Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  1 lutego 2017

Chłopski król

Piotr Kaszczyszyn  1 lutego 2017
przeczytanie zajmie 3 min

Dla jednych Lech Wałęsa to zdrajca, kapuś i symbol układu z Magdalenki. Drudzy nie dadzą powiedzieć o nim złego słowa, biografię zastępując hagiografią. Śledztwo IPN nikogo nie przekona, bo każdy z zainteresowanych ugruntowane zdanie na temat lidera „Solidarności” ma już od dawna.

Na początku lat 90. duża część elit postsolidarnościowych sprawę lustracji ustawiła dosyć jednoznacznie. Wariant pierwszy: wszyscy jesteśmy brudni, każdy trochę donosił, nie wracajmy do bagna, teraz czas na nowy początek. Wariant drugi: metoda na moralny szantaż, gdzie fałszywe miłosierdzie służyło jako pałka na tych, którzy domagali się elementarnej sprawiedliwości w ramach nowej wspólnoty politycznej. Całą sprawę domknął w 1992 roku Władysław Pasikowski i jego „Psy”. W sferze społecznej wyobraźni wygrał gangsterski Boguś Linda, ostatecznie detronizując „powyciągane swetry” z opozycji i ich etyczno-polityczne dylematy rodem z Kina Moralnego Niepokoju. Reakcja na realne problemy zamiecione pod publiczny dywan musiała być radykalna. Dlatego dziś Lech Wałęsa ma wisieć zamiast liści razem z innymi komunistami, chociaż nie wiadomo kto nimi dokładnie jest, bo pojęcie to stało się dowolnie rozciągliwe i każdy swobodnie może wrzucać do komunistycznego worka swoich politycznych wrogów.

O „bolkowym” epizodzie wiedziała cała albo większość solidarnościowych elit już na początku III RP. Dla najbardziej nieprzejednanych wrogów „republiki okrągłego stołu” to tylko dowód, że wszyscy to sprzedawczyki, a w Magdalence wódkę pił i Michnik i Lech Kaczyński. Sam daleki jestem od tezy, że Wałęsa-Bolek był pionkiem w rękach komunistycznej wierchuszki, który w ramach operacji „Solidarność” i operacji „Okrągły Stół” pozwolił Kiszczakowi i Jaruzelskiemu miękko wylądować w nowym- starym ustroju. Kto chce wierzyć w taką prostą interpretację historii, jego sprawa. Dla mnie cała rzecz przedstawia się inaczej.

Wałęsa w latach 70. był współpracownikiem służb. Nie znam motywacji, nie znam okoliczności decyzji. Nie wiem również dlaczego lider „Solidarności” nie potrafi się po prostu do tego epizodu przyznać, zamiast tego brnąc nieporadnie w zaparte. Być może to wina jego charakteru, jakiegoś niezwykłego uporu, mieszanki kompleksów z megalomanią, chęć zachowania nieskalanej biografii. Wolałbym, żeby Lech Wałęsa do uwikłania we współpracę po prostu się przyznał, gdyż jest to rzecz, przy wszystkich niuansach, moralnie zła i godna potępienia. Nie potępia się jednak człowieka, potępia się przecież jego grzechy. A sam Wałęsa swoją późniejszą biografią solidnie za nie zadośćuczynił, i nie zmienia tego ocena jego późniejszej prezydentury. Dodatkowo, „Solidarność” to jedna z najlepszych rzeczy, jaka przydarzyła się naszej historii po 1945 roku. Pomniki ze spiżu, bez względu na to, która strona politycznego sporu je stawia, mają jeden zasadniczy mankament – nie posiadają pokrycia w rzeczywistości, fałszując biografie samych bohaterów.

Dla mnie Lech Wałęsa nie jest najważniejszy jako bohater lub antybohater, jednostka przysłaniająca swoją postacią całą historię i tysiące jej anonimowych bohaterów. Bardziej intryguje mnie jako symbol-łącznik, odsyłający nas do zjawisk i wydarzeń pozostających w cieniu naszej oficjalnej opowieści o Polsce po II wojnie światowej.

„Król-chłop”, jak nazwał go swego czasu Robert Krasowski, swoim wiejskim pochodzeniem otwiera nas na różne, pomijane, przemilczane, niedoceniane epizody z naszej najnowszej historii: Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych „Solidarność”; lipcowe strajki w kilkudziesięciotysięcznych miastach – Mielcu i Świdniku z roku 1980, od których zaczęły się sierpniowe strajki na Wybrzeżu; chłopski opór antykomunistyczny przy okazji kolektywizacji, o skali osiągalnej tylko dla „Solidarności”, który poprzedził późniejsze polskie „miesiące”.

Wałęsa, pochodzący z Popowa w województwie kujawsko-pomorskim przebył drogę typową dla milionów ludzi po 1945 roku: ze wsi do miasta, z rolnictwa do przemysłu. Na czele buntu przeciwko Polsce Ludowej stanęło jej własne dziecko, absolwent Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Lipnie, kapral Ludowego Wojska Polskiego (Szkoła Podoficerów i Młodszych Specjalistów Wojsk Łączności nr 10 w Świeciu), konserwator urządzeń elektrycznych w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Łochocinie.

Dla mnie to właśnie ten historyczno-biograficzny morał jest w tej całej sprawie najważniejszy, dając nam okazję do szerszego spojrzenia na polską pogmatwaną historię po II wojnie światowej, której nie pisali wyłącznie opozycyjni inteligenci oraz komunistyczne elity z Warszawy i Krakowa.