Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Andrzej Kohut  30 kwietnia 2018

Człowiek Trumpa czy naftowych potentatów? O nowym amerykańskim sekretarzu stanu

Andrzej Kohut  30 kwietnia 2018
przeczytanie zajmie 5 min
Człowiek Trumpa czy naftowych potentatów? O nowym amerykańskim sekretarzu stanu www.flickr.com/photos/gageskidmore/6874339623/

Mówił, że nie należy zamykać amerykańskiej bazy w Guantanamo. Bronił przesłuchań z użyciem tortur, między innymi owianego złą sławą waterboardingu. Pięć lat temu, w przemówieniu do Kongresu po zamachu w czasie maratonu w Bostonie, zasugerował współodpowiedzialność islamskich liderów. Kiedy w 2010 roku ubiegał się o miejsce w parlamencie, a jego rywalem był Amerykanin hinduskiego pochodzenia, promował się hasłem „głosuj na Amerykanina”. Długa lista grzechów przeciw politycznej poprawności jak na kogoś, kto ma być szefem amerykańskiej dyplomacji? A jednak Mike Pompeo został właśnie mianowany nowym sekretarzem stanu, 70. w historii Stanów Zjednoczonych.

Niepewna gra o stanowisko

O nominację nie było jednak łatwo. Kandydatura miała zatrzymać się już w senackiej Komisji Spraw Zagranicznych po tym, jak zaprotestował przeciw niej republikański senator Rand Paul. Tłumaczył, że agresywne wypowiedzi Pompeo z przeszłości mogą świadczyć o jego poparciu dla dalszego zaangażowania militarnego USA w zapalnych regionach świata. Paul zadeklarował, że będzie głosował razem z senatorami Partii Demokratycznej, którzy od początku sprzeciwiali się nominowaniu Pompeo. W tej sytuacji głosy rozkładały się 10 do 10. Administracja Trumpa przez moment rozważała nawet poddanie kandydatury pod głosowanie Senatu bez zgody komisji, co byłoby precedensem w amerykańskiej historii. Ostatecznie jednak do akcji wkroczył sam prezydent.

„Mogę powiedzieć tyle o Randzie Paulu: nigdy mnie nie zawiódł” – oświadczył Trump przed przystąpieniem do negocjacji z senatorem. Nie inaczej było i tym razem. Krótko po spotkaniu z prezydentem Paul napisał na Twitterze, że przyjął jego zapewnienia o zdecydowanie negatywnym stosunku do wojen w Afganistanie i Iraku, rozmawiał też z samym kandydatem na sekretarza i w związku z tym postanowił zmienić zdanie. Pompeo z przegranego kandydata nagle stał się kandydatem pewnym. Po tym jak komisja uznała jego kandydaturę stosunkiem 11:9 zaakceptował go również Senat – wynikiem 57:42. Sześciu senatorów demokratycznych również głosowało za, podobno kierując się troską o reelekcję (pochodzą ze stanów, gdzie przeważają nastroje konserwatywne, a to dla nich rok wyborczy).

Należy zauważyć, że to wynik wyjątkowo niski. Od czasów, gdy prezydentem był Jimmy Carter, kandydaci najczęściej zdobywali przynajmniej 85 głosów „za”. Wyjątek był jeden: poprzednik Pompeo, Rex Tillerson, który otrzymał tylko 56 głosów.

Tillerson nie okazał się wybitnym sekretarzem stanu: biznesowe podejście, które wniósł do Departamentu Stanu (wcześniej zarządzał koncernem ExxonMobil), nie sprawdziło się w świecie polityki. Spowodowało chaos w amerykańskiej dyplomacji, a wiele kluczowych stanowisk pozostało nieobsadzonych. Jednak tym, co przesądziło o jego zwolnieniu, był najprawdopodobniej konflikt z prezydentem. Tillerson starał się działać niezależnie od Trumpa. Kiedyś nawet nazwał prezydenta durniem, czego ten ostatni nigdy mu nie wybaczył. W połowie marca Trump poinformował, że to koniec współpracy z Tillersonem, a jego miejsce zajmie dotychczasowy szef CIA, Mike Pompeo.

Z West Point i Harvardu pod skrzydła oligarchów

Kongresmen z Kentucky, trzykrotnie wybierany do Izby Reprezentantów, ma kwalifikacje na swoje nowe stanowisko. Jest absolwentem akademii wojskowej w West Point – i to najlepszym ze swojego rocznika. Przez kilka lat pracował w armii, gdzie dosłużył się stopnia kapitana. Z jego oficjalnego biogramu możemy się dowiedzieć, że jego służba obejmowała „patrolowanie Żelaznej Kurtyny aż do upadku Muru Berlińskiego”. Po zakończeniu służby w 1994 roku studiował prawo na Uniwersytecie Harvarda, gdzie był również redaktorem Harvard Law Review i asystentem Mary Ann Glendon, byłej ambasador przy Watykanie.

Po studiach podjął pracę w jednej z waszyngtońskich kancelarii, Williams&Connolly. Szybko zrezygnował ze wspinania się po kolejnych szczeblach prawniczej kariery i wraz ze starymi kolegami z West Point założył Thayer Aerospace, firmę produkującą części do samolotów. W 2006 roku sprzedał swoje udziały w firmie i przyjął kierownicze stanowisko w Sentry International, firmie zajmującej się kompleksową obsługą pól naftowych.

W tym krótkim podsumowaniu jego zawodowej kariery przed 2010 rokiem, kiedy zajął się polityką, brakuje jednego, bardzo istotnego szczegółu. Kiedy Mike Pompeo porzucił karierę prawniczą i postanowił zająć się biznesem, przeprowadził się do Wichita w stanie Kansas. Poszukując kapitału na swoje przedsięwzięcie trafił pod skrzydła największych potentatów związanych z tym miastem: braci Davida i Charlesa Kochów. Prowadzona przez nich Koch Industries Inc. to jedna z największych spółek znajdujących się w prywatnych rękach w USA.

Kochowie są znani z hojnego finansowania polityków, którzy później w Kongresie zabiegają o ich interesy. Wśród swoich przeciwników zyskali sobie niepochlebne miano „kochtopus” – połączenie nazwiska Koch oraz angielskiego słowa octopus oznaczającego ośmiornicę.

Kiedy były wojskowy i były prawnik Mike Pompeo postanowił zostać także byłym biznesmenem i zaangażował się w politykę, to bracia Kochowie wsparli hojnie swojego wieloletniego partnera w interesach. Dziennikarze obliczyli, że to wsparcie w trzech elekcjach wyniosło w sumie ok. 900 tys. dolarów. Z tego względu Pompeo często był nazywany „kongresmenem od Kochów”. Była to największa kwota przekazana przez Kochów na kampanie jednej osoby. Jest to nie lada wyróżnieniem biorąc pod uwagę jak wielu polityków wspierają naftowi potentaci. Na przykład członków senackiej komisji, która zatwierdzała kandydaturę Pompeo na sekretarza stanu. OpenSecrets.org, portal badający kwestie finansowe w amerykańskiej polityce, podaje że 11 republikanów, którzy ostatecznie głosowali za mianowaniem Pompeo, w ciągu swoich politycznych karier otrzymało od braci Kochów w sumie ponad 700 tys. dolarów.

Szorstka przyjaźń?

Wpływowi patroni Mike’a Pompeo nigdy nie należeli do fanów Donalda Trumpa. Przed wyborami w 2016 r. Charles Koch porównał wybór pomiędzy Trumpem a Clinton do wyboru pomiędzy… atakiem serca i rakiem. Trump doskonale zdawał sobie sprawę, że zwycięstwo przy sprzeciwie jednych z najbardziej wpływowych sponsorów Partii Republikańskiej będzie bardzo utrudnione. Być może dlatego tak chętnie sięgał później po ludzi Kochów obsadzając stanowiska w swojej administracji.

Dwoma najbardziej spektakularnymi przykładami byli właśnie Mike Pompeo (wtedy zaproponowany na stanowisko szefa CIA) i… wiceprezydent Mike Pence. Warto odnotować, że w przypadku, gdyby z jakiegoś powodu udało się odwołać Trumpa – a takie propozycje od czasu do czasu się pojawiają – jego miejsce zająłby właśnie protegowany Kochów. Tym samym bracia dotarliby do szczytu swojego wpływu na krajową politykę.

Póki co jednak ich wpływ na poczynania Białego Domu wciąż jest ograniczony. Zwłaszcza w ostatnim czasie przybyło prasowych doniesień o krytyce, jakiej Kochowie nie szczędzą Trumpowi w związku z protekcjonistycznym kierunkiem jego polityce gospodarczej: podniesieniem taryf celnych czy wojną handlową z Chinami. Nieporozumień tych nie złagodziło nawet przyjęcie mocno popieranych przez braci cięć podatkowych czy odwrócenie polityki ekologicznej, w tym m.in. wystąpienie przez USA z porozumienia paryskiego dotyczącego zmian klimatu. Nominacja Pompeo na sekretarza stanu może być więc kolejnym ustępstwem prezydenta.

Pompeo rzucony na głęboką wodę

Trump osobiście zabiegał o nominację Mike’a Pompeo na stanowisko sekretarza stanu. Tę nominację udało się uzyskać, choć przy bardzo gwałtownym sprzeciwie Partii Demokratycznej. Pompeo ma kwalifikacje do stanowiska, które właśnie obejmuje: doświadczenie wojskowe, prawnicze, biznesowe i wreszcie polityczne. Podczas swojej pracy w Kongresie zasiadał w komisjach do spraw wywiadu oraz energii i handlu. Pracował też w specjalnej komisji badającej sprawę Benghazi. Ostatnie lata spędził na stanowisku szefa amerykańskiego wywiadu.

Wątpliwości przeciwników politycznych wzbudzały jednak zarówno poglądy kandydata  – określane jako militarystyczne, antyislamskie czy antyekologiczne – jak i źródła finansowania jego politycznej aktywności. Głęboka zależność od potentatów naftowych musi budzić niepokój części opinii publicznej.

W otoczeniu prezydenta przeważają opinie, że Trump i Pompeo bardzo łatwo znajdują wspólny język. Według doniesień prezydent ma darzyć nowego sekretarza stanu dużym zaufaniem. Nie jest jednak pewne, jak zachowa się Pompeo, gdy Trump po raz kolejny stanie w opozycji do braci Kochów.

Nowego sekretarza stanu czeka niełatwy początek pełnienia obowiązków. Będzie musiał zmierzyć się z trudną sytuacją w Syrii po ostatnich amerykańskich bombardowaniach, otworzyć ambasadę w Jerozolimie, podjąć wyzwania związane z wyborami w Iraku, a także wziąć udział w niezwykle wymagającym szczycie pomiędzy prezydentem Trumpem a dyktatorem Korei Północnej Kim Dzong Unem. W tej ostatniej sprawie widać już silną pozycję Pompeo. Ze zdjęć, które wyciekły do mediów wynika, że Pompeo na kilka tygodni przed zaprzysiężeniem na stanowisko sekretarza stanu uczestniczył już w tajnym spotkaniu z dyktatorem.

Wkrótce się przekonamy czy Mike Pompeo okaże się godny zaufania prezydenta, czy raczej spełnią się liczne obawy krytyków tej nominacji.