Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

W Puszczy nie ma żadnej walki dobra ze złem [ROZMOWA]

W Puszczy nie ma żadnej walki dobra ze złem [ROZMOWA] Autor ilustracji: Rafał Gawlikowski

O spóźnionej o rok walce z kornikiem, chciwych leśnikach, którzy nie zarabiają na prowadzonej wycince, zróżnicowanej strukturze ochrony przyrody w Puszczy Białowieskiej, miejscowych mieszkańcach, którzy bez tartaków nie będą mieli z czego żyć, oraz czy całość Puszczy nie powinna zostać włączona w granice parku narodowego z profesorem nauk leśnych Jerzym Szwagrzykiem rozmawiają Bartosz Brzyski i Piotr Kaszczyszyn.

Czy minister Jan Szyszko i podlegli mu leśnicy mają prawo wycinać drzewa w Puszczy Białowieskiej?

Jak najbardziej. Podstawowy błąd w debacie publicznej polega na utożsamieniu Puszczy z parkiem narodowym.

Tymczasem Białowieski Park Narodowy zajmuje tylko 1/6 powierzchni Puszczy Białowieskiej.

Uściślijmy: 1/6 jej polskiej części. Większość Puszczy znajduje się bowiem po białoruskiej stronie granicy, gdzie, co ciekawe, w całości objęta jest ona reżimem parku narodowego.

Obok Białowieskiego Parku Narodowego na terenie polskiej części Puszczy funkcjonują także 24 rezerwaty przyrody.

To prawdziwa łowicka wycinanka (śmiech). Zakładam, że na palcach dwóch rąk można policzyć osoby, które byłyby w stanie wskazać bezbłędnie na mapie lokalizację tych wszystkich 24 rezerwatów.

Rozumiemy więc, że leśnicy nie wycinają drzew na terenie parku narodowego ani rezerwatów, co do zasady objętych rygorystyczną ochroną ścisłą, niedopuszczającą ingerencji człowieka w procesy naturalne zachodzące na chronionych terenach?

Nie wycinają. Dlatego narracja mówiąca, że demoniczny minister Szyszko wytnie nam Puszczę jest bzdurą.

Tym bardziej, że leśnicy mają przecież obowiązek zasadzenia nowych drzew na miejsce starych.

Prawo mówi, że mają na to 5 lat od momentu wycinki. I polscy leśnicy wywiązują się z tego obowiązku niezwykle sumiennie i skrupulatnie. Za kilka lat po harwesterach nie będzie już śladu, a na miejscu usuniętych drzew zacznie rosnąć nowy las.

Tylko wtedy w Puszczy nie będzie już raczej telewizyjnych kamer.

Problem w tym, że o ile sadzenie młodych drzew w miejsce tych wyciętych jest powszechną i dobrą praktyką w lasach gospodarczych, to w Puszczy Białowieskiej wywołuje sprzeciw, także z mojej strony. Nawet lasy gospodarcze w Puszczy Białowieskiej zawierają drzewostany, w których drzew nikt nigdy nie sadził- las odnawiał się tam sam, nawet po wielkich zrębach z okresu I wojny światowej i lat 20. XX wieku. To wyróżnia Puszczę Białowieską na tle innych lasów w Polsce, nawet tych, które noszą nazwy puszcz – jak Puszcza Niepołomicka czy Puszcza Notecka – ale które od dwóch stuleci funkcjonują w cyklu wyrębu i sadzenia lasu, a przez to nie różnią się zasadniczo od innych lasów gospodarczych.

Problem dla tych, którzy sprzeciwiają się intensyfikacji wycinania drzew w nadleśnictwach Puszczy Białowieskiej nie polega na tym, że lasu tam ubędzie – bo przecież zaraz zostaną posadzone nowe drzewa – ale na tym, że kolejne fragmenty Puszczy zmienią status z lasu bliskiego naturze na las ukształtowany ręką człowieka. A pomimo wszystkich ludzkich działań w przeszłości, Puszcza Białowieska jest w Polsce – i nie tylko – najbliższa lasom naturalnym. Nic lepszego nie mamy i nie będziemy mieli.

Uważam, że Lasy Państwowe przez działania w Puszczy w kilka miesięcy zniszczyły pozytywny wizerunek, który różnymi działaniami marketingowo-edukacyjnymi budowały  od ponad 20 lat. Z PR-owego punktu widzenia sprawa jest przecież nie do wygrania: ludzie widzą wycinane na masową skalę drzewa. Niuansowanie sprawy, choćby i najsłuszniejsze, niewiele tutaj pomoże. Obrazy harwesterów wjeżdżających w Puszczę zostaną w głowach.

Gdzie konkretnie te harwestery wjeżdżają, skoro nie ruszają obszarów objętych zasadniczo ochroną ścisłą?

Poza parkiem i rezerwatami są w Puszczy jeszcze duże obszary lasów gospodarczych, podległych trzem nadleśnictwom funkcjonującym w Puszczy Białowieskiej, gdzie ingerencja człowieka, także ta o charakterze gospodarczym, jest już dopuszczalna. To właśnie po lasach gospodarczych jeżdżą dziś harwestery.

Niestety precyzyjne wskazanie na mapie konkretnych miejsc, gdzie odbywa się obecnie wycinka martwych świerków nie jest możliwe, bo polityka informacyjna resortu środowiska w tym względzie jest, mówiąc eufemistycznie, niezwykle wstrzemięźliwa. A jednocześnie dostęp do Puszczy również pozostaje mocno ograniczony. Jak tłumaczy Ministerstwo Środowiska- ze względów bezpieczeństwa. Tylko że takie działania skutkują podejrzeniami, że minister Szyszko chce coś ukryć przed opinią publiczną.

Mimo kalekiej polityki informacyjnej trudno jednak ministrowi Szyszce i dyrekcji Lasów Państwowych coś formalnie zarzucić.

Sprawa nie jest taka prosta. Nasz krajowy system ochrony przyrody, w przypadku Puszczy Białowieskiej ograniczający się głównie do parku narodowego i rezerwatów przyrody, to nie wszystko. Od kilku lat Puszcza figuruje na liście UNESCO jako Obiekt Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego. W związku z tym na jej terenie wyznaczono trzy strefy o różnym reżimie ochronnym.

Pierwsza strefa, najbardziej rygorystycznie chroniona, obejmuje teren parku narodowego i rezerwatów i zasadniczo jest równoważna z ochroną ścisłą stosowaną w ramach naszego krajowego reżimu ochrony przyrody. Następne strefy obejmowały swoim zasięgiem przede wszystkim lasy gospodarcze. Dlaczego użyłem czasu przeszłego? Bo Ministerstwo Środowiska i Lasy Państwowe  niedawno, bez konsultacji ze środowiskiem naukowym i bez porozumienia z UNESCO, wprowadziły nowe strefowanie.

Dlaczego?

To jest pytanie do dziennikarzy, nie do akademika (śmiech). Niestety nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć.

Zakładamy, że te strefy miały coś wspólnego z kwestią wycinki.

Strefa druga zakładała brak wycinki, trzecia ją dopuszczała. Problem polega na tym, że w myśl nowego strefowania można wycinać drzewa także tam, gdzie według projektu przedstawionego przy zgłaszaniu Puszczy jako Obiektu Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego ciąć się nie powinno. Z drugiej strony projekt Ministerstwa Środowiska i Lasów Państwowych zakłada, że na znacznych obszarach lasów gospodarczych cięć nie będzie się prowadziło- będą to tzw. obszary referencyjne. Dodatkowo całą sprawę komplikuje fakt, że sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie, a przez informacyjną wstrzemięźliwość Ministerstwa Środowiska jesteśmy zdani tak naprawdę na szczątkowe komunikaty.

Do tego dochodzi spór z Komisją Europejską związany z unijnym programem ochrony przyrody Natura 2000.

Tutaj sprawa jest już mniej jednoznaczna. Natura 2000 obejmuje swoim zasięgiem 28 państw UE, tak więc siłą rzeczy musi być to program elastyczny, uwzględniający specyfikę i doświadczenia w ochronie przyrody poszczególnych krajów. W Polsce Natura 2000 obejmuje w sumie blisko 30% lasów, w tym całą Puszczę Białowieską. Celem programu jest ochrona konkretnych, wyodrębnionych wcześniej siedlisk roślin czy zwierząt. A jak je chronić? To już w dużej mierze sprawa decyzji poszczególnych państw.

Na stronie Ministerstwa Środowiska możemy znaleźć informacje, że prowadzona wycinka drzew i walka z kornikiem drukarzem ma też na celu ochronę zagrożonych siedlisk.

Zbyt łatwo ministerstwu miesza się argumentacja walki z kornikiem z ochroną siedlisk. W przypadku Puszczy Białowieskiej te siedliska wymagające ochrony czynnej (na przykład tzw. świetliste dąbrowy) są tak naprawdę tylko niewielką częścią całego obszaru, a kornik atakuje świerki również w lasach grądowych, w których NATURA 2000 nie wymaga żadnych zabiegów tzw. ochrony czynnej. Trudno więc zakładać, że całość wycinki jednocześnie pokrywa się tylko i wyłącznie z terenem, gdzie te siedliska występują.

Stwierdził Pan, że Natura 2000 jest programem elastycznym, dopuszczającym samodzielność poszczególnych państw. O co więc tak naprawdę toczy się obecny spór z Komisją Europejską?

Ten konflikt jest dość paradoksalny. Linia argumentacyjna Ministerstwa Środowiska i Lasów Państwowych jest mniej więcej taka: mamy obowiązek utrzymania pewnych siedlisk, będących częścią systemu Natura 2000, zatem musimy robić to czy tamto, na przykład próbować zahamować gradację kornika, żeby nie doprowadzić do dużego spadku udziału świerka w pewnych siedliskach. Musimy to zrobić, bo inaczej Komisja Europejska za jakiś czas zarzuci nam, że nie zachowaliśmy tych siedlisk w należytym stanie. A co robi Komisja Europejska? Zarzuca Ministerstwu Środowiska, że prowadzi cięcia w Puszczy Białowieskiej, co stoi w sprzeczności z zaleceniami sformułowanymi dla systemu Natura 2000. W skrócie wygląda to tak: aby nie narazić się na zarzuty Komisji Europejskiej, Ministerstwo Środowiska prowadzi w Puszczy działania, które spotykają się z zarzutami Komisji Europejskiej.

Otóż ja uważam, że w przypadku Puszczy Białowieskiej Natura 2000 jest mało istotna. Natura 2000 jest systemem kiepsko zdefiniowanym, bardzo ogólnym, mocno elastycznym i dającym możliwości różnorakiej interpretacji- nawet interpretacji sprzecznych ze sobą. W porównaniu ze statusem parku narodowego, rezerwatu przyrody czy obiektu Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO status obszaru Natura 2000 powinien być niższy. Ale niestety w Polsce nie jest, bo z wprowadzeniem systemu Natura 2000 wiązano u nas zarówno przesadne obawy, jak i przesadne nadzieje. Przyjęto więc rozwiązania prawne, które stwarzają różnorakie problemy dla ochrony przyrody.

Krótko mówiąc, odwoływanie się do systemu Natura 2000 w przypadku Puszczy Białowieskiej było ze strony Ministerstwa Środowiska błędem – zarówno merytorycznym, jak i politycznym – bo spotykamy się tylko z kolejnymi zarzutami na forum międzynarodowym, zupełnie niepotrzebnie. Natomiast pewnie nie było błędem prawnym, bo prawo mamy takie, jakie mamy, a jedne przepisy zaprzeczają drugim.

Kornik drukarz atakuje tylko świerki?

Tak, Wprawdzie w Tatrach zaobserwowano, że próbował też zasiedlać limby, ale tego gatunku w Puszczy Białowieskiej nie ma.

A świerków w Puszczy Białowieskiej jest 20-25%.

Z tego powodu apokaliptyczny ton ministra Szyszki wieszczącego śmierć Puszczy, jeśli leśnicy nie podejmą aktywnej walki z kornikiem, jest, oględnie mówiąc, mocno przesadzony. Tak mówi polityk, a nie naukowiec.

Skąd w ogóle wziął się świerk w Puszczy Białowieskiej?

Był tam od wielu tysięcy lat – świerk to naturalny składnik drzewostanu Puszczy. Aż do lat 20. XX wieku znajdował się w ekspansji, ale w ostatnich dziesięcioleciach mamy do czynienia z jego stopniowym wycofywaniem, prawdopodobnie m.in. z powodów klimatycznych. Kornik drukarz jest jednym z mechanizmów przyspieszających ustępowanie świerka z drzewostanów Puszczy.

Może więc należy pomóc przyrodzie i po zakończeniu inwazji kornika więcej tych świerków już nie sadzić?

Byłbym ostrożny ze stawianiem długoterminowych prognoz. Przyroda lubi zaskakiwać, a obecne trendy mogą ulec zmianie. Poza tym wątpię, że Ministerstwo Środowiska, które tyle mówi o ochronie siedlisk Natury 2000, miałoby odstąpić teraz od ponownego sadzenia świerka.

Co więc zrobić z tym agresywnym kornikiem?

Ani drzewa, ani korniki nie respektują strefowania UNESCO, nie interesują ich podziały na ochronę ścisłą, częściową, lasy gospodarcze. I to jest pierwsze, istotne ograniczenie walki z kornikiem na terenie Puszczy: świerki rosną też na terenie parku narodowego i rezerwatów, a w nich nie tniemy; nie zamierzamy też ciąć w obszarze lasów referencyjnych; nie mamy również wpływu na to, co dzieje się w białoruskiej części Puszczy. Walka z kornikiem już na starcie ma więc mocno ograniczony zasięg, a co za tym idzie-  prawdopodobnie również bardzo ograniczoną skuteczność.

Zasięg to jedno. A co z sensem? Pojawiają się przecież głosy podważające skuteczność wycinki jako właściwej metody walki z kornikiem. Nie można spraw zostawić ich własnemu biegowi, a atakowanych drzew nie wycinać i wywozić z Puszczy, jakby chcieli tego przeciwnicy działań ministerstwa?

Nauka nie dostarcza tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Kluczem jest szybkość działania, a tej zabrakło. Żeby skutecznie ograniczyć gradację kornika, masową wycinkę zasiedlonych przez nie świerków należało rozpocząć już w zeszłym roku, kiedy nastąpił gwałtowny wzrost liczebności kornika. Wówczas toczyły się jednak dyskusje czy w ogóle podejmować aktywne działania prewencyjne. Ostatecznie dopiero kilka miesięcy temu leśnicy z Puszczy Białowieskiej rozpoczęli cięcia na dużą skalę. Tylko że w międzyczasie kornik zdążył zasiedlić już ponad 600 tys. m³ drzew.

Teraz jest już musztarda po obiedzie.

Choćby harwestery pracowały non stop do 31 grudnia, to i tak w tym roku nie zdążą już poradzić sobie z kornikiem. Pamiętajmy jednak, że w przyrodzie nie ma jakiegoś bezwzględnego determinizmu. Może się okazać, że za 2 miesiące populacja kornika drukarza się załamie: czy to za sprawą radykalnego pogorszenia warunków pogodowych, czy przez pojawienie się jakiś patogenów, które w naturalny sposób zmniejszą jego liczebność. Co więcej, nie wiemy czy i bez wycinki ostateczne wyniki zamierania świerków nie byłyby podobne. Nauka nie daje jednoznacznych odpowiedzi na te pytania. Po prostu przeprowadzenie odpowiednich badań eksperymentalnych jest praktycznie niewykonalne.

To może jednak przeciwnicy ministra Szyszki mają rację i należy odpuścić już sobie wycinkę?

Znów wracamy do statusu lasów, na których prowadzone są działania. Nikt wśród naukowców nie podważa prawa do wycinki prewencyjnej na terenie lasów gospodarczych, nawet tej spóźnionej. Pamiętajmy też, że kornik-drukarz nie żywi się drewnem, lecz cieniutką warstwą miazgi i łyka pod korą. Stąd procedura tzw. korowania, czyli pozbywania się kory z drzew- jej celem jest doprowadzenie do wyschnięcia miazgi pod korą, a tym samym odcięcie kornika od pożywienia. To wszystko oznacza, że drewno drzew zabitych przez kornika jest jeszcze zdatne do użytku: może trafić do tartaku, można je sprzedać i wykorzystać.

A zgodnie z obowiązującym prawem leśnicy mają prawo do spożytkowania tego drewna z lasów gospodarczych w sposób komercyjny.

Z ich punktu widzenia pozostawienie tych martwych drzew w lesie to marnotrawstwo zasobów. Przy tak dużej skali zamierania świerka i tak wiele martwych drzew pozostanie w lasach gospodarczych. Problemem jest jednak to, że wycinanie świerków także tam, gdzie zgodnie ze strefowością zadeklarowaną w projekcie Obiektu Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO nie powinno się wycinać drzew, podważa status tego Obiektu i stawia nas w niekorzystnym świetle w oczach międzynarodowej opinii publicznej. To, że Białoruś wywiązuje się ze swych międzynarodowych zobowiązań w tym względzie, a Polska nie, nie wygląda dobrze.

Sytuacja jest więc w jakimś stopniu patowa.

Moim zdaniem istotą sporu nie jest sama wycinka, lecz ważniejsze pytanie: czy na terenie Puszczy Białowieskiej powinny w ogóle funkcjonować lasy gospodarcze? Oczywiste jest dla mnie, że rozsądna polityka ochrony przyrody zakładać szukanie równowagi. Gdy niemal sto lat temu, tuż po odzyskaniu niepodległości, Polska tworzyła zalążki Białowieskiego Parku Narodowego, większą część Puszczy Białowieskiej, która w całości znajdowała się wówczas w naszych granicach, włączono do Lasów Państwowych, aby Puszcza dostarczała drewna. Kraj był zdewastowany po wojnie, drewna brakowało, a lasów było mało. Te 5 tys. ha przeznaczonych na park narodowy to było w ówczesnych warunkach dużo.

Obecnie sytuacja jest już jednak całkowicie odmienna: lasów nam przybywa, produkcja drewna stale wzrasta, a zasoby drzewne Puszczy są niewielkim ułamkiem całości zasobów pozostających w gestii Lasów Państwowych. Z punktu widzenia gospodarki państwa Puszcza nie musi już produkować drewna. Uważam, że ze względu na specyfikę Puszczy Białowieskiej i jej unikalne walory przyrodnicze należy pójść za przykładem Białorusi i granice Białowieskiego Parku Narodowego rozszerzyć na całą Puszczę.

Z jakichś powodów to się jednak nie dzieje.

I tutaj dochodzimy do słabo eksponowanych  medialnie płaszczyzn sporu w Puszczy, który swoją drogą tli się już od ponad 20 lat. Okolice Białowieży to tereny biedne, pozbawione praktycznie przemysłu. Dla ludności z powiatu hajnowskiego praca w lesie lub w tartaku to często jedyne źródło zarobku. W samej Białowieży funkcjonuje rozbudowana infrastruktura turystyczna, ale specyfika lokalna jest taka, że hoteli i pensjonatów poza samą Białowieża jest niewiele. Ludziom z okolicznych wiosek zostaje więc tylko praca związana z gospodarowaniem w lesie i z przerobem drewna. A obecne prawo stanowi jasno- bez zgody okolicznych gmin granice parku narodowego nie mogą być rozszerzone.

A takiej zgody nie będzie.

I to pewnie przez najbliższych kilkadziesiąt lat. Dlatego znaleziono prowizoryczne rozwiązanie w postaci Obiektu Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO, którego obostrzenia sprawiały, że standardy ochrony przyrody na terenie całej Puszczy Białowieskiej były zbliżone do parku narodowego.

W sojusz z miejscową ludnością wchodzą leśnicy?

W mediach przedstawia się ich jako chciwych, pazernych i bezdusznych ludzi, którzy chcą tylko zarobić na wycince drzewa. Tymczasem to nieprawda. Trzy nadleśnictwa działające na terenie Puszczy Białowieskiej od lat finansowo znajdują się pod kreską, a wycinka i sprzedaż zabitych przez kornika drzew zapewne tego nie zmieni. Pieniądze zarabiają głównie miejscowe tartaki, ale nie są to żadne kokosy. I trudno mieć o to pretensje do ich właścicieli i pracowników, skoro alternatywnych źródeł zarobku w okolicy nie ma.

Leśnicy, zwłaszcza miejscowi,  są przeciwnikami przekształcenia ich nadleśnictw w park narodowy, ale powód jest trochę inny, a trochę podobny- w parkach po prostu dostaje się 2-3 razy mniejsze wypłaty. Kluczem są różnice instytucjonalno-budżetowe pomiędzy Lasami Państwowymi a parkami narodowymi.

Lasy Państwowe w Polsce działają jako scentralizowana korporacja z budżetem niezależnym od budżetu państwa. Jednocześnie w ramach Lasów skutecznie funkcjonuje korporacyjna solidarność. To nie jest tak, że każde leśnictwo zarabia na wycince drzew- jedne zarabiają duże  sumy, inne są stale pod kreską. W ramach Funduszu Leśnego te finansowe różnice są  wyrównywane, a korporacja jako całość może skutecznie działać.

Tymczasem parki narodowe takiego dobrego finansowania są pozbawione. Chociaż formalnie podlegają ministrowi środowiska tak samo jak Lasy Państwowe, to mają do dyspozycji bez porównania skromniejszy budżet. Ich pracownicy, często również absolwenci studiów leśnych, wykonujący pracę nie różniącą się zasadniczo od pracy w Lasach Państwowych, zarabiają jednak znacznie mniej.

I nie można się specjalnie dziwić tej niechęci. Piłka jest przecież po stronie państwa, które utrzymuje taką patologiczną strukturę. Nikt nie próbował odebrać Lasom ich korporacyjnej samodzielności, albo dokonać chociaż włączenia ich budżetu do budżetu państwa, aby te zarobkowe różnice wyrównać?

Wiele lat temu był taki pomysł, podobno zresztą autorstwa obecnego Dyrektora Lasów Państwowych, żeby Lasy Państwowe i parki narodowe znalazły się w jednej strukturze. Projekt ten jednak szybko upadł ze względu na bardzo silny sprzeciw środowisk naukowych, które obawiały się, że leśnicy będą w parkach narodowych wycinać drzewa na masową skalę.

A dzisiaj?

Dziś już nikt nie proponuje połączenia parków narodowych i Lasów Państwowych w jedną strukturę organizacyjną. Lasy pomagają parkom na zasadzie finansowania wybranych projektów, ale to w żadnej mierze nie przekłada się na zarobki w samych parkach, które wciąż pozostają na niskim poziomie. Natomiast w grudniu ubiegłego roku pojawił się ze strony wicepremiera Morawieckiego pomysł zmiany wyjątkowo korzystnego statusu Lasów Państwowych poprzez włączenie ich w struktury budżetu państwa. Spotkał się on jednak z błyskawiczną i mocną reakcją Ministerstwa Środowiska i został odłożony do lamusa.

Czyli mamy zasłonę dymną dla walki wewnątrz obozu rządzącego?

Czasem mam wrażenie, że ten merytorycznie skomplikowany i w sumie dość lokalny spór o Puszczę Białowieską jest celowo nakręcany tak, aby stworzyć wrażenie, że kto krytykuje politykę Lasów Państwowych, ten jest przeciwko „dobrej zmianie”. Prawdziwą stawką w obecnym konflikcie może być zatem to, aby pomysł wicepremiera Morawieckiego już z tej „zamrażarki” nie wyszedł. A efektem ubocznym całego sporu jest niestety zantagonizowanie środowiska naukowego i leśników.

Wychodzi więc na to, że medialny obraz walki dobra ze złem nie przystaje do rzeczywistości.

W żadnym wypadku.  Chociaż sam jestem zwolennikiem objęcia całości powierzchni Puszczy Białowieskiej statusem parku narodowego, to zdaje sobie sprawę z tego, że problem jest trudny, a obie strony tego sporu mają swoje racje i argumenty. Ten konflikt w swojej istocie jest po prostu bardzo niemedialny. Stopień skomplikowania struktury ochrony przyrody w Puszczy, różne perspektywy i płaszczyzny sporu – to wszystko sprawia, że nie da się przedstawić całej sprawy w 10-minutowym programie publicystycznym. W konsekwencji dostajemy dwie czarno-białe narracje- obie nie przystające do rzeczywistego stanu rzeczy. Jedna, że minister środowiska  chce wyciąć całą Puszczę Białowieską, i druga mówiąca, że bez działań leśników Puszcza zginie. Tymczasem merytoryczny spór toczy się o procenty obszarów o różnym reżimie ochronnym i o przebieg skomplikowanych granic między strefami. Także o to, w jaki sposób pogodzić racje społeczności lokalnych i racje całego kraju. Nie jest to jakieś zasadnicze starcie dobra ze złem.

Wśród naukowców wypowiadających się w sprawie Puszczy są różne opinie, ale nie przekreślają one możliwości spokojnej dyskusji i osiągania konsensusu. Pod koniec lipca tego roku w Polskiej Akademii Nauk odbyła się dyskusja panelowa leśników i przyrodników, na którą zaproszono osoby o mocno zróżnicowanych poglądach. Pod końcowymi konkluzjami tego spotkania mogliby się jednak podpisać zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy działań ministra Szyszki. Przyrodnicy nie podważają tego, że na terenie Puszczy powinny funkcjonować obszary o zróżnicowanym zakresie ochrony przyrody: te z ochroną ścisłą i te dopuszczające ingerencję człowieka, w tym wycinkę drzew na potrzeby gospodarcze. Przedstawiciele nauk leśnych popierający wycinanie świerków w celu ograniczenia gradacji kornika nie twierdzą, że bez tego Puszcza Białowieska na pewno zginie.