Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Stefan Załęski  26 lipca 2017

NGO-sy w systemie wyzysku [POLEMIKA]

Paweł Stefan Załęski  26 lipca 2017
przeczytanie zajmie 6 min
NGO-sy w systemie wyzysku [POLEMIKA] wikimedia.org/wikipedia/commons/

Przerzucając z administracji rządowej na „organizacje pozarządowe” zadania bez dodatkowych środków – a w praktyce nawet przy ich zmniejszeniu – nie powoduje się zmiany, a jedynie zanik funkcji publicznych. Taka jest logika konsekwencji neoliberalnej ideologii mówiącej, że organizacje pozarządowe są tańsze i bardziej efektywne od państwa. Tymczasem nie ma na to żadnych dowodów. Do zmiany trzeciego sektora może się paradoksalnie pozytywnie przyczynić ograniczenie finansowania przez system grantów, owej niesławnej „grantozy”. Zmusi to organizacje do ściślejszej współpracy z obywatelami, od których bardziej zależne stanie się finasowanie projektów społecznych.

Z dużym zaintrygowaniem przeczytałem polemikę Cezarego Miżejewskiego opartą o najwyraźniej niezbyt uważną lekturę krótkiego i hasłowego wywiadu stanowiącego streszczenie badań i analiz dostępnych gdzie indziej, przede wszystkim w książce Neoliberalizm i społeczeństwo obywatelskie.

Już jedno z pierwszych zdań opublikowanego na łamach Nowego Obywatela artykułu – „masowe ruchy polityczne, jak i związki zawodowe, organizacje pozarządowe, czyli fundacje i stowarzyszenia, to różne wersje tej samej aktywności obywatelskiej” –  niestety nieco dyskredytuje autora. Utożsamia on bowiem działalność otwarcie polityczną z aktywnością usługową, jaką zajmują się liczne organizacje pozarządowe. Może dlatego miesza mu się na koniec społeczeństwo polityczne z cywilnym. Jest to dokładnie ten sam nieustająco powtarzany schemat myślowy charakteryzujący od lat dyskurs o społeczeństwie obywatelskim. Oddolne przejawy społeczeństwa politycznego anektowane zostają w elastyczne ramy dyskursu o społeczeństwie obywatelskim. Efektem tego zabiegu, ale też jego celem, jest bezpodstawna idealizacja i legitymizacja organizacji pozarządowych jako właśnie organizacji obywatelskich – cokolwiek by to mogło znaczyć, ale dobrze brzmi. Niestety, autor wydaje się wzorcową, bezkrytyczną ofiarą neoliberalnej ideologii społeczeństwa obywatelskiego.

Triumfalnie zatem mój polemista stwierdza, że „zabieg autora jest zafałszowaniem całej rzeczywistości, ujmując jego najbardziej medialny kawałek jako całą rzeczywistość”. Sądzę, że jest dokładnie na odwrót: wywiad dotyczył tylko i wyłącznie małego i mało znaczącego, co najważniejsze, wycinka rzeczywistości, jakim jest sektor organizacji pozarządowych jako neoliberalnego narzędzia NGO-izacji społeczeństwa politycznego i państwa opiekuńczego.

W przysłowiowy sposób autor odwraca zatem kota ogonem, podając za sukces postępy NGO-izacji w dość ogólnikowych statystykach, stwierdzając na przykład, że NGO-sy stanowią „75% placówek integracji społeczno-zawodowej”. Nawet jakby 100% z nich było prowadzonych w ten sposób, to nic dobrego z tego nie wynika. Statystyki te pokazują tylko stopień NGO-izacji zadań, którymi powinny zajmować się urzędy pracy i smutną rzeczywistość bezrobotnych, zmuszanych do wizyt w tych instytucjach na mocy przepisów i decyzji urzędników. Z działania tych instytucji nie wynika nic konstruktywnego dla ich politycznej świadomości, zdolności do mobilizacji i współpracy na rzecz politycznej walki o swoje interesy. Oficjalne statystyki bezrobocia pokazują raczej, że jest to świetny sposób na zniechęcenie bezrobotnych do rejestrowania się w urzędach, a tym samym zaniżanie statystyk tzw. bezrobocia rejestrowanego. Według nowego neoliberalnego paradygmatu bezrobotny ma być bowiem osobą „aktywnie poszukującą pracy i gotową ją podjąć”, a nie po prostu bez pracy.

Niespecjalnie rozumiem też w jaki sposób osobom ubogim pomagają organizacje stanowiące „95% sektora sportu i rekreacji”? Charakterystyczna dla krajów postkomunistycznych nadmierna wielkość sektora organizacji sportowych stanowi raczej przykład uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury. Autor natomiast, zamiast się temu przyjrzeć dokładniej, niezgodnie ani z literą wywiadu, ani ze stanem faktycznym imputuje twierdzenie, że według mnie to pielęgnowane przez partię ludowców Ochotnicze Straże Pożarne i Koła Gospodyń Wiejskich stanowią „proces uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury”. Trudno też zrozumieć, w jaki sposób powołane na mocy ustawy z 1991 r. i finansowane prawie w całości z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Warsztaty Terapii Zajęciowej, „obejmujące dziś sieć prawie 700 placówek” zostały stworzone „z inicjatywy rodziców na rzecz swoich dzieci”. 

Gdyby autor polemiki nie ograniczył się tylko do pobieżnej lektury wywiadu, ale zajrzał także do innych moich opracowań, to musiałby się skonfrontować z prostymi i dużo bardziej „depresyjnymi” – jak sam nazwał rozmowę na łamach klubjagiellonski.pl – statystykami wiążącymi wzrost liczby organizacji pozarządowych ze wzrostem liczby osób ubogich i więzionych, a także ze spadkiem kapitału społecznego (sic!). Raz jeszcze zachęcam do sięgnięcia do książki, w której szczegółowo opisałem neoliberalne korzenie współczesnego dyskursu o społeczeństwie obywatelskim i sektora organizacji pozarządowych.

Najważniejsze jednak, że Cezary Miżejewski nawet słowem nie odniósł się do głównej i podkreślonej w wywiadzie tezy, że przy obecnym degresywnym systemie podatkowym organizacje pozarządowe stanowią część mechanizmu wyzysku polskich pracowników – nie tylko zatrudniając w większości na krótkookresowych umowach śmieciowych, ale przede wszystkim żyjąc z dotacji pochodzących z podatkowej eksploatacji.

Te przemilczenia i niedomówienia pozwalają autorowi na końcowe stwierdzenie: „Dość naiwne wydają się oczekiwania Załęskiego, że odcięcie finansowania organizacjom zajmującym się np. wsparciem bezdomnych, stanie się najlepszą drogą do upolitycznienia tych organizacji i że w efekcie będą one walczyć z bezdomnością, zamiast korzystać z jej istnienia. To droga, którą państwo usiłuje stosować od dawna. Przerzucając choćby z administracji rządowej na samorządową zadania, bez dodatkowych środków (a nawet przy zmniejszonych) nie powoduje się zmiany, a jedynie zanik funkcji publicznych.”

Wystarczy nieznacznie zmienić ostatnie zdanie, by dotrzeć do istoty problemu: przerzucając z administracji rządowej na „organizacje pozarządowe” zadania, bez dodatkowych środków, a w praktyce nawet przy ich zmniejszeniu, nie powoduje się zmiany, a jedynie zanik funkcji publicznych. Takie wnioski należy wysnuć z obecnej przecież w artykule autora analizy niedofinansowania sektora pozarządowego.

Ale też taka jest logika konsekwencji neoliberalnej ideologii mówiącej, że organizacje pozarządowe są tańsze i bardziej efektywne od państwa. Tymczasem nie ma na to żadnych dowodów.

Odcięcie finansowania nie spowoduje upolitycznienia żadnych organizacji, tylko intensyfikację problemu politycznego, który trzeba będzie rozwiązać. W przypadku osób bezdomnych będą to dwie drogi: neoliberalna i amerykańska, czyli ich kryminalizacja i uwięzienie, albo socjalna i europejska, czyli zapewnienie im mieszkań i pomocy społecznej. To wszystko zależy zaś w znacznym stopniu od stopnia progresji systemu podatkowego. To jest dopiero pole możliwości dla politycznej mobilizacji zwolenników państwa policyjnego i zwolenników państwa opiekuńczego, dla samoorganizacji „wspólnie z” lub „przeciw bezdomnym” zakładania nowych partii i modyfikowania programów tych istniejących,  do walki o zmianę politycznej agendy czy tzw. „politycznej woli. Jak pisał Tocqueville, to partie polityczne są najlepszymi szkołami współdziałania. Paternalizm organizacji pozarządowych jest znacznie większy niż państwa opiekuńczego, ponieważ nie jest kontrolowany przez procesy polityczne. NGO-izacja jest w tak zarysowanym kontekście alternatyw tylko jednym z narzędzi, wcale nie najważniejszym, neoliberalnej polityki cięć socjalnych i rozbudowy instytucji kontroli, inwigilacji i policji.

Nie dziwne więc są neoliberalne sympatie polityczne środowiska organizacji pozarządowych, na które zwraca uwagę Miżejewski: „Apolityczność ta jest oczywiście sztuczna, bowiem w istocie wpisywała się w funkcjonujący model demoliberalny, co zaowocowało dość wyraźną postawą w sporze politycznym, sprzyjającą bardziej linii reprezentowanej przez UD-UW-PD-PO niż jakiejkolwiek innej”.

Trzeci sektor od samego początku swego gwałtownego rozwoju był narzędziem neoliberalnych polityk prywatyzacji, komercjalizacji, deregulacji, cięć podatków, a co za tym rosnących nierówności społecznych.

Zamiast zatem zaproponować jakieś rozwiązania względem wątpliwej moralnie działalności organizacji pozarządowych mój polemista zdobył się jedynie na ogólnikowe i rytualne w tym kontekście apele dotyczące partycypacji obywateli w polityce, ale tylko samorządowej. Polskę trapią problemy strukturalne, dotyczące przede wszystkim systemu finansowania  instytucji państwa na skutek podatkowej ucieczki wielkich korporacji, czego ledwie mało istotnym objawem jest dotowana aktywność sektora pozarządowego. Żadne organizacje pozarządowe tych problemów nie rozwiążą, bo same wygodnie się umościły w ramach obecnego systemu wyzysku. System podatkowy stanowi najważniejszy problem współczesnych ruchów politycznych, ale nie sektora pozarządowego. Tylko ujęcie tego problemu w programach partyjnych może doprowadzić do jego poprawy. Decyzje polityczne dotyczące np. wypowiedzenia szkodliwych międzynarodowych umów o unikaniu podwójnego opodatkowania są poza zasięgiem i krótkowzrocznymi interesami organizacji pozarządowych.

Całe szczęście istnieją organizacje pozarządowe, które zdają sobie sprawę z polityczności swych działań. Tak jest zwłaszcza w dziedzinach praw człowieka, przede wszystkim kobiet, ochrony środowiska, prywatyzacji i komercjalizacji zasobów wspólnych. Istotna jest tutaj wiedza o ekonomicznych podstawach problemów społecznych i o politycznych metodach ich poprawy. A głównym narzędziem takiej zmiany jest system podatkowy.

Do zmiany trzeciego sektora może się paradoksalnie pozytywnie przyczynić ograniczenie finansowania przez system grantów, owej niesławnej „grantozy”. Zmusi to organizacje do ściślejszej współpracy z obywatelami, od których bardziej zależne stanie się finasowanie projektów społecznych. Hojność obywateli uzależniona jest jednakże od ich uposażeń, a te od stopnia opodatkowania.

Zamiast zatem zajmować łataniem skutków polityki finansowej państwa, organizacje mogłyby wówczas rozpocząć polityczną walkę o bardziej racjonalny i sprawiedliwy społecznie system podatkowy, czyli system finansowania m.in. ich własnych działań. Musiałby to być system progresywny oparty w większej części o podatki majątkowe, kapitałowe i korporacyjne, a w mniejszej o podatki dochodowe od osób fizycznych.

Problem polega na tym,  że to nie jest dziś w małostkowym, egoistycznym interesie organizacji pozarządowych. Problem NGO-izacji to przede wszystkim problem wyzysku, ekonomicznej przemocy, której struktura kształtowana jest przez degresywny system podatkowy.