Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Brzyski  29 grudnia 2017

Człowieczeństwo, które już nie wystarczy

Bartosz Brzyski  29 grudnia 2017
przeczytanie zajmie 4 min
Człowieczeństwo, które już nie wystarczy Autor ilustracji: Rafał Gawlikowski

Nie ma wątpliwości, że człowiek – kierując się różnymi pobudkami – wciąż nie wykorzystuje całej posiadanej wiedzy, aby nie tylko poznać samego siebie, ale także zrobić z tej wiedzy praktyczny pożytek. Sześćdziesiąt lat temu sir Julian Sorell Huxley wezwał ludzkość do porzucenia umiarkowania i podjęcia decyzji o nadaniu człowiekowi nowego oblicza, rezygnacji z tego, co przyrodzone, otrzymane w darze od Boga, na rzecz autokreacji. Ta pokusa chwycenia za „lejce ewolucji” będzie dla człowieka coraz trudniejsza do odrzucenia.

Był rok 1982. Wtedy to reżyser Riddley Scott pokazał nam, zasiewając w nas tym samym ziarno niepewności, czym może być transhumanizm. Kim jest człowiek w porównaniu do istoty, która przez niego stworzona, zdradza niemal bliźniacze względem stwórcy cechy? Jak je odróżnić i mieć pewność, po której stronie stworzenia się jest? Harrison Ford – skrywający pod uśmiechem cynika strach przed odpowiedzią na pytanie o własną tożsamość – jest pierwszą prawdziwą przestrogą przed eksperymentem transhumanizmu. Wiszący na gzymsie kilkudziesięciometrowego budynku i patrzący w oczy niedoszłej ofiary – replikanta Roya, wygłaszającego w neonowym świetle i strugach deszczu jeden z najważniejszych i najbardziej pamiętliwych monologów w historii kina:

„Widziałem rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary. Statki szturmowe w ogniu sunące ku ramionom Oriona. Oglądałem promienie laserów błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy w deszczu. Czas umierać”. To wyznanie istoty-przedmiotu, bez biografii, a przez to bez wartości dla świata, jest wezwaniem do refleksji nad naturą człowieka. Stawką jest odpowiedź na pytanie, jakiego człowieka chcemy.

Sięgając po esej Huxleya Transhumanizm, możemy powiedzieć, że jest to nurt wzywający do wykorzystania wszelkiej naukowej wiedzy i techniki do ulepszania człowieka w sposób, w jaki nie uczyniłyby tego miliony lat ewolucji. Efektem tych działań, powinna być transformacja ludzkości w posthumanistyczną formę człowieka. Taki posthumanistyczny człowiek wyróżniać się powinien cechami, które z dzisiejszej perspektywy uznalibyśmy za nienaturalnie rozwinięte lub zupełnie nowe. Mógłby to być nieosiągalny dziś iloraz inteligencji, zupełnie nowa możliwość regeneracji organizmu, opóźnienie starzenia komórek czy żywotność bliska nieśmiertelności. Te nieosiągalne z dzisiejszej perspektywy cechy nie byłyby już cechami człowieka, ale właśnie postczłowieka. Byłyby elementem świata posthumanistycznego, wytworzonego sztucznie, przez świadomą ingerencję człowieka w to, co do tej pory go definiowało.

Biokonserwatyści tacy jak Jürgen Habermas i Francis Fukuyama, obrońcy starego ładu, mają mało argumentów na rzecz powstrzymania takich zmian. Dlaczego nie zwalczać tego, co naturalne? Przecież natura to także choroby, przedwczesna śmierć, kalectwo, ograniczenia niepełnosprawności. Jednym słowem: cierpienie. Transhumaniści nie rozumieją w imię czego mamy się tego trzymać. W imię Boga? Może Bóg, dając nam rozum i wolną wolę, sam chce, abyśmy się doskonalili? Zbliżali do niego w swoim samorozwoju? Czy strach przed ewentualnymi skutkami ubocznymi, wypadkami przy pracy, nieprzewidywalnością związaną z pracą na żywym organizmie, powinien powstrzymywać nas przed nieograniczonym potencjałem rozwoju człowieka? Człowieku zdecyduj sam o swoim losie!

Transhumaniści jednak nie dążą tylko do doskonalenia człowieka pod względem fizycznym – na co zapewne jeszcze wielu biokonserwatystów do pewnego stopnia by przystało – ale chcą także go umoralnić. Transhumaniści uważają, że wychowanie człowieka do dobra jest zbyt czasochłonne i niedoskonałe. Dużo lepiej jest „wdrukować” mu w momencie przyjścia na świat automatyczny „moralny kompas”, który prowadziłby go przez życie, wskazując zawsze odpowiedni kierunek. Skoro człowiek w swoim człowieczeństwie jest słaby, a jego zachowanie zależy od czegoś tak wątłego jak wola, należy mu w tym pomóc – rozumują. Jednak jak przekonuje nas Scott, replikanci potrafią uczynić wszystko poza zrozumieniem empatii. Tego „wdrukować” korporacji Tyrell, szczycącej się hasłem „Bardziej ludzki niż człowiek”,  się nie udaje. Jest to cecha, którą, według przeciwników takiego podejścia, człowiek potrafi nabyć tylko w procesie socjalizacji, poznawania świata i jego rozumienia, a co działający jak wdrukowany instynkt moralny nos upodobniłby nas do zwierząt.

W tym punkcie ujawnia się najważniejsza oś sporu transhumanistów z biokonserwatystami. Bo oto ci pierwsi chcą zrezygnować z zadania wychowania i kształtowania człowieka w procesie socjalizacji na rzecz jego tworzenia. Ich postczłowiek intuicyjnie powinien odróżniać dobro i zło, wręcz genetycznie być zaprogramowany do właściwego postępowania. Biokonserwatyści uważają takie postępowanie z człowiekiem za odarcie go z człowieczeństwa, pozbawienie go tego, co w jego życiu jest najważniejsze, co stanowi najważniejszy boski dar, czyli wolności wyboru. Czym jest dobro bez aktu woli? Czy Roy Batty na dachu wieżowca, darując życie, w relacji do świata nie stał się człowiekiem właśnie tym jednym aktem woli? Czy nie nauczył się tego, czego nie dało mu zaprojektowane przez człowieka replikanckie DNA? Taką drogę wskażą każdemu przeciwnicy transhumanistycznej wizji. Oto właśnie niezbywalna część, którą posiada tylko człowiek – akt woli. 

Trzydzieści pięć lat po Blade Runnera sięgnął reżyser Denis Villeneuve. Odwrócił karty swojego poprzednika i z bohatera obawiającego się tożsamości replikanta przedstawił bohatera, który łudzi się, że w istocie jest człowiekiem. Łowca nie jest pewien żadnego elementu swojego życia, jest stworzony sztucznie, więc każde wspomnienie, każdy wybór, każda interakcja może w rzeczywistości być jedynie zaprogramowanym przez człowieka odruchem. To cierpienie wynikające z braku własnej, stabilnej tożsamości, braku kontroli nad własną osobowością i obawy, że jego doświadczenie realności świata jest sztucznie zapośredniczone przez jego replikancką naturę.

Jednak w tym świecie staje się cud narodzin. Fundamentalna zmiana – zerwanie ze sterylnym tworzeniem na rzecz narodzin. Oto po raz pierwszy w historii z łona replikantki przychodzi na świat dziecko. Niemożliwy do uwierzenia akt buntu przeciw fałszywemu bogu. To niemowlę daję replikantom coś, czego im odmawiano – własną godność i status podmiotu, nie przedmiotu. Stają się oni autonomiczni względem tworzących ich ludzi.

Aby to jednak zrozumieć, trzeba przyjąć arcychrześcijański punkt widzenia. Zgodnie z nim dopiero akt stworzenia, nierozerwalnie związany z aktem wolnej woli, nadaje stworzeniu jego prawdziwą wartość. Nie laboratoryjne humanoidy i cyborgi, lecz istoty przychodzące na świat z łona matki. Villeneuve nie po raz pierwszy okazuje się arcychrześcijańskim reżyserem.

Nowym początku, filmie pozornie opowiadającym o próbie porozumienia człowieka z obcą formą życia, także motywy narodzin, rodzicielstwa i dobrowolnego poświęcenia się dla dobra drugiego okazują się tymi najważniejszymi. Kanadyjski reżyser jednoznacznie wskazuje na niezbywalną godność życia takim, jakim ono jest, a jego ochronę uważa za istotę człowieczeństwa. W Blade Runnerze 2049 stawia jednak tezę dla współczesnego widza jeszcze bardziej kontrowersyjną. Oto narodziło się pierwsze dziecko replikantki. A więc kim ono jest? Wynikiem miłości dwojga istot, aktem woli, wreszcie aktem emancypacji. Poród staje się momentem zerwania ze swoim stwórcą. Dennisie Villeneuve, kim jest to dziecko i kim jesteśmy my, jeżeli ono jest człowiekiem?

Materiał został dofinansowany ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa” na realizację projektu „Idee mają znaczenie”.