Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Tomasz Turejko  28 września 2017

Bundestag twierdzi, że o reparacjach wojennych nie ma mowy

Tomasz Turejko  28 września 2017
przeczytanie zajmie 9 min

28 sierpnia 2017 roku opublikowany został 27- stronnicowy raport Służby Naukowej Niemieckiego Bundestagu (odpowiednik polskiego Biura Analiz Sejmowych), w którym eksperci niemieckiego parlamentu odnieśli się do polskich (póki co nieoficjalnych) roszczeń dotyczących odszkodowań za II wojnę światową. Autorzy raportu stwierdzili, że Polska nie ma podstaw prawnych do reparacji, a rząd PRL zrzekł się ich wobec Niemiec w 1953 roku, co potwierdził później w traktatach z 1970 roku i roku 1990. Problem polega na tym… że to nieprawda.

Polska nie ma podstaw prawnych do reparacji?

Raport rozpoczyna się od stwierdzenia, że Polska nigdy nie podpisała traktatu pokojowego z Niemcami ani porozumienia regulującego kwestię odszkodowań za wojnę. Zdaniem autorów opracowania nie ma w związku z tym podstaw prawnych do wypłacenia Polsce odszkodowań za II wojnę światową. Rzeczywiście, na wstępie należy nadmienić, że takiego traktatu Polska z Niemcami nie zawarła (w przeciwieństwie do aliantów zachodnich, którzy podpisali Akt Konferencji Paryskiej w sprawie reparacji z 1946 r.). Ponadto strona niemiecka powołuje się na fakt, że polską „dolę” z odszkodowań za wojnę miał wypłacić Związek Sowiecki w wysokości 15% odszkodowań przyznanych za zniszczenia dokonane na froncie wschodnim (postanowienia Konferencji w Poczdamie). Czy wobec tego Polska rzeczywiście nie ma podstaw prawnych do ubiegania się o reparacje od Niemiec?

Po pierwsze, należy przypomnieć, że postanowienia układu poczdamskiego w żadnym punkcie nie wykluczały dochodzenia reparacji od Niemiec obok tych ustalonych w trakcie spotkania Wielkiej Trójki.

Po drugie, Polska wcale nie musiała zawierać żadnej umowy z Niemcami, aby ukonstytuować swoje prawa do odszkodowania za II wojnę światową i wynika to z międzynarodowej odpowiedzialności państwa za naruszenie umów i zobowiązań.

Zasady odpowiedzialności prawnomiędzynarodowej państwa nie zostały dotychczas skodyfikowane w umowie międzynarodowej. W związku z tym opisuje się je poprzez odwołanie do  prawa zwyczajowego i projektu Komisji Prawa Międzynarodowego z 2001 roku. Zwyczaj stanowi jedno z podstawowych źródeł prawa międzynarodowego i jest on prawem powszechnie obowiązującym wszystkie państwa na świecie bez względu na ratyfikowane przez nie umowy. O odpowiedzialności międzynarodowej państw wypowiedział się po raz pierwszy Stały Trybunał Sprawiedliwości Międzynarodowej w wyroku z 1928 roku w sprawie fabryki chorzowskiej w którym stwierdził, że „jest ogólną zasadą prawa, że wszelkie naruszenie zobowiązania pociąga za sobą zobowiązanie do odszkodowania”. Ponadto w Art. 1 Projektu KPM możemy przeczytać, że „każdy międzynarodowo bezprawny czyn państwa pociąga za sobą jego międzynarodową odpowiedzialność”. Innymi słowy, odpowiedzialność międzynarodowa państwa powstaje wskutek powodującego szkodę naruszenia przez nie prawa międzynarodowego (a nie deklaratoryjnego stwierdzenia naruszenia tego prawa np. w traktacie pokojowym). Naruszenie takie określa się mianem deliktu międzynarodowego. Odpowiedzialność państwa istnieje zatem niezależenie od tego, czy potwierdziło ono swoją odpowiedzialność w traktacie pokojowym lub innej umowie regulującej kwestię odszkodowań, czy nie. Podstawą do odszkodowań nie jest ta umowa, tylko delikt, czyli naruszenie norm prawa międzynarodowego publicznego.  

III Rzesza niemiecka dopuściła się wobec państwa polskiego wielu naruszeń obowiązującego wówczas prawa międzynarodowego (będącego częścią bezwzględnie wiążącego wszystkie państwa prawa zwyczajowego). Działania niemieckie w latach 1939 – 1945 były rażącym naruszeniem postanowień IV Konwencji haskiej z 1907 roku poprzez m.in. niehumanitarne traktowanie jeńców (art.4), zabijanie ludności cywilnej i żołnierzy, którzy złożyli broń oraz niszczenie i zagarnianie własności nieprzyjaciela (art. 23), bombardowanie bezbronnych wsi, domów mieszkalnych i budowli (art. 25), traktowanie za cele wojenne świątyń, szpitali, pomników historycznych oraz gmachy służącym celom nauki, sztuki i dobroczynności (art. 27), konfiskatę własności prywatnej (art. 46), rabunek (art. 47) i stosowanie odpowiedzialności zbiorowej wobec ludności cywilnej (art. 50). Niemieckie władze okupacyjne dopuściły się również naruszeń Konwencji Genewskiej o polepszeniu losu chorych i rannych w armiach czynnych z 1929 roku poprzez niehumanitarne traktowanie sanitariuszy udzielających pierwszej pomocy, atakowanie punktów sanitarnych, rekwirowanie sprzętu medycznego ze szpitali i bombardowanie budynków oznaczonych symbolem Czerwonego Krzyża. Ponadto III Rzeszy dopuściła się również naruszenia prawa międzynarodowego wszczynając przeciwko Polsce wojnę napastniczą, co było naruszeniem Paktu Brianda-Kellogga z 1928 roku o wyrzeczeniu się wojny jako instrumentu polityki międzynarodowej oraz Deklaracji polsko-niemieckiej o niestosowaniu przemocy z 1934 roku.

Wszystkie powyższe działania są deliktami prawa międzynarodowego i to one (a nie ewentualny traktat pokojowy) stanowią podstawę do ubiegania się przez Polskę reperacji wojennych. Odpowiedzialność przywódców hitlerowskich Niemiec za w/w zbrodnie została potwierdzona wyrokami Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, który poza wyrokami skazującymi dla zbrodniarzy hitlerowskich uznał za organizacje przestępcze NSDAP, SS, SD i Gestapo, co ostatecznie rozwiewa wszelkie wątpliwości dotyczącej odpowiedzialności Niemiec za naruszenie wyżej wymienionych umów międzynarodowych.

Wobec powyższych faktów z wielkim zdumieniem należy odebrać stanowisko przedstawione w raporcie przez niemieckich ekspertów, które przypomina tłumaczenie złodzieja, że skoro ten nie potwierdził na piśmie, że ukradł, to poszkodowany nie ma prawa ubiegać się o odszkodowanie.

Polska zrzekła się reparacji w 1953 i 1970 roku?

Drugim argumentem zastosowanym w raporcie jest przywoływanie słynnej już deklaracji rządu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z sierpnia 1953 roku, w której Polska zrzeka się reparacji wojennych od Niemiec. Problem polega na tym, że tego dokumentu de facto… nie ma.

Mimo licznych prób poszukiwań podejmowanych zarówno przez polskich, jak i niemieckich prawników i polityków dokument nie został odnaleziony. Zachowała się jedynie treść projektu tej deklaracji, i to w formie zapisu protokolarnego z posiedzenia Rady Ministrów PRL z 23 sierpnia 1953 r., gdzie projekt dokumentu został odczytany.

Z tego powodu treść deklaracji odtworzona na podstawie zapisu protokolarnego może być głosem w dyskusji, ale nie może być traktowana jako formalne i wiążące zobowiązanie ze strony Rady Ministrów PRL, gdyż ze względu na brak oryginalnego dokumentu, nie ma jednocześnie odpowiednich podpisów osób upoważnionych i pełnomocnictw niezbędnych do wydania tego typu dokumentu o randzie międzynarodowej.

Dokument nie został również zarejestrowany w Sekretariacie ONZ. Należy przy tym wyraźnie zaznaczyć, że brak rejestracji dokumentu w Sekretariacie ONZ nie powoduje, że akt ten jest nieważny, albo niewiążący. Brak rejestracji oznacza tylko tyle, że nie można się na niego powołać przed organami ONZ (np. przy ewentualnym sporze przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości), natomiast nie podważa to istnienia samego aktu.

Problemów z deklaracją z 1953 roku jest więcej. Nawet jeżeli ten dokument udałoby się odnaleźć to istnieją wątpliwości czy Rada Ministrów PRL mogła taką deklarację jednostronnie wydać. Konstytucja PRL z roku 1952 w artykule 32. wymienia enumeratywnie kompetencje Rady Ministrów i poza lakonicznym stwierdzeniem, że Rada „sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami” nie ma tam niczego, co pozwalałoby domniemywać, że Rada Ministrów w 1953 roku mogła zaciągać w imieniu państwa zobowiązania międzynarodowe (bez zgody Sejmu) lub rezygnować arbitralnie z takich zobowiązań ze strony innych państw. Odrębnym problemem jest czy Polska podjęła tą decyzje w sposób w pełni suwerenny i czy nie stosowano wobec PRL przymusu ze strony ZSRS. Udowodnienie jednak tego faktu jest bardzo trudne i w mojej ocenie (póki co) niepotrzebne. Dlaczego?

Jeżeli nawet okazałoby się, że wszystkie powyższe wątpliwości zostaną rozstrzygnięte na polską niekorzyść, tzn. uda się znaleźć dokument, potwierdzić jego autentyczność, konstytucyjne upoważnienie Rady Ministrów do jego wydania i ustalimy ponad wszelką wątpliwość, że nikt wobec państwa polskiemu przymusu w związku z tą deklaracją nie stosował, to wciąż należy mieć na uwadze, że adresatem deklaracji były wyłącznie władze Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Możemy to odczytać choćby nad podstawie wspomnianego wyżej zapisu protokolarnego, który stanowi: „Rząd Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wita z pełnym uznaniem decyzję rządu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich w sprawie niemieckiej […]. Decyzje te umacniają bezpieczeństwo Polski i godząc w zbrodnicze knowania odwetowców i rewizjonistów neohitlerowskich oraz ich protektorów, wzmacniają w całych Niemczech siły pokojowe i demokratyczne, których wyrazicielem jest Niemiecka Republika Demokratyczna.[…] Biorąc pod uwagę, że Niemcy zadość­ uczyniły już w znacznym stopniu swym zobowiązaniom z tytułu odszkodowań i że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie jej pokojowego rozwoju, rząd PRL […] powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski.”

Okoliczność zrzeczenia się reparacji wyłącznie wobec NRD potwierdza również fakt, że w 1953 roku Polska nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Republiką Federalną Niemiec. Logicznym następstwem powyższego jest fakt, że rząd Polski Ludowej nie mógł wydać deklaracji wobec państwa, którego istnienia formalnie nie uznawała.

Stosunki dyplomatyczne pomiędzy RFN i PRL zostały nawiązane dopiero w roku 1970 i wbrew stanowisku Niemiec, w tekście umowy nie została poruszona kwestia reparacji (rząd PRL nie potwierdził wobec RFN zrzeczenia się odszkodowań, które złożył wcześniej wobec NRD). Nawet jeżeli taką ustną deklarację złożono w trakcie negocjacji (czego i tak strona niemiecka nie potrafiła jednoznacznie wykazać) to nie umieszczono jej w traktacie, więc trudno uznać ją za prawnie wiążącą.

Sam fakt złożenia pewnych deklaracji w trakcie negocjacji nie jest bowiem wiążący dla państwa dopóki nie zostanie to potwierdzone w treści umowy. W 1990 roku na mocy układu zjednoczeniowego NRD zostało wcielone do Republiki Federalnej Niemiec. Tym samym jeżeli w 1953 roku Rząd PRL rzeczywiście złożył deklarację wobec Niemieckiej Republiki Demokratycznej, przestała ona obowiązywać w momencie, kiedy państwo to formalnie przestało istnieć.

Polska potwierdziła reparacje w „Traktacie 2+4”?

Do najbardziej kontrowersyjnej tezy omawianego raportu należy stwierdzenie, że Polska wyraziła „milczącą zgodę” na zrzeczenie się reparacji (i tym samym potwierdziła deklarację z 1953 roku) w „Traktacie 2+4”. Po pierwsze należy nadmienić, że Polska nigdy nie była stroną „Traktatu 2+4”. Po drugie, jeżeli strony jakiejkolwiek umowy międzynarodowej tworzą w niej zobowiązania dla państwa trzeciego, to państwo trzecie zgodnie z artykułem 35. Konwencji Wiedeńskiej o prawie traktatów (wiążącej zarówno dla stron „2+4”, jak i dla Polski) musi przyjąć ten obowiązek w sposób wyraźny (nie dorozumiany) i na piśmie, czego polski rząd nigdy nie uczynił. Inne działanie byłoby jawnym naruszeniem zasady pacta tertiis nec nocent nec prosu nt (umowa nie może przyznawać praw ani nakładać obowiązków na państwa, które nie są jej stronami), o której nomen omen wspominają również autorzy raportu, próbując dokonać jej dość karykaturalnej wykładni.

Nawet jeżeli „Traktat 2+4” zawierałby jakiekolwiek postanowienia kreujące zobowiązania dla Polski w sprawie reparacji niemieckich, to wobec braku wyraźnego i pisemnego potwierdzenia takich postanowień są one dla strony polskiej zupełnie niewiążące.

Odmienna interpretacja prawa przedstawiona w raporcie musi budzić zdziwienie tym bardziej, że Konwencja Wiedeńska o prawie traktatów to jeden z najważniejszych dokumentów międzynarodowych spisanych po II wojnie światowej, a powyższa zasada jest jedną z podstawowych zasad międzynarodowego prawa traktatowego.

Strona niemiecka powołuje się również na fakt, że uczestnikiem Konferencji poprzedzającej podpisanie Traktatu był polski minister spraw zagranicznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego Krzysztof Skubiszewski. Konsekwentnie pomija ona jednak fakt, że polski minister został dopuszczony do rozmów tylko w zakresie potwierdzenia polskich granic na Odrze i Nysie Łużyckiej. Nawet jeżeli temat reparacji był wówczas omawiany, polski minister nie miał prawa wziąć udziału w tych rozmowach. Inną sprawą jest czy minister Skubiszewski miał upoważnienie do złożenia deklaracji zrzekającej się reparacji wojennych (czego i tak nie zrobił), co jednak wobec braku uczestnictwa polskiego ministra w całej Konferencji i wobec faktu, że Polska nie była i nie jest stroną „Traktatu 2+4” czyni powyższe rozważania zupełnie bezprzedmiotowymi.

Co więc Polska naprawdę podpisała? Konsekwencją zawarcia „Traktatu 2+4” był polsko-niemiecki traktat potwierdzający granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej z 1990 roku. W tym traktacie Polska również nie zrzekła się wobec RFN odszkodowań za II wojnę światową, ani w sposób pisemny, ani dorozumiany.  

Roszczenie się przedawniło?

Autorzy raportu podają, że w ich ocenie wszelkie roszczenia odszkodowawcze za II wojnę światową (nawet jeżeli istniały) przedawniły się. Powodem ma być długi okres (ponad 70 lat) od zakończenia II wojny światowej, w trakcie którego Polska nie upominała się o reparację względem Niemiec. Pomijając fakt, że prawo międzynarodowe nie przewiduje „przedawniania” z tytułu deliktu międzynarodowego, to warto zauważyć, że przez 45 z tych 70 Polska nie miała realnej możliwości wyegzekwowania odszkodowań za wojnę ze względu na obecność w Układzie Warszawskim i całkowitą polityczną zależność od Związku Sowieckiego (to właśnie z inicjatywy ZSRS spisano deklarację z 1953 roku). Jeżeli nawet istniałby termin przedawnienia wobec takiego roszczenia, to należałoby go liczyć dopiero od momentu, kiedy Polska mogła podjąć w pełni suwerenne decyzje na arenie międzynarodowej, czyli nie wcześniej niż od roku 1989.

Należy przy tym przypomnieć, że 10 września 2004 r. Sejm RP przyjął bez głosu sprzeciwu uchwałę „w sprawie praw Polski do niemieckich reparacji wojennych oraz w sprawie bezprawnych roszczeń wobec Polski i obywateli polskich wysuwanych w Niemczech”. Sejm RP „świadomy roli prawdy historycznej i elementarnej sprawiedliwości w stosunkach polsko-niemieckich” stwierdził w swojej uchwale, że „Polska nie otrzymała dotychczas stosownej kompensaty finansowej i reparacji wojennych za olbrzymie zniszczenia oraz straty materialne i niematerialne spowodowane przez niemiecką agresję, okupację, ludobójstwo i utratę niepodległości przez Polskę; Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wzywa Rząd Rzeczypospolitej Polskiej do podjęcia stosownych działań w tej materii wobec Rządu Republiki Federalnej Niemiec”. Powoływane później enigmatyczne, ustnie wyrażone deklaracje ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza dotyczące zrzeczenia się reperacji (nawet jeżeli się pojawiły) trudno traktować za źródło prawa międzynarodowego. Wobec tego jedynym oficjalny stanowiskiem III RP wobec reparacji jest zacytowana wyżej uchwała sejmowa z 2004 roku.

***

W związku z powyższym należy uznać, że III Rzeczpospolita formalnie nigdy nie zrzekła się w sposób zgodny z prawem i prawnie skuteczny odszkodowań wojennych od Republiki Federalnej Niemiec.

Analiza raportu przedstawionego przez ekspertów Bundestagu pokazuje, że argumenty natury prawnej przedstawione przez stronę niemiecką są bardzo kruche i łatwe do podważenia. Niemcy z pewnością mają wiele argumentów w sporze z Polską o reparacje wojenne, od politycznych po ekonomiczne, ale prawo międzynarodowe nie wydaje się być jednym z nich.

Być może jest to okazja dla strony polskiej by ten fakt wykorzystać, bo jak widać na przykładzie powyższego raportu, sami Niemcy nie są pewni swojego stanowiska, a przedstawiona przez ich interpretacja zdarzeń jest bardzo naciągana i momentami sprzeczna z podstawowymi normami prawa międzynarodowego publicznego.