Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Maciej Dulak  11 października 2017

Nowe regulacje ministra Adamczyka. Czy Uber odjedzie z Polski?

Maciej Dulak  11 października 2017
przeczytanie zajmie 6 min

Jeszcze rok temu zasadniczy problem z Uberem polegał na tym, że brak regulacji prawnych sprawiał, iż kierowcy tej firmy znajdowali się z góry na uprzywilejowanej pozycji wobec tradycyjnych taksówkarzy. Od tego czasu nałożono jednak obowiązek prowadzenia przez kierowców Ubera własnej działalności gospodarczej i płacenia podatków, co zlikwidowało niesprawiedliwy „dumping cenowy”. W efekcie nastała zasadnicza równość konkurencji. Minister Adamczyk chce iść jednak dalej i wymusić na kierowcach Ubera posiadanie licencji taksówkarskiej.

Dlaczego taksówkarze nie lubią kierowców Ubera

20 września Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa skierowało do prac legislacyjnych i programowych projekt dot. zmiany ustawy o transporcie drogowym. Innymi słowy, chodzi o uregulowanie kwestii związanych z nietaksówkarskimi przewozami osób, które od kilku lat na stałe zagościły w największych polskich miastach, odbierając jednocześnie sporą część rynku tradycyjnym przewoźnikom.

Wywołało to falę protestów ze strony korporacji taksówkarskich, związków zawodowych oraz samych „taryfiarzy”, którzy rozpoczęli regularne ataki na „uberowców”. Obok wzywania służb mających kontrolować i docelowo karać kierowców Ubera, dochodziło nawet do oblewania ich pojazdów różnymi substancjami czy prób niszczenia samochodów. Pomimo tych „niedogodności” Polska pozostaje dla Ubera trzecim co do wielkości rynkiem w Europie z wynikami na poziomie miliona osób, które pobrały aplikację na swój telefon.

Skąd tak gwałtowne reakcje taksówkarzy? Kierowcy przewożący pasażerów z wykorzystaniem aplikacji takich jak Uber mieli dotąd dużą swobodę w funkcjonowaniu. Wszystko za sprawą przepisów, które z jednej strony mocno regulowały pracę taksówkarzy (konieczność uzyskania licencji, posiadania kasy fiskalnej, prowadzenia działalności gospodarczej), a z drugiej pozostawiały wolnoamerykankę dla Ubera i innych podmiotów wykorzystujących mobilne aplikacje kojarzące pasażerów z kierowcami (np. BlaBlaCar czy MyTaxi). Taka prawna nierówność skutkowała oczywiście niesprawiedliwymi, bo asymetrycznymi warunkami konkurencji, w których Uber  znajdował się na lepszej pozycji.

O tym, dlaczego działalność Ubera w Polsce jest nielegalna, pisałem w ubiegłym roku. Od tego czasu sytuacja zmieniła się jednak w zasadniczy sposób. Zniknął bowiem najważniejszy zarzut, który można było z punktu widzenia prawnego oraz sprawiedliwości i równości warunków konkurencji postawić amerykańskiej firmie. Na skutek nowych regulacji wszyscy kierowcy współpracujący z Uberem muszą już teraz rejestrować własną działalność gospodarczą, opłacać wszystkie składki oraz odprowadzać podatek dochodowy, co czyni 60% z nich. Oczywiście jak to już w Polsce bywa, na rynku pojawiło się wiele „firm partnerskich”, które zatrudniają nowych kierowców, i za 300 zł oferują możliwość omijania wymogów prowadzenia działalności gospodarczej, opłacania składek i odprowadzania podatku dochodowego, co zdecydowanie potępiam, a z czego korzysta niestety pozostałe 40% kierowców Ubera. Nie zmienia to jednak faktu, że obowiązująca dziś w polskim porządku prawnym regulacja działalności Ubera – aplikacja + działalność gospodarcza – nie powinna budzić żadnych wątpliwości i w dobie nowych technologii powinna być powszechnie akceptowalna.

W celu zażegnania pogłębiającego się konfliktu Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa zdecydowało jednak o przygotowaniu nowego projektu, którego celem jest wyrównanie szans między podmiotami zajmującymi się przewozem osób oraz poprawa bezpieczeństwa pasażerów. Niestety nie zdecydowano się na liberalizację rynku, a jej dodatkowe uregulowanie.

Jakich regulacji chce rząd?

Pierwszą istotną zmianą w przedłożonej 20 września ustawie jest wprowadzenie do polskiego prawa pojęcia pośrednika w przewozie osób, czyli podmiotu, który za pomocą aplikacji mobilnej, programów komputerowych lub innych narzędzi informatycznych przekazuje zlecenie przewozu osób (samochodem osobowym, pojazdem przeznaczonym do przewozu powyżej 7 i nie więcej niż 9 osób albo taksówką), pobiera opłatę za usługę przewozu osób lub umożliwia zawarcie umowy i uregulowanie opłaty za przewóz. Niewątpliwie definicja ta obejmuje zarówno Ubera, jak i inne podobne aplikacje. Idąc dalej, pośrednik zobowiązany jest przy tym do uzyskania specjalnej licencji, w ramach której dokonuje:

– weryfikacji spełniania przez swoich współpracowników przepisów z zakresu przewozu osób;

– prowadzenia i przechowywania przez okres 5 lat elektronicznego rejestru wszystkich zrealizowanych przewozów;

– prowadzenia ewidencji pracowników i współpracowników;

– udostępniania dokumentów na żądanie Inspekcji Transportu Drogowego oraz Krajowej Administracji Skarbowej.

Przedstawiony przez MIiB projekt zakłada możliwość zablokowania wykorzystywanych przy przewozie osób aplikacji mobilnych, programów komputerowych, platform teleinformatycznych oraz innych środków przekazu informacji, jeśli transport będzie realizowany przez podmioty nieposiadające odpowiedniej licencji. W praktyce oznacza to, że usługi wykonywane w ramach danej aplikacji mobilnej przez nieuprawnionych kierowców, na przykład Ubera, będą jednoznacznie wiązały się ze skierowaniem wniosku do Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej o zablokowanie przeznaczonych do wykonywania pośrednictwa przy przewozie osób programów komputerowych, numerów telefonów, aplikacji mobilnych, platform teleinformatycznych albo innych środków przekazu informacji.

Nowy projekt przewiduje również dodatkowe grzywny finansowe nakładane na pośrednika m.in. za:

– brak weryfikacji czy pojazd podmiotu dokonującego przewozy posiada ważne okresowe badania techniczne oraz ubezpieczenie OC (1000 zł);

– zlecanie usługi przewozu osób podmiotom nieposiadającym wymaganej licencji (10 000 zł);

– brak licencji umożliwiającej pośredniczenie w przewozie osób (40 000 zł);

– niewywiązywanie się z obowiązków narzuconych na pośrednika w przewozie osób, który posiada licencję (40 000 zł).

W kwestii uzyskania zezwolenia na przewóz osób (czyli części tzw. licencji taksówkarskiej), zdecydowano o rezygnacji z obowiązkowego szkolenia ze znajomości topografii miasta oraz przepisów prawa miejskiego, utrzymując możliwość przeprowadzania samego egzaminu, przy czym jego koszt nie może przekraczać 200 złotych. O jego przeprowadzeniu będzie decydować samorząd dysponujący w tym zakresie pełną autonomią. Co więcej, o ile dotychczasowe przepisy przewidywały obowiązkowy egzamin z topografii i znajomości przepisów prawa miejskiego w gminach powyżej 100 tys. mieszkańców, o tyle nowy projekt zakłada możliwość jego wprowadzenia w każdej gminie, bez kryteriów dotyczących liczby mieszkańców. Biorąc jednak pod uwagę, że w samej Warszawie jest 11 tys. osób z licencją taksówkarza, a w Krakowie 4 tys., również w tych miastach rządzący ulegną presji i pozostawią przepis wymagający zdanie odpowiedniego egzaminu.

Obawiam się, że nowe regulacje mogą zakończyć przygodę amerykańskiej aplikacji w Polsce. O ile samo wprowadzenie definicji pośrednika w przewozie osób nie jest wcale kontrowersyjne i było wręcz konieczne, o tyle wymóg posiadania licencji taksówkarskiej przez każdego kierowcę może być barierą nie do pokonania. Zapisy proponowanej ustawy wymuszają bowiem na pośredniku współpracę z licencjonowanymi kierowcami. W praktyce oznacza to, że osoby, które dotychczas dorabiały sobie w weekendy, wykorzystując do tego własne samochody, teraz będą musiały zdobyć licencję analogiczną do zawodu taksówkarza. Przypomnę, że otrzymanie samych uprawnień wiąże się z szeregiem obowiązków m.in.: posiadaniem taksometru, kasy fiskalnej, lamp oraz opisu pojazdu, umożliwiających identyfikację przedsiębiorstwa.

Przestańmy zawracać Wisłę kijem

Propozycja ministerstwa została skierowana do konsultacji publicznych, w ramach których wypowiedzieć ma się przeszło 30 podmiotów związanych z przewozem osób. W podejściu zaproponowanym przez MIiB można dostrzec wysiłki uregulowania kolejnego obszaru, który wcześniej czy później i tak wymknie się spod kontroli państwa. Oczywiście Uber nie jest reprezentantem idei tzw. ekonomii współdzielenia, gdyż jego charakter jest czysto komercyjny, co nie zmienia faktu, że narzucanie na przewoźników obowiązku posiadania kas fiskalnych czy taksometrów jest ideą archaiczną (już dziś z powodzeniem zastępują je aplikacje). Nie wspomnę o egzaminie z topografii miasta – to tak, jakby egzaminować dziś policjantów ze strzelania z łuku.

Kolejnym argumentem przemawiającym za liberalizacją rynku jest fakt, że mimo działalności Ubera oraz podobnych aplikacji, liczba wydawanych licencji stale rośnie, podobnie jak liczba przewożonych pasażerów. Skąd więc protesty taksówkarzy, skoro kolejne osoby chcą wykonywać ten zawód i nie narzekają na brak popytu? Ostatnia kwestia to tzw. ruch wzbudzony, który powstał dzięki możliwości podróżowania tańszymi przewoźnikami. Skłoniło to osoby korzystające wcześniej wyłącznie z komunikacji miejskiej do przesiadki na szybszą alternatywę, jaką stworzyły aplikacje. Na marginesie warto zwrócić uwagę, że nowe przepisy ministerialne pod znakiem zapytania stawiają również działalność BlaBlaCar, który w myśl zaproponowanych przepisów będzie wymagać od Kowalskiego licencji na przewóz osób, gdyż sam stanie się platformą pośredniczącą.