Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Brzyski  14 czerwca 2017

Nie mamy już o czym rozmawiać

Bartosz Brzyski  14 czerwca 2017
przeczytanie zajmie 4 min

Czytanie internetowych komentarzy dotyczących pożaru budynku mieszkalnego w Londynie przyprawia o gęsią skórkę. „A niech się ciapate kurwy smażą” – pisze pan Darek Kobra na profilu Marszu Niepodległości. Jego komentarz polubiło już prawie 130 osób. Takie głosy znajdziemy pod wieloma artykułami, notkami czy twittami rozsianymi po całej sieci. Ludzie pod własnym nazwiskiem nie tylko życzą innym śmierci, ale wprost się cieszą, że obcy im ludzie płoną żywcem. Tych, którzy wzywają do opamiętania, nazywają „naiwnymi”. A to dopiero początek.

W związku z tematami mniejszości muzułmańskiej w Europie, fali migracji czy kwestii przyjmowania uchodźców w Polsce mamy do czynienia w naszym kraju ze zbiorową psychozą. Coraz trudniej zajmować stanowisko wobec któregokolwiek ze wspomnianych zagadnień, czy nawet podejmować na ten temat dyskusję, ponieważ natychmiastowo zostaje się zbluzganym i wyszydzonym.

Trudno, żeby było inaczej, jeżeli były kandydat na prezydenta, Marian Kowalski, o biskupie Pieronku potrafił napisać takie słowa:

„Ksiądz Pieronek jest notorycznym szubrawcem i skończonym bydlęciem i każdy, kto tego łajdaka traktuje poważnie jest człowiekiem nierozsądnym. Jest to wyjątkowa kreatura. (…) Ta notoryczna menda budzi moje najgłębsze obrzydzenie i wszystko to, co mówi, nie jest warte funta kłaków. (…) Każdy argument biskupa Pieronka za przyjmowaniem uchodźców jest narzędziem dla rządu przeciwko takim rozwiązaniom. (…) Ks. Pieronek jest to człowiek, który prawdopodobnie był sowieckim agentem, jest lojalnym sługusem sił wrogich Polsce i powiedzmy sobie szczerze, jego uprzywilejowana pozycja w Episkopacie świadczy o upadku tego gremium”.

Można biskupa Pieronka lubić lub nie, zgadzać się z nim albo polemizować – ale dopuszczanie takiego języka wobec jakiegokolwiek człowieka w debacie publicznej to nic innego jak radykalizowanie kursu wyznaczonego kiedyś przez Janusza Palikota.

Trudno uznać, że takie zachowanie jest jednostkowe i dotyczy tylko marginesu. W tej chwili to już prawdziwa plaga.

Podobne emocje rozgorzały wczoraj pod tekstem naszego redakcyjnego kolegi Piotra Wójcika, który na łamach „Tygodnika Powszechnego” opowiedział się za przyjęciem 6182 uchodźców w ramach unijnego mechanizmu relokacji. Przy okazji zwięźle wypunktował nasze obawy, wątpliwości czy niedomówienia związane z przyjmowaniem tych ludzi. Wskazał, że 31% syryjskich uchodźców przybywających do Europy może pochwalić się wyższym wykształceniem. Ocenił również, że taka ich liczba nie powinna stanowić problemu dla polskich służb specjalnych. Unijne środki przeznaczone dla kraju przyjmującego uchodźców spokojnie wystarczą do integracji tej niewielkiej, a w domyśle rozproszonej po kraju, grupy. Co zaś najważniejsze: przekonywał, że dzięki kilkukrotnie powtarzanej procedurze weryfikacji tych 6182 ludzi nie ma wątpliwości, że są oni faktycznymi uchodźcami, nie imigrantami ekonomicznymi.

Po wrzuceniu fragmentu tekstu na swoim profilu Piotr spotkał się ze standardowym już przyjęciem. Chociaż komentujący znali jedynie tezę przewodnią, to nie przeszkodziło im to w internetowej wylewności. Piotrkowi dostało się od „idioty”, pytano z zaciekawieniem „skąd się urwał?” albo z troskliwością –„co ćpie?”. Redaktorów kilku konserwatywnych tytułów portali i czasopism, którzy „polajkowali” tekst Piotrka, jeden z popularnych, prawicowych fanpejdży skomentował jednoznacznie: „Intelektualistów jednak trzeba zesłać do obozów i niech już zatriumfuje populizm”.

Jeszcze ostrzejsze komentarze spotkały redaktora naczelnego „Nowej Konfederacji” Bartłomieja Radziejewskiego. Jego wpis opowiadający się za przyjęciem ograniczonej liczby uchodźców – uzasadniany tak realizmem politycznym, jak i zwykłą ludzką solidarnością – Rafał Otoka-Frąckiewicz skomentował następująco: „Życzę (…) naczelnemu sukcesów w drodze bycia popychadłem w redakcji KriPo. Jak mawiał poeta: »Chuj mu na grób«”. Rozliczne były też komentarze dotyczące rzekomo oczywistych „dotacji” z Berlina, które stać muszą za stanowiskiem wyrażonym przez Radziejewskiego.

Taka natura publicystycznej roboty, że do bycia potraktowanym kubłem pomyj trzeba się przyzwyczaić. Nie chodzi tu o wulgaryzmy i przekraczanie granic kulturalnej debaty. Nie chodzi nawet o częste braki w argumentacji różnych krytyków, którzy wolą powoływać się na krążące po sieci memy, niż samemu weryfikować dane i statystyki. Chodzi o coraz powszechniejszą dehumanizację, na którą nie możemy się zgadzać. „Szarańcza”, „horda”, „kozojebcy” – te zwroty nie tylko odczłowieczającą, ale mogą stanowić pierwszy krok na drodze do społecznej akceptacji przemocy wobec adresatów tych wyrażeń. Pierwsze przypadki idiotycznych ataków na ciemnoskórych właścicieli kebabów w Polsce już odnotowaliśmy.

Oczywiście, hejt nie zaczął się wczoraj, ani nie jest domeną tylko antyimigranckich radykałów. Podobnie jak Kowalski obrzydzał nas Palikot. Pamiętamy transparent „Na stos z moherami” w czasie seansów nienawiści pod Pałacem Prezydenckim w 2010 roku.

Pomijając nawet dużo większą dziś skalę tego typu bluzgów, ten prymitywny hejt obrzydza i dotyka nas dużo bardziej, gdy prezentują go ludzie przyznający się ponoć do konserwatywnych czy patriotycznych wartości.

„Bardzo złe zjawisko obserwuję po tzw. konserwatywnej stronie Twittera. Rzucane wyzwiska, obelgi, a jednocześnie bł. ksiądz Jerzy i »Zło dobrem zwyciężaj«” – napisał wczoraj ks. Daniel Wachowiak.

Niewiele mamy już do powiedzenia tym, którzy wyrażają radość z czyjejś krzywdy i życzą innym śmierci. Cywilizowana debata ma swoje granice. Nikt Was z niej nie wykluczył. Sami się poza nią stawiacie. My naprawdę nie chcemy stać obok.