Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dwie różne wystawy, dwie różne Polski

przeczytanie zajmie 8 min

Jedna propozycja to papieskie krasnale, tematyka gejowska, przetwarzanie narodowych symboli i przypominanie do znudzenia, jacy jesteśmy nietolerancyjni. Druga –  katastrofa smoleńska, zdrada okrągłego stołu, żołnierze wyklęci i podkreślanie, jak wielką ofiarę ponieśliśmy. Dopiero zestawione razem mówią cokolwiek o współczesnej polskiej tożsamości.

Do 6 sierpnia w Warszawie czynne są dwie wystawy, których wspólnym elementem jest tożsamość narodowa współczesnych Polaków. Najgłośniejszą z nich jest „Późna polskość” eksponowana w Centrum Sztuki Współczesnej (CSW) w Zamku Ujazdowskim. Konfrontuje się z nią wystawa przygotowana przez Narodowe Centrum Kultury (NCK) pt. „Historiofilia”.

Polskość przymierza nowe formy?

Pierwsza z nich to wielka ekspozycja przygotowana w słynnej instytucji prezentującej sztukę współczesną, usytuowana w sercu stolicy. Na samym wstępie wyjaśnić należy, że nie jest ona autorską odpowiedzią artystów na zagadnienie współczesnej polskiej tożsamości narodowej, ale próbą udowodnienia tezy kuratorów, których rolą jest dobór obiektów i dzieł oraz zaproszenie do współpracy konkretnych artystów.

Pełny tytuł wystawy to „Późna polskość – formy narodowej tożsamości po 1989 roku”. W jej opisie autorzy formułują następujące myśli i zadają pytania: „Projekt poświęcony jest formom jakie przybiera współczesna polska tożsamość. (…) To polskość poddana ciśnieniu płynnej, późnej nowoczesności, polskość, która po 1989 roku konfrontuje się z wielowymiarową rzeczywistością globalną, polskość, która na własnej skórze wypróbowuje różne scenariusze modernizacji. To także polskość, która nie mieści się w starych formach, więc przymierza nowe (…). Kluczem do „Późnej polskości” użytym w projekcie jest kategoria formy. Jakie kształty przybiera współczesne doświadczenie polskości? (…) Za jakimi obrazami, symbolami, figurami i narracjami się kryje?”.

Tradycyjnie rozumiana tożsamość narodowa to poczucie odrębności wobec innych narodów, które kształtuje się nie tylko poprzez przynależność do danej grupy etnicznej i pochodzenie z konkretnego regionu, ale przede wszystkim przez wspólny język, kulturę, tradycje, często religię, a także przez doświadczenie historyczne. Nie ma wątpliwości, że w przypadku Polski jej burzliwa historia odcisnęła wyjątkowo silne piętno na kolejnych pokoleniach i dlatego nierozerwalnie wiąże się z kształtowaniem tożsamości narodowej. Szczególnie istotne w tym kontekście jest przerwanie ciągłości – zanikanie polskiej idei i formy będące bezpośrednio związane z procesem fizycznego eliminowania elit przede wszystkim podczas II wojny światowej, ale też wcześniej, w czasach zaborów. Truizmem jest przypomnieć, że narzucony reżim PRL nie sprzyjał odbudowie tradycji polskiej formy, ograniczając swobodę dbania o rozwój państwa i  kultury. Okres transformacji i czas wyczekiwanej wolności nie skończył się – pewnie nie tylko z powodu braku ciągłości elit – powrotem do przedwojennych wartości, ale przede wszystkim prymatem potrzeby „dogonienia” Zachodu. Tożsamość transformacji kształtowała się pod znakiem chęci udowodnienia sobie i innym (czyli owemu „Zachodowi” ), że nie jesteśmy gorsi. 

Cały ten proces zaowocował upiorną mieszanką form, które dziś moglibyśmy nazwać polskimi. Przez ostatnie ćwierćwiecze, jakby samoistnie, ale i bez prób żadnego ujarzmienia, kształtowała się powszechna brzydota.

Bazgroły na murach, zaklejanie całej Polski koszmarnie zaprojektowanymi reklamami, stawiane na potęgę nowobogackie, kiczowate wille, osłanianie ich betonowymi płotami. Wreszcie – niegustowne umasowienie wizerunków autorytetu większości Polaków, jakim był Jan Paweł II. Choć, rzecz jasna, nie jest to jedyna twarz naszego kraju, to właśnie na tym najbrzydszym jego aspekcie skupia się obszerna wystawa w CSW. Jej podtytuł, który zawiera słowa „formy narodowej tożsamości”, programuje zwiedzającego, by odczytywał przestrzeń ekspozycji przez pryzmat słów „to właśnie jest Polska”. A co czujemy, gdy wejdziemy w tę przestrzeń? Głównie obrzydzenie…

Nuda polskiej nietolerancji

Aranżacja w jednej z pierwszych sal pełna jest przetworzonych artystycznie symboli narodowych, takich jak flaga, godło i hymn. Samo przetworzenie nie jest niczym złym w sztuce, o ile niesie ze sobą jakąś refleksję. Tu niestety tego zabrakło. Można odczuwać nieprzyjemne wrażenie, że sącząca się z głośników melodia hymnu z podstawionymi innymi słowami nie niesie za sobą żadnej ciekawej myśli, a jest raczej prowokacją dla prowokacji. Niektórzy mogą czuć się urażeni, większość osób wychowanych w tradycji szacunku do hymnu poczuje po prostu zażenowanie.

Seria ogrodowych figur o pastelowych kolorach przedstawiających papieża Polaka z pewnością jest dobrą parafrazą „dekorowania” krajobrazu Polski  kiczowatymi często pomnikami Jana Pawła II. Chciałoby się, by jego figury stojące na rynkach naszych miast miały w sobie odrobinę artystycznego kunsztu.

Ale nie sposób nie zauważyć, że w całej wystawie nie ma jednego elementu, który mógłby wywołać pozytywne skojarzenia z Kościołem katolickim, a przecież przez lata był on nie tylko obrońcą polskości i ostoją narodowej tożsamości, ale i tworzył przestrzeń artystycznej wolności, także dla twórców awangardowych.

Twórcy wystawy postanowili wyeksponować fakt, że ich zdaniem fundamentem polskiej tożsamości jest nienawiść wobec inności, co niegdyś miało przejawiać się w postaci antysemityzmu (o którym jest mowa m.in. w pierwszej sali prezentującej twórczość przedwojennego artysty Stanisława Szukalskiego), a dziś uwidocznione jest przez rzekomo wszechogarniającą homofobię. Jeden z artystów, prezentujący na wystawie instalację o tematyce homoseksualnej, podczas oprowadzania sam przyznał, że był zdziwiony, gdy zaproszono go do współpracy, bo wydawało mu się, że jego dzieła nie mają wiele wspólnego z polskością. Kuratorzy mieli jednak inne zdanie.

Sala poświęcona odniesieniom do historii II wojny światowej i powstania warszawskiego także traktuje ten temat jedynie przez pryzmat zagadnienia nietolerancji, także tej seksualnej. Wielką ścianę zdobi projekt niezrealizowanego muralu przedstawiającego powstańców warszawskich, którego centralnym punktem jest wizerunek żołnierza oblizującego zranioną rękę. Mural nie został przyjęty do realizacji, bo ponoć uznano, że jest zbyt lubieżny. Autor tłumaczy, że inspirował się autentycznymi zdjęciami z powstania. Jednak trudno nie dostrzec, że wyrazy twarzy czy ustawienia ciał są faktycznie dwuznaczne.

Są też instalacje, które budzą mniej kontrowersji i mówią o polskości coś istotnego. Przykładem jest niewielka sala zatytułowana „Odnowa”. Posadzka pokryta jest tam wykładziną ze zdjęciem powszechnie używanej na przełomie wieków kostki Bauma. Otoczona jest roboczym metalowym płotem – takim, którym ogranicza się teren budowy. Nad tym wszystkim wiszą sitodruki przedstawiające szare chmury. Ta wieczna tymczasowość i prowizorka, niezbyt gustowna nowoczesność  okryta szaroburą aurą symbolizuje transformację, która wciąż się dokonuje.

Znamienne dla tej wystawy jest to, że niemal wszystko co na niej zobaczymy, kojarzy się z Polską źle.

Nad wejściem na wystawę widzimy neon „Nigdy nie będziesz Polakiem”. Te słowa skierowali kibole do piłkarza pochodzącego z innego kraju, który otrzymał polskie obywatelstwo, by grać w polskiej reprezentacji. Nad schodami prowadzącymi na wystawę wiszą kolorowe proporczyki z wyhaftowanymi dziecięcym pismem słowami hymnu. Zestawione są z mającymi wywołać kontrowersje symbolami: i tak słowom „Jeszcze Polska nie zginęła” towarzyszy uśmiechnięta biedronka, podobna do tej z logo sieci supermarketów. „Szablą odbierzemy” widnieje na czarnym tle w towarzystwie parasola i wieszaków, atrybutów demonstracji kobiet przeciwko ustawie antyaborcyjnej. Słowa „jeno nasi” opatrzone są parafrazą przedwojennego symbolu ONR-u – ramienia, które tutaj zamiast miecza dzierży kwiatek. „Będziem Polakami” zestawione jest z gwiazdami Dawida i muzułmańskim półksiężycem – co kolejny raz ma przypominać o rzekomo powszechnej nietolerancji Polaków.

Wizerunek Polaków, jaki wyłania się z tej wystawy, nakreślony został głównie przez pryzmat relacji z mniejszościami. Nieproporcjonalnie dużo poświęcono im uwagi w stosunku do spojrzenia syntetycznego. Nie ma narodu jako całości.

Nie ma narodu, który, choć podzielony, to wywodzi się z jednej kultury, posługuje się jednym językiem, składa się z ludzi, którzy w poprzednich pokoleniach niemal co do jednego odczuwali piętno tych samych historycznych wydarzeń. Brak tutaj narodowej – czyli większościowej – tożsamości, o której mowa w podtytule wystawy. Autorzy wystawy powtarzają z uporem maniaka, że Polacy mają z mniejszościami problem, i że ich główną cechą narodową jest nietolerancja. To niestety nie tylko nieprawdziwe w odniesieniu do większości Polaków, ale w tak dużym stężeniu zwyczajnie nudne.

Zbyt subtelny awangardowy konserwatyzm

Instalacja Jakuba Woynarowskiego i Jakuba Skoczka, przygotowana we współpracy z redakcją pisma „Pressje” rozczarowuje, przede wszystkim dlatego, że nieco umyka w tym nagromadzeniu nieprzychylnych polskości, treści. Pomieszczenie zalane błękitem, po środku którego spływa plastyczny stalagnat symbolizujący „axis mundi”, jest zbyt subtelne w porównaniu do dominującego zabarwienia wystawy. W pomieszczeniu nazwanym „Epoka błękitu” rozbrzmiewa monotonny głos narratorki czytający Zapiski – kompilację tekstów kardynała Stefana Wyszyńskiego i Witolda Gombrowicza, przygotowaną przez Pawła Rojka, autora książki Awangardowy konserwatyzm i byłego redaktora naczelnego „Pressji”.

Zarówno wyżej wymieniona książka, jak i 34. teka „Pressji” pt. „Forma polska” podejmują dyskusję z tezą, iż idee głoszone przez Wyszyńskiego i Gombrowicza znoszą się, że nie da się „połączyć tradycji i współczesności, religii i nowoczesności, konserwatyzmu i awangardy”.

Paweł Rojek uważa, że oba projekty wzajemnie się uzupełniają. Gdy przysłuchamy się narracji zauważymy, że nie da się praktycznie odróżnić, które ze zdań zostały napisane, przez którego z myślicieli.

Dodatkowym elementem instalacji jest projekcja video przedstawiająca cztery kobiety w strojach ludowych „tańczące” z feretronem. Jest to archaiczna kaszubska tradycja, jednak dla nieprzygotowanego widza kojarzy się obrazoburczo, jak wyjaśniają autorzy instalacji w jej opisie. I faktycznie odnosi się wrażenie, iż jest to kolejny zamach na tradycje katolickie/polskie. Tym bardziej, że przez ostatnie kilkadziesiąt minut atakowani byliśmy autentycznymi obrazami o tym zabarwieniu. Nadzieja, że „Późna polskość” będzie naprawdę zestawieniem głosów różnych środowisk okazała się płonna. Instalacja „Epoka błękitu” jest mało czytelna i zbyt łagodna w swojej formie, by pozostać w pamięci zwiedzającego. Może być co najwyżej inspiracją do zgłębienia idei „awangardowego konserwatyzmu”. I dobrze, jeśli chociaż tym będzie.

Prawica wciąż w piwnicy

By pokazać całą złożoność trudnej do zdefiniowania polskiej tożsamości po 1989 roku, powinno się połączyć tę wystawę z ekspozycją, która stała się poniekąd odpowiedzią polskiej „prawicy” na „lewicowe” podejście do sprawy, którą prezentuje CSW. „Historiofilia” przygotowana przez Narodowe Centrum Kultury (NCK) wydaje się w tym kontekście nieco undergroundowa. Z centrum Warszawy musimy bowiem wybrać się na daleką Pragę – zajmie nam to z pół godziny i to raczej z przesiadką. Do postindustrialnych budynków nie jest łatwo trafić. Gdy mamy w sobie wystarczająco dużo determinacji, by na wystawę dotrzeć – w przeciwieństwie do Zamku Ujazdowskiego – tu raczej będziemy sami. Mimo politycznego patronatu nad wystawą – otworzył ją minister Gliński –nie spotyka się ona z wielką popularnością, a wręcz sprawia wrażenie, że to bardziej tradycyjne podejście do polskości wciąż pozostaje poza mainstreamem.

Co zatem widzimy na wystawie „Historiofilia”? W obszernych pofabrycznych halach oglądamy instalacje artystyczne, nawiązujące do kilku wydarzeń z polskiej historii XX w., które miały niebagatelny wpływ na kształtowanie się naszej tożsamości. Jest II wojna światowa, są żołnierze wyklęci, jest „Solidarność” i katastrofa smoleńska. Łatwo rozszyfrować przekonania autorów prac. Podejmują tematykę charakterystyczną dla polskiej prawicy. Widać podobne do „Późnej polskości” ideologiczne zaangażowanie, choć oczywiście z innym wektorem i innymi zainteresowaniami. Trudno jednak odrzucić fakt, że wiele z tematów poruszonych na tej wystawie było kluczowych dla kształtowania współczesnej polskiej tożsamości.

I tak autorzy wystawy NCK pokazują instalację złożoną z serii metalowych tarcz strzelniczych w kształcie ludzi, którzy w głowie mają dziurę po kuli o szerokości 9 mm.  Możemy zobaczyć wielką instalację przypominającą swoją formą roztrzaskany samolot, zrobioną z biało-czerwonego materiału przypominającego namiot. Widzimy wreszcie okrągły stół zrobiony z piły tarczowej.

Uwięzieni w chocholim tańcu

Osoby hołdujące ideom lewicowo-liberalnym uznają wystawę NCK za mającą zbyt silne zabarwienie ideologiczne. Prawicowo-konserwatywni widzowie to samo powiedzą o ekspozycji w CSW.

Jedni uznają, że sprawy historii ich nie dotyczą. Drudzy stwierdzą, że problemy z tożsamością seksualną są im dalekie. Artyści z CSW uważają za ważne, że mniejszości seksualne są w Polsce dyskryminowane. Ci wystawiający w NCK próbują przypomnieć, że wykluczenie spotyka patriotów i katolików.

Tymczasem gdyby dzieła z obu tych galerii zestawić razem, otrzymalibyśmy zdecydowanie pełniejszy obraz polskości. Choć wydaje się to naturalne, to wobec nasilania się ideowej konfrontacji, jest raczej niemożliwe. Tak bardzo oddalone od siebie wystawy (nie tylko w swej wymowie, ale także w kilometrach) dopiero razem obrazują kondycję dzisiejszej polskiej tożsamości. Jest ona silnie dychotomiczna, jak prawie zawsze była w czasach pokoju. Ten silny i wciąż podsycany podział ideologiczny osłabia naród. Historia nas uczy, że do niczego dobrego to nie prowadzi.