Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maciej Dulak  4 stycznia 2018

Eksperyment nowosądecki. Rozwój Polski nie musi się kręcić wokół Warszawy

Maciej Dulak  4 stycznia 2018
przeczytanie zajmie 9 min
Eksperyment nowosądecki. Rozwój Polski nie musi się kręcić wokół Warszawy Rafał Gawlikowski

Nowosądeczanie zrozumieli znacznie wcześniej od innych, że zamiast biernego oczekiwania na „dyrektywy” i oglądania się na „górę” nadszedł czas, by przejąć inicjatywę – wspominał jeden z twórców eksperymentu nowosądeckiego. 60 lat po liście lokalnych patriotów zatytułowanym „Do Sejmu PRL i do wszystkich, którzy chcą odważnie myśleć i zdecydowanie działać” Klub Jagielloński apeluje do Sejmu RP, by kolejny raz uczynić z Nowego Sącza symbol odrzucenia wizji centralistycznego rozwoju państwa.  

W Nowym Sączu mieszka aż 104 milionerów. To mniej więcej tyle, co w ponad dwukrotnie większym Rzeszowie. Szczególne znaczenie dla regionu mają zwłaszcza cztery firmy, zatrudniające ponad 500 osób: Fakro (drugi największy producent okien dachowych w Europie), Konspol (największy w Polsce producent drobiu), Newag (producent taboru kolejowego) i Wiśniowski (producent bram garażowych). Nie należy zapominać, iż z Nowego Sącza wywodza się również takie przedsiębiorstwa jak Koral (producent lodów) oraz Optimus (zniszczony przez państwowych urzędników producent sprzętu komputerowego). „Kiedy kilkanaście lat temu pierwszy raz byłem w Polsce, trafiłem do Optimusa do Nowego Sącza, gdzie oglądałem montownię komputerów. Jej rozmiary robiły rzeczywiście ogromne wrażenie” – mówił o firmie Romana Kluski wiceprezes Intela John Davis.

Czas, by przejąć inicjatywę

Nowy Sącz jest fenomenem, którego źródeł wiele osób upartuje w sądeckim eksperymencie przeprowadzonym w latach 1958-1975. Tamte wydarzenia w swoim pamiętniku opisał Janusz Pieczkowski, przewodniczący prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Nowym Sączu w latach 1956–1975 oraz jeden z inicjatorów całego projektu.

„Nie mogę nie wspomnieć o tzw. »eksperymencie nowosądeckim«, który był wynikiem stopniowego eliminowania z życia różnych form nacisku i wypaczeń, tak charakterystycznych w latach 1949-1955. Nowosądeczanie zrozumieli znacznie wcześniej od innych, że zamiast biernego oczekiwania na »dyrektywy« i oglądania się na »górę«, nadszedł czas, by przejąć inicjatywę i podjąć próbę opracowania kompleksowego programu rozwoju regionu nowosądeckiego. Mniej więcej od września 1957 roku, przy współudziale licznych specjalistów, trwały prace nad tym programem. Brałem w nich osobisty i aktywny udział. Nie brakło nam wsparcia licznych dziennikarzy związanych z Nowym Sączem, że wspomnę tylko Włodzimierza Godka, Jerzego Steinhofa, Janusza Roszkę, Janusza Koszyka, czy Bożydara Sosina z PAP-u.

Rezultaty tych prac miały być przedyskutowane z władzami centralnymi, a postulaty w tej sprawie, w formie listu, zatytułowano »Do Sejmu PRL i do wszystkich, którzy chcą odważnie myśleć i zdecydowanie działać« List ten nie ukazał się w zamierzonej formie, gdyż wydawnictwo »Po Prostu« zostało zawieszone. Propozycję ogłosiła »Trybuna Ludu« z dnia 3.XI.1957 w formie apelu zatytułowanego „Chcemy w pełni wykorzystać bogactwo naszego powiatu”. Apel  zawierał koncepcję »eksperymentu« gospodarczego w skali powiatu i miasta, jako dwóch odrębnych jednostek administracyjnych na prawach powiatu.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

Przy butelce śliwowicy z premierem Cyrankiewiczem

Inne źródła podają, że do pierwszych przymiarek związanych z uruchomieniem sądeckiego eksperymentu dochodziło już wcześniej.

Zdarzało się, że w jednym z lokali znajdujących się w centrum miasta przesiadywał ówczesny premier Józef Cyrankiewicz, który w okolicach Nowego Sącza odwiedzał swoją babcię. Właśnie tam według Krzysztofa Pawłowskiego m.in. Kazi­mierz Węglarski, przewodniczący prezy­dium Powiatowej Rady Narodowej oraz Ja­nusz Pieczkowski przy butelce śliwowicy nakłaniali premiera do swojego pomysłu.

„Wracając do mojej pracy zawodowej pamiętam, że w dniu 3 stycznia 1958 roku uczestniczyłem w Warszawie w Urzędzie Rady Ministrów, wraz z grupą inicjatorów tzw. eksperymentu nowosądeckiego, w spotkaniu z ówczesnym premierem Józefem Cyrankiewiczem. Delegacja nasza przedstawiając swój projekt, zwróciła uwagę na fakt, że wcielenie w życie zamierzeń wymagać będzie znacznej samodzielności miejscowych władz administracyjnych. Obecny przy rozmowach prof. Kazimierz Secomski stwierdził, że Komisja Planowania pozytywnie oceniła sądeckie propozycje i że jej zdaniem – inicjatorów nie należy zbyt krępować w dalszych decyzjach i planach.

Kończąc niemal trzygodzinną rozmowę premier Józef Cyrankiewicz oznajmił, że istotą projektu jest wykorzystanie ukrytych rezerw gospodarczych i aby tak się stało, uznał za konieczne usamodzielnienie nas w większym stopniu, niż można to obecnie uczynić wg ogólnych zasad. »Jak najwięcej uprawnień,  które widzimy do wprowadzenia w przyszłości dla powiatów – damy wam już dziś. Ten zespół uprawnień, jakie otrzymacie będzie tym cenniejszy, jeśli będzie się mieścić w takich granicach, jakie będą do przyjęcia dla innych powiatów«.

W pięć miesięcy później, w dniu 9 maja, Rada Ministrów podjęła Uchwałę Nr. 151/58 w sprawie rozwoju gospodarczego powiatu nowosądeckiego i miasta Nowy Sącz oraz rozszerzenia uprawnień terenowych organów władzy państwowej na tym terenie.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

Zaczęło się od turystyki

Główne założenia eksperymentu sprowadzały się wykorzystania bogactw naturalnych regionu (m.in. źródeł wód mineralnych) oraz aktywizacji działań w obszarze sadownictwa, warzywnictwa, turystyki oraz hodowli bydła. Na efekty nie trzeba było długo czekać: rozwój Sądecczyzny nastąpił prawie natychmiastowo i dotyczył większości sektorów gospodarki.

Jedną z wielu podjętych inicjatyw były kredyty udzielane mieszkańcom wsi w celu dostosowania infrastruktury mieszkalnej do przyjmowania wczasowiczów oraz szkolenia dotyczące prowadzenia własnych gospodarstw agroturystycznych. Wraz z rozwojem turystyki rozwinęła się także gastronomia, której obroty w ciągu trzech kolejnych lat wzrosły z 1 do 180 mln złotych. Przybywało także turystów, których liczbę w latach 60. szacowano na 73 000 osób rocznie.

„Józef Nodzyński (dyrektor Nowosądeckich Zakładów Gospodarczych – dalej NZG) nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Za wyniki działalności w 1958 r. NZG  zdobyły pierwsze miejsce w kraju. Posypały się gratulacje, ale nie tylko to. Ministrem Handlu Wewnętrznego był wtedy Edward Sznajder, nader życzliwie nastawiony do tego co działo się w Sączu. Nodzyński kuł żelazo póki gorące. Nasza prośba o ewentualną pomoc w powiększeniu sieci gastronomicznej została przyjęta przychylnie. NZG otrzymały część koniecznych pieniędzy z Centralnego Funduszu Rozwoju Turystyki i resztę ze Zjednoczenia Przedsiębiorstw Gastronomicznych. Stanęły za nie »Bar Turystyczny« i »Węgierski« oraz druga w Nowym Sączu reprezentacyjna restauracja i kawiarnia »Panorama«. Przebudowano i zmodernizowano zakład »Stylowa« przy ul. Jagiellońskiej 6. Dało to łącznie 400 dodatkowych miejsc konsumpcyjnych i poprawiło w odczuwalnym stopniu obsługę ruchu turystycznego.

Nic też dziwnego, że NZG szły od sukcesu do sukcesu, zdobywając aż siedmiokrotnie pierwsze miejsce w kraju. Sądecka gastronomia stała się słynna, bijąc na głowę konkurencję wyśmienitą kuchnia, grzeczną i szybką obsługą oraz estetycznym wystrojem wnętrz wszystkich swoich zakładów. W dodatku zakłady te dysponowały ewidencją prywatnych kwater noclegowych i pełną informacją turystyczną, były w stałym kontakcie z biurami obsługi turystycznej. Ogromna szkoda, że przeprowadzona w 1975 roku reorganizacja doprowadziła do przejęcia tych zakładów przez pion »Społem«, co przyniosło nienajlepsze skutki.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

Rzemieślnicy biorą sprawy w swoje ręce

Mimo, że pierwotne plany zakładały rozwój tzw. gospodarki bezkominowej, to w Nowym Sączu rozwijała się także drobna przedsiębiorczość rzemieślnicza. Należy tutaj wspomnieć o Nowosądeckich Zakładach Przemysłu Terenowego, które zwiększył swoje obroty z 880 tysięcy w 1951 roku do 180 milionów złotych w roku 1973!

„Z dawnych dyrektorów pozostali tylko najlepsi. Jednym z nich był Marian Zieliński – dyrektor Nowosądeckich Zakładów Przemysłu Terenowego – uosobienie dynamiki, pracowitości, a bez przesady można powiedzieć, że i zawodowej zawziętości. Z niesłychaną konsekwencją i uporem szedł do wytkniętego celu. Rozpoczynał jeszcze w 1951 roku od małego zakładu zatrudniającego 30 ludzi. Stopniowo poszerzał jego działalność, przejmując tartak w Zawadzie, stolarnię i zakład kowalsko-ślusarski w Nowym Sączu. W Piwnicznej uruchomił duży zakład usługowy, w Kamionce zaś produkcję oklein i mebli. Wreszcie postawił w Nowym Sączu, przy skrzyżowaniu ul. Długosza i Rejtana, budynek administracyjny i uruchomił na jego parterze jedyną w tym regionie drukarnię. Równocześnie podnosił własne kwalifikacje, ucząc się w Technikum Budowy Maszyn w Krakowie. Wkrótce zatrudniał już około 300 ludzi. Myliłby się jednak kto by sądził, że Zieliński spocznie na laurach. Marzył mu się duży, zwarty zakład, dobrze wyposażony w maszyny i urządzenia, a przy tym zapewniający załodze godne warunki socjalne. Podjął więc stopniowo jego budowę i, to systemem gospodarczym, przy ul. Wyspiańskiego.

Pieniądze zdobywał najczęściej na to, co… już miał ukończone. Tak, w stosunkowo krótkim czasie stanął wielokondygnacyjny budynek biurowy z pełnym zapleczem socjalnym, jasne i przestronne hale produkcyjne, magazyny i inne pomieszczenia. Szła nadal produkcja pługów, sieczkarni, siatki ogrodzeniowej i mebli, ale zdominowało ją wytwarzanie specjalnych, stalowych okładzin dla potrzeb górnictwa. Zakłady zatrudniały już ponad 900 ludzi.

Dyrektor Zieliński wymykał się z biura i przesiadywał najchętniej w halach produkcyjnych, a gdy trzeba było pokazać lub nauczyć kogoś jakiejś trudnej czynności, zakasywał rękawy i sam stawał do maszyny.

Był powszechnie lubiany i szanowany dla zalety charakteru i wartości, które sobą reprezentował.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

Nowy Sącz w budowie

Wraz z rozwojem przedsiębiorczości rozwijała się także infrastruktura drogowa i komunalna. W stosunku do roku 1957 szesnaście lat później długość dróg asfaltowych wzrosła z 20 do 90% wszystkich dróg w mieście. Równocześnie modernizowano lub uzupełniano oświetlenie uliczne, budowano nowe ciągi kanalizacyjne oraz sieci wodociągowe i gazowe. W latach 1956-1970 na terenie miasta powstało ponad 35 kilometrów sieci wodociągowych, 49 kilometrów sieci kanalizacyjnych, 22,5 kilometrów sieci gazowych, 58 kilometrów trwałych nawierzchni ulic, 1122 punktów oświetlenia ulicznego oraz setki budynków mieszkalnych.

„Pod koniec 1959 roku przedsiębiorstwo MPRB (Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Budowlanych) objął Józef Kazuba. Jego zastępcą został młody, zdolny i dobrze zapowiadający się inż. Molek. Trzeba pamiętać, że remonty nie przynosiły nigdy takich profitów jak budownictwo inwestycyjne. Ustalając i zatwierdzając roczne portfele robót starałem się stopniowo zwiększać udział wykonawstwa inwestycyjnego w ogólnej puli zadań przedsiębiorstwa. Sytuacja w MPRB szybko się poprawiła. Stanowiska kierownicze obejmowali nowi, wykwalifikowani ludzie. Utworzono przyzakładową szkołę rzemiosł budowlanych, co w połączeniu z licznymi kursami kwalifikacyjnymi, pokrywało potrzeby kadrowe. Moc przerobowa wzrosła z 17 milionów złotych w 1959 roku do 59 milionów w 1969 roku.

Dzięki zapobiegliwości Kazuby rozbudowano zaplecze magazynowe, produkcyjne i socjalne. Pojawił się nowoczesny sprzęt – od koparek mechanicznych i spychaczy po ładowarki, różnego typu betoniarki i taśmociągi. Własny tabor liczył już 15 samochodów ciężarowych i wywrotek oraz 7 samochodów dostawczych. Utworzono 5 grup kierownictwa robót. Załoga otrzymała szatnie, natryski, bufet i świetlicę. Wszystko to integrowało załogę. Kazuba był wymagający i niemal chorobliwie ambitny na punkcie dobrej opinii przedsiębiorstwa. Już w 1961 roku MPRB zajęło pierwsze miejsce w kraju, by w następnych latach sukces ten powtórzyć jeszcze trzykrotnie. W 1963 roku było to największe przedsiębiorstwo tego typu w województwie krakowskim i zostało wyznaczone do działalności patronackiej.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

Udało się, więc będzie… #wygaszone

Nowy Sącz zyskał miano lokalnej perły. O transformacji, jakiej doznało miasto najlepiej świadczy urywek artykułu prasowego dotyczący oddania do użytku przebudowanego rynku miasta pt. „Turystyczny big-beat w Nowym Sączu” zamieszczonego w Dzienniku Polskim z 25 czerwca 1967 roku:

„To był prawdziwy big-beat, uderzenie dostatecznie mocne, by słychać było o nim w całym województwie. W przeddzień lipcowego święta Nowy Sącz otrzymał Rynek-cudo, Rynek-bajkę, wypieszczone i wychuchane, przemyślane w najdrobniejszych szczegółach, kolorowe cacko, w którym doskonale połączone zostały estetyka i mądra funkcjonalność. Nawierzchnia z płyt równie wspaniałych i trwałych jak te spod Sukiennic, fontanna symbolizująca naturalne bogactwo Sądecczyzny – zdroje wód mineralnych, pięknie odnowiony Ratusz i wszystkie kamieniczki przylegające do Rynku oraz – rzecz bardzo ważna – sklepy. Wszystkie jasne, czyste, o dużych, ba, nawet bardzo dużych oknach wystawowych, wszystkie dobrze zaopatrzone i zaprojektowane z myślą o turystach i wczasowiczach.”

O sukcesie Nowego Sącza robiło się coraz głośniej, więc… władze komunistyczne zdecydowały o wygaszeniu tego niespotykanego na skalę kraju projektu. Jego efekty ośmieszały przecież gospodarkę centralnie planowaną. Przez 17 lat trwania „eksperymentu nowosądeckiego” miasto dokonało ogromnego postępu cywilizacyjnego.

Wśród samych jego mieszkańców zakorzeniono umiłowanie do wolności oraz niezależności, czego konsekwencje widać do dziś w gospodarczych sukcesach lokalnych czempionów.

„Nowy Sącz nie przypominał już prowincjonalnego, zaniedbanego miasteczka. Udowadniał, że nie musi być dziurą zabitą deskami. Rozrastał się szybko. Ładnie i nowocześnie prezentowały się nowe osiedla, odnowione, czyste elewacje budynków, wypielęgnowane planty, Aleja Wolności i przebudowana Aleja Batorego. Wabiła oko pięknie utrzymana zieleń, klomby, dywany kwiatowe, ozdobne krzewy. Wieczorem na jasno oświetlonych ulicach przyciągały uwagę przechodniów starannie urządzone witryny sklepów, gustowne reklamy i przybywające wciąż nowe kolorowe neony. Do późnych godzin wieczornych czynne były niektóre sklepy spożywcze, kwiaciarnie, zakłady gastronomiczne i informacja turystyczna. Wszystko to nadawało Nowemu Sączowi wygląd wielkomiejski.”

(Fragment wspomnień Janusza Pieczkowskiego)

***

W 60 lat od powstania listu „Do Sejmu PRL i do wszystkich, którzy chcą odważnie myśleć i zdecydowanie działać” Klub Jagielloński zaapelował do Sejmu RP, by inspirując się również doświadczeniem „eksperymentu nowosądeckiego” kolejny raz dać Nowemu Sączowi szansę i uczynić wyłom w centralistycznym sposobie myślenia o rozwoju Polski.

Zaproponowaliśmy, by właśnie w tym mieście zlokalizować tworzone Biuro Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, które ma zatrudniać 75 specjalistów i dysponować budżetem 18 milionów złotych rocznie. Liczymy, że i tym razem wśród decydentów znajdą się ci, którzy „chcą odważnie myśleć i zdecydowanie działać”.

Dziękujemy p. Zofii Pieczkowskiej, córce Janusza Pieczkowskiego za przekazanie wspomnień ojca i zgodę na publikację ich fragmentów.