Brexit. Tu nie ma zwycięzców
Napięcie w relacjach między Brukselą a Londynem rośnie. Z obydwu strony jak na razie nie widać skłonności do ustępstw. Taka strategia jest ryzykowna dla Wielkiej Brytanii, gdyż przy braku kompromisu za dwa lata straci dostęp do rynku wewnętrznego UE. Warto pamiętać, że także druga strona ma sporo do stracenia – wynik negocjacji w dużym stopniu zdefiniuje przyszły kształt integracji europejskiej. Polska nie ma dziś wpływu na proces negocjacyjny, ale przykład Hiszpanii pokazuje, że jako państwo średniej wielkości możemy mieć coś do powiedzenia w rozmowach z Londynem.
Pod koniec marca 2017 roku, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, premier Wielkiej Brytanii Theresa May uruchomiła formalny proces wyjścia tego państwa z UE. Celem Brytyjczyków jest zawarcie jak najbardziej korzystnej umowy o dostępie do rynku wewnętrznego po opuszczeniu Unii. Najlepiej bez przyjmowania interpretacji i rozstrzygnięć regulacyjnych Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), przy jak najmniejszym dofinansowaniu budżetu UE, a także zachowaniu jak największej swobody w zakresie kontroli migracji ludności i regulowania ich warunków pobytu na Wyspach Brytyjskich.
Co istotne, dla May priorytetem jest dość szybkie wynegocjowanie umowy na okres przejściowy, do czasu zakończenia rozmów o docelowej umowie gospodarczej. Negocjacje mogą bowiem ciągnąć się bardzo długo i trudno oczekiwać, aby zakończyły się przed upływem dwóch lat, a taki właśnie czas przewiduje Traktat. Później członkostwo państwa opuszczającego UE automatycznie wygasa, a taki scenariusz oznaczałby dla Londynu m.in. utratę dostępu do rynku wewnętrznego. Z tego powodu trudno się dziwić brytyjskim zapowiedziom możliwego wycofania się ze współpracy w zakresie bezpieczeństwa w przypadku fiaska negocjacji i tzw. twardego Brexitu.
Jaka jest strategia UE wobec tych planów? Strona unijna dąży do podzielenia negocjacji na trzy części.
W pierwszej kolejności muszą zostać ustalone warunki Brexitu. Bruksela żąda przede wszystkim zapłacenia dotychczasowych zobowiązań Wielkiej Brytanii w wysokości około 60 mld euro, a także określenia zasady funkcjonowania obywateli brytyjskich w UE i obywateli UE na Wyspach.
Dopiero po ustaleniu tych dwóch kwestii będzie można przejść do drugiego etapu i zająć się problemem dostępu Wielkiej Brytanii do rynku wewnętrznego. Bruksela postawi zapewne twarde warunki, stojące w kontrze do oczekiwań Londynu, takie jak: poszanowanie dla czterech swobód (w tym swobody przepływu ludności), akceptacja regulacji UE i rozstrzygnięć TSUE czy też partycypacja w budżecie UE. Bez wynegocjowania wspomnianych warunków nie będzie jednak zielonego światła do rozmów o umowie przejściowej, stanowiącej trzeci etap negocjacji. Warto przy tym podkreślić, że podobnie jak Londyn, także Bruksela podbija stawkę i zwiększa presję na rząd Theresy May, dając np. Hiszpanii prawo weta w spornej sprawie statusu Gibraltaru. UE gra również kartą szkocką, co ma dodatkowo osłabić pozycję negocjacyjną Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, ostatnio Hiszpania wyraźnie złagodziła swoje dotąd nieprzejednane stanowisko wobec ewentualnej aplikacji niepodległej Szkocji do UE.
Zapowiada się zatem twarda bitwa o Brexit, która może prowadzić do eskalacji emocji oraz animozji społecznych. Niewątpliwie stroną mającą znacznie silniejszą pozycję w negocjacjach jest UE. To ona jak na razie dyktuje warunki proceduralne i zakres merytoryczny negocjacji. Zbyt silna asymetria tych negocjacji, a zwłaszcza strategia narzucenia Brytyjczykom rozwiązań korzystnych wyłącznie dla UE, może być jednak przeciwskuteczna. Będzie ona bowiem prowadzić do poważnych pęknięć we wzajemnych relacjach w strategicznej perspektywie. Stanie się tak zwłaszcza wtedy, kiedy strona unijna będzie chciała ukarać Londyn za Brexit i pokazać całemu światu, jak wielkie koszty niesie ze sobą wychodzenie z Unii.
Natomiast Brytyjczycy, chcąc zwiększyć własną pozycję negocjacyjną, będą szukać wsparcia zarówno poza UE, jak i w samej Wspólnocie. W tym pierwszym przypadku naturalnym sojusznikiem są Stany Zjednoczone. Wciąż nie wiadomo jednak, w jakim stopniu administracja prezydenta Trumpa, sympatyzująca jak dotąd z Brexitem, będzie gotowa wesprzeć Brytyjczyków.
Ponadto Londyn będzie poszukiwał sojuszników w samej UE, co otwiera przestrzeń do wielu równoległych negocjacji bilateralnych. Ich celem będzie zapewne osłabienie jednomyślności wewnątrz Unii, a przede wszystkim osłabienie największych oponentów Londynu.
Jest nim przede wszystkim Francja, która dąży do wykorzystania Brexitu do wzmocnienia własnych interesów gospodarczych, jak również symbolicznego napiętnowania państwa opuszczającego wspólnotę w celu odstraszenia ewentualnych innych chętnych do podążania za tym przykładem. Tę linie wspierają także Niemcy, które grają na wzmocnienie spójności wewnątrzeuropejskiej i wspierają roszczenia wszystkich mniejszych państw wobec Wielkiej Brytanii, m.in. Irlandii i Hiszpanii.
Czekają nas zatem jedne z najpoważniejszych, a zarazem najostrzejszych negocjacji międzynarodowych ostatnich lat. Polska nie ma w nich kluczowego znaczenia. Inne państwa UE w znacznie większym stopniu wpływają na warunki i agendę rokowań. Zasadnicze znacznie mają głównie Francja i Niemcy, ale warto podkreślić rosnącą rolę Hiszpanii, która pokazuje, że także państwa średniej wielkości mogą mieć tutaj coś do powiedzenia.
Jaki byłby najbardziej korzystny dla naszego kraju rezultat negocjacji między UE a Wielką Brytanią? Zwykle podnosi się kwestię statusu obywateli UE pracujących na Wyspach albo utrzymania brytyjskiego wkładu do unijnego budżetu. Są to oczywiście sprawy istotne z naszego punktu widzenia, ale w mojej opinii dużo ważniejsze jest wypracowanie odpowiedniego modus operandi dla przyszłych relacji między UE a państwem członkowskim, które zdecyduje się opuścić Wspólnotę. Tym bardziej, że inne państwa mogą pójść śladem Brytyjczyków. Dlatego sprawą kluczową jest zachowanie strategicznych i przyjaznych relacji Unii oraz państw członkowskich z Wielką Brytanią.
W dyskusji na ten temat pojawiła się nawet koncepcja tzw. partnerstwa kontynentalnego, przedstawiona w zeszłym roku przez znany, europejski think tank Bruegel. Zakłada ona zapewnienie dostępu byłego członka Unii do rynku wewnętrznego przy jednoczesnym udziale takiego państwa w niektórych politykach UE, które bezpośrednio wiążą się z tym rynkiem.
Co wydaje się jednak najważniejsze, partnerstwo kontynentalne ma w założeniach zapewnić wpływ decyzyjny w ramach instytucji międzyrządowych na przyszłe regulacje dotyczące rynku wewnętrznego. Ponadto, partnerstwo mogłoby stać się forum uzgadniania stanowisk w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.
Wprawdzie obserwując wzrost napięć w relacji między Brukselą a Londynem koncepcja ta z każdym dniem wydaje się coraz mniej prawdopodobna, ale warto potraktować ją jako dobry punkt zaczepienia do namysłu nad zasadniczymi celami polskiej polityki wobec rozpoczętych właśnie negocjacji.
Materiał pierwotnie został opublikowany na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.