Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Mateusz Wojda  14 kwietnia 2018

Neonaziści znikąd podkładają bombę pod idealne Niemcy [RECENZJA]

Mateusz Wojda  14 kwietnia 2018
przeczytanie zajmie 6 min

Zresocjalizowany imigrant w filmie W ułamku sekundy to ucieleśnienie marzeń Jurgena Habermasa o patriocie konstytucyjnym. Gdy ginie z rąk neonazistów w zamachu terrorystycznym nie dowiadujemy się niestety, dlaczego do tego doszło. Historyk Ernst Nolte twierdził, że immanentną cechą nazizmu było jego wyrośnięcie na gruncie państwa liberalnego. Nazizm był „ideologią rozwścieczonego Niemca” – wstrząśniętego zbrodniami bolszewików, nieufającemu impotentnemu państwu demoliberalnemu i ze strachu oddającego się w ręce ideologii równie brutalnej i afirmującej przemoc, lecz obiecującej ochronę przed czerwoną zarazą. Czy sprawcy filmowego zamachu byli mieszczanami podobnie przerażonymi islamskim terroryzmem? Co sprawiło, że dostrzegli ratunek w rozpętaniu przemocy spod znaku swastyki? Nie poznamy odpowiedzi na to pytanie. Lustro, w którym widzom każe przeglądać się niemiecki reżyser tureckiego pochodzenia jest pęknięte. Nie sposób dostrzec w nim prawdy.

Wbrew malkontentom narzekającym na upolitycznienie kultury i sztuki powinniśmy się cieszyć, że artyści i rzemieślnicy kina starają się komentować otaczającą rzeczywistość. Próba rzucenia filmowym okiem na sytuację za Odrą pozornie jest dość łatwa. Wydaje się, że pod maską liberalnej demokracji, państwa multikulturowego, awangardy nowoczesności kłębi się od problemów społecznych proszących się o artystyczny komentarz. Fatih Akin, syn tureckich emigrantów do „republiki bońskiej”, postanowił zmierzyć się z jednym z najgroźniejszych z trapiących Niemców problemów. Wybrał temat ważny i trudny, lecz postanowił niestety pójść na skróty.

Cierpienie i głód sprawiedliwości

Akin przedstawia historię Katji Sekerci (Diane Kruger), szczęśliwej żony i matki wiodącej zwyczajne życie pod Hamburgiem.

Jej mąż, Nuri (Numan Acar) jest Kurdem, byłym dilerem narkotyków. W więzieniu przeszedł głęboką przemianę: zapisał się na studia, znalazł żonę, założył rodzinę, a po zakończeniu wyroku porzucił drogę przestępczą na rzecz uczciwości i stateczności. Rodzinna idylla zostaje przerwana bardzo gwałtownie. W imigranckiej dzielnicy wybucha bomba.

Jej ofiarami są Nuri i ich syn, Rocco. W tym momencie zaczyna się dramat głównej bohaterki, której towarzyszymy do samego końca. Widzimy ją w chwili upadku, kiedy jest na skraju samonienawiści i niechęci do życia, gdy odzyskuje nadzieję i wreszcie wtedy, gdy postanawia sama wziąć sprawy w swoje ręce i wymierzyć sprawiedliwość.

Na film składają się trzy nieco różne, wyodrębnione części. Pierwsza jest dramatem psychologicznym – widzimy w nim, jak Katja radzi sobie z dotykającą ją tragedią. Nastrój filmu jest depresyjny i mroczny. Jesteśmy świadkami rozpadu nie tylko świata Katji, ale też jej psychiki. Widzimy rozpaczliwą sinusoidę emocjonalną, stany otępienia przeplatane histerycznym płaczem. Przez całą pierwszą część szuka ukojenia, lecz nie może go znaleźć. Widać, że wraz z Nurim i Rocco umarła część Katji, co Diane Kruger przedstawia bardzo przekonująco.

Druga część ma charakter dramatu sądowego. Większość scen rozgrywa się w sądzie, gdzie wraz z Katją musimy poznawać wszystkie detale związane ze śledztwem. To najmniej porywająca część filmu – Akin nawet nie postarał się ubogacić scen procesowych o jakieś potyczki między stronami. Mogę wymienić najwyżej dwa fragmenty, gdzie rodził się potencjał dramatyczny, a spór był wyczuwalny dla widza. Niestety – i one utonęły one w bagnie biurokratycznej nudy.

Trzecia część przeradza film w historię o zemście. Nie stacza się przy tym na szczęście w kino exploitation w stylu Życzenia śmierci czy innych niskobudżetowych filmów nagrywanych za fistaszki. Mimo, iż ta część miała największy potencjał na wykolejenie całego filmu i sprowadzenie go do tandetnej głupawki, udało się reżyserowi wyjść z tego obronną ręką. Poprowadzono całą trzecią część w sposób bardzo dojrzały i inteligentny, a i rozwiązanie akcji jest przekonywające w kontekście całości.

Udany portret i naiwny pejzaż

Akcja filmu rozgrywa się na dwóch zazębiających się i przecinających ze sobą płaszczyznach. Pierwsza z nich, nazwijmy ją jednostkową, jest nakreślona znakomicie. Diane Kruger jako straumatyzowana zniszczeniem dotychczasowego życia Katja jest w pełni wiarygodna. Jak po sznurku idziemy za nią przez prywatne inferno wywołane przez terrorystów, współodczuwamy wszystkie stany emocjonalne, przez które przechodzi w filmie.

Gniew, depresja, lęk, żądza zemsty – wszystko to jest jej i naszym udziałem. Kruger pokazuje nam człowieka z krwi i kości, pełnego sprzeczności, które w sytuacji granicznej zacierają się.

Udało się uniknąć sportretowania Katji jako niestabilnej wariatki oszalałej z rozpaczy. Nie ma zbędnego psychologizowania ani przesady, nie ma też sztuczności czy teatralnych zachowań. Czujemy, że każde stadium, które dotknęło Katję po zamachu, mogłoby się zdarzyć w podobnych okolicznościach każdemu z nas. Film kreśli drogę krzyżową osób, którym dosłownie w tytułowym w ułamku sekundy zawalił się świat.

Akin nie poprzestaje na perspektywie jednostkowej. Chce w swoim filmie skomentować stan współczesnych Niemiec. Usiłuje zajrzeć za kurtynę Bundesrepubliki, by ukazać mechanizmy społeczne, które nią kierują. Akin wychodzi z założenia, że Niemcami targa silny konflikt. Nawiązując do brytyjskiego antropologa kultury Victora Turnera – w państwie rozgrywa się napędzany owym konfliktem „dramat społeczny”. Współcześnie sejsmografem owej dramaturgiczności są filmowcy, którzy w swoich dziełach chcą, byśmy przejrzeli się w lustrze fikcji artystycznej i zobaczyli w niej siebie. Jak każdy z reżyserów usiłujących odegrać rolę „sumienia narodu” i tu twórca bardzo wysoko licytuje. Niestety, ponosi na tym polu klęskę.

Neonaziści jak z kosmosu

Zasadniczą tezą filmu jest twierdzenie, iż istniejący w Niemczech porządek jest zagrożony tylko ze strony neonazistów podkładających bomby w imigranckich dzielnicach. Nie przypadkiem Akin pokazuje męża Katji jako wzorowego obywatela Niemiec, zresocjalizowanego i zaangażowanego w pomoc imigrantom. Nuri jest wzorcem z Sevres „nowego Niemca”, zintegrowanego przybysza z dalekiego kraju, który przyswoił wartości państwa demoliberalnego, agnostyka odrzucającego radykalizm religijny. W skrócie –marzenie Jurgena Habermasa o patriocie konstytucyjnym. I to właśnie on i jego syn stają się ofiarami neonazistowskiego terroru. Znamienna jest scena, w której Katji wpada do głowy, że za zamachem mogą stać właśnie naziści. Jak to argumentuje? „A kto inny?”, pyta retorycznie. Według Akina tylko źli naziści są zdolni do zaburzenia miejscowego Ordnungu.

Oczywiście, reżyser polemizuje w ten sposób z tezą, iż to imigranci są źródłem niepokojów w RFN. Walcząc z niemiecką prawicą (choć przecież zgodnie z analizą amerykańsko-żydowskiego socjologa Seymoura Martina Lipseta naziści to „skrajne centrum”), powiela nieświadomie jej tezę o współistotności RFN i III Rzeszy.

Dla powojennych Niemiec nazizm jest wiecznym punktem odniesienia. RFN istnieje tylko w antytezie do hitlerowskich Niemiec.

Akin, podobnie jak wielu niemieckich artystów i intelektualistów, nie potrafi dostrzec innych zagrożeń. Pokazuje, że dżin nazizmu już wyszedł i niepokoi spokojnych „nowych Niemców”. Dlaczego wyszedł – nie potrafi już odpowiedzieć.

Nie wymagam od Akina, by zamienił film w socjologiczną analizę dotyczącą wzrostu sympatii dla narodowego socjalizmu w Niemczech. Powierzchowne zebranie danych na ten temat wysadziłoby w powietrze całą konstrukcję Niemiec jako państwa-wzoru tolerancji. Sympatia dla postaw antyimigranckich (co dla niemieckiego establishmentu równa się faszyzowaniu) mogłaby mieć choćby realne podstawy społeczno-ekonomiczne. Dlatego zło w W ułamku sekundy musi być fantomowe, brać się z niczego. Według reżysera Niemcy były wcieleniem liberalnej utopii o wielokulturowości, w której Niemcy, Turcy, Kurdowie, Żydzi, wszystkie etnosy, narodowości i religie żyły we wzorowej koegzystencji – aż tu nagle niemal z kosmosu powrócili naziści i zaczęli podkładać bomby. Co poszło nie tak? Artysta ze słuchem społecznym spróbowałby odpowiedzieć na to pytanie, lecz Akin zostawia widza z niczym. Po prostu, dwoje Niemców zaczęło ot tak wielbić Adolfa Hitlera, a później stali się żądni krwi osób niepasujących do rasowego kanonu.

Ideologia rozwścieczonego Niemca

Nie wiem, czy Akin czytał cokolwiek o dojściu Hitlera do władzy i co wie o ówczesnych nastrojach społecznych i uwarunkowaniach ekonomicznych. Wydaje się być jednak jedną z milionów ofiar medialnej urawniłowki każącej Niemcom wiecznie biczować się za Hitlera, a każdy przejaw dumy narodowej traktować jako niebezpieczeństwo i powrót do III Rzeszy.

Kiedy reżyser chodził do podstawówki, w niemieckich mediach rozgorzał tzw. Historikerstreit, czyli spór niemieckich intelektualistów o narodowy socjalizm. Jeden z uczestników tego sporu, historyk Ernst Nolte, uważał, że nazizm był obronną reakcją na komunizm. Ściślej – antymarksizmem używającym w walce tych samych metod, co marksizm. Twierdził też, że immanentną cechą owej ideologii było wyrośnięcie jej na gruncie państwa liberalnego. Ergo, nazizm był „ideologią rozwścieczonego Niemca”, parafrazując celne twierdzenie prof. Andrzeja Piskozuba o naturze europejskich faszyzmów. Ideologią Niemca wstrząśniętego zbrodniami bolszewików, nieufającemu impotentnemu państwu demoliberalnemu i ze strachu oddającego się w ręce ideologii równie brutalnej i afirmującej przemoc, lecz obiecującej ochronę przed czerwoną zarazą.

Czy Andre i Edda Möllerowie, sprawcy filmowego zamachu, byli równie przerażonymi islamskim terroryzmem lub masową imigracją z Bliskiego Wschodu mieszczanami? Co sprawiło, że dostrzegli ratunek w rozpętaniu kontrprzemocy spod znaku swastyki? Czy mieli prywatne porachunki z imigrantami i przerzucili je na całą grupę etniczną? A może byli zwyczajnymi wariatami? Nic na ten temat się z filmu nie dowiemy.

Pasja do topornej publicystyki, największe przekleństwo i wróg kultury i sztuki, zwyciężyła. Akin woli straszyć, niż wyjaśnić, nie mówiąc nawet o zrozumieniu… Lustro, w którym każe się przeglądać widzom jest pęknięte. Nic w nim nie dostrzegą.

Gdyby Akin wzmocnił film od strony „dramatu społecznego” i nie malował dzisiejszych Niemiec jako państwa bliskiego doskonałości, w które ex nihilo wtargnęły nieczyste siły, powstałby być może film znakomity, syntetyzujący różne gatunki filmowe, a mimo to zawierający w sobie solidną klamrę kina psychologicznego. Bez tego W ułamku sekundy wyląduje w szufladzie z filmami z niewykorzystanym potencjałem.  Zamiast świetnego filmu równoważącego perspektywę jednostki z komentarzem społecznym, mamy przejmujący i obciążony inteligenckimi przesądami dramat głównej bohaterki walczącej z nierealnym, kartonowym złem.