Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Stanisław Maksymowicz  10 października 2017

Sieć szpitali kolejek do lekarza nie zmniejszy

Stanisław Maksymowicz  10 października 2017
przeczytanie zajmie 4 min

Funkcjonująca od kilku dni sieć szpitali wprowadzona została względnie bezboleśnie. Nie wynika to jednak ze złożoności zmian, lecz powierzchowności rzekomej „reformy”. Nowa organizacja pracy szpitali nie zmniejszy kolejek do lekarza, lecz przyniesie oszczędności budżetowe i większą kontrolę nad szpitalami ze strony ministerstwa. Problem polega na tym, że od samego mieszania herbata nie stanie się słodsza- bez większych nakładów na ochronę zdrowia samo przesypywanie pieniędzy z jednej kupki na drugą niewiele nam da.

System sieci szpitali wprowadzony został przez Ministerstwo Zdrowia jako element większej reformy opieki zdrowotnej. Jednak po szumnych zapowiedziach budowy „narodowej służby zdrowia” i likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), zostały w istocie dwa elementy: zmiany dotyczące pracy lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (dostępność POZ-ów dla wszystkich mieszkańców Polski) oraz uruchomiona niedawno sieć szpitali.

Ustawa o sieci szpitali objęła 594 placówki i 145 tys. łóżek. W ramach systemu wszystkie szpitale, które stały się jego częścią, otrzymały gwarantowane przez 4 lata finansowanie w formie ryczałtu. W zamian, poza leczeniem szpitalnym, muszą zapewnić dostęp do specjalistów, rehabilitacji oraz nocnej i świątecznej opieki.

Z systemu wypadły natomiast małe szpitale i przychodnie szpitalne, głównie niepubliczne (Konfederacja Lewiatan policzyła, że chodzi nawet o 400 placówek). Z 30 mld zł przeznaczonych na szpitale, 27 zostanie rozdysponowane na potrzeby sieci. Pozostałe placówki dostaną w ramach konkursu około 3 mld zł. Wśród nich są ośrodki, które miały dotąd kontrakty z NFZ. Spełniały też istotną funkcję w udzielaniu świadczeń zdrowotnych w mniejszych miejscowościach. W istocie ich funkcjonowanie staje teraz pod znakiem zapytania. Szczególnie, że o pozostałe 3 mld zł mogą walczyć także szpitale objęte siecią.

Model sieci szpitali, gdyby został właściwie utworzony, zabezpieczyłby faktycznie potrzeby szerokiego dostępu do wysokiej jakości usług specjalistycznych, poszerzając też obszary, w których prowadzi się badania naukowe i stosuje nowoczesne terapie. W stworzonym przez ministerstwo rozwiązaniu mamy jednak do czynienia z modelem, który przez ryczałtowy charakter prowadzi do nadmiernego usztywnienia. Każdy szpital otrzymuje bowiem z góry określoną stawkę. Nie ma tu więc miejsca na pokrycie kosztów za tzw. nadwykonania (czyli teoretycznie niespodziewane zabiegi) i na rozwój.

Tak skonstruowany system jest odejściem od idei finansowania, które podąża za pacjentem. Służy więc przede wszystkim zaspokojeniu potrzeb określonych na poziomie zagrożeń dla populacji – stanów ostrych oraz zagrażających życiu. Nie prowadzi też do redukcji kolejek. Te bowiem mają swoje źródło między innymi w problemie zbyt ograniczonego finansowania procedur specjalistycznych, co prowadzi do nadwykonań w stosunku do określonej przez NFZ kwoty. Wprowadzona forma finansowania w formie ryczałtu tego nie zmieni, gdyż zaplanowane przez szpital świadczenia, wykraczające poza z góry ustaloną kwotę albo wpędzą szpital w długi, albo nie zostaną wykonane, potęgując kolejki. Ten problem istniał w poprzednim „systemie” i sieć szpitali również tego nie naprawi.

Dlatego też jako ważny element nowego systemu, mający zredukować przynajmniej część kolejkowego problemu, wprowadzono nowy sposób funkcjonowania nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Wcześniej pełniły ją zwykle niewielkie przychodnie, które otrzymywały kontrakt na takie działania od NFZ. Dziś mają to być przede wszystkim jednostki znajdujące się w sieci, czyli szpitale. Rozwiązanie to ma swoje dobre i złe strony.

Dużym plusem jest bez wątpienia realistyczne spojrzenie na nocną i świąteczną opiekę. Pacjenci z ostrymi stanami najczęściej kierują się odruchowo do szpitala, zatykając szpitalne oddziały ratunkowe (SOR-y). Teraz w szpitalach, obok SOR-u, w nocy i w święta pracować ma również lekarz pierwszego kontaktu, który przyjmie pacjentów niewymagających pilnej opieki czy przyjęcia do szpitala. Dzięki temu „drzazgi, biegunki i gorączki” skierowane zostaną do lekarza POZ. Zyskają więc zarówno SOR-y, bo zmniejszy się ich obciążenie nienagłymi przypadkami, jak i pacjenci, którzy nie będą musieli czekać z bolącym brzuchem 10 godzin na przyjęcie wśród „złamań, rozciętych głów i arytmii”.

Niestety to rozwiązanie ma również potencjalne wady. Może okazać się, że część pacjentów, która w nagłej sytuacji skorzystałaby z usług nocnego gabinetu POZ na swoim osiedlu, będzie teraz zmuszona do podróży przez miasto i czekanie na SOR-ach do selekcji. Część prawdopodobnie w ogóle nie skorzysta z pomocy, nie mogąc dostać się z małej miejscowości do szpitala powiatowego. Co gorsza, jednostki świadczące nocną opiekę nie muszą zatrudniać pediatry. Dzieci będą więc niejednokrotnie zmuszone czekać w kolejkach z dorosłymi.

Warto zauważyć, że wprowadzenie tej części reformy systemu zdrowia nie rozwiąże problemu kolejek do specjalistów. Co więcej, wydaje się, że nie było to nawet celem Ministerstwa Zdrowia, gdyż nowy system ma przede wszystkim zapewnić lepszą kontrolę nad kontraktami szpitali, umocnienie roli publicznych placówek oraz oszczędności. Niestety system zdrowia w Polsce potrzebuje nie kolejnych przesunięć funduszy, a konkretnego zastrzyku finansowego.

Rozwiązanie jest więc proste – ale i zarazem bardzo trudne. Bez większych nakładów na ochronę zdrowia nie ruszymy z miejsca. Szczególnie, że w obecnym kształcie wydajemy się podążać w stronę modelu opartego na powszechnej dostępności usług publicznych. A te są niezwykle dużym obciążeniem dla budżetu. Brak wyższych nakładów na zdrowie doprowadzi niechybnie do sytuacji, gdy z publiczną ochroną zdrowia będziemy się spotykać w sytuacjach zagrożenia życia, a za bieżącą opiekę specjalistów zapłacimy z własnej kieszeni. A nie to wydaje się celem reform systemu opieki zdrowotnej. Chyba, że faktycznie obecne działania mają za zadanie jeszcze głębszą centralizację zarządzania systemem i odciążenie budżetu kosztem portfeli pacjentów. Wtedy okaże się, że jest sieć, ale nie łapie się w nią ryb.

Materiał został pierwotnie opublikowany na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.