Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Kamil Wons  20 lutego 2017

Rosyjska szkoła manipulacji

Kamil Wons  20 lutego 2017
przeczytanie zajmie 7 min

Po rosyjskiej agresji na Ukrainę karierę w mediach zaczęło robić pojęcie wojny informacyjnej oraz idące za nią baśniowe określenia takie jak trolle, zielone ludziki czy, mniej bajkowa, wojna hybrydowa. Zasadnym wydaje się postawienie pytania co one tak naprawdę oznaczają i skąd się wzięły. Okazuję się bowiem, że ich metryka jest znacznie starsza niż 2014 rok.

Na początek mała uwaga terminologiczna: wojna informacyjna jest określeniem stosowanym przez publicystów, podczas gdy rosyjscy wojskowi i teoretycy wolą używać pojęcia walki informacyjnej. Najogólniej – wojna/walka informacyjna jest to rywalizacja o kontrolę nad szeroko rozumianymi zasobami informacyjnymi.

Dwa źródła rosyjskiej walki informacyjnej

Z teoretycznego punktu widzenia ma ona dwa źródła. Pierwszym są powstałe na Zachodzie koncepcje tzw. wojen IV generacji. Chodzi o rozwijane od lat 80. zagadnienia takie jak wojny: cybernetyczna, niezabijająca czy hybrydowa. Wszystkie można sprowadzić do rozważań nad tym, jak zyskać nad przeciwnikiem przewagę (a najlepiej całkowicie go pokonać) bez uciekania się do wielkoskalowego bezpośredniego starcia. Dlatego celem działań będzie w ich wypadku głębokie zaplecze przeciwnika, jego społeczeństwo, gospodarka, infrastruktura krytyczna etc.

Tzw. generacje wojen są, w pewnym uogólnieniu, modelem teoretycznym, mającym na celu pokazać jak wraz z rozwojem technologicznym i społecznym odchodzono od bezpośrednich form walki na rzecz starć pośrednich. Pierwszą generację wojen cechowały zmagania przypominające rozgrywkę szachów. Na z grubsza określonym polu bitwy stawały naprzeciwko siebie wyraźnie oznaczone zwarte formacje po to, aby walczyć ze sobą w bezpośrednim starciu. Dążenie do atakowania przeciwnika, samemu będąc bezpiecznym (druga generacja) doprowadziło ostatecznie do wielkiego klinczu w postaci wojny pozycyjnej. To z kolei dało impuls do wypracowania doktryn mających na celu osłabienie przeciwnika poprzez punktowe ataki w miejsca wrażliwe, odcięcie głównych sił od zaopatrzenia, a następnie likwidację wyizolowanych oddziałów (trzecia generacja). Przykładem działań wedle tej logiki był Blitzkrieg czy obie wojny w Zatoce Perskiej. Od tego miejsca był już tylko krok do rozważań o paraliżu głębokiego zaplecza przeciwnika, czyli jego społeczeństwa.

Drugim źródłem wojny informacyjnej jest wschodnia tradycja rozmyślań nad polityką oraz wywodzące się z niej rosyjskie doświadczenia prowadzenia działań wojennych. W kulturze szeroko rozumianego Wschodu powszechna jest refleksja nad wygrywaniem konfliktów dzięki działaniom zakulisowym. Poczynając od Sztuki Wojny Sun Tzu, poprzez na wpół mityczne działania sekty Asasynów i japońskich ninja po – studiowane także dziś na rosyjskich uczelniach wojskowych – traktaty bizantyjskich strategów. W wymiarze praktycznym mamy do czynienia z towarzyszącymi Rosji przez całą jej historię metodami działań niebezpośrednich. Poczynając od „opriczniny” i tajnych kancelarii, przez rządy ambasadorów u kresu I Rzeczypospolitej, po rozwijaną od początku istnienia ZSRR aktywność wywiadu i kontrwywiadu oraz tzw. wojny psychologiczne.

Kreml protestuje przeciwko wojnie w Wietnamie

Okresem modelowym w tym ostatnim wypadku będą lata 60. i 70., kiedy to KGB i GRU prowadziły operacje obliczone na dezintegrację wewnętrzną społeczeństw zachodnich.

Okresem wzmożonych działań była wojna w Wietnamie. Przez ponad dwie dekady radzieckie służby specjalne wspierały, moderowały czy wręcz fundowały różnego rodzaju ruchy kontestacyjne. Ruchy pacyfistyczne były koordynowane przez utworzoną jeszcze w latach 50., w Warszawie Międzynarodową Radę Pokoju.

Powiązana z nią była organizacja International Union of Students (jedna z czołowych w tamtym czasie organizacji studenckich na świecie) wspierana i finansowana przez Związek Radziecki. Zajmowała się ona m.in. propagowaniem ideologii lewicowych oraz organizacją protestów przeciwko wojnie w Wietnamie. Poza tym wspierano ruchy antynuklearne, jak np. brytyjską Kampanię na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego, której liderami byli członkowie Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, a jednym z czołowych jej działaczy był profesor Vic Allen, TW Stasi o pseudonimie Fryzjer.

Wspierano również radykalnie lewicowe organizacje terrorystyczne jak Rote Armee Fraktion. Wielu liderów rewolucji ‘68 miało powiązania z radzieckim wywiadem, np. nazwisko Joschki Fischera (późniejszego lidera niemieckich zielonych) przewija się w sprawie zamachu terrorystycznego na wiedeńską siedzibę OPEC w 1975 roku (miał on przechowywać w swoim mieszkaniu broń użytą do zamachu). Na wszelkie możliwe sposoby posługiwano się tzw. pożytecznymi idiotami, czyli dziennikarzami i publicystami głoszącymi sprzyjające ZSRR tezy. Jednocześnie wspierano ruchy lewicowe w państwach Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej, takie jak Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli czy Sandinistowski Front Wyzwolenia Narodowego. Kuźnią rewolucyjnych kadr Trzeciego Świata był moskiewski Uniwersytet Przyjaźni Narodów im. Patrice’a Lumumby.   

Moskwa uczy się na błędach

Dochodzimy do kluczowego dla współczesnych moskiewskich elit doświadczenia, które ufundowało ich dzisiejszą doktrynę wojny informacyjnej. Był nim kontratak Zachodu, który doprowadził do rozpadu ZSRR. USA, które otrząsnęło się po klęsce w Wietnamie, przystąpiło do kontrofensywy, wykorzystując pełne instrumentarium wojny psychologicznej. Poczynając od działań dyplomatycznych i rozbijania bloku państw socjalistycznych (słynny „manewr Nixona” i reset w relacjach z Chińską Republiką Ludową), poprzez działania ideologiczne (rozpoczęcie krucjaty przeciwko „Imperium Zła”), ekonomiczne (COCOM, embarga, sabotowanie cen ropy i wciągnięcie ZSRR w wyścig zbrojeń), „wojny zastępcze” (tzw. proxy wars, np. wspomaganie mudżahedinów w Afganistanie) po oddziaływanie społeczne (wspieranie ruchów dysydenckich, promocja ideologii praw człowieka).

Prawie dwie dekady zmasowanych działań wymierzonych w ZSRR doprowadziły do jego rozpadu i zwycięstwa USA w zimnej wojnie. Było to szokiem dla radzieckich elit. Został on w znacznej mierze pogłębiony poprzez działania Stanów Zjednoczonych w trakcie wojen w byłej Jugosławii, gdzie Serbowie stali się ofiarami amerykańskich działań propagandowych, oraz dominacji Waszyngtonu w instytucjach międzynarodowych.

Te wydarzenia zdeterminowały rosyjskie postrzeganie polityki międzynarodowej.

Nie bez znaczenia pozostaje również struktura poradzieckich elit, w przytłaczającej większości wywodzących się z dawnych KGB i GRU. Dlaczego akurat one? Odpowiedź jest prosta – były to jedyne struktury w ZSRR, dysponujące skutecznymi i pozytywnymi kryteriami awansu.

W służbach najważniejsze były kompetencje, podczas gdy w reszcie państwa dominował model „BMW” (bierny, mierny, ale wierny). Dodatkowo, służby jako jedyne posiadały pełną wiedzę o świecie zewnętrznym oraz kontrolowały ośrodki naukowe i analityczne. Nie dziwi więc, że to one przejęły ster władzy w Rosji po okresie „Jelcynowskiej Smuty”.

Zagraniczne granty też mogą być zagrożeniem

Już w 2000 roku, tj. w pierwszym roku prezydentury Władimira Putina, zaktualizowano Doktrynę wojenną Federacji Rosyjskiej oraz przyjęto Doktrynę bezpieczeństwa informacyjnego Federacji Rosyjskiej. Oba te dokumenty zawierają stwierdzenia niepozostawiające złudzeń co do moskiewskiej percepcji wojny. Wśród zagrożeń zewnętrznych wymienia się „wrogie i szkodzące bezpieczeństwu wojskowemu Federacji Rosyjskiej i jej sojuszników działania informacyjne (informacyjno-techniczne i informacyjno-psychologiczne)”, sytuację międzynarodową ma cechować „zaostrzenie się walki informacyjnej oraz wykorzystywanie technologii informacyjnych i innych (w tym nietradycyjnych) w agresywnych (ekspansjonistycznych) celach”. Współczesną wojnę rozumie się m.in. jako „aktywną rywalizację informacyjną, dezorientację opinii publicznej w poszczególnych państwach i całej światowej opinii publicznej”. Co ciekawe, do technologii tych zalicza się również „interwencję humanitarną”.

Obie doktryny cechuje rozmywanie różnic pomiędzy zagrożeniami zewnętrznym i wewnętrznymi, podkreślanie znaczenia niewojskowych narzędzi oraz ideologizacja walki. To, co na Zachodzie uważane jest jeszcze za soft power, w Rosji jest już rozumiane w kategoriach wojennych. W tym kontekście nie dziwią ustawy ograniczające wspieranie organizacji pozarządowych z zagranicy.

Istotną cechą walki informacyjnej w wydaniu rosyjskim jest objęcie nią nie tylko przeciwnika, ale również własnych obywateli. Posiada ona znamiona wojny totalnej, przy czym z perspektywy Moskwy ma charakter defensywny. Jak w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej należy zmobilizować wszelkie zasoby, aby uniknąć unicestwienia. Przejawem takiego myślenia są np. słowa płk. FSB Jurija Kurnosowa, który w swoich opracowaniach promuje potrzebę stworzenia tzw.  rosyjskiej szkoły analityki informacyjnej. Według autora „ułatwi to wychowanie zdrowo myślących obywateli, zdolnych do przeciwstawienia się ekspansji obcych struktur i kultur, prowadzącej do informacyjnego spustoszenia świadomości, tj. mentalnego ludobójstwa Rosjan” oraz „ma zabezpieczyć: przejęcie przez Rosję historycznej perspektywy przejścia do nowej sytuacji geopolitycznej, zarządzanie zhierarchizowanymi systemami społecznymi, w tym zarządzanie mechanizmami ich samoorganizacji, a także realizację projektów specjalnych”.

Dla elit moskiewskich, „kolorowe rewolucje” są „bronią cywilizacyjną” stosowaną przeciwko „ruskiemu mirowi”.

Ze strony rosyjskiej narzędziami tej wojny cywilizacji są telewizja RT (dawniej Russia Today) oraz serwis internetowy Sputnik. Manipulują one informacjami poprzez odpowiednie ich zestawianie, pomijanie istotnych faktów, stosowanie półprawd czy nagłaśnianie jednostkowych przypadków jako normy. Publikują materiały „z tezą” oraz piętnują hipokryzję Zachodu. W celu uwiarygodnienia przekazu werbują pracowników wśród młodych i ambitnych dziennikarzy państw zachodnich. Inną bronią są tzw. brygady trolli, czyli specjalne komórki służb specjalnych, zajmujące się dezinformacją w sieci. Od pisania komentarzy, przez fabrykowanie wiadomości, po paraliżowanie uznanych za wrogie kanałów informacji. Oczywiście w stałym użyciu są „pożyteczni idioci”, którzy rozprowadzają zmanipulowane informacje lub sami je kreują, bez niczyjej pomocy. W ten sposób tworzy się efekt kuli śniegowej.

Wojna informacyjna w praktyce

Idealnie można ją było obserwować na przykładzie informacji dotyczących nielegalnych imigrantów (pamiętacie pewnie informacje o rosyjskich „gierojach” broniących dyskoteki czy mszczących się na obozie dla uchodźców). Nie zawsze chodzi o promowanie określonej idei, punktu widzenia czy sposobu zachowania, często celem jest dezorganizacja systemu informacyjnego, kreowanie szumu i paraliż przepływu idei, danych czy decyzji. Tak jak w czasie konfliktu konwencjonalnego – czasem wybiera się zniszczenie mostu czy węzła komunikacyjnego zamiast jego zdobycia. I co istotne, fałszywą informację wystarczy tylko spreparować i umieścić w odpowiednim miejscu w sieci – Internet zrobi już resztę.

Rosjanie pokazali, że potrafią przeprowadzać operacje informacyjne na szeroką skalę. Na Krymie połączyli je z działaniami konwencjonalnymi, gdzie garstka „zielonych ludzików” przy wsparciu zaplecza dezinformacyjnego i działań specjalnych była w stanie zrobić to, co w normalnym konflikcie wymagałoby pełnoskalowej wojny z udziałem tysięcy żołnierzy. Swoją siłę Rosjanie pokazali również w trakcie wyborów prezydenckich w USA. Tak naprawdę nie wiemy dziś, jaki był realny wpływ służb specjalnych na wygraną Trumpa.

Paradoks polega na tym, że nie wiemy nawet czy „wsypa” rosyjskich hakerów podczas wykradania danych też nie była operacją specjalną, mającą na celu pokazanie siły Moskwy, a wyciek danych z Wiki-Leaks nie był równoważony przez „uranowe kontrakty” Hillary Clinton. Istnieje nawet prawdopodobieństwo, że celem nie było zwycięstwo którejś ze stron, a „tylko” skłócenie Amerykanów i dezorganizacja Stanów Zjednoczonych.

Oczywiście nie tylko Putin używa narzędzi wojny informacyjnej, robi to każdy świadomy aktor polityki międzynarodowej. Przywołałem przykład rosyjski ze względu na jego specyfikę oraz fakt, że stanowi dla nas największe zagrożenie. Żeby przeciwstawić się temu zagrożeniu należy przede wszystkim uświadomić sobie, że żeruje ono na emocjach, a szczególnie na strachu i nieufności. Paradoks polega na tym, że tropiąc wszędzie agentów Moskwy można nieświadomie ją wspierać. Dlatego ważne jest dbanie o spójność społeczną, jakość mediów i instytucji oraz zaufanie do nich. Sami sobie odpowiedzmy, czy w państwie Muchy, Petru, Macierewicza i Misiewicza jesteśmy do tego zdolni.