Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Mery Spolsky: Niech muzyka będzie prawdziwa! [ROZMOWA]

przeczytanie zajmie 8 min

Okazało się, że moja płyta leczy. Piszą do mnie dziewczyny, że po jej przesłuchaniu lepiej się poczuły albo że miały taką samą historię. Myślę, że dziewczyny kompletnie nie nauczą się na moich błędach, bo jak sama piszę „kobieta lubi się zakochać w chamie”. Moja płyta może być taką ironiczną przestrogą, żartem z tej sytuacji. Żartuję sobie, że jestem sanitariuszką muzyczną i modową. Ratuję zagubionych w muzyce i w szafie. Na drugiej płycie mam zamiar zrobić z krzyżem coś, co może niektórych urazić. Ale jestem Mery Spolsky, więc może Polska mi to wybaczy. Mi nie chodzi o to by specjalnie szokować. Nie będę jeść kanarków na scenie, ani wieszać się na krzyżu. Chodzi mi o to, by stworzyć swój własny świat. Wydaje mi się jednak, że można wszystko powiedzieć ze smakiem, gdy na końcu przymknie się oko i mrugnie do ludzi – mówi w wywiadzie dla jagiellonski24.pl Mery Spolsky, piosenkarka i projektantka, nominowana do Fryderyków 2018 w kategoriach „Fonograficzny debiut roku” i „Album roku w kategorii elektronika”. Rozmawiał Szymon Ruman. 

Szymon Ruman:  Skąd się wzięłaś?

Mery Spolsky: Muzycznie wzięłam się stad, że zawsze pisałam własne teksty i piosenki, to było dla mnie bardzo ważne. Na początku one bardzo kulały, ale zawsze były po polsku i stąd wzięła się Mery Spolsky. Chciałam podkreślić w nazwie, że ja piszę po polsku i bawię się językiem polskim…

Czyli ten artystyczny pseudonim to nie jest ironia?

Też. Ponieważ lubię takie dwuznaczności i oprócz tego, że jestem z Polski to jestem Spolsky. Chciałabym tak jedną nogą wychodzić poza Polskę i być światowa. Ironia była obecna także w moich coverach. Próbowałam je przerabiać na swój styl. Dzięki temu pokazując się na różnych festiwalach jako Mery Spolsky zawsze byłam kojarzona jako osoba, która „coś odwali”. Miałam taką potrzebę, aby nie odtwarzać, ale coś przekręcić.

Masz wykształcenie muzyczne, jesteś z muzycznej rodziny?

Muzyka wzięła się z rodziny. Mój tata był basistą i grał naprawdę wszędzie. W orkiestrze Trzaskowskiego. Nagrywał muzykę do filmów i seriali. Grał z różnymi artystami: czasem jazz, a czasem pop. Zarówno z Rodowicz, jak i z Prońko. Rodzice stwierdzili, że trzeba mnie posłać do szkoły muzycznej, bo może mam po tacie jakieś geny… Skończyłam szkołę muzyczną, więc rzeczywiście wykształcanie muzyczne mam.

A gitara?

Gitara wydarzyła się jako prezent pod choinkę. Rodzice zobaczyli chyba, że oprócz skrzypiec ciągnie mnie też do muzyki rozrywkowej. U nas w domu było bardzo muzycznie. Przychodziło wielu muzyków. Mieliśmy różne jam session. Uczestniczyłam w tym i trochę bardziej mi to pasowało niż takie żmudne ćwiczenie klasycznej muzyki. Gitary uczyłam się już sama, prywatnie, ale z pomocą bardzo fajnego nauczyciela. Muzykowałam razem z tatą, basistą. Do dziś nam to zostało i mam zamiar zaprosić go na moją drugą płytę, bo to jest bardzo fajne doświadczenie.

To jest news!

Mam nadzieję, że to nie jest taki news puszczony w chmurę, który się nie wydarzy. Wszystko zależy od mojego taty, czy zechce. Natomiast moja mama nie była muzykiem, ale była za to melomanem i zmuszała nas do grania. Mama była artystką, malowała, projektowała, pisała wiersze. Codziennie wieczorem prosiła by jej coś zagrać. Stąd nasz dom był pełen muzyki.

I stąd jej grafiki na płycie, przy Twoich tekstach?

Moja mama znała każdą moją piosenkę jak nikt na tym świecie. A, że tych piosenek jest ponad 300, to znała ich dużo. Malowała pod te piosenki, a czasem sama coś mi dopisywała i tak się wspólnie bawiłyśmy tymi tekstami. Dlatego uznałam, że te grafiki muszą się znaleźć na pierwszej płycie.

Wiemy już trochę o Tobie, to teraz czas na trudniejsze pytania. Płyta jest generalnie smutna… Co to jest za historia? Czy ona jest prawdziwa? To jest pytanie, które każdy zadaje (śmiech): kim jest ten pan, którego miło było poznać…

Musiałem je zadać myślać o Twoich słuchaczach i naszych czytelnikach.

To jest prawdziwa historia przełożona na płytę w formie listu pisanego chronologicznie. Można sobie tak przez nią przejść i odgadnąć całą historię słuchając po kolei tekstów. Z jednej strony to jest smutna historia. Przemycone są różne smaczki, w rodzaju: „przegapiłam swój pogrzeb”, chce się zabić. Stąd też krzyż, bo ta płyta jednak jest smutna. Z drugiej strony brzmienia są wesołe, a rymy wręcz infantylne. Chodziło mi o ten kontrast i o to, by zataić smutek… To nie ma być płyta stricte o miłości i stricte do konkretnego faceta. Jeżeli ktoś nie chce się doszukiwać innych sensów, to niech myśli, że to o mojej nieszczęśliwej miłości. Tak naprawdę to nie chodzi o miłość, tylko o utratę czegoś…

Bardzo się na tej płycie odsłoniłaś i wiele mówisz światu o sobie.

Zrobiłam to przez przypadek. Pisałam te numery do szuflady, to była taka moja terapia. Ale potem pokazałam jeden numer komuś, drugi komuś innemu. Ludzie zaczęli właśnie o te numery pytać i przez to pokazałam swoją bardzo prywatną historię całemu muzycznemu światu. Nieświadomie to zrobiłam, ale nie żałuję tego, bo przez to płyta jest bardziej autentyczna. Ci co mnie znają doskonale wiedzą na przykład, że jak się pojawia imię Ewa, to jest to odnośnik do mojej mamy. Kiedy pojawia się morze to dlatego, że jeżdżę do Francji i tam pisze moje teksty. Pojawiają się takie smaczki, które mówią o mnie. Nie boją się tego, niech muzyka będzie prawdziwa.

A czy to miała być przestroga dla innych dziewczyn, by uczyły się na Twoich błędach?

Kompletnie nie! Ale okazało się, że ta płyta leczy. Piszą do mnie dziewczyny, że po jej przesłuchaniu lepiej się poczuły albo że miały taką samą historię. Myślę, że dziewczyny kompletnie nie nauczą się na moich błędach, bo jak sama piszę „kobieta lubi się zakochać w chamie”. Każda musi przejść przez coś takiego by wiedzieć czy jej się to podoba czy nie. Moja płyta może być taką ironiczną przestrogą, takim żartem z tej sytuacji. Miło mi, że Ty dostrzegasz też ten smutny aspekt, bo ja jestem taką osobą, która lubi sobie popłakać. Jednocześnia chciałam nałożyć jak najwięcej ironii na te teksty, by móc  się z tego zaśmiać.

Ten smutek, o którym mówisz, jest spotęgowany historią mojej mamy, o której już rozmawialiśmy. Była członkiem projektu Mery Spolsky jako projektantka mody. Mama odeszła z powodu raka cztery lata temu. Jej odejście wprowadziło dużo smutku w moje życie. Nie doczekała efektów mojej pracy. Teksty takie jak: „sobie ćwiczę, gdzie ustawie moje znicze” albo „zgonu akt czytam raz” to są aluzje do tej sytuacji, która mnie bardzo dotknęła. Tak jak już powiedziałam: to nie jest płyta tylko o tym panu, ale o utracie czegoś. Inną interpretacją tej płyty jest odpowiedź na pytanie co się stało z tym panem. Bo to nie jest tak, że on mnie zostawił.

To było jedno z pytań, które dopiero chciałem zadać!  Proszę bardzo…

To jest jedna z zagadek, której nie chcę zdradzać, by nie psuć zabawy, ale jak się tak wsłuchać w płytę to…

Siedzi w więzieniu?

…to jak widać można odgadnąć skąd paski i kropki pod oczami (śmiech).

Wspomniałaś wcześniej o krzyżu. Bardzo go eksponujesz na płycie, na gitarze, w teledyskach i zastrzegasz, że nie chodzi o znak Czerwonego Krzyża. Czy za tym symbolem kryje się jakiś sens, jakaś treść? Podobnie jak za modlitwą, którą przywołujesz w jednej z piosenek?

Za krzyżem jest kilka głębszych treści i jedna bardzo powierzchowna i zabawna. Żartuję sobie, że jestem sanitariuszką muzyczną i modową. Ratuję zagubionych w muzyce i w szafie. Druga interpretacja odwołuje się już do tego mojego czarnego smutku. Utraty, utraty mamy i mojej tendencji do słownego masochizmu i użalania się nad sobą. Krzyż jest więc trochę dlatego i nie jest żadną aluzją do religii, ani do Czerwonego Krzyża.

Krzyż można tak zupełnie oderwać od znaczenia religijnego?

Myślę, że nie można, ale to też taki trochę mój żart, że Mery Spolsky to taka nowa religia. Ale to wszystko z bardzo przymrużonym okiem i dla żartu. Nie mam zamiaru tworzyć nowej religii… Chciałabym bardzo stworzyć swój świat i mieć swoich tak zwanych wyznawców. Ludzie zresztą przychodzą na koncerty z namalowanymi na policzkach krzyżami  i w strojach w paski. Po trzecie, jeżeli chodzi o krzyż, to ja po prostu bardzo lubię ten znak graficzny. To może być wydłużony krzyż, w tą czy inną stronę. On będzie ewoluował. Myślę, że jest to znak, którym można się bawić i że jest to dozwolone. Lekko zahacza o prowokację, a ja takie rzeczy bardzo lubię.

A modlitwa?

Modlitwa odnosi się do krzyża, ale raczej w tym żartobliwym znaczeniu.

Nie obawiasz się zarzutu o obrażanie uczuć religijnych?

Myślę sobie, że na pewno się tak wydarzy. Tym bardziej, że na drugiej płycie mam zamiar zrobić z krzyżem coś, co może urazić. Ale jestem Mery Spolsky, więc może Polska mi to wybaczy.  A jeśli nie, to znaczy, że po prostu nie zakumała i nie ma poczucia humoru. W świecie artystycznym można sobie pozwolić na pewnego rodzaju żarty i jeżeli ktoś to bierze na serio to znaczy, że nie zrozumiał koncepcji. Mówi się trudno. Nie chcę być łagodzona pod publiczkę…

Ale jest dla Ciebie jakaś granica żartu? Moment, kiedy czujesz, że możesz kogoś obrazić? Czy właściwie dla artysty nie ma takiej granicy?

Wyznaję zasadę, że nie ma tej granicy dla żartów. Póki jest to z dobrym smakiem…

Czyli jednak jest granica? Granica dobrego smaku?

Faktycznie, tu mnie złapałeś. Wydaje mi się jednak, że można wszystko powiedzieć ze smakiem, gdy na końcu przymknie się oko i mrugnie do ludzi.

Czyli nie będziesz Nergalem?

Nie. Mi nie chodzi o to by specjalnie szokować. Chodzi mi o to by stworzyć swój własny świat.. nie będę jeść kanarków na scenie, ani wieszać się na krzyżu… To nie o to chodzi.

Jesteś wierząca?

Szukam cały czas swojej wiary i religii. Moja mama przed śmiercią się nawróciła i w ogóle przyjęła chrzest. Dla mnie to była duża inspiracja, by w ogóle pomyśleć o tym, co ja uważam na temat Boga. Czy on jest, czy nie? Cały czas szukam odpowiedz na to pytanie. Mam jakieś „swoje wyznanie”, ale na pewno nie jest to katolicyzm i Kościół. Nie chodzę w niedzielę do kościoła. Nie jestem typowym praktykującym Polakiem. Moja mama nawróciła się w ciekawy sposób. Była kompletnie niewierząca, a nawróciła się na wyznanie ewangelicko-augsburskie, a wiarę interpretowała sobie sama. Mama stworzyła całą kolekcję grafik z cytatami z Biblii. To mnie bardzo zainspirowało, że można tak bardzo artystycznie spojrzeć na religię.

Czyli mimo, że jesteś Spolsky, to nie pochodzisz z rodziny o tradycyjnych wartościach.

Raczej jestem z takiej rodziny, która mówi, że w życiu trzeba robić swoje, ale też trochę „przyświrować”. Moja mama zawsze była osobą, która mi mówiła: włóż wyższe obcasy i zrób większy dekolt… O tak!

Jeśli chodzi o Boga to szukam go. Czytam Biblię i staram się ją jakoś na swój sposób interpretować. Cały czas nie wiem do jakich wniosków dojdę. To jest temat rzeka. Kiedyś zwątpiłam – po śmierci mojej mamy. Ale być może to jest znak by dalej szukać.

Czym nas zaskoczysz na kolejnej płycie? Będzie gitara? Na koncertach jest, ale nie ma jej niestety na płycie…

Zrobiłam to specjalnie, by zaskoczyć na koncertach. By nie było tak: płyta jest taka, to koncert pewnie będzie taki sam. Chciałam by ludzie, którzy posłuchali płyty, a potem przyszli na koncert, widzieli i słyszeli wartość dodaną. Teraz ludzie już wiedzą, że jest gitara, więc musi się pojawić na nowej płycie. Będzie to gitara elektryczna, ale silne będę też wpływy gitary akustycznej. To siedzi we mnie. Zawsze mówię, że to jest taka moja baza. W domu zawsze gram na gitarze.

Miałaś dwie nominacje do Fryderyka. Siedziałaś uśmiechnięta na gali. Jak się czułaś na tej gali, wśród tych wszystkich artystów i ludzi o bardziej zaawansowanej karierze?

Czułam się bardzo wyróżniona jako muzyk. Nie z powodu towarzystwa znanych osób, ale dlatego, że znalazłam się pośród artystów docenionych w tym roku przez branżę. Było mi bardzo miło i nawet nie liczyłam na żadnego Fryderyka. Siedziałam tam z taką pokorą, bo wiedziałam, że to będzie Daria. Do niej należał ten rok, mówiąc serio. Miałam tylko takie ciarki, jak wywoływali mnie przy nominacjach. Myślałam wtedy: o Boże, ja naprawdę tu jestem! Byłam naprawdę szczęśliwa. Wielu znajomych pisało do mnie, pytając z czego tak się ciągle śmieję. A ja po prostu byłam w euforii z powodu, że tam siedzę, wśród tych wszystkich nominowanych.

Prawdopodobnie nie unikniesz tego Fryderyka w przyszłości, tego Ci życzę. Czego Ci jeszcze życzyć?

Życz mi zdrowia. Zawsze to jest najważniejsze, aby ta druga płyta się nagrała…

To życzenia bardzo „z Polski”. „Zdrowia, bo zdrówko jest najważniejsze”! 

W sumie tak (śmiech). Nauczyłam się po różnych przejściach, że zdrowie jest najważniejsze, by tę płytę zaśpiewać jak najszybciej…

Czyli kiedy?

Zastanawiam się między jesienią, a Nowym Rokiem. Materiał jest już gotowy, jeżeli chodzi o teksty piosenek, ale myślę jeszcze jak to ugryźć z marketingowego punktu widzenia.