Le Pen Polsce nie pomoże
Emmanuel Macron w Pałacu Elizejskim? To prosta droga do „Unii dwóch prędkości”, gdzie karty będą rozdawać w pierwszej kolejności Paryż i Berlin. Dla Polski miejsca przy stoliku prawdopodobnie zabraknie. Zwycięstwo Marine Le Pen? Wpadamy z deszczu pod rynnę i zamiast „Unii dwóch prędkości” czeka nas po prostu stopniowy demontaż Unii jako takiej. Módlmy się, aby polski rząd miał jakiekolwiek pomysły na te dwa scenariusze.
Z całą pewnością zwycięstwo Macrona nie wzmocni potencjału Trójkąta Weimarskiego. Dlaczego? Francja i Niemcy nie będą Warszawą specjalnie zainteresowani. Przy realizacji scenariusza „Europy dwóch prędkości” Polska nie będzie wartościowym sojusznikiem ani dla Berlina, ani dla Paryża. Stanie się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, nie jesteśmy uwzględniani jako państwo przyszłego rdzenia UE. Po drugie, w przypadku wychodzenia z kryzysów instytucjonalnych, potrzeba konkretnych decyzji, które przywróciłyby żywotność Unii. Dopuszczenie do głosu Polski będzie oznaczało przeciągającą się dyskusję nad przyszłym kształtem UE, a tym samym niejednolitość wewnętrzną, której nie chcą państwa „starej Unii”.
Żeby pogłębić mój nastrój defetystyczny, muszę zauważyć, że ani Macron, ani Le Pen nie będą dla Polski dobrymi prezydentami z punktu widzenia naszych interesów.
Macron – tak jak pisałem wyżej – będzie chciał powrotu do tandemu Paryż-Berlin przy zacieśnionej integracji, zaś Le Pen będzie grała wyraźnie na osłabienie UE, co w przypadku braku przygotowania na problemy gospodarcze oraz geopolityczne osłabi nasz potencjał ogólny.
Przyszły kształt polityczny UE nie będzie nam pasował, ale jednocześnie nagły rozpad Unii przyczyniłby się do radykalnego pogorszenia naszej sytuacji gospodarczej i politycznej. I tak źle, i tak niedobrze. Jedynym gwarantem naszego bezpieczeństwa byłoby zatem wątpliwe NATO, którego degeneracja chyba na razie została powstrzymana dzięki przeniesieniu kolejnej brygady wraz z jej sztabem do Poznania. Jeżeli jednak pewnego dnia stan napięcia między USA a Chinami doprowadzi do tego, że Waszyngton będzie potrzebował skupić całość swoich sił zbrojnych na Pacyfiku – do czego prędzej czy później dojdzie – wówczas znajdziemy się w próżni geopolitycznej, na wypełnienie której wcale nie jesteśmy przygotowani.
Pierwszym celem każdego państwowca jest zatem głośne wołanie o jakąkolwiek strategię dla polskiej polityki zagranicznej.