowywaliśmy się do tego turnieju, był oczywiście imponujący. Cel, jakim była organizacja turnieju, wydatnie pomógł w dopięciu wielu inwestycji. Zapłaciliśmy jednak za to przeskalowanymi i pełnymi wad stadionami oraz bankructwem wielu firm polskiej branży budowlanej, które poległy pod naporem ogromu inwestycji.

Co więcej, ciężko uznać, że organizacja europejskiego czempionatu była kamieniem milowym dla rozwoju polskiej piłki. Polskie kluby jak były słabe tak nadal są słabe, a w szkoleniu młodzieży poległ nawet wyleczony z patologii Polski Związek Piłki Nożnej.

Integracja z Ukrainą? Niespodziewana przed sześcioma laty radykalna zmiana sytuacji politycznej na Ukrainie pozwala tylko „gdybać” jak bez niej wyglądałyby emocje i nastroje pomiędzy przedstawicielami naszych narodów. O wymiarze infrastrukturalnym naszych relacji niech świadczy zaś coś tak prozaicznego jak kolejki na przejściach granicznych.

Tymczasem europejskie rozgrywki to w porównaniu z ogólnoświatowymi igraszka.

Nie stać nas na taką imprezę

Piłkarscy działacze nie znają umiaru. Ciężko się im dziwić: piłka nożna od wielu lat opływa w miliardach, a z roku na roku zarobki piłkarzy i kwoty transferowe powiększają się o kolejne zera. Futbol to sport globalny i doskonały produkt marketingowy uprawiany i kochany przez miliardy ludzi. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że zarządzanie tym biznesem to samograj – dlatego na najważniejszych stanowiskach w światowych związkach często zasiadają piłkarscy emeryci. Niestety, na kartach historii światowej federacji piłkarskiej nie trudno o finansowe machloje, alkoholowe ekscesy czy korupcyjne skandale. Historia organizacji mistrzostw świata nie jest tu wyjątkiem.

Prawdziwe szaleństwo zaczęło się w 2010 roku od turnieju w Republice Południowej Afryki. Działacze FIFA ośmieleni przełamaniem mundialowej hegemonii Europy i Ameryk oraz umiarkowanym sukcesem organizacyjnym Korei i Japonii w 2002 roku uznali, że w ich interesie jest wysłanie najlepszych piłkarzy świata do Afryki. Mundial w pierwszym kraju globalnego Południa mógł mieć sens: dynamicznie rozwijający się afrykański rynek był i nadal jest potencjalną żyłą złota dla największych światowych koncernów. Nie dziwi więc, że FIFA mogła przebierać w ofertach sponsorskich.

Niestety, im bliżej było do afrykańskiego mundialu, tym rzeczywistość okazywała się coraz bardziej odbiegać od optymistycznych założeń. Przestępczość i wysokie koszty podróży odstraszyły kibiców. Rozchwiany system polityczny i olbrzymie nierówności społeczne uniemożliwiły sprawne przygotowania do turnieju. Z perspektywy federacji klapy nie było i po mundialu FIFA odtrąbiła sukces. Trudno jej się dziwić, bo w porównaniu do mistrzostw w Niemczech w 2006 roku zarobiła ponad 20% więcej i jako prawdziwa organizacja „no profit” zamknęła 2010 rok z ponad miliardem dolarów zysku.

Na drugim biegunie znalazła się jednak RPA. Miesiąc fiesty w gospodarce odczuwany jest do dzisiaj. Obiecywanego boomu turystycznego nie było, a olbrzymie stadiony w zdecydowanej większości stoją puste. Południowoafrykański futbol 8 lat po najważniejszej światowej imprezie nadal jest w olbrzymiej zapaści, a reprezentacji i jej piłkarzy próżno szukać na kolejnych światowych imprezach.

Kolejna była Brazylia, czempion zapomnianej już nieco grupy BRICS. Mundial w kraju, gdzie futbol jest ważniejszy niż religia, powinien być finansowym samograjem. I na swój sposób był – według brazylijskich watchdogów organizacja mistrzostw w 2014 roku to był największy korupcyjny przekręt w historii ich kraju.

Zarobili piłkarscy działacze, zarobili skorumpowani politycy, a rachunek do dzisiaj spłaca społeczeństwo. Kraj pogrążony jest od wielu lat w kryzysie gospodarczym i politycznym. Nikt już nie pamięta o tym, że przed mistrzostwami gospodarka była stawiana za wzór rozwoju i przemian społecznych.

O właśnie zakończonym turnieju w Rosji napisano już wszystko: to kolejny najdroższy mundial, kolejne przeskalowane i przepłacone stadiony, kolejne kontrowersje związane z wyborem. Oczywiście sukces zostanie ogłoszony, a zadowolony car Putin – choć od piłki woli hokej i zapasy z niedźwiedziami – może z zadowoleniem przyznać medale swoim kolegom-oligarchom.

Jaki będzie Katar na przełomie listopada i grudnia 2022 roku? Na pewno najdroższy i bardzo zaawansowany technologicznie. Czekają nas rozgrywki na ośmiu klimatyzowanych stadionach w pięciu katarskich miastach, a wspierać wszystko ma budowana od nowa infrastruktura komunikacyjna. Kibiców z Europy pewnie zbyt wielu nie będzie, ale raczej nie zawiodą ci z Ameryki Południowej, dla których futbol to coś więcej niż tylko sport. Zbyt wiele pieniędzy pewnie nie zostawią, ale na trybunach urządzą prawdziwą fiestę – a przecież tylko o to chodzi katarskim szejkom.

Gładysiak pisze o rzekomej potrzebie skromnego mundialu po serii organizowanej w Rosji, Katarze i USA. Ostatnie o co można podejrzewać  działaczy światowej federacji piłkarskiej to skromność. Piłkarscy politycy ze znanym hasłem „nie mieszajmy futbolu z polityką” na ustach robią interesy z każdym, kto tylko uzna, że ma na zbyciu trochę gotówki. O tym, że nie ma na świecie lepszego pretekstu do reklamy i ocieplania wizerunku niż piłka nożna nie trzeba nikogo przekonywać. Arabscy szejkowie, rosyjscy oligarchowie czy afrykańscy kacykowie świetnie to zrozumieli, a ich następcy z pewnością zapłacą za to dużo lepiej niż grupa środkowoeuropejskich państw.

Wielka impreza tylko dla najbogatszych

Wiemy już, że w 2026 roku formułę rozgrywek o światowy czempionat czeka rewolucja. Po raz pierwszy na finałowym turnieju zagra 48 drużyn, które w pierwszej fazie zostaną podzielone na 16 trzyzespołowych grup. W obecnej formule turniej rozpoczynają „tylko” 32 drużyny, a do organizacji zwykle wystarczało od 8 do 12 stadionów.

Nie jest więc przypadkiem, że rewolucyjny mundial odbędzie się de facto na całym kontynencie. Prawo organizacji tej imprezy przyznano wspólnej kandydaturze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Meksyku. Oczywiście głównym organizatorem będą USA, które na czas mistrzostw przygotują 10 stadionów.

Słowo „przygotują” jest tutaj odpowiednie –należy pamiętać, że Amerykanie już teraz dysponują kilkunastoma dużymi stadionami (zdecydowana większość ma pojemność powyżej 70 tysięcy), które na co dzień używane są przez drużyny futbolu amerykańskiego. Jedyne, co muszą zrobić gospodarze to posiać naturalną murawę i przemalować linie. Meksyk i Kanada są jedynie dodatkiem: na mistrzostwa przygotują po trzy stadiony i, podobnie jak w przypadku USA, w planach nie mają budowy żadnej nowej areny.

Zapotrzebowanie na 16 dużych obiektów tak naprawdę wyklucza organizację mundialu w zdecydowanej większości krajów świata. Mundial w 2030, 2034 i 2038 roku zorganizują zapewne największe światowe potęgi lub koalicje państw. Chiny, Indie, Wielka Brytania, Niemcy – wydaje się, że tylko te kraje mają możliwość organizacji globalnego turnieju piłkarskiego w najbliższym czasie. Wielka Brytania i Niemcy infrastrukturę mają (chociaż Niemcy po organizacji Mistrzostw Europy w 2024 roku raczej szybko kolejnej imprezy nie dostaną). Chiny mundial na pewno zorganizują, bo taki cel przed krajem postawił Xi Jinping. Indie potencjał mają tylko teoretyczny, bo w tym kraju futbol jeszcze długo będzie niewiele znaczył.

Zostają więc koalicje państw. Na horyzoncie pojawia się wspólna kandydatura Urugwaju, Paragwaju i Argentyny, która raczej jest wątpliwa ze względów finansowych. Propozycja Gładysiaka wydaje się więc realistyczna, choć entuzjazm ulatuje, gdy przyjrzeć się szczegółom.

Stadionów brakuje, a nowych nie potrzebujemy

Budapeszt, Warszawa, Chorzów, Gdańsk, Wrocław, Poznań – kraje Grupy Wyszehradzkiej mają zaledwie sześć stadionów, które dziś potencjalnie mogłyby gościć mistrzostwa świata. Na upartego do tego grona można dopisać drugi warszawski stadion oraz jeden w Krakowie – pamiętając jednak, że FIFA bardzo niechętnie patrzy na mistrzowskie areny poniżej 40 tysięcy i dopuszcza je jedynie warunkowo. Na osiem stadionów na żadnym z nich nie można rozegrać meczu o otwarcie, półfinałów oraz finału, gdyż nawet największy, budapesztański pomieści jedynie 67 tysięcy widzów, co i tak w opinii wielu Węgrów jest mocno przeskalowaną inwestycją. Na najważniejsze mecze światowe władze FIFA wymagają trybun na 70 tysięcy kibiców. To zresztą zrozumiałe – każde kolejne miejsce to większy zysk, bo FIFA ma wyłączność na dystrybucję biletów i przychody z tzw. dnia meczowego.

Skoro Polska i Węgry dysponują połową potrzebnej infrastruktury sportowej, to czy pozostałe osiem stadionów wypełnią w ofercie Czesi i Słowacy? Nie ma na to szans. Obecnie w obydwu tych krajach nie ma stadionu z pojemnością powyżej 30 tysięcy. Właśnie wykańczany słowacki stadion narodowy pomieści jedynie 20 tysięcy osób, a Czesi dopiero zaczynają przymiarki do budowy nowego praskiego stadionu (ze wstępnych projektów również wynika, że jego pojemność będzie oscylowała w okolicach 30 tysięcy). Co najistotniejsze – te kraje nie potrzebują kolejnych stadionów. Ostrawa, Żylina czy Debreczyn to stosunkowo niewielkie miasta, w których budowa kilkudziesięciotysięcznych obiektów byłaby chorą zachcianką, a nie przemyślaną inwestycją. Wydaje się, że nasi południowi sąsiedzi są tego świadomi, a ewentualna propozycja organizacji wspólnego mundialu może zostać potraktowana z uśmiechem politowania.

O tym, że w Polsce nie potrzebujemy kolejnych dużych stadionów nie trzeba chyba zbyt mocno przekonywać – frekwencja na obiektach w Gdańsku czy we Wrocławiu dobitnie pokazuje, że „coś poszło nie tak”. Sam stadion nie jest wystarczającą zachętą, by regularnie go odwiedzać – musi jeszcze być co (i kogo) na nim obejrzeć.

Nie lepiej jest w Krakowie, bo tutaj do mizernej frekwencji dochodzi jeszcze skandaliczny projekt i wykonanie stadionu. Pełen niedoróbek i nieprzemyślanych rozwiązań (brak możliwości organizacji koncertów na murawie, odpadający dach, źle zaplanowany rozkład pomieszczeń) uniemożliwia sensowne wykorzystanie go, a miasto Kraków od lat do niego dopłaca i nie może znaleźć operatora. Po siedmiu latach od oficjalnego otwarcia stadion nadaje się już do generalnego remontu. Obecnie jedynie o czterech nowych stadionach w Polsce możemy powiedzieć, że zostały skrojone na wymiar: to Narodowy oraz areny Legii, Widzewa i Górnika. Nie jest przypadkiem, że trzy ostatnie nie zostały wybudowane na Euro 2012.

Podsumowując: do organizacji mundialu potrzebowalibyśmy co najmniej sześciu nowych stadionów w Polsce, a już teraz wiemy, że żaden z nich nie jest dziś potrzebny. Nic nie wskazuje na to, by szybko się to zmieniło.

Wyszehradzkie „Z podwórka na stadion”

Zamiast sportowej megalomanii musimy pomyśleć, co zrobić, żeby już wybudowane stadiony wypełniły się, a dzieci zamiast pada i samochodu rodziców wybierały piłkę i rower. Obserwacja Gładysiaka, że sport może być zręcznym polem do integracji krajów Wyszehradu, jest warta przemyślenia. Jeżeli polityczny projekt integracji regionu ma się udać, to konieczne jest pogłębianie relacji między społeczeństwami. Oczywiście, już dziś istnieją liczne wymiany młodzieży, a turyści odwiedzają te kraje zarówno w lecie, jak i w zimie. Wydaje mi się, że w tej kwestii jest jednak jeszcze sporo do zrobienia.

Warto więc się zastanowić się, czy nie moglibyśmy naszym południowym sąsiadom zaoferować wspólny projekt, które pozwoliłby przenieść społeczne relacje na wyższy poziom właśnie dzięki piłce nożnej. Czymś takim mogłaby być wyszehradzka edycja turnieju „Z podwórka na stadion”, który od kilku lat z powodzeniem realizowany jest przez PZPN i strategicznie wspierany przez Maspex.

Finałowy turniej dla chłopców i dziewczynek odbywa się co roku 2 maja na Stadionie Narodowym, na kilka godzin przed finałem Pucharu Polski. Zanim wyłonione zostaną najlepsze drużyny, przez kilka miesięcy w całej Polsce rozgrywa się turnieje eliminacyjne, w których rywalizują tysiące dzieciaków. Zaproszenie do udziału w turnieju naszych wyszehradzkich partnerów wymaga oczywiście dużego wysiłku organizacyjnego i zapewne zwiększenia nakładów finansowych. Wydaje się jednak, że warto ponieść te koszty. Tym bardziej, że firma Maspex powinna być zainteresowana reklamą. Od wielu lat przecież sprzedaje swojego produkty w krajach regionu.

Oczywiście, młodzieżowy turniej nie odbije się takim echem, jakim mogłaby się odbić organizacja mundialu. Jestem jednak pewien, że w perspektywie kilkunastu lat może być książkowym przykładem pracy u podstaw, której tak bardzo nam brakuje. Zarówno w rozwoju polskiego sportu jak i integracji krajów Wyszehradu.

Weźmy przykład z Chorwacji, która nie potrzebuje organizacji dużej imprezy do osiągania wspaniałych sukcesów sportowych (nie tylko piłkarskich). Zacznijmy rozliczać polskie związki sportowe i Ministerstwo Sportu z efektów szkolenia młodzieży. Czas wykształcić powszechną świadomość, że sport to jedynie narzędzie do osiągania celu, jakim jest zdrowe społeczeństwo. Zamiast budować kolejne nieprzemyślane stadiony zadbajmy o to, żeby na z pompą wybudowanych orlikach było dla kogo otwierać bramę.