Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jan Woźniak  20 marca 2018

Z pochodzenia Ormianin, z narodowości Polak. Ród Krzeczunowiczów w służbie Polsce

Jan Woźniak  20 marca 2018
przeczytanie zajmie 9 min

Gente Ruthenus, natione Polonus”. Pomimo stanowej ekskluzywności, szlachecki naród w I Rzeczypospolitej miał jedną zasadniczą wartość: jako naród polityczny nie patrzył na etniczne korzenie Polaków, obywateli I RP. Sięgnięcie po te dawne wzorce jest szczególnie potrzebne w Polsce po Jałcie, gdzie dawna różnorodność została zastąpiona etniczną jednością, a wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerują, że już wkrótce się to zmieni. Stąd warto snuć takie opowieści, jak ta o przedstawicielach ormiańskiego rodu Krzeczunowiczów, przybyłego na ziemie polskie jeszcze w XVII wieku. Pierwszy z nich walczył o poprawę polskiego losu pod austriackim zaborem, drugi – w mundurze kawalerzysty bił bolszewików w 1920 roku, zaś ostatni jest jednym z architektów wejścia Polski do NATO.

Protoplasta rodu, Kirkor Der Awedykiewicz (według przekazów rodzinnych potomek cypryjskich krzyżowców) został wybrany pierwszym wójtem ormiańskim w Stanisławowie, mieście założonym  w 1662 r. przez Potockich. Syn Kirkora, Kreczun, miał wziąć udział w odsieczy wiedeńskiej i bitwie pod Połtawą. To właśnie od tego imienia pochodzi nazwisko, jakie przyjęli jego potomkowie. Jeden z nich, Walerian, stworzył w pierwszej połowie XIX w. ekonomiczne podstawy potęgi rodu, koncentrując w swoich rękach kilka majątków ziemskich na czele z Bołszowcami, które stały się siedzibą rodziny.

Bojownik o chłopską duszę

Wychowywany od dziecka na działacza publicznego, Kornel Krzeczunowicz (ur. 1815), syn Waleriana, hołdując przedrozbiorowemu zwyczajowi, po uzyskaniu wykształcenia prawniczego na Uniwersytecie Lwowskim, udał się na ponad dwuletnią podróż po Europie, połączoną ze studiowaniem prawa i nauk ekonomicznych na zagranicznych uczelniach (m. in. na Sorbonie i Collége de France). Podczas wojaży zetknął się z wybitnymi postaciami Wielkiej Emigracji, przede wszystkim z księciem Adamem Jerzym Czartoryskim, duchowym przywódcą polskich konserwatystów tego okresu. Odwiedziwszy Włochy, Szwajcarię, Francję i Anglię, powrócił w 1842 r. do Galicji.

Szybko rzucił się w wir działalności publicznej, a jego zainteresowania koncentrowały się wokół stosunków panujących na galicyjskiej wsi, które, podobnie jak światlejsi ludzie epoki, uważał za anachroniczne i generujące konflikty między chłopem a dworem. Reforma józefińska oddzieliła wprawdzie grunty szlacheckie od włościańskich, lecz na posiadaczach tych ostatnich nadal ciążył obowiązek odrabiania pańszczyzny oraz rozmaitych posług. By wyegzekwować realizację tych zobowiązań, ziemianie uciekali się nierzadko nawet do użycia siły.

Młody Krzeczunowicz, uznając ten stan rzeczy za przeszkodę w modernizacji kraju, zaangażował się w prace nad projektem reformy mającej na celu zniesienie pańszczyzny, której patronowali hrabia Kazimierz Krasicki i Leon Sapieha. Choć plany galicyjskich „proto-pozytywistów” zostały zablokowane przez dwór wiedeński, pewnym sukcesem było jednak samo podjęcie dyskusji nad modernizacją ustroju społeczno-gospodarczego kraju.

Dla Kornela Krzeczunowicza prace stanowiły zaś okazję do nabycia doświadczenia w sejmie stanowym. Ostatecznie jednak reformę zainicjowaną przez szlachtę uniemożliwiły krwawe wydarzenia rabacji, a finalnym zwycięzcą „wyścigu o duszę polskiego chłopa”, jako określił to prof. Jerzy Zdrada, stała się w 1848 r. austriacka administracja, uprzedzając ziemian galicyjskich w zniesieniu pańszczyzny.

Nasz człowiek w Wiedniu

Wkrótce nastąpiła zmiana na tronie w Wiedniu, w wyniku której nastał świat – jak pisał Bruno Schulz – ograniczony Franciszkiem Józefem. Świat ten wprawdzie tylko pozornie okazał się być tak niezmienny, jak sugerować by mógł utrzymujący się przez ponad 60 lat na monetach wizerunek cesarski. Niemniej początkowo tryumfował neoabsolutyzm, który ucieleśniał cesarski minister Aleksander von dem Bach. Mimo ograniczonych możliwości działania, Krzeczunowicz nie wycofał się z życia publicznego, pisząc opracowania dotyczące m. in. polityki fiskalnej i regulacji serwitutów, które, po zniesieniu pańszczyzny, stanowiły główną oś sporu pomiędzy włościanami a szlachtą. Jednak dopiero cesarski dyplom październikowy z 1860 r., powołujący sejmy krajowe w częściach składowych wielonarodowej monarchii habsburskiej, umożliwił Krzeczunowiczowi rozwinięcie skrzydeł. I nie tylko jemu – kolejne lata stanowiły bowiem dla galicyjskich elit szkołę Realpolitik, której sednem było wydzieranie kolejnych koncesji od Wiednia i mozolne budowanie autonomii polityką małych kroków.

Wybrany posłem do Sejmu Krajowego, Krzeczunowicz był wielkim orędownikiem projektu rezolucji, która zawierałaby klauzulę, że uchwały wiedeńskiego parlamentu nie mogą mieć mocy obowiązującej bez aprobaty Sejmu Krajowego. Stąd centrowe ugrupowanie sejmowe, do którego należał Krzeczunowicz, zwane było Klubem Rezolucjonistów. Miał on wypełnić lukę pomiędzy lojalistycznymi „mamelukami” pod wodzą Franciszka Ziemiałkowskiego a operującymi patriotycznymi frazesami  „tromtadratami”. Krzeczunowicz, określany w środowisku krakowskiego „Czasu” jako człowiek – instytucja, sprawował również mandat posła do parlamentu wiedeńskiego, w którym zasłynął żądaniem powołania galicyjskiego kanclerza. Krytykował ponadto pomysł zrzekania się mandatów przez posłów polskich w parlamencie wiedeńskim, uznając taką formę protestu przeciwko polityce rządu centralnego za pusty gest. W liście do Henryka Wodzickiego pisał: „Irlandczycy zasiadają w parlamencie mimo, że są w opozycji, i my robimy to samo”.

Największym osiągnięciem Kornela było doprowadzenie do uchwalenia ustawy o podatku gruntowym, który zawierał ulgi dla zacofanej gospodarczo Galicji.

Konserwatywny rząd Eduarda Taaffego, w którym ministrami byli Julian Dunajewski i Florian Ziemiałkowski, stał się z tego powodu obiektem ataków ze strony opozycji. Kornel w czterogodzinnym przemówieniu obronił projekt, który został przyjęty bez zmian.

Krzeczunowicz zmarł na grypę kilka tygodni później, w styczniu 1881 r., osłabiwszy organizm intensywnymi przygotowaniami do kolejnej sesji parlamentu. Celnie, choć w nieco patetycznym stylu, podsumował dorobek Kornela Krzeczunowicza jego wnuk i imiennik: „Był stuprocentowym Ormianinem, a jednak myśli jego, serce i praca całego życia były skierowane wyłącznie na wydobycie narodu polskiego z biedy do dobrobytu, z niewoli do niepodległości, a co najmniej do pełnej autonomii zaboru austriackiego”.

Jak pobiliśmy bolszewików pod Komarowem

Wnuk galicyjskiego męża stanu, Kornel Krzeczunowicz (ur. 1894), wszedł w dorosłość, gdy zaczynał walić się stary świat. Po maturze – wzorem dziadka – rozpoczął studia prawnicze, równocześnie podejmując pracę sekretarza marszałka powiatowego. Dzięki wysokiemu statusowi materialnemu i towarzyskiemu rodziców miał okazję wiele podróżować, a jego reportaże z wizyt w Norwegii i Egipcie zostały przedrukowane przez lwowską Gazetę Narodową. Zmobilizowany w 1914 do C.K. armii, włożył mundur 1. Pułku Ułanów Galicyjskich. Los rzucił go na front włoski, gdzie przeżył piekło III bitwy nad rzeką Isonzo. Po zakończeniu wojny wraz z całym pułkiem, przemianowanym na 8. Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, wstąpił do nowo tworzonego Wojska Polskiego.

W 1920 r. brał udział w „ostatniej kampanii konnej”, prowadzonej przeciwko 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego. W sierpniu tego roku, jako 26-letni rotmistrz, został dowódcą pułku, na czele którego wziął udział w zwycięskiej bitwie pod Komarowem. To właśnie dowodzona przez niego szarża rozstrzygnęła o losach batalii. 8. Pułk Ułanów zdobył wówczas samochód dowódcy słynnej Konarmii, zaś sam Budionny ranny uszedł z pola bitwy.

Po latach snuł gorzką refleksję nad zapadłymi w 1921 r. rozstrzygnięciami politycznymi: „Wygraliśmy wojnę, ale przegraliśmy pokój” – pisał o traktacie ryskim. „Nie było powodu do tak kompromitujących ustępstw, jak zdrada naszych sprzymierzeńców przez uznanie komunistów ukraińskich za reprezentantów tego nieszczęsnego narodu” – konstatował. Choć Krzeczunowicz pragnął pozostać w barwach swojego pułku, konieczność objęcia w spadku po ojcu spustoszonego przez wojnę majątku w Bołszowcach zmusiła go do odejścia z wojska. Gdy jednak uporządkował rodzinne sprawy, poszedł w ślady swego dziadka – w latach 30. został posłem na Sejm RP wysuniętym przez Lwowską Izbę Rolną. Sprawując mandat z ramienia BBWR, koncentrował się przede wszystkim na zagadnieniach związanych z gospodarką agrarną, czemu dał wyraz m. in. zakładając klub parlamentarny „Koło Rolników”, w którym pełnił funkcję sekretarza generalnego.

Polski pozytywista na brytyjskiej emigracji

Po kampanii wrześniowej przekroczył Karpaty i via Włochy przedarł się do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po zakończeniu wojny pozostał na emigracji w Anglii, udzielając się aktywnie w środowiskach polskich weteranów, pisząc opracowania z zakresu historii wojskowości i publikując w paryskiej „Kulturze” czy „Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej”. Był również współzałożycielem i wieloletnim prezesem powstałego w 1945 r. Związku Rolników Polskich w Wielkiej Brytanii, którego celem była koleżeńska samopomoc i poznanie możliwości prowadzenia działalności rolniczej na Wyspach – a później – wspieranie zakładania polskich farm, prowadzenie szkoleń i kultywowanie rodzimych tradycji.

Pod koniec życia przyszło mu stoczyć ostatnią bitwę, wprawdzie nie szablą, a piórem –  w 1983 r. ukazała się bowiem broszura jego autorstwa, zatytułowana Wspomnienie o generale Tadeuszu Rozwadowskim. Pisząc o zmarłym przed laty przyjacielu rodziny, Krzeczunowicz określił go jako „architekta największego polskiego zwycięstwa od czasów Jana III Sobieskiego”, oskarżając równocześnie Józefa Piłsudskiego o wyrządzenie generałowi ogromnej krzywdy i sprowadzenie Polski – poprzez traktowanie przeciwników zamachu majowego – do poziomu „którejś z niestałych republik południowoamerykańskich”. Publikacja wywołała wrzenie w środowiskach piłsudczykowskich, a jej autor ostatecznie złożył funkcję redaktora naczelnego „Przeglądu Kawalerii”.

Zmarł pod koniec 1988 r., a pochowany został na cmentarzu Gunnersbury. W polskim środowisku emigracyjnym pozostawił po sobie pamięć światłego i niezwykle zaangażowanego w sprawy wspólnoty obywatela, odważnego oficera, a także utalentowanego autora opracowań historycznych i pamiętników.

Na „medialnym posterunku” w Radiu Wolna Europa

Syn Kornela, Andrzej (ur. 1930), dorastał już w Wielkiej Brytanii. Uzyskał stypendium na uniwersytecie w Strasburgu, gdzie przypadkowo – podczas próby francuskojęzycznego przedstawienia – wypatrzył go Jan Nowak Jeziorański. Dawny „kurier z Warszawy” i szef polskiej sekcji Radia Wolna Europa zaproponował młodemu Krzeczunowiczowi pracę tłumacza w monachijskiej rozgłośni, którą ten chętnie przyjął. Przekładał m.in. reportaże autorstwa Zbigniewa Błażyńskiego, powstałe w wyniku rozmów dziennikarza z Józefem Światłą. Efekt tej pracy – nadawanie przez sekcję polską RWE wywiadów z byłym szefem departamentu X MBP, Krzeczunowicz uważał za pierwszy i fundamentalny sukces rozgłośni, który umożliwił zdobycie szerszego audytorium w Polsce Ludowej.

W kolejnych latach syn ułana spod Komarowa pełnił funkcję redaktora, kierownika dziennika radiowego, wreszcie wicedyrektora rozgłośni. Krytycznie oceniał funkcjonowanie Radia w latach 80., a źródło stopniowej utraty świetności upatrywał m.in. w działalności peerelowskich służb, które instalowały agentów w zespole dziennikarzy. Takim „kretem” był na przykład Józef Ptaczek, ps. „Koliber”, toczący konflikt z trzecim dyrektorem sekcji polskiej RWE, Zdzisławem Najderem.

Poza pracą w Radiu, Andrzej Krzeczunowicz pisał jako tzw. stringer (niezależny dziennikarz) do tygodnika „Time”. Szczególnie intensywny okres współpracy z amerykańskim tygodnikiem przypadł na lata 70., po usunięciu przez Breżniewa z terenu ZSRR wszystkich korespondentów tego medium. Dzięki wykonywanej pracy, Krzeczunowicz miał okazję zaprzyjaźnić się z korespondentem tygodnika, „Strobem” Talbottem, późniejszym zastępcą sekretarza stanu w administracji Billa Clintona. Znajomość ta okazała się niezwykle cenna po kilkunastu latach, gdy były dziennikarz RWE został Stałym Przedstawicielem RP przy NATO.

Cichy bohater polskiej drogi do NATO

Kariera dyplomatyczna Andrzeja Krzeczunowicza rozpoczęła się w 1992 r., kiedy na prośbę ministra Krzysztofa Skubiszewskiego objął funkcję Ambasadora RP w Brukseli. Doświadczenia pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości nie wróżyły młodej Polsce szybkiego akcesu do NATO. Na Zachodzie panowała obawa co do reakcji ZSRR, a później Rosji, zaś nowo wybrany w 1992 r. prezydent USA, Bill Clinton nie chciał rysować „nowej granicy między Wschodem a Zachodem”. Wspólnota Atlantycka – jak pisał Henry Kissinger – grała na zwłokę. Decydowały o tym również względy bardziej prozaiczne – Krzeczunowicz wspominał, że gdy przyjechał do stolicy Belgii, o krajach dawnego bloku wschodniego nadal mówiono jako o „byłych przeciwnikach”, gdyż z pamięci przywódców państw NATO wciąż trudno było wymazać czterdziestoletnie trwanie po przeciwnych stronach zimnowojennego frontu .

Ambasador Krzeczunowicz szybko nawiązał życzliwe relacje z Sekretarzem Generalnym Sojuszu, Manfredem Wörnerem, którego uważał za polityka wyróżniającego się wyobraźnią i znajdującego się „w awangardzie myśli politycznej Zachodu”. Widział w nim bowiem pierwszego zachodniego męża stanu, który przychylnie odniósł się do wizji rozszerzenia NATO.

Równocześnie Krzeczunowicz rozpoczął korespondencję ze „Strobem” Talbottem, przeciwnikiem przyjęcia do Sojuszu nowych członków w celu obrony ich przed Rosją, przekonując go, że Wspólnota Atlantycka w nowej rzeczywistości będzie miała do odegrania rolę przede wszystkim polityczną, co uwidaczniała chociażby szalejąca na Bałkanach wojna.

Z czasem jednak wizja przystąpienia do NATO stawała się coraz bardziej realna – w USA powstało prorozszerzeniowe lobby, w ramach którego działali nie tylko Jan Nowak Jeziorański i Zbigniew Brzeziński, ale i Henry Kissinger czy wpływowy republikański senator Richard Lugar, autor sloganu enlarge or perish. Potężnym bodźcem popychającym Polskę na drogę akcesu do Sojuszu była również słynna deklaracja Wałęsa-Jelcyn z sierpnia 1993 r. Kamieniem milowym na tej drodze okazał się udział Polski w programie Partnerstwo dla Pokoju, co w momencie jego akceptacji wcale nie było oczywiste, mógł on bowiem równie dobrze przekształcić się w alternatywę dla rozszerzenia. Jednak, zdaniem Krzeczunowicza, przyjęcie państw Europy Środkowo-Wschodniej do Sojuszu było możliwe między innymi dlatego, że współpraca wojskowa w ramach operacji pokojowych dała daleko lepsze rezultaty, niż się spodziewano.

Ambasador Krzeczunowicz złożył urząd w 1997 r., uznając szczyt w Madrycie, na którym Polska została oficjalnie zaproszona do NATO, za kres swojej misji. W pracy pt. Krok po kroku. Polska droga do NATO, wydanej w 1999 r., pisał, że przed Sojuszem, a zatem i przed Polską, stoją co najmniej trzy zadania:  zaprowadzenie pokoju na Bałkanach, „zaangażowanie” Rosji, Ukrainy i Białorusi oraz – dedykowane przede wszystkim Polsce – zadbanie o to, „by drzwi do NATO pozostały otwarte”. Dziś wydaje się, że podjęcie pierwszego zakończyło się powodzeniem (choć niepełnym), drugiego – porażką, zaś trzecie pozostaje nadal jak najbardziej aktualne.

Jak pisał w przedmowie do emigracyjnego wydania pamiętników Kornela Krzeczunowicza młodszego Edward Raczyński, dzieje tego rodu stanowią miarodajną ilustrację roli, jaką społeczność ormiańska odegrała w dziejach Rzeczypospolitej. Wniósłszy w nie swoją rycerską i kupiecką tradycję, wrosła trwale w krajobraz kresów dawnej Polski, co było możliwe również dzięki unii Kościoła ormiańskiego z Rzymem w XVII wieku.

 ***

Sami Krzeczunowiczowie zaś dali znakomity przykład aktywizmu obywatelskiego na drodze walki o podmiotowość – czy to w zaborze austriackim, czy to w ramach pracy emigracyjnej po zakończeniu II wojny światowej. Łączyli na wskroś pozytywistyczną ideę pracy na rzecz modernizacji i rozwoju gospodarczego z gotowością walki o niepodległość. Tradycję tę kontynuował również Andrzej Krzeczunowicz, pełniąc służbę na medialnym odcinku frontu zimnej wojny. Mając w pamięci zbliżającą się setną rocznicę odzyskania niepodległości warto mieć na uwadze, że dzieje rodziny Krzeczunowiczów i polskich Ormian w ogóle stanowią jeden z narodowościowych wątków, z których utkane jest społeczne dziedzictwo I i II Rzeczypospolitej.