Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Karolina Olejak, Tomasz Woźniak  21 lutego 2017

Woźniak: Lekomania to choroba naszych czasów

Karolina Olejak, Tomasz Woźniak  21 lutego 2017
przeczytanie zajmie 6 min

Tabletka przeciwbólowa to prawdziwy symbol naszych czasów. Działa natychmiast, automatycznie, likwiduje problem u jego źródła – znamy te wszystkie slogany z tysięcy reklam. Do tego dochodzi szeroka dostępność tego typu medykamentów: od supermarketów po stacje benzynowe, zawsze dobrze wyeksponowane, umieszczone tuż przy kasach, niezbyt drogie. Nerwice, zaburzenia snu, nawet depresje – to wszystko próbujemy nieraz zaleczyć tabletkami, które uzależniają.

Znalezienie specjalisty od lekomanii to była prawdziwa gimnastyka. Czy tak mała ich liczba wynika z tego, że mamy do czynienia z chorobą stosunkowo nową, a więc jeszcze słabo zbadaną? 

Nazwała Pani lekomanię chorobą – to już duży krok naprzód, gdyż w Polsce brakuje świadomości, że lekomania to takie samo uzależnienie jak alkoholizm, narkomania czy uzależnienie od hazardu. Istotą lekomanii jest odcięcie się od własnych emocji: pigułka ma nam pozwolić na redukcję lub ucieczkę od emocjonalnych napięć związanych z codziennym życiem i jego wyzwaniami.

Wychodzi więc na to, że lekomania to choroba cywilizacyjna, twór naszych, zbyt szybkich, czasów.

Coś w tym jest. Tempo życia przyspieszyło, nie ma w nim miejsca na słabości, ból, chorobę. A skoro nie możemy sobie pozwolić na odłożenie spraw na później, potrzebujemy błyskawicznego remedium – i tutaj wkracza tabletka przeciwbólowa, prawdziwy symbol naszych czasów, tak samo szybki jak prędkość naszego życia. Działa natychmiast, automatycznie, likwiduje problem u jego źródła – znamy te wszystkie slogany z tysięcy reklam. Do tego dochodzi szeroka dostępność tych leków: od supermarketów po stacje benzynowe, zawsze dobrze wyeksponowane, umieszczone tuż przy kasach, niezbyt drogie.

Nerwice, zaburzenia snu, nawet depresje – to wszystko próbujemy nieraz zaleczyć tabletkami, które uzależniają. To kolejne przyczyny lekomanii. Często nie chodzi o samo sięgnięcie po dane medykamenty, lecz nie stosowanie się do dawek przepisanych nam przez lekarza. W końcu my wiemy lepiej, chcemy pozbyć się dolegliwości szybciej, więc bierzemy pigułkę pięć, nie dwa razy dziennie. Mówimy wtedy o jatrogenności, czyli przypadłości wywołanej poprzez leczenie innej choroby.

Dodatkowo, uzależnienie od leków często łączy się z uzależnianiem od innych substancji. Nieraz zdarzają się sytuacje, kiedy osoba  rezygnująca z przyjmowania alkoholu zamienia go na leki zawierające benzodiazepny, czyli substancje wyciszające, które mają ukoić objawy odstawienne. W ten sposób płynnie przechodzimy z jednego uzależnienia w drugie.

Według badań rokrocznie wzrasta w Polsce ilość sprzedawanych leków. W 2015 r. było to 680 mln opakowań. Czy wraz ze zwiększającą się ilością sprzedawanych leków obserwują Państwo wzrost liczby osób dotkniętych lekomanią?

Tak naprawdę trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ wzrostowi liczby sprzedawanych leków towarzyszy coraz większa świadomość na temat tej choroby.  Obserwowana tendencja wzrostowa wynika również z tego, że dzięki coraz szerszej wiedzy na temat lekomanii łatwiej ją diagnozować, i osoby potrzebujące pomocy częściej się po nią zgłaszają.

Rosnącej ilości sprzedawanych opakowań towarzyszy także rosnący rynek reklam farmaceutyków. W konsekwencji pacjenci coraz częściej przychodzą do lekarza po receptę na konkretny specyfik, który wcześniej mu ładnie zareklamowali w telewizji lub radiu. Sami lekarze, szczególnie w odniesieniu do leków przeciwbólowych i uspokajających, są często zbyt mało czujni, nieświadomi skali potencjalnego zagrożenia uzależnieniem od przepisywanych medykamentów.

Leki uśmierzające ból to tylko jedna strona medalu. Tymczasem reklamy ibuprofenu zaczynają coraz częściej przegrywać liczbowo z reklamami leków i suplementów diety. Przykładem może być przypadek różnych specyfików na pobudzenie apetytu u dzieci. Tymczasem brak apetytu może z jednej strony być objawem choroby, a jego ,,kamuflowanie’’ może okazać się niebezpieczne, a z drugiej – po prostu sytuacją, w której dziecko nie potrzebuje jeść więcej i stymulowanie apetytu różnymi substancjami nie jest korzystne dla jego zdrowia. Czy Pana zdaniem rośnie nam pokolenie zasadniczo zdrowych ludzi, dla których suplement diety staje się regularnym towarzyszem codziennego życia?

Należy wyraźnie odróżnić lekomanię jako zaburzenia psychiczne oraz zaburzenia zachowania spowodowane przyjmowaniem substancji nasennych i uspakajających od przyjmowania leków w sposób kompulsywny – jako próbę stworzenia wrażenia poradzenia sobie z trudnymi sytuacjami tworzącymi napięcie. Natomiast suplementacja diety jest odrębnym tematem i nie możemy go jednoznacznie połączyć z lekomanią.

Tak jak wszyscy Polacy znają się na sporcie i polityce, tak coraz częściej stajemy się też ekspertami od zdrowia. W konsekwencji rodzi nam się zjawisko „leczenia na własną rękę”, w oparciu o reklamy czy informacje zawarte na forach, słabo weryfikowalne, często będące po prostu zakamuflowaną reklamą ze strony konkretnych koncernów farmaceutycznych.

W przypadku samej lekomanii niebezpieczne są fora osób już dotkniętych tym problemem, ponieważ są to miejsca, gdzie można znaleźć wiele informacji na temat środków odurzających, ich psychoaktywnego działania oraz ich nielegalnego pozyskiwania z ogólnie dostępnych medykamentów. Leki, które uzależniają, to przede wszystkim te na receptę, natomiast istnieją również leki powszechnie dostępne np. zwykłe syropy na kaszel, zawierające substancje psychoaktywne, np. kodeinę, pseudoefedrynę, zaburzające świadomość. Lektura takich forów pozwala dotrzeć do tych leków i wykorzystywać je niezgodnie z ich przeznaczeniem.

Samo zjawisko „leczenia na własną rękę” wydaje się wynikać z tendencji rozproszenia informacji medycznych. Z jednej strony nie korzystamy już tylko z wiedzy lekarza, z drugiej – coraz częściej i z coraz większym zaufaniem sięgamy po te różne internetowe fora. W końcu tak jest szybciej i wygodniej niż czekać w kolejce w przychodni. Tyle że takie postępowanie  często opóźnia właściwą diagnozę, a znacznie trudniej jest wyleczyć kogoś z choroby leczonej niewłaściwie lub takiej, która została bardzo późno zdiagnozowana, co w konsekwencji rodzi całkiem wymierne koszty społeczne i finansowe. Czy środowisko lekarzy, którzy zajmują się problemem uzależnień od leków, podejmuje jakieś działania w kierunku walki z tymi zjawiskami? Myślę tu np. o jednej bazie rekomendowanych specjalistów i ośrodków, z której może skorzystać zarówno lekarz pierwszego kontaktu, jak i sam pacjent, bez potrzeby błądzenia po przypadkowych stronach internetowych różnych placówek.

Myślę, że zjawisko „ leczenia na własną rękę” wynika m.in. z trudności w dostępie do lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej, a także do specjalistów. Mnożące się trudności w dostaniu się do lekarza sprawiają, że osoby potrzebujące pomocy sięgają po leki ogólnodostępne, tworząc tym samym pozory leczenia, co wiąże się często z licznymi konsekwencjami, które mogą przejawiać się w różnych formach np. powikłania wynikające z źle leczonej choroby lub powikłania będące konsekwencją nieprawidłowego przyjmowania leków.

To stąd wynika frustracja pacjentów i ich rezygnacja z czekania w kolejce. W tym miejscu wkracza zaś reklama i mamy to, co mamy. Bazę placówek zajmujących się pomocą osobom uzależnionym prowadzą odpowiednie instytucje, np. Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Myślę, że korzystanie z nich nie jest dość powszechne. Rozpowszechnienie w placówkach medycznych wykazu miejsc, w których osoba uzależniona znajdzie pomoc odwykową ułatwiłaby jej dotarcie do leczenia

Jak wygląda proces diagnozowania, a później leczenia lekomanii?

W Polsce istnieją trzy drogi. Idąc od najmniej intensywnej: leczenie ambulatoryjne, w trybie dziennym i stacjonarnym. Ambulatoryjne można porównać do wizyt w poradni rodzinnej. Osoba, która ma problem, odbywa jedną, dwie wizyty w tygodniu, podczas których podejmowana jest terapia. W przypadku oddziału dziennego pacjent spędza w nim 5 dni w tygodniu, po 8 godzin dziennie. Można to porównać do pełnoetatowej pracy – pacjent przychodzi na „dniówkę”, a w tym czasie specjaliści prowadzą z nim szereg działań terapeutycznych. Składają się na nie głownie praca w grupie terapeutycznej i praca podczas indywidualnych sesji terapeutycznych, a także psychoedukacja dotycząca zjawiska uzależnienia. Jak wskazują liczne badania, połączenie tych form oddziaływania terapeutycznego jest aktualnie optymalnym leczeniem uzależnienia. Oddział Dzienny Centrum Odwykowego przy Zgierskiej w Warszawie prowadzi leczenie właśnie w takiej formie. Cały ten proces trwa minimum 8 tygodni i dostosowany jest indywidualnie do potrzeb danej osoby. Wreszcie jest leczenie stacjonarne. W tym przypadku jest to opieka 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Kluczem jest więc wyciągnięcie pacjenta ze środowiska, w którym trudno mu zachować abstynencję. Jak widać, chodzi tutaj o przypadki osób, które mają duże trudności w utrzymywaniu abstynencji od leków. Osobiście nie znam ośrodków, które zajmowałyby się  wyłącznie samą lekomanią.

Wracając do początku naszej rozmowy, uzależnienia mają wspólne mechanizmy choroby. Dlatego też tworzenie odrębnych jednostek leczących mija się z celem. Tym bardziej, że coraz częściej spotykamy się ze zjawiskiem politoksykomani, czyli jednoczesnego uzależnienia od kilku substancji psychoaktywnych. Pamiętajmy o jednym – lekomania to choroba nieuleczalna. Tak jak mamy niepijącego alkoholika, tak mamy niebiorącego lekomana.