Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Francja decyduje o przyszłości UE. Niezbędnik przedwyborczy cz. 1

przeczytanie zajmie 8 min

Przyszłość Unii Europejskiej waży się nad Sekwaną. Zwycięstwo Emmanuela Macrona oznacza prawdopodobnie „Unię dwóch prędkości” i główny „rdzeń” integracji skupiony wokół strefy euro. Sukces Marii Le Pen to większy znak zapytania. Od wzmocnienia Parlamentu Europejskiego po wizję Frexitu. A w cieniu europejskiego sporu kryją się podziały społeczne pośród samych Francuzów. Starcie Le Pen-Macron to także starcie dawnych regionów przemysłowych, ludzi biedniejszych i mieszkających na wsi z wielkomiejską klasą średnią. O Francji w przededniu najważniejszych wyborów prezydenckich od dekad z dr. Łukaszem Jurczyszynem, ekspertem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, rozmawia Paulina Lang.

Francja stoi przed niezwykle ważnymi wyborami, które zdecydują nie tylko o kierunku rozwoju gospodarczego Francji, lecz również o kierunkach rozwoju Unii Europejskiej, przesądzając o sytuacji bezpieczeństwa w regionie. Jesteśmy po pierwszej turze wyborów, która przyniosła wbrew sondażom zwycięstwo Emmanuela Macrona i drugie miejsce, będącej liderką dotychczasowych sondaży Marine Le Pen. Jak kształtują się szanse obydwu kandydatów w przededniu wyborów?

Większość kandydatów z pierwszej tury poparło Emmanuela Macrona, ale patrząc na całą kampanię było kilka takich momentów, kiedy ci wyborcy przepływali. I jeżeli popatrzymy chociażby na upadek Partii Socjalistycznej, to większość jej wyborców zagłosowała na Macrona w pierwszej turze. Teraz też spora część centrystów republikańskich zagłosowała również na Macrona, co byłoby niemożliwe, gdyby Allain Juppé, mer Bordeaux, był kandydatem republikanów-centrystów. Obecnie, w drugiej turze wyborów, wydaje się, że zajdzie przepływ elektoratu Nicolasa Dupont-Aignana, czyli tego małego nieznaczącego kandydata, który niespodziewanie otrzymał 4% poparcia. Jego elektorat należy pozycjonować jako dążący do suwerenności, patriotyczny i on skieruje się w stronę Marine Le Pen. Dupont-Aignan poparł ją oficjalnie, licząc na tekę premiera, którą liderka Frontu Narodowego zdążyła mu już zresztą publicznie obiecać. To jeden z transferów na korzyść Marine Le Pen, ale obserwujemy również inne. Jednak duża część republikanów, tych centrowych, choć nie wszyscy, poprze w drugiej turze Macrona. François Fillon otwarcie wręcz nawołuje do głosowania na Macrona, ale republikanie nie do końca są skorzy do popierania tej kandydatury, ponieważ już myślą o wyborach parlamentarnych, po których będą liczyć na kohabitację. Nie chcą zaprzepaścić tej wygranej, która wydaje się prawdopodobna, bo przecież francuskie społeczeństwo ma w większości prawicowe poglądy. Oni w ogóle mogliby wygrać te wybory, gdyby nie słaby kandydat. Kolejny transfer związany jest z elektoratem Jean-Luca Mélenchona, którego 1/3 elektoratu poprze właśnie Macrona. Potwierdzają to już dostępne badania. No, ale co do zachowań 2/3 nie mamy wiedzy. Albo nie pójdą na wybory, albo zagłosują na Le Pen.

Kandydatka Narodowego Frontu liczy na to, że jednak na nią zagłosują, bo to jest jej jedyna szansa. Mélenchon zdobył w pierwszej turze prawie 20%. Co prawda są to wyborcy socjalni, lewicowi i radykalnie lewicowi, ale jednocześnie nastawieni podobnie jak Le Pen antysystemowo, antypartyjnie i eurosceptycznie. Nie wiadomo, jak się zachowają. Ja bym stawiał, że trudno im będzie zostać w domu, bo jeżeli Mélenchon ich zmobilizował, wzbudził entuzjazm i kilkadziesiąt tysięcy ludzi przychodziło na jego wiece, to teraz co, ci ludzie mają nie wziąć odpowiedzialności za przyszłość kraju?

Tematyka europejska zdominowała wybory prezydenckie we Francji. Startuje dwoje kandydatów o skrajnie różnych poglądach na temat roli Francji w UE i wizji przyszłości UE. Wielu komentatorów wskazuje, że obecne wybory są pod tym kątem wyjątkowe. Czy można znaleźć historyczną analogię do wyborów, w których wątki europejskie byłyby tak eksponowane?

Dyskusja o Unii Europejskiej dotychczas nie dominowała w wyścigu do Pałacu Elizejskiego. W 1995 roku kampania skupiała się wokół kwestii przestępstw i bezpieczeństwa publicznego, siedem lat później tematem przewodnim była tożsamość związana z migracją oraz problemy na przedmieściach, w 2007 roku dominował problem pracy, w 2012 finanse i inwestycje – Hollande pozycjonował się wówczas jako przeciwnik kapitału, głosząc postulaty uczynienia relacji między kapitałem a praca i pracownikami bardziej sprawiedliwymi. W tej kampanii nie ma jednego wiodącego tematu – obecna jest problematyka siły nabywczej, kwestia ochrony socjalnej, ubezpieczeń społecznych, produkcji, pobudzenia wzrostu gospodarczego. Nieoczekiwanie wypłynął temat europejski i stał się jednym z głównych.

Czy nie jest tak, że eksponowanie tego tematu ma związek z kandydaturą Marine Le Pen, która budowała swoją polityczną pozycję na krytyce UE?

Jak najbardziej. Oś podziału pomiędzy obojgiem kandydatów jest w tej chwili ewidentna, wyrazista. Między prounijnym Macronem i antyunijną Le Pen. Ale to też za mało powiedzieć, że Macron jest prounijny. To jest znacznie głębsze. Dlatego temat Europy wyszedł na powierzchnię. Zarówno ze względu na postawę Le Pen i jej rewolucyjny pomysł wyjścia ze strefy euro czy prowadzenia negocjacji i referendum w sprawie wyjścia Francji z UE, jak również ze względu na postawę Macrona, który był jedynym kandydatem, podkreślającym od samego początku rolę Europy, miejsce Francji w UE, jaka ma być UE przyszłości. Nikt tak odważnie o tym nie mówił.

Jaka jest zatem wizja UE rysowana przez Macrona? Jak przebiega ten podział pomiędzy jego koncepcją a koncepcją Le Pen?

Macron z jednej strony nie jest federalistą, z drugiej proponuje wizję pogłębionej integracji.  UE ma być silniejsza politycznie i militarnie i tym samym bardziej przygotowana na kryzysy. A Francja będzie silniejsza przez silniejszą Europę, co stawia go w opozycji do Le Pen, która uważa że kluczem do francuskiej potęgi jest pozbycie się współzależności międzynarodowych, samodzielność w zakresie polityki monetarnej, swoboda w wyborze waluty, kontrola państwowych granic po wyjściu z Schengen i po zablokowaniu swobodnego przepływu pracowników lub kapitału.

Macron odrzuca taką protekcjonistyczną wizję, proponując choćby stworzenie nowych instytucji mających usprawnić funkcjonowanie strefy euro czy stworzenie na jej potrzeby osobnego budżetu. Macron postuluje także powołanie do życia ministerstwa strefy euro. Dodatkowo, ważnym filarem postulatów Macrona jest zwiększenie integracji w zakresie polityki bezpieczeństwa i obrony. Głównym postulatem jest wzmocnienie Frontexu i zapewnienie agencji lepszego finansowania, co umożliwi skuteczniejszą ochronę granic zewnętrznych UE. Dziś można powiedzieć, że to mainstream, ale trochę dalej idący. Przykładem szczegółowych propozycji reformatorskich Macrona są konwenty europejskie, które mają opierać się na półrocznych konsultacjach społecznych przeprowadzanych we wszystkich państwach członkowskich. Celem tych konsultacji miałoby być zbieranie oddolnych pomysłów przez wszystkie rządy i później prezentowanie ich w Brukseli. Chodzi więc o oddanie głosu obywatelom, co jest zbieżne z opiniami unijnych decydentów, którzy już od jakiegoś czasu zwracają uwagę na konieczność otworzenia się na oddolne inicjatywy, głos europejskich społeczeństw. Ta propozycja pokazuje, że Macron wziął sobie do serca coraz głośniejsze zarzuty o deficycie demokracji w procesach decyzyjnych w UE.

Impet tych zmian gospodarczo-finansowych będzie możliwy dzięki inicjatywom pochodzącym z nowej, silniejszej współpracy Francji i Niemiec. Oczywiście Macron zdaje sobie sprawę, że Francja jest w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i wie, że Niemcy są w tej chwili liderem w Europie. On jednak chce włączyć się do tej politycznej roli Niemiec i otworzyć szanse na wspólną odnowę.

Czy tak bliska współpraca z Niemcami, które są liderem w Unii Europejskiej i dysponują znacznie większym już teraz potencjałem gospodarczym od Francji, nie budzi nad Sekwaną obaw o potencjalną niemiecką dominację?

Macron stawia na partnerstwo, aczkolwiek zauważa nierówność potencjałów gospodarczych. Jego odpowiedź jest prosta – Francja bez reform, które on proponuje na polu gospodarczym nie będzie wiarygodna w oczach Niemiec. Merkel wcześniej nie rozpatrywała kwestii pogłębienia integracji. Nie chciała dopuścić do takiej dywersyfikacji, do „Unii wielu prędkości”. Ostatnie miesiące pokazują, że w Berlinie nastąpił w tej kwestii istotny zwrot. Widać to po pracach nad Białą księgą w sprawie przyszłości Europy autorstwa Komisji Europejskiej, w której „Unia wielu prędkości” była jednym z rozpatrywanych scenariuszy; po ostatnim szczycie jubileuszowym w Rzymie, czy wcześniejszym spotkaniu w Wersalu, gdzie na zaproszenie Hollande’a przedstawiciele Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii, przedstawili opinii publicznej wspólną wizję Europy wielu prędkości. Macron idzie w tym samym kierunku.

Jak społeczeństwo francuskie patrzy na Unię Europejską? Francuzi są euroentuzjastami czy eurosceptykami?

Brak tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Francuzi są najbardziej eurosceptycznym narodem. Tak naprawdę jedynie 38% obywateli popierało ten projekt, co gra oczywiście na korzyść Le Pen. Ale jednocześnie liderka Frontu Narodowego mówi o wyjściu ze strefy euro i to już się Francuzom nie podoba – 70% obywateli jest przeciwko temu pomysłowi i to działa na jej niekorzyść. I już po wynikach pierwszej tury mówiło się, że to był chybiony pomysł, że wizja porzucenia wspólnej waluty przestraszyła Francuzów.

Jednak Macron pozostaje liderem sondaży. Ostatnie badania pokazują nawet 60% poparcie dla niego. Jak to się ma do eurosceptycyzmu Francuzów?

Wizja Unii Europejskiej nie jest jedynym wątkiem tej kampanii. Mamy choćby istotny temat socjalny. Front Narodowy osiągnął historyczny sukces – 7 milionów 700 tys. głosów w pierwszej turze. Nigdy wcześniej tylu ludzi nie zagłosowało na tę partię. I to jest ewidentnie podział klasowy. Osoby mało zarabiające, słabo wykształcone lub bezrobotne, mieszkające na prowincji, w mniejszych miejscowościach, na wsi oddają głosy na Le Pen. A na Macrona w pierwszej kolejności głosuje wielkomiejska klasa średnia.

Te wybory uwidoczniły także, jak jeszcze nigdy wcześniej, podział geograficzny na regiony. Wschód, kiedyś bardzo zindustrializowany, dziś głosuje na Le Pen – są to miejsca, gdzie ludzie potracili prace, gdzie przemysł upada. Zachód głosuje na Macrona. Oczywiście ta prawidłowość nie dotyczy dużych miast. To też jest ciekawe, że Le Pen wygrywa w Nord Pas de Calais, a w samym Lille przegrywa – bardziej kosmopolityczna klasa średnia robi swoje.  W ten sposób przecinają się różne identyfikacje: socjalne, geograficzne, unijne.

Jednocześnie trzeba powiedzieć, że Macron jest wymarzonym konkurentem dla Le Pen. Młody, wykształcony, były bankier, przedstawiciel świata finansjery globalistycznej i zgniłego liberalizmu, który doprowadził do osłabienia pozycji Francji. Prawdziwa „wojna światów”.

Macron jest kandydatem establishmentu – to jasne. Tyle że Le Pen też weszła już do politycznego mainstreamu. Jak do tego doszło?

Zmienił się przede wszystkim kontekst bezpieczeństwa. Francuskie społeczeństwo jest społeczeństwem zranionym, bardzo podatnym na emocjonalne manipulacje, co jest oczywiście skutkiem kolejnych zamachów terrorystycznych. I jest to strach realny i uzasadniony. W związku z tym tak jak kiedyś antyimigranckie, antyarabskie i antymuzułmańskie poglądy Le Pen były w przestrzeni publicznej dyskredytowane od razu i określane jako rasistowskie na bardzo moralnym poziomie, dziś trafiają na podatny grunt. Le Pen umiejętnie dostosowała się do zmiany kontekstu, chociażby przez złagodzenie ostrego języka. Teraz w tym dyskursie o bezpieczeństwie jest najbardziej autentyczna.

Drugim kontekstem, który się zmienił, jest gospodarka. Francja znalazła się w olbrzymiej recesji i pogrążona jest w kryzysie gospodarczym. Mamy dwa główne problemy. Pierwszy to wzrost gospodarczy na poziomie 1,1% PKB. Brakuje innowacji, inwestycje znajdują się na niskim poziomie, problemem są wysokie koszty pracy. Drugie wyzwanie to bezrobocie. Co czwarty młody Francuz pomiędzy 18 a 24 rokiem życia pozostaje bez pracy. Le Pen ma najbardziej przekonujący program socjalny. Francuzi uważają, że głównym tematem kampanii wyborczej jest siła nabywcza. Francuzi zauważyli, że pogorszyła się ich siła nabywcza i 8 na 10 badanych uważa, że to właśnie Le Pen jest w stanie ją zwiększyć. Wynika to z tego, że Le Pen przedstawiła krótki i nierealistyczny program zakładający zwiększenie siły nabywczej rodzin, które zarabiają mniej niż 1500 euro netto miesięcznie, przez dodatek w wysokości 80 euro. Program ma kosztować 2 mld euro rocznie i ma być sfinansowany z planów protekcjonizmu gospodarczego.

Co te wybory oznaczają dla Polski?

Zdecydują o kształcie UE. Mimo że Le Pen rozmiękcza swoje stanowisko, nie wiemy do końca, jak się zachowa, kiedy wygra, czy doszłoby do Frexitu. Le Pen zakłada negocjacje przez pół roku z państwami członkowskimi i właściwie nie wiem, jakby to się mogło zakończyć. Zdecydowanie nastawiona jest na przechył woli politycznej, decyzyjności w stronę parlamentów narodowych albo też parlamentu europejskiego w tym kształcie, w jakim on jest teraz, a nie dalsze oddawanie władzy instytucjom brukselskim. To jest wizja pogłębiania kryzysu UE. Macron też jest wyzwaniem dla naszego kraju, ponieważ proponuje wizję „Europy dwóch prędkości”, chce skupić się na wzmocnieniu strefy euro. Jeśli Macron wygra, Polska będzie miała przed sobą aktywnego prezydenta francuskiego. Z cech charakterologicznych wynika, że będziemy mieli do czynienia z aktywną prezydenturą na arenie międzynarodowej  i graniem na wzmocnienie relacji francusko-niemieckich, co jest dla nas szansą z punktu widzenia reaktywacji Trójkąta Weimarskiego. Jedno jest pewne – na pewno nie będziemy się nudzić.