„Dobry człowiek z rewolwerem” prędzej zabije sam siebie niż obroni nas przed uzbrojonym przestępcą
Co zrobić, gdy badania naukowe pokazują, że powszechnie dostępna broń nie ochroni nas przed szaleńcem z karabinem, lecz może służyć jako narzędzie samobójstwa lub morderstwa, gdy kłótnia rodzinna wymknie się spod kontroli albo gdy domownik popełni fatalny błąd czyszcząc swój pistolet? Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki wylobbowało po prostu zakaz publicznego finansowania takich nieprawomyślnych badań. Statystyki są jednak nieubłagane – wizerunek „dobrego faceta z bronią”, który walczy z przestępczością na własną rękę, to zjawisko o marginalnym znaczeniu społecznym. Upowszechniany w debacie publicznej i kulturze popularnej jest szkodliwym mitem faktycznie pogarszającym nasze bezpieczeństwo.
Złego człowieka z bronią może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią
Dyskusja nad poszerzeniem dostępu do broni palnej w Polsce inspiruje się opowieściami znanymi ze Stanów Zjednoczonych, jeśli wręcz ich nie naśladuje. Jest to widoczne szczególnie wyraźnie w intensywnym powoływaniu się na argument, że „złego człowieka z bronią może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią”.
Ten bon mot jest kalką z naczelnego hasła fanów Drugiej Poprawki do amerykańskiej konstytucji, a szczególnie słynnego NRA (National Rifle Association), czyli Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego. Posługuje się nim też ROMB, czyli Ruch Obywatelski Miłośników Broni – polski odpowiednik NRA (zaiste, polski ksero-amerykanizm nie zna umiaru). Hasło to sugeruje, że zwiększenie dostępności broni palnej doprowadzi do ograniczenia przestępczości, będzie zapobiegać morderstwom i rabunkom; generalnie – poprawi bezpieczeństwo obywateli.
Do tego twierdzenia będę się odnosił w szczególności. Spróbuję także postawić bezczelną i arogancko paternalistyczną tezę, co tak naprawdę kryje się za tymi argumentami o bezpieczeństwie. Nie będę się natomiast odnosił do idei zmilitaryzowanego obywatelstwa i pospolitego ruszenia à la Szwajcaria, gdzie posiadanie broni i przeszkolenie w jej obsłudze stanowi element obronności kraju. Pozornie te dwie idee – obrona osobista i pospolite ruszenie – się przeplatają, w rzeczywistości jednak to dwa zasadniczo odrębne modele stosunku państwa do broni palnej w rękach obywateli.
To drugie wymaga przechowywania w domu broni długiej (przede wszystkim automatycznych karabinów lub karabinków szturmowych) i regularnego szkolenia z jej obsługi oraz oddzielnego magazynowania amunicji w instytucji publicznej (komisariat, remiza, strzelnica). To pierwsze z kolei zakłada powszechne trzymanie w domu broni krótkiej do codziennego noszenia (w ukryciu i na widoku) lub gładkolufowej do obrony miru domowego oraz przechowywanie w domu amunicji. Cele samoobronne nie wymagają też tak intensywnych szkoleń, a typ broni, która w takim systemie dominuje (preferowane: krótki zasięg, mała penetracja, celność na bardzo krótkich dystansach), jest dla obronności kraju mało użyteczna. Nie twierdzę, że te dwa modele nie mogą istnieć jednocześnie (Szwajcarzy też mają w swoim posiadaniu broń i amunicje do celów prywatnych, acz nie w takim zakresie jak w USA), ale dla porządku powinienem zauważyć, że są to modele odrębne i realizowane w odmienny sposób.
Więcej broni to mniej przestępczości?
Zacznijmy od koncepcji „dobrego faceta z bronią”. W skali mikro jest to idea silnie oddziałująca na wyobraźnię. Gdybyśmy mieli przy sobie broń palną, moglibyśmy powstrzymać dane przestępstwo – zastrzelić rabusia lub przynajmniej go odstraszyć. Ale takie przekonanie w większości przypadków jest tylko fantazją. Nie bierze się pod uwagę tego, że w sytuacji, w której zaskoczony „dobry facet z bronią” skonfrontowany jest z uzbrojonym w broń palną agresywnym napastnikiem, jest większa szansa, że usiłując wydobyć broń, sam zginie od kuli. Szybkie wyciągnięcie broni z kabury wcale nie jest takie łatwe, jak się wydaje po obejrzeniu filmów sensacyjnych czy popisówek profesjonalistów na Youtube.
Ponadto, o ile nie nosi się broni cały czas przy sobie, bezpieczne jej przechowywanie – w sejfie, i to rozładowanej – bardzo utrudnia szybką reakcję na tego typu niespodziewane zagrożenia. Wszystko zależy od wielu okoliczności, stopnia przeszkolenia posiadacza broni i poziomu zagrożenia.
W praktyce jednak zawsze będzie tak, że broń będzie raczej służyć przestępcom. Co ciekawe, z raportu amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego wynika, że nawet w kraju takim jak USA, z powszechnym dostępem do broni palnej, przestępców wszczynających strzelaniny dużo częściej powstrzymywali nieuzbrojeni cywile niż „dobrzy faceci z bronią”.
W skali makro idea „dobrego faceta z bronią” wywodzi się z hipotezy, że „więcej broni to mniej przestępczości”. Tezę tę lansował ekonomista John Lott w książce pod tytułem More Guns, Less Crime z 1998 r. Jednakże, jak wykazały badania na Uniwersytecie Stanforda, skutkiem legislacji ułatwiającej dostęp do broni było to, że w tych stanach, które się na nią zdecydowały, przestępczość – zamiast spaść – wzrosła.
Jak Amerykanie zakazali publicznego finansowania badań krytykujących posiadanie broni
Amerykańskie inspiracje, odnoszące się do idei bezpieczeństwa prywatnego dzięki posiadaniu broni, wymagają zarysowania pewnego istotnego kontekstu. W 1993 r. opublikowany został artykuł naukowy pt. Posiadanie broni palnej jako czynnik ryzyka dla zabójstw domowych. Praca była wynikiem badań sponsorowanych przez amerykańską federalną agencję badawczą CDC – Centrum Kontroli Chorób i Prewencji. Badanie wykazywało, że „bardziej niż przynosić bezpieczeństwo, broń palna trzymana (razem z amunicją) w domu jest powiązana z większym ryzykiem zabójstwa przez członka rodziny lub konkubenta(-inę)”.
Artykuł spotkał się z dużym rozgłosem i skłonił NRA do lobbowania na rzecz likwidacji CDC.
Ostatecznie, w roku 1996 zaowocowało to wprowadzeniem do budżetu agencji federalnych na następne lata tzw. poprawki Dickeya. Zakazywała ona finansowania w ramach CDC „badań, które mogłyby stanowić argument dla ograniczania dostępu do broni palnej”.
Efektem było to, że istotna dziedzina zdrowia publicznego została na mocy prawa zamknięta dla publicznie finansowanych badań i w praktyce stała się naukową „strefą ciszy”. W tej właśnie strefie ciszy rozwijała się amerykańska debata na temat relacji między dostępem do broni palnej a bezpieczeństwem publicznym.
Od tej pory anegdotyczne dowody o „good guy with the gun” („dobrym człowieku z bronią”), który powstrzymał przestępstwo stały się medialną codziennością, mimo braku naukowych analiz potwierdzających skalę takiego zjawiska. Powstała rażąca asymetria politycznej mobilizacji między zwolennikami NRA i podobnych organizacji a orędownikami ostrzejszej regulacji dostępu do broni palnej. Kolejne masowe strzelaniny w szkołach kwitowane były wezwaniami „by nie upolityczniać tragedii” (przez proponowania prawa, które mogłoby im zapobiec). Tymczasem producenci broni palnej liczyli rosnące zyski, a rynek cywilny, który zaopatrywali, nigdy nie był tak bardzo urozmaicony.
Wkurza cię praca? Sięgnij po „gnata”
Statystyki mówią jasno – broń nie tylko ułatwia zabijanie, ale też „broń zabija”. W USA śmierć od postrzału z broni palnej jest równie prawdopodobna co śmierć w wypadku samochodu osobowego (sic!).
W kraju tym w 2014 r. spośród 33 594 zgonów spowodowanych użyciem broni palnej (16,8% całości zgonów spowodowanych urazami), aż 63,7% było wynikiem samobójstw (21 386 przypadków). Tylko 32% to zabójstwa (11 008 przypadków), a spośród reszty 461 przypadków to wypadki – przy czyszczeniu broni, na strzelnicy, przy zabawie dzieci, gdy przypadkiem ją znajdą, itp. Nawet jeśli posiadanie broni zmniejszy ryzyko napadów rabunkowych (co jest bardzo wątpliwe, biorąc pod uwagę przykład amerykański), to jednocześnie drastycznie zwiększy zagrożenie dla domowników w codziennym życiu. Oczywiście, że dobrze przeszkolona osoba umie się z bronią obchodzić bezpiecznie – w sposób zdyscyplinowany i odpowiedzialny. Ale profesjonalne przeszkolenie to wyjątek, a wypadki się zdarzają – czy to z roztargnienia, przemęczenia, czy zwykłej głupoty – i statystycznie ryzyko będzie tym większe, im większy będzie dostęp do tak groźnego narzędzia.
Dochodzą to tego jeszcze przypadki kłótni domowych, utarczek słownych między kierowcami (tzw. road rage), frustracja w pracy (workplace shootings), masowe strzelaniny takie jak ta niedawna z Las Vegas (mass shootings) i wiele innych okazji do użycia narzędzi służących przede wszystkim do zabijania.
Z perspektywy samego tylko problemu przypadkowych postrzałów, twierdzenie, że „broń nie zabija, a zabijają ludzie”, jest nie do obronienia. A porównywanie broni palnej do noży („bo też przecież są niebezpieczne”) jest już szczytem erystyki, bo po pierwsze noże służą głównie do krojenia, a po drugie, nożem jest zabić znacznie trudniej (a już szczególnie przypadkiem!).
To popkultura pokazuje, że fajnie mieć swój rewolwer
Przy omawianiu amerykańskiego przypadku i porównywaniu go z innymi krajami warto wspomnieć, że na zjawisko przemocy z użyciem broni palnej wpływa nie tylko dostęp do niej, ale także kultura danego kraju, a zapewne i sytuacja społeczna (np. nierówności ekonomiczne).
Dlatego poważnym problemem jest też to, jak na powszechną percepcję bezpieczeństwa i na kulturowe wzorce użycia broni wpływają dzieła kultury popularnej – głównie filmy i seriale. A kultura popularna z jednej strony jest zdominowana przez dzieła w stylu Kryminalnych zagadek Nowego Jorku – i innych „miast zbrodni”, które w rzeczywistości są bardzo bezpieczne, nawet w skali samych tylko USA. Z drugiej strony, na amerykańskiej kinematografii piętno odcisnął Brudny Harry (1971) – wprowadzając model gatunku filmów sensacyjnych generalnie fałszywie opowiadających o tym, że wymiar sprawiedliwości jest nieefektywny (szczególnie prawa obywatelskie ograniczają możliwości działania policji), a rozwiązaniem problemu przestępczości jest wzięcie sprawy we własne ręce, najlepiej za pomocą wielkokalibrowego rewolweru Smith & Wesson model 29. W słynnej scenie, inspektor „Brudny” Harry Callahan trzyma przestępcę na muszce rewolweru i wygłasza znamienną przemowę:
„Wiem o czym myślisz. Zastanawiasz się »czy on wystrzelił sześć czy tylko pięć razy?«. Przyznam się, że w tym zamieszaniu sam straciłem rachubę. Ale biorąc pod uwagę, że to magnum .44 – najpotężniejsza broń ręczna na świecie – mogłoby ci odstrzelić głowę na czysto, musisz sobie zadać jedno pytanie »czy mam dziś szczęście?«. No więc: masz, gnojku?”
Nie tak bardzo na marginesie warto wspomnieć, że wspomniany rewolwer przed wejściem filmu do kin, był produktem niezbyt popularnym i to dopiero Brudny Harry zapoczątkował na niego prawdziwy boom. Nie ma się co dziwić, że filmy tego rodzaju zaczęły stanowić swego rodzaju kryptoreklamy broni, coraz bardziej absurdalnie „kozackiej”, ale praktycznie mało użytecznej do obrony osobistej.
Tego rodzaju podejście do traktowania broni jako męskiego gadżetu do przywracania sprawiedliwości przeniknęło również do Polski przez kulturową osmozę. Utarło ono specyficzne, ale całkowicie fałszywe mniemanie o naturze pospolitej przestępczości i tym jak wpływać na nią może posiadanie broni palnej.
Zabawy z bronią
Argument ze zwiększaniem bezpieczeństwa jest dziurawy jak ser. Jest natomiast jeden argument, który jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować w tym temacie: „Broń palna jest spoko!”, „Karabiny są w dechę” i „Nie ma nic lepszego na stres jak postrzelać sobie do puszek”. Broń palna jest nie tylko fajną, hałaśliwą zabawką, ale także fascynującym urządzeniem mechanicznym. Sama historia jej rozwoju to pasjonujące zagadnienie, doskonale ilustrujące wiele istotnych procesów społecznych i ekonomicznych w historii cywilizacji przemysłowej. Przykład – dlaczego w USA w XIX w. tak bujnie rozwijało się rusznikarstwo? Ano dlatego że tamtejszy kapitalizm oparty był na dobrej, powszechnej – de facto przymusowej – edukacji, a nie jakimiś tam homeschoolingu.
Sam jestem fanem tematyki związanej z bronią palną. W wolnych chwilach oglądam sobie TFB TV oraz Iana z Forgotten Weapons (szczególnie cieszy mnie jak „zagranico” chwalą Visa wz. 35 czy inne mniej znane polskie wynalazki). Kibicuję namiętnie polskiemu modułowemu systemowi broni Grot (vel MSBS) jako sporemu osiągnięciu technicznemu na światowym poziomie. Ale to, że broń palna fascynuje mnie jako fana filmów akcji czy gier komputerowych, nie skłania mnie do dorabiania do tej fascynacji jakiejś fałszywej ideologii.
***
Śmiem twierdzić, że dla większości zwolenników upowszechnienie dostępu do broni palnej będzie ona nie narzędziem obrony osobistej (ani obrony ojczyzny), ale raczej kosztowną, niebezpieczną zabawką.
I absolutnie mi to nie przeszkadza. Tylko czy powszechny dostęp do niebezpiecznych zabawek dla dużych chłopców jest faktycznie wart drastycznego pogorszenia bezpieczeństwa w polskich domach? Czy nie lepiej już kupić sobie jakiegoś air soft guna i pobiegać z nim po lesie?
Tak tylko pytam.
Na zakończenie, za namową redakcji, pokusiłem się o względnie amatorskie sporządzenie szybkiego zestawienia zalet i wad wspomnianych modeli powszechnego dostępu do broni palnej.
Artykuł polemiczny przeczytać można tutaj.