Polak na błędach się nie uczy. Wojna o sądy w 1749 roku
Dwa zwalczające się stronnictwa, które kontrolują życie polityczne w kraju. Gwałtowny spór o kształt sądownictwa, gdzie reformy instytucjonalne przesłania walka o stołki. Burzliwy konflikt, który kończy się zniszczeniem instytucji w imię partykularnych interesów. Polska Anno Domini 2017? Polska owszem, ale z połowy XVIII wieku.
Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy w XVIII wieku
W Rzeczpospolitej Obojga Narodów istniały, podobnie jak dzisiaj, dwa najważniejsze organy wymiaru sprawiedliwości: Trybunał Główny oraz Trybunał Skarbowy. Obie instytucje, w związku z ówczesnym charakterem państwa funkcjonującego jako unia realna dwóch podmiotów, były niejako „zdublowane:” mieliśmy zatem po dwa trybunały dla Korony i dwa dla Litwy. Trybunał Główny dla Korony Królestwa Polskiego, powołany w 1578 r., obradował w jednakowym składzie w dwóch miejscach: w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie sądzone były sprawy dla Wielkopolski i Mazowsza, oraz w Lublinie z jurysdykcją obejmującą terytoria Małopolski i Rusi. Drugi dla Wielkiego Księstwa Litewskiego, powołany w 1581 r., obradował głównie Wilnie oraz Nowogródku i Mińsku, a terytorialnie podlegały mu sprawy na Litwie.
Skład Trybunałów wybierały specjalnie do tego powołane zgromadzenia ziemskie, czyli sejmiki deputackie. Każdy powiat w województwie mógł wybrać od jednego do dwóch deputatów na sejmik. Spośród nich formowano potem skład Trybunału: sześciu sędziów świeckich i sześciu przedstawicieli stanu duchownego. Obradom Trybunału przewodniczył marszałek trybunalski, który dysponował wręcz nieograniczoną władzą w zakresie organizacji pracy Trybunału. Kadencja każdego z sędziów trwała rok, z możliwością niczym nie ograniczonej reelekcji.
Trybunał Główny był w zasadzie sądem stanowym – podlegały mu wszelkie sprawy dotyczące stanu szlacheckiego, niezależnie od wielkości majątku. Faktycznie jednak sądzić się mogli przed nim także duchowni, urzędnicy grodzcy i starostowie. Z czasem rozszerzono jeszcze zakres osób publicznych podlegających trybunalskiej jurysdykcji. W XVIII w. sądzeni byli już także: marszałkowie sejmików deputackich, deputaci na Trybunał, wszyscy sędziowie sądów niższej instancji oraz dzierżawcy i administratorzy żup królewskich.
Jako szlachecki „sąd najwyższy” Trybunał Główny rozpatrywał apelacje w sprawach cywilnych z wszelkich sądów niższej instancji (były to m.in. sądy ziemskie, grodzkie, podkomorskie, komisarskie czy wiecowe) oraz ze spraw karnych mniejszej wagi („głośne” sprawy karne, w tym obrazę majestatu króla, rozpatrywał sąd sejmowy). Dodatkowo Trybunał rozstrzygał sprawy sporne między szlachtą a duchowieństwem oraz osądzał urzędników ziemskich (głownie starostów) za niedopełnienie obowiązków. W miarę upływu czasu zakres rozpatrywanych przez Trybunał spraw także się rozszerzał. W XVIII w. Trybunałowi powierzono sprawy o herezję, bowiem coraz częściej wyznawcy innych konfesji i religii stawali się narzędziem ingerencji obcych państw w sprawy Rzeczpospolitej. Dodatkowo Trybunał uzyskał kompetencje do rozpatrywania niektórych spraw skarbowych, podatkowych, a nawet administracyjnych.
Co ciekawe, szczególnie z dzisiejszej perspektywy, ówczesny Trybunał Główny zaczął wkraczać w XVIII w. także w kompetencje innych sądów czy nawet urzędów: w tym Sejmu. W związku z paraliżem działalności parlamentu, spowodowanym kolejnymi zerwaniami obrad, nie działał także sąd sejmowy. Z tego powodu sprawy najwyższej wagi (głownie związane z zabójstwami osób wysokich rangą, zdradą stanu, obrazą króla) rozpatrywał także Trybunał. Coraz częściej wydawał decyzje w postaci prejudykatów, czyli wyroków, które nie miały podstawy prawnej lub stawały się prawem stanowionym. W ten sposób Trybunał Główny wchodził w rolę „ukrytego” prawodawcy.
W opinii ówczesnych, Trybunały Główne były uważane za jedne z najważniejszych instytucji stojących na straży bezpieczeństwa publicznego i porządku społecznego, prawdziwe filary szlacheckiej wolności. Co ciekawe, były to także pierwsze w Europie najwyższe instytucje sądownictwa apelacyjnego niezależne od króla. W niektórych państwach aż do XIX wieku to król pozostawał najwyższą instancją sądowniczą.
Przy wszystkich ustrojowych różnicach dzisiejszym odpowiednikiem Trybunału Głównego jest Sąd Najwyższy i po części także Trybunał Konstytucyjny. Trybunał Główny był bowiem szlacheckim sądem najwyższym i sądem ostatniej instancji, kontrolował także sędziów niższej instancji (podobieństwo do Sądu Najwyższego). Stał również na straży ówczesnego porządku prawnego i bezpieczeństwa publicznego, jego wyroki były ostateczne oraz często uzupełniały luki prawne w systemie polityczno-prawnym państwa (podobieństwo do Trybunału Konstytucyjnego).
Obok Trybunałów Głównych istniały Trybunały Skarbowe. Ten dla Korony obradował w Radomiu, a dla Litwy – w Wilnie. Początkowo, od 1591 roku działały one jako okazjonalne, powoływane w razie potrzeby komisje sejmowe (w Koronie komisja ta była nazywana komisją radomską, a na Litwie komisją wileńską). W 1717 roku uzyskały już instytucjonalną samodzielność, a od 1736 roku stały się corocznym sądem stałym.
Trybunał Skarbowy składał się z komisarzy wybieranych spośród senatorów i szlachty. Król mianował od trzech do trzynastu senatorów, a jeden z nich zawsze był senatorem duchownym i pełnił funkcję prezydenta Trybunału. Sejmiki relacyjne wybierały natomiast po jednym komisarzu spośród szlachty z danej ziemi lub województwa. W sumie dawało to liczbę 25-29 komisarzy. Wewnętrzna organizacja pracy Trybunału Skarbowego była bardzo podobna do Trybunału Głównego.
Trybunały Skarbowe były sądami apelacyjnymi najwyższej instancji w sprawach skarbowo-wojskowych. Zajmowały się sądzeniem osób odpowiedzialnych za pobór podatków i dochody Rzeczpospolitej (urzędnicy centralni), czasami także poborcami wojewódzkimi (urzędnicy ziemscy). Dodatkowo pod ich jurysdykcję podpadały sprawy dzierżawców dóbr królewskich, defraudantów, naciągaczy podatkowych oraz starostów i rotmistrzów. Trybunał Skarbowy kontrolował wydatki i przychody skarbu państwa. Ponadto rozstrzygał także spory między wojskiem a administracją cywilną, szlachtą i miastami. Jego kompetencje obejmowały również sprawy w obrębie samego wojska: wątpliwości dotyczące potencjalnych nadużyć finansowych dowódców czy zaleganie z żołdem. Dodatkowo w skład obowiązków wchodziła bieżąca kontrola nad wojskiem oraz jego coroczny przegląd.
Szukając współczesnego odpowiednika XVIII-wiecznego Trybunału Skarbowego należy poszperać w kompetencjach różnych organów i instytucji III RP: począwszy od Prokuratorii Generalnej, niedawno powołanej Krajowej Administracji Skarbowej, Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale także sądownictwa wojskowego, Żandarmerii Wojskowej oraz po części Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego.
Trybunał Skarbowy stał na straży stabilności budżetu skarbu państwa (podobieństwo do TK), mógł z urzędu zajmować się defraudacją środków skarbu państwa (podobieństwo do Prokuratorii Generalnej i Krajowej Administracji Skarbowej), był sądem najwyższej instancji i jego wyroki były ostateczne (podobieństwo do SN i TK). Zajmował się kontrolą urzędników państwowych, głównie poborców podatkowych (podobieństwo do NSA). W końcu zajmował się sprawami wojskowymi (sąd wojskowy) oraz kontrolą wewnątrz wojska (Żandarmeria Wojskowa)
Dwa plemiona: ci od króla i ci od hetmanów
Zasadniczy problem z polską sceną polityczną połowy XVIII wieku jest taki, że stopień jej skomplikowania znacznie przekracza ramy tego tekstu. Mocno więc upraszczając: na czele państwa stał król August III, w którego imieniu de facto rządził w Polsce, w sposób prawie nieograniczony, saski pierwszy minister (premier) Henryk Brühl. Obaj panowie władzę sprawowali za pośrednictwem stronnictwa dworskiego (ówczesny odpowiednik partii rządzącej), którym była wtedy sławna Familia (czyli rody Czartoryskich i Poniatowskich oraz osoby z nimi skoligacone).
Stronnictwo to miało teoretycznie nieograniczony dostęp do królewskich łask i – co najważniejsze – do rozdawnictwa urzędów. Znów posługując się nieco ułomną analogią: był to odpowiednik dzisiejszej możliwości obsadzania wszelkich instytucji państwowych i spółek Skarbu Państwa swoimi ludźmi.
W opozycji do Familii stały stronnictwa skupiające się wokół hetmanów. W Koronie było to stronnictwo Republikantów (w pierwszej kolejności rody Potockich i Tarłów oraz ich pomniejsi stronnicy), a także stronnictwo hetmana wielkiego koronnego Jana Klemensa Branickiego (współpracujące wówczas z Republikantami). Na Litwie w opozycji do ulubieńców króla Augusta funkcjonował przed wszystkim ród magnacki Radziwiłłów (choć często porozumiewali się oni z Familią dla obopólnego dobra każdej z rodzin).
Panowanie Augusta III to czas dla Rzeczpospolitej specyficzny. W trakcie trzydziestu lat jego królowania udało się przeprowadzić tylko jedne obrady sejmu: wszystkie pozostałe były zrywane albo nie udawało się ich nawet zebrać. Panował zatem panował permanentny kryzys parlamentarny, a w życiu politycznym dominowała anarchia. W związku z tym, że nie działał parlament to konflikt między stronnictwem dworskim a opozycją przenosił się na inne instytucje: w tym także na Trybunał Główny i Trybunał Skarbowy.
Podobnie jak dzisiaj w konflikcie o Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy, także w połowie XVIII wieku na pierwszy plan wysuwały się roszady personalne i chęć obsadzenia stanowisk marszałka trybunalskiego (taki dzisiejszy prezes TK i pierwszy prezes SN) swoimi ludźmi. Stawka w grze była jednak wyższa niż współcześnie.
Ten, kto przejął władzę w Trybunale Głównym, mógł później z łatwością załatwić w nim swoje prywatne interesy, bezpośrednio zaszkodzić przeciwnikom politycznym oraz wykorzystać „przychylność” składu sędziowskiego w celu pozyskiwania nowych popleczników. Władza w Trybunałach stanowiła potężny zasób polityczny.
Korupcja! Zbrodnia stanu! Wyeliminować tych szkodników!
Właściwą, tragiczną dla państwa w skutkach walkę o Trybunał Główny Koronny w 1749 roku poprzedziło kolejne już zerwanie sejmu rok wcześniej. To, co stanowiło jednak o istotności tego sejmu, to fakt, że miano na nim uchwalić „pakiet ratunkowy” dla Rzeczpospolitej. Sejm 1748 roku zwany, „Boni Ordninis” (Dobrego Porządku),podobnie jak dwa poprzednie z 1744 i 1746 roku, proponował ustanowienie nadzwyczajnej sejmowej komisji walnej, która miała zlustrować wszelkie dobra skarbu państwa oraz uchwalić podatki niezbędne do budowy armii. Komisja ta miała w zasadzie zastąpić sejm, dysponując znacznymi kompetencjami ustawodawczymi oraz, co najważniejsze, w ramach jej prac miała obowiązywać zasada głosowania większościowego, zamiast dotychczasowego liberum veto. Sejm 1748 roku był ostatnią poważną próba reformy kraju za panowania Augusta III.
Do zerwania sejmu nie chciała się przyznać żadna ze stron, natomiast niepotwierdzone oskarżenia skierowane w stronę Familii nadwątliły królewskie zaufanie do rodów Czartoryskich i Poniatowskich. Wyniszczająca batalia na sejmie przeniosła się na inną instytucję: Trybunał Główny Koronny.
Sytuację postanowiła wykorzystać opozycja, która rozpoczęła ostrą batalię propagandową przed corocznymi wyborami do Trybunałów. Powszechne były obustronne oskarżenia o korupcję, próbę zamachu stanu, „niszczenie ładu publicznego”. Oponentów mieszano z błotem, mówiono powszechnie o „wyeliminowaniu szkodników”. Republikanci szykowali się do przejęcia władzy w kraju za pomocą konfederacji. Tworzyli więc memoriały, paszkwile i wszelkiej maści pisma polityczne szkalujące Familię. Na pismach jednak nie poprzestali: hetman wielki koronny Józef Potocki „przetasował” skład generalski wojsk koronnych, mianując na dowódców swoich najbliższych współpracowników. Zadecydował również o przeniesieniu głównej części sił z Ukrainy do Wielkopolski, gdzie miały się gromadzić siły przyszłej konfederacji antyfamilijnej.
Familia nie pozostała dłużna Republikantom. Korzystając z dostępu do ucha i przychylności pierwszego ministra Brühla i samego króla postanowiła odebrać władzę nad wojskiem hetmanowi wielkiemu koronnemu oraz prosiła o zwołanie przez króla sejmu ekstraordynaryjnego (nadzwyczajnego). Niektórzy nawoływali dodatkowo, aby odbył się on pod węzłem konfederackim, gdzie obowiązywałoby głosowanie większościowe, umożliwiające przegłosowanie republikanckiej opozycji.
Ostatecznie „kampania wyborcza” przebiegła pomyślnie dla Republikantów, którzy przejęli Trybunał Skarbowy zdobywając także stanowisko marszałka trybunalskiego, co pozwoliło przeforsować przychylne im wyroki sądowe (np. oczyścić hetmana Józefa Potockiego z zarzutów o przygotowywanie zamachu stanu) oraz usunąć niektórych komisarzy trybunalskich sympatyzujących z Familią.
Następne w kolejce były wybory do Trybunału Głównego, które miały okazać się największą klęską wymiaru sprawiedliwości w dotychczasowej historii I RP. Z jednej strony Familia nie chciała, a wręcz nie mogła, znowu przegrać. Stawka była wysoka – status stronnictwa dworskiego. Bo po co królowi rody niezdolne do realizacji jego postulatów? Z drugiej strony Republikanci chcieli zagrać va banque – nie tylko powiększyć swoją władzę polityczną, ale właśnie zastąpić Czartoryskich i Poniatowskich, jako stronnictwo dworskie.
Jak panowie magnaci zniszczyli polskie sądownictwo
Okoliczności ostatecznego starcia dodawały mu odpowiedniej oprawy. Obok uroczystej koronacji króla i rozpoczęcia obrad sejmu to właśnie inauguracja działania Trybunału Głównego była w ówczesnej Polsce najokazalszym wydarzeniem w życiu społeczno-politycznym. Bardzo wierny obraz rozpoczęcia kadencji Trybunału Głównego przedstawił Henryk Rzewuski w powieści historycznej Pamiątki Soplicy: „Huk bębnów i gęste wystrzały oznajmiały przybycie Jaśnie Wielmożnego Marszałka… [ten zaś] … uderzywszy laską dał rozkaz woźnemu, [który] … tubalnym głosem wykrzyknął: Mości panowie! Najjaśniejszy Trybunał przywołuje was do atentowania i słuchania spraw. … A co to była za okazałość! Deputaci duchowni w rokietach koronkowych, deputaci świeccy w mundurach swoich województw, a palestra cała w mundurze lubelskim. … A po sieniach hajduki, pajuki, węgrzynki, a strzelca, a laufry; a na rynku karety, kolosy, a konie, nawet papież nie powstydziłby się nimi jeździć; a złoto wszędzie kapało. Na Trybunale to szlachcic poznawał wielkość swojego narodu”.
Przed wyborami obydwa stronnictwa zgromadziły w Piotrkowie pokaźną rzeszę stronników. Dodatkowo liderzy stronnictw magnackich sprowadzili w okolice dowodzone przez nich wojska. Panowała istna gorączka polityczna. Znów padały oskarżenia o zdradę, próbę zamachu stanu (czy będąc precyzyjnym- „zbrodnię stanu” jak można przetłumaczyć skrótowo jeden z paragrafów prawa karnego I RP mówiący o „crimen laesae Divinae Maiestatis et Reipublica”, czyli zbrodni przeciwko majestatowi władcy i republiki, powszechnie w ówczesnej debacie skracany do „crimen statu” – zbrodni stanu) , siłowe przejęcie władzy.
Stronnictwa, aby przekonać do siebie niezdecydowanych, wydawały mocno zakropione alkoholem przyjęcia. Kto zorganizował ich więcej i z większą werwą, ten zdobywał więcej wszelkiej maści „rębajłów”, „szacher-jurów” (ówczesne określenie na krętacza), „zagrodników”, „gołoty”, i młodzi szlacheckiej, niezbędnych do przechylenia szali na swoją stronę.
Działo się to tuż przed rozpoczęciem obrad Trybunału Głównego, które miały miejsce w kościele farnym pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła w Piotrkowie Trybunalskim.
Po uroczystym wjeździe prezydenta Trybunału (była to osoba pełniąca obowiązki marszałka Trybunału przed jego rozpoczęciem) dokonywano reasumpcji (ponownego powołania) Trybunału, w trakcie której wybierano sędziów oraz marszałka trybunalskiego. W głównej nawie kościoła św. Jakuba Apostoła ustawiano stolik, przy którym stał sekretarz, a jego zadaniem było zapisanie kandydatów na sędziów trybunalskich. Obradujący musieli powołać minimum 7 sędziów, w tym marszałka Trybunału, spośród wybranych wcześniej na sejmikach deputatów. Musiały być to osoby, co do których nie złożono żadnego protestu lub nie zgłaszano jakichkolwiek zastrzeżeń.
Podczas tej procedury można było używać praktycznie wszystkich chwytów: od zakrzyczenia przeciwnej strony, przez niedopuszczanie do stołu oponentów i składanie bezprawnych oskarżeń, po rękoczyny, bijatyki i ataki szablą. Zgromadzonym udało się ostatecznie wybrać 5 osób, co do reszty deputatów zgłaszane były zastrzeżenia. Skonfliktowanym stronnictwom wystarczyło jedynie dojść do kompromisu, aby wybrać dwóch pozostałych sędziów. Nic z tego. Trybunał Główny został zerwany. Po raz pierwszy od 1578 roku.
Początkowo główni gracze w amoku walki politycznej nie dostrzegli nawet konsekwencji swoich działań. Zarówno liderzy Republikantów, jak i Familii uważali zerwanie Trybunału za swój sukces. Prawda była jednak taka, że szlachta zniszczyła instytucję, która przez prawie 200 lat stała na straży ich własnych praw i wolności.
Gdy liderzy stronnictw zorientowali się, że tracą na tym wszyscy i tworzy się niebezpieczny precedens, postanowili jak najszybciej naprawić zaistniałą sytuację. Pojawiły się pisma polityczne przedstawiające propozycje gruntowej reformy Trybunału. Przy ogólnoszlacheckiej aprobacie postanowiono, że w następnym roku zostanie już wybrany pełny skład Trybunału i instytucja na powrót zacznie funkcjonować.
Gdy jednak do tego doszło, dla państwa poniekąd było już za późno. Przez cały rok panowała w Rzeczpospolitej, jak to określiła prof. Zofia Zielińska, „pełna anarchia”. Konflikt między Familią a Republikantami doprowadził do impasu politycznego, którego nawet król nie był w stanie zażegnać. Do niedziałającego już od 13 lat parlamentu dołączył sparaliżowany i niefunkcjonujący Trybunał Główny Koronny. Król nie przebywał na stałe w kraju, pierwszy minister Brühl także, nie odbywały się rady Senatu, więc I Rzeczpospolita była de facto pozbawiona wszelkiej władzy.
Zresztą Augusta III coraz mniej interesowały sprawy Rzeczpospolitej. Prawie przez cały czas przebywał w Saksonii, w której też źle się działo. Coraz większy wpływ na obrót spraw wewnętrznych w Polsce miały pieniądze z Petersburga i Berlina, a trybunalski kryzys tylko wzmocnił tę tendencję. Rzeczpospolita, jako państwo „tylko teoretyczne” egzystowało pozbawione działających instytucji: bez króla na stałe przebywającego w kraju, bez sejmu, bez trybunałów, bez wojska, w rosyjsko-pruskiej strefie wpływów. Dwadzieścia lat później Polska była już oficjalnie protektoratem Rosji, a w 1795 roku zniknęła z map Europy.
***
Człowiek powinien uczyć się na błędach, a naród wyciągać wnioski z własnej historii. Polskie XVIII-wieczne dzieje pokazują jasno, że nie ma nic nowego pod słońcem. Nasze współczesne perypetie polityczne miały już swoje – oczywiście przy wzięciu poprawki na ograniczenia historycznych analogii – odpowiedniki w przeszłości. Od plemiennego konfliktu dwóch zwalczających się stronnictw politycznych, po instytucje padające pod ciosami walki przede wszystkim personalnej. To wszystko już było. Zakończenie znamy.