Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Mateusz Wojda  23 grudnia 2017

Poza techniką nie będzie już nic? „Szklane pszczoły” Jüngera

Mateusz Wojda  23 grudnia 2017
przeczytanie zajmie 6 min

Co można uczynić w obliczu zmierzchu świata, w którym dotychczas żyliśmy? Jak uratować stare wartości, które wyznaczały nasz sposób istnienia? Odpowiedzi na te pytania szkicuje w powieści Szklane pszczoły Ernst Jünger, „rewolucyjny konserwatysta”, przyjaciel Alberta Hoffmana, wynalazcy LSD. Odpowiedzi te pozbawione są banalności, bo banalność to cecha mieszczańskiego liberalizmu, którym Jünger zawsze gardził i oskarżał o złamanie niemieckiego ducha. Szklane pszczoły są równocześnie aktem oskarżenia wobec stechnicyzowanego świata i testamentem ludzi dawnej epoki. Testament ten wydaje się jednak bardziej westchnieniem ulgi, niż rozdzieraniem szat.

Akcja książki rozgrywa się w specyficznym momencie historii, o ile możemy zastosować to pojęcie do prozy science fiction. Świat powieściowy znajduje się w szczytowym okresie rozwoju. „Powszechna wojna domowa”, niegdyś  pochłaniająca Europę, jest już tylko wspomnieniem. W czasie pokoju zatriumfował świat techniki i przemysłu. Powstają coraz to nowe wynalazki: począwszy od selektorów, miniaturowych robożółwi kontrolujących jakość banknotów i kamieni szlachetnych, po roboty w perfekcyjny sposób udające ludzi. Tak perfekcyjny, że pewien chłopiec popełnił samobójstwo na wieść o tym, iż dziewczyna, w której się zakochał, w rzeczywistości jest maszyną.

Perfekcja techniki – nawiązując do tytułu znanego eseju młodszego brata autora – Friedricha Georga Jüngera, osiąga w ten sposób wyżyny, jakie człowiek może osiągnąć za pomocą swoich naturalnych zdolności. Ludzkie zmysły zostają oszukane przez twór z żelaza, konstrukt spekulatywnego rozumu. Maszyna stała się nowym Adamem, człowiek zaś- Bogiem. A jego imię brzmi: Zapparoni.

Wydawca powieści opisuje Zapparoniego jako kogoś, kto „mógłby być literackim pierwowzorem Elona Muska”. Ów niewątpliwe PR-owy chwyt reklamowy fałszuje jednak prawdziwą naturę Zapparoniego. Musk, jakkolwiek nie można odmówić mu rozmachu i wizji (z wykonaniem jest nieco gorzej- w chwili, w której piszę ten tekst, doszło do kolejnej eksplozji rakiety SpaceX), nie ma aż tak wyśrubowanych ambicji, jak  bohater powieści Jüngera. Zapparoni  nie jest typowym biznesmenem-wizjonerem, jakich znamy z wywiadów dla branżowych portali. Żaden współczesny przedsiębiorca nie odważył się jeszcze bowiem przelicytować natury w jej własnej grze, i na dodatek wygrać. Klucz do Zapparoniego jest inny, i nie jest nim postać wygładzonego kapitalisty od elektrycznych samochodów.

Powieściowym partnerem dla Zapparoniego jest emerytowany już rotmistrz Richard. Niegdyś kawalerzysta, weteran wielu wojen, w których mógł popisywać się odwagą i męstwem. Jednakże nic nie trwa wiecznie. Demobilizacja (ugrzeczniona nazwa zwolnienia) działa negatywnie na jego psychikę. Tęskni za tętentem koni i szczękiem broni, lecz w głębi serca czuje, że świat, jaki znał, należy już do przeszłości. Rozwój technologiczny (pomimo pewnych elementów anachronicznych, jak chłop orający w tradycyjny sposób ziemię w okolicach fabryki Zapparoniego, czy konne dorożki spacerujące w centrum miasta) wprowadził świat w Achsenzeit, czas osiowy, posługując się terminologią Karla Jaspersa, czyli okres, w którym dokonała się na tyle silna przemiana mentalna i techniczna, iż powrót do czasu sprzed niego jest już niemożliwy. Słychać w tym echa przedwojennej publicystyki niemieckiej „rewolucji konserwatywnej”, dążącej do rewitalizacji Niemiec, lecz nie poprzez nostalgiczny powrót do przeszłości i  restaurację dawnych pruskich porządków.

Richard jest potrzebny temu światu jak wyrostek robaczkowy. Dlatego propozycję pracy od Zapparoniego traktuje jak wygraną na loterii. Naturalnie, pozycja zbiedzonego weterana czyni z niego tak naprawdę petenta, który winien umizgiwać się do Zapparoniego, by ten w swej łaskawości raczył przyjąć go do pracy. Zapparoni daje mu jednak szansę. Wystawia go na próbę, chce sprawdzić, czy będzie się nadawał do wyznaczonego przez wszechmocnego multimiliardera zadania.

Jünger nie wysilił się w tworzeniu wielowymiarowego profilu psychologicznego obydwu bohaterów. Zamiast tego wolał przedstawić ich subiektywne sposoby postrzegania czasu. Richarda definiuje niewątpliwie przeszłość. „Kiedyś” tworzy go silniej, niż „teraz”. W jego głowie wyświetla się ciągle podobny film: Richard jako kadet, Richard walczący na froncie w Asturii, Richard obozujący z towarzyszami broni. Byle napomknięcie o przeszłości uruchamia natychmiast całą serię wspomnień. Richard żyje w dwóch czasoprzestrzeniach: tej wyimaginowanej, zakorzenionej jedynie w fantazjach z przeszłości, oraz tej rzeczywistej, materialnej, osadzonej w teraźniejszości, która dalece odbiega od idealistycznych wyobrażeń Richarda na własny temat. Przeszłość jest dla byłego kawalerzysty ważniejsza od ponurej teraźniejszości: to w przeszłości Richard miał ustabilizowane życie- dziś egzystuje w wiecznym zawieszeniu; wojsko dawało mu gotowy system wartości i poczucie wspólnoty- współczesność oferuje mu tylko samotność i społeczną alienację. Teraźniejszość i przyszłość to wielka niewiadoma. Nic dziwnego, że wypudrowana przeszłość jest dla bohatera atrakcyjniejsza.

O ile Richard jest człowiekiem przeszłości, o tyle Zapparoni jest władcą zarówno teraźniejszości, jak i przyszłości. Jego biografia jest typową historią od pucybuta do milionera.  Ojciec Zapparoniego, przybywając do nowego kraju, nie miał nic. Jego syn ma zaś wszystko. Jest monopolistą w dziedzinie robotyki: jego produkty realizują potrzeby zarówno wielkich przedsiębiorstw, jak i gospodarstw domowych. Pełna kontrola nad rynkiem nie powoduje jednak, iż zaniedbuje jakość produkcji, wręcz przeciwnie. Dąży do tego, by jego dzieła były coraz lepsze i wydajniejsze. Jego motywacje nie są czysto ekonomiczne. Jaka ekonomia każe płacić pracownikom profesorskie pensje, kiedy nie trzeba walczyć z konkurencją? Zapparoni nie funkcjonuje jak typowy kapitalista. Jego działania wynikają z chęci realizacji określonej wizji świata: sterylnego, aseptycznego, wyzutego z uczuć i emocji. Świata, na który nie chce się zgodzić Richard.

Zapparoni to chłód, porządek, ekonomizm, kalkulacja. Richard to emocje, bunt, honor, Nietzscheańska wola mocy. W fabryce tego niewątpliwego geniusza ścierają się dwie, radykalnie różne wizje świata, które pozornie powinny dążyć do konfrontacji na śmierć i życie. Pozornie.

Czym są tytułowe szklane pszczoły? Stanowią symboliczną esencję wspomnianej wyżej „perfekcji techniki” Jünger nie tylko okazuje się wizjonerem przewidującym powstanie nanotechnologii, lecz jednocześnie manifestuje własne lęki przed pełnym ludzkiej pychy ulepszaniem natury. Nanopszczoły są bowiem czymś doskonalszym od oryginalnego gatunku, czymś co przekracza to, co naturalne i dotychczas dostępne. Richard, podobnie jak nieszczęsny młodzieniec od nie-ludzkiej kochanki, dał się zwieść własnym zmysłom, biorąc sztuczne pszczoły za dzieło natury. W przeciwieństwie jednak do chłopca, nie popełnił samobójstwa. Jego reakcja była dwuznaczna. Z jednej strony potępił demoniczne próby poprawiania natury. Z drugiej – musiał przyznać, że to ryzykowne przedsięwzięcie wyszło Zapparoniemu nadzwyczaj doskonale.

Ów klincz, mieszanina fascynacji i szoku jest leitmotivem dla wielu ludzi z pokolenia Jüngera (losy jego i Richarda są w wielu kwestiach zbieżne), którzy przeżyli szok Wielkiej Wojny. Czołgi, gazy bojowe, samoloty- wszystko to budziło grozę szeregowych żołnierzy zamkniętych w klaustrofobicznej przestrzeni okopów. Minęło kilkadziesiąt lat i Richard, porte parole autora, dostrzega janusowe oblicze technologicznego postępu, zmierzającego do korekty tysięcy lat ewolucji.

Podobno św. Albert z Launingen, zwany też Wielkim, teolog i filozof scholastyczny, po niemal 30 latach pracy zbudował podobną do człowieka maszynę, która otwierała drzwi wchodzącym gościom, a nawet witała ich ludzkich głosem. Kiedy odwiedził go jego uczeń, sam św. Tomasz z Akwinu, na widok tego średniowiecznego androida zbaraniał, po czym uznawszy wynalazek za dzieło szatańskie, chwycił laskę i rozwalił go na kawałki.

Ta wpleciona w fabułę aluzja historyczna wyraża część myśli Jüngera o technice: nieufność i równocześnie konieczność obrony samego siebie przed jej wszechwładzą.

W ostatecznym rozrachunku jego stosunek do techniki jest niewątpliwie ambiwalentny, zważając na notoryczne skupianie się na tym temacie, choćby w Robotniku, czy wcześniejszej powieści sci-fi Heliopolis. Jüngera przeraża wszechobecność techniki, która jest jak potężny potwór zjadający każdego dnia masy ludzkie, a jej apetytu i miliardy osób nie nasycą. Równocześnie pisarz godzi się z jej istnieniem, ponieważ niemożliwością jest powrót do świata feudalnej Rzeszy sprzed rewolucji przemysłowej.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Szklane pszczoły są porzuceniem mitu Arbeitera, który niegdyś miał ujarzmić technikę, chwycić stery państwa, zmiażdżyć świat mieszczański i powołać do życia nową rzeczywistość, można by rzec „totalnie zmobilizowaną”. Ostatecznie jednak to technika zwyciężyła.  Arbeiter zamiast rzucić ją na kolana i przemodelować świat na antyburżuazyjny i antyliberalny, dał się jej posłużyć w jej dziele przemiany świata i ulepszenia natury. Wkręcił się w jej trybiki, a koła zębate połamały mu kości.  Można nawet napisać, że pesymizm Jüngera z upływem czasu wzrósł, ponieważ technikę kontroluje nie Arbeiter, lecz jego zasadnicza antyteza-burżuj Zapparoni.

Czy została jeszcze odrobina nadziei, czy jednak triumf zimnej jak stal techniki jest pełny? Jünger nie ma złudzeń, że „przedpotopowe” wartości mogą się ostać na tym świecie. Ludzie tacy jak Richard nie należą duchowo do tego świata. Ich miejscem jest cmentarz, a nie świat żywych. Jednakże w wypatrywaniu nadchodzącej apokalipsy jest pewien element pogodnego spokoju. W przyszłości technika zapewne w swym zapaleńczym szale dojdzie do ściany i w końcu rozszarpie, połknie i przetrawi ostatnich Richardów, lecz póki co rachunek ekonomiczny nie pozwala na ich ostateczną likwidację. Są jeszcze przydatni wraz z ich zakurzonym od nieużywania etosem. Czy zatem trzeba grać w tę grę, skoro przeciwnik daje szansę?

Jünger nie wątpi, że tak. W tej decyzji jest jednak więcej poczucia honoru i obowiązku, niż nadziei na lepszą przyszłość. Idzie więc drogą innego wybitnego przedstawiciela „konserwatywnej rewolucji”, Oswalda Spenglera, który pisał w Człowieku i technice:

Urodziliśmy się w tej epoce i musimy dzielnie iść do końca drogą nam wyznaczoną. Nie pozostaje nam nic innego. Jest naszym obowiązkiem wytrwać na straconej pozycji bez nadziei i bez ratunku. Wytrwać jak ów rzymski żołnierz, którego szkielet znaleziono przed bramą w Pompei, a który zginął, ponieważ podczas wybuchu Wezuwiusza zapomniano odwołać go z posterunku. (…) Ten honorowy koniec jest jedyną rzeczą, której nie można ludziom odebrać”.

Richardowi pozostało więc czekać…