Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Igor Wesołowski  24 kwietnia 2017

Pokolenie tl;dr

Igor Wesołowski  24 kwietnia 2017
przeczytanie zajmie 7 min

Dom, miejsce pracy, fotel w tramwaju, kolejka w sklepie. Pora dnia bez znaczenia. Trzymasz smartfona w ręce. Scrollujesz. Kolejny ciekawy artykuł, temat zupełnie dowolny, ale w tej chwili – kluczowy dla losów świata. Tytuł, nagłówek, ze dwa, trzy akapity, scroll, scroll, czasem like, powrót. Scroll, scroll. To samo. Mija 1,5 godziny. Nie dowiedziałeś się absolutnie niczego.

Brzmi znajomo, prawda? Dotychczas nauka nie stworzyła jeszcze żadnego zgrabnie brzmiącego pojęcia, nazywając wyżej przedstawiony schemat po prostu „przeciążeniem informacją”. Gwałtowna dynamika pojawiających się wiadomości i trudność w ich hierarchizacji powoduje, że przyswajamy więcej, szybciej, krócej, niekoniecznie poszerzając w ten sposób nasze horyzonty. Nie bez powodu rok 2017 został przez kolegium redakcyjne Słownika Oksfordzkiego ogłoszony rokiem postprawdy – to, co wiemy ma coraz mniejsze znaczenie w stosunku do tego, jakie odczuwamy wobec czegoś emocje.

Scrolluję telefon, czytam na laptopie, zerkam na telewizor

Typowy użytkownik smartfona na początku tekstu jest podręcznikowym reprezentantem syndromu tl;dr, tj. z ang. too long; didn’t read.

Określenie to w moim odczuciu możemy używać zarówno w węższym, jak i szerszym znaczeniu. W tym pierwszym, skupiającym się na członie didn’t read, chodzi przede wszystkim o niechęć do przyswajania pogłębionych treści, oczekiwanie krótkich, intensywnych informacji (bodźców) wzbudzających w nas chwilowe, bardzo silne zainteresowanie. Teksty pojawiające się w sieci są dla nas, stałych odbiorców Internetu, za długie, a ich w pełni świadomy, rozumny odbiór wymaga od nas znacznego wysiłku. W znaczeniu szerszym przez too long możemy rozumieć nie tylko za długie, ale także za długo, odnosząc to do całej palety współczesnych, sieciowych zachowań: szybkości przekazywania informacji, dynamiki ich pojawiania się, potrzeby wszechobecnego dostępu do nich. Ważniejsze od tego, co wiemy i jak to rozumiemy, jest to, ile czasu wymaga od nas znalezienie tego w sieci i co jeszcze zdążymy w międzyczasie zobaczyć. Poniższy krótki tekst dotyczy głównie tego węższego znaczenia; o szerszym powstają osobne książki.

Badania przeprowadzone przez Microsoft wykazały, że regularnie korzystający z Internetu potrafią utrzymać koncentracje o sekundę krócej niż złota rybka. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że problem wychodzi daleko poza ramy przyswajania tekstów w Internecie i dotyczy najróżniejszych aspektów marketingu i mediów. W 2015 roku Mindshare Polska pochylił się nad zagadnieniem multiscreeningu,czyli korzystania z kilku urządzeń w tym samym czasie. Okazuje się, że zjawisko dotyczy 70% procent użytkowników Internetu w Polsce, najczęściej łącząc klikanie na telefonie z oglądaniem telewizji. Co istotne, aktywność ta często nie ma żadnego związku z tym, co widzimy na „szklanym ekranie”, a już blisko połowa badanych przyznaje się do równoczesnego korzystania ze smartfona i laptopa. Naturalnie tego typu procesy nigdy nie będą stanowić problemu dla reklamodawców, potrafiących wyłuskać każde, dosłownie, sekundy naszej uwagi dla zarekomendowania swoich produktów. Na naszej wielozadaniowości traci lektura dłuższych tekstów, uważne analizowanie pogłębionych treści, ich rozumienie, wreszcie samo zapamiętywanie tego, co czytamy i widzimy. Jak zachęcić ludzi do czytania książek, skoro problemem jest uważne oglądanie telewizji?

Wielozadaniowość to mit

Nasza dekoncentracja, a więc i problemy z utrzymaniem uwagi nad czytanymi tekstami mają swoją przyczynę w sposobie oddziaływania Internetu na nasz mózg. Nicholas Carr, amerykański publicysta i badacz sieci, w książce Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg?, powołując się na licznie przeprowadzane w tym kierunku badania, stwierdza, że oddziaływanie Internetu na mózg zmienia nasz sposób rozumienia długich treści w ogóle, nie tylko tych czytanych online.

Mózg jest zbiorem neuronów pobudzanych w różnym stopniu, w zależności od rodzaju wykonywanej przez nas aktywności. Umysły analfabetów i umiejących czytać różnią się od siebie – i to pod względem nie tylko tego, jak mówią i rozumieją czyjąś mowę, ale także tego, jak postrzegają to, co widzą i jak to zapamiętują. Nie inaczej jest w przypadku osób czytających w sieci i na papierze.

Amerykański badacz Steave Johnson w 2005 roku wykazał, że osoby często korzystające z Internetu pobudzają większą część mózgu niż osoby oddające się regularnie intensywniej lekturze książek. Podobnie wygląda sytuacja, kiedy zbadamy, jak nasz umysł działa podczas czytania artykułów w Internecie i na papierze. Tu także mamy do czynienia z większym zaangażowaniem mózgu. Podczas lektury tradycyjnej, papierowej książki korzystamy z części umysłu odpowiadających za język i rozumienie pojęć abstrakcyjnych.

W przypadku korzystania z Internetu angażujemy w silnym stopniu także korę przedczołową, której funkcjonowanie uaktywnia się podczas działania pamięci roboczej, dokonywania wyborów, analizowania ich konsekwencji czy uczucia błogostanu.

Na pierwszy rzut oka sprawa przedstawia się dosyć atrakcyjnie – skoro czytanie w sieci angażuje większe pokłady mózgu, to w czym problem? Z percepcją. Za każdym razem, kiedy scrollujemy nasz mózg musi podjąć decyzję, czy treści widziane dookoła nas są dla nas istotne. Czytanie artykułu w Internecie to ciągła walka płata czołowego z moderatorem portalu – reklama, wideo, może felieton na bocznym pasku? Natrafiając na różne „rozpraszacze uwagi”, ćwiczymy umysł, ale także nadmiernie go eksploatujemy. W momencie odwrócenia uwagi i powrotu do początkowo wykonywanej czynności (np. czytania artykułu) ponosimy tzw. koszty przełączenia. Cierpi na tym nasza koncentracja i zdolność do przyswajania dłuższych informacji.

Problemy wynikające z czytaniem pogłębionych treści są rekompensowane poprzez wzmacnianie naszych umiejętności wykonywania wielu zadań. Takie założenie jest skutecznie podtrzymywane przez marketing internetowy, lansujących pisanie krótkich, prostych i niewymagających od czytelnika żadnego wysiłku materiałów. Sposób sprzedawania treści w Internecie znajduje się w pełnej symbiozie z tym trendem – im więcej klikamy, tym więcej treści potencjalnie jesteśmy w stanie zobaczyć. Włącz powiadomienia na każdym sprzęcie, informacje zawsze pod ręką, sprawdzaj wiadomości, gdzie tylko chcesz. Multitasking sprzedaje się znacznie lepiej niż koncentracja.

Wszystko, co nieważne jest ważne

Skąd zatem taka chęć do częstego „przełączania się”? Mózg zachowuje swoją plastyczność przez całe nasze życie, nie jest to jednak równoznaczne z jego elastycznością. Znacznie chętniej ćwiczymy to, co jest naszą regularną czynnością niż to, czego dawno nie robiliśmy. Jak pisze wspomniany wyżej Carr: „Im częściej przeskakujemy z linka na link i wymieniamy krótkie wiadomości, tym rzadziej komponujemy pełne zdania i akapity i tym rzadziej oddajemy się cichej refleksji i kontemplacji.”

Niewykorzystywane zasoby biorą udział w działaniach, które są dla naszego mózgu bardziej priorytetowe. Niestety miesza się w to wszystko także dopamina, czyli neuroprzekaźnik odpowiadający za nasz układ nagrody i poczucie satysfakcji. Jak nietrudno się domyślić, tworzy to wszystko zamknięty krąg – odwracamy naszą uwagę, dokonując nieustannych, drobnych wyborów, wykorzystujemy zasoby przeznaczone do intensywnej lektury, przyzwyczajamy się do tego i karmimy za pomocą systemu nagrody. Syndrom tl;dr odżywia się tym pasożytniczym układem. Lektura dłuższej treści nie rekompensuje pustki spowodowanej brakiem możliwości przeskakiwania z wątku na wątek.

Niski poziom koncentracji wpływa w oczywisty sposób na to, co jesteśmy w stanie zapamiętać z przeczytanego tekstu.

Wszystkie bodźce atakujące nas podczas korzystania z Internetu stanowią dla naszej pamięci roboczej obciążenie poznawcze. Zbyt wielka ilość informacji pojawiających się wokół nas utrudnia przekształcanie ich w konkretne schematy poznawcze, a w konsekwencji prowadzi do permanentnego rozproszenia.

Pamięć robocza, postawiona pod ścianą kontentu zaczyna wariować – nie jest w stanie zbudować hierarchii informacji.

Długie, ale jednak krótkie

Wszechobecnie zauważalna tendencja do skracania treści pozornie nie idzie w parze z trendami obecnymi w kulturze masowej. W rzeczywistości tl;dr z powodzeniem odnalazł się Harry Potter, opasłe tomiszcza skandynawskich kryminałów czy serie książek Stephenie Meyer. Zauważalna od wielu lat moda na serialowe epopeje także wydaje się przeczyć przedstawionym trendom. Długie treści zamiast wypadać z rynku utrzymują się na nim bez większego problemu.

Kwestię ta w ciekawy sposób zdiagnozowana przez Jacka Dukaja w felietonie Za długie, nie przeczytałem z Tygodnika Powszechnego z 2010 roku. Autor, wychodząc także od refleksji nad Płytkim umysłem Carra, podejmuje się próby opisania kondycji współczesnej kultury, wskazując na trzy cechy charakterystyczne wspólne dla literatury popularnej i seriali: mikromoduły narracji, czyli fragmentaryczną budowę fabuły, skonstruowaną na krótkich sekwencjach dialogów i częstych zmianach akcji; symultaniczność, czyli rozbijanie historii na dziesiątki postaci, wątków i lokalizacji umożliwiające nam utrzymanie koncentracji nad treścią; wreszcie kapsulacje, czyli konieczność utrzymania w pamięci niewielkiej ilości danych do pełnego odnajdywania się w czytanej książce czy oglądanym serialu.

Tak skonstruowana powieść guglowa stanowi zdaniem pisarza modus operandi kultury pierwszej dekady XXI wieku – połączenie wielkiej treści z kompulsywnym podawaniem informacji, przypominającym pracę na wyszukiwarce.

W podany schemat idealne wpisuje się popularna saga Pieśni lodu i ognia Georga R.R. Martina. Zarówno literacka, jak i serialowa seria opiera się na krótkich sekwencjach wydarzeń przedstawianych z perspektywy różnych bohaterów. Gra o tron pojawiła się w powszechnej świadomości 6 lat temu, wraz z początkiem emisji serialu. Pomimo powszechnego znużenia niektórymi wątkami i niespełnionymi pragnieniami unicestwienia niektórych postaci (źródło: poważny, naukowy wywiad na próbie kilkunastu znajomych), fabuła może ciągnąć się praktycznie w nieskończoność. Prawdopodobieństwo trwałego zniechęcenia się produkcji jest mocno ograniczone poprzez jej guglowy charakterkora przedczołowa jest pobudzana przez ciągłe zmiany akcji i przemieszczanie się po Westeros, zaspokajając tym samym nasz skutecznie wyrobiony odruch przełączania się.

 ***

Czy czeka nas całkowite wyjałowienie długich, głębokich treści i zastąpienie ich wyłącznie krótkimi bodźcami? Procesy przedstawione powyżej z pewnością nie doprowadzą natychmiastowo do degradacji długiego czytania. Wobec wszechobecnego „szumu” wyróżniają się projekty wybitnie „ciche”, wymagające nie jednej, a blisko 100 godzin koncentracji, takie jak Biblia Audio. Superprodukcja.

Nie należy także popadać w zbytni dogmatyzm, uznający rozproszenie uwagi za jednoznacznie destruktywne. Jak pokazali w swoich badaniach naukowcy z Uniwersytetu Northwestern dekoncentracja idzie w parze z kreatywnością, umiejętnością znalezienia nieszablonowych rozwiązań i tworzenia ciekawych pomysłów.

Jednak należy zdawać sobie sprawę, że otoczenie informacyjne oddziałuje nieustannie na nasz umysł, wpływając na percepcje rzeczywistości. Okazji do „twórczego rozproszenia” nie musimy specjalnie szukać, ta część naszego umysłu jest wystarczająco zaspokajana przez codzienny udział w kulturze informacji. Zachęcam zatem do poszukiwania ciszy i nieulegania syndromowi tl;dr. Zapewniam – bardzo trudno czyta się Biesy przy włączonym Facebooku.