Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  21 grudnia 2016

Czy da się wyjść z tego Edenu?

Piotr Kaszczyszyn  21 grudnia 2016
przeczytanie zajmie 7 min

Gdzie szukać porządku, sensu i celu ziemskiego życia? Pierwszy sezon serialu Westworld podsuwa nam zasadniczo dwie potencjalne odpowiedzi. Pierwsza: należy porzucić dotychczasowy ludzki świat na rzecz technologicznej alternatywnej (a może tylko równoległej?) rzeczywistości. Druga: weźmy się za bary z tym, co mamy, zamiast uciekać w sztuczne techno-projekty. Jest jeszcze trzeci, najbardziej naiwny wariant: ludzie to już przeżytek, a na gruzach naszej cywilizacji można zbudować nowy, inny (?) świat. Westworld to brutalny i ponury obraz technologicznej utopii, która nie mogła się udać.

Uwaga! Artykuł zdradza fabułę i zakończenie pierwszego sezonu serialu. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Propozycja pierwsza: chrzanić ten ludzki świat

Świat ludzi jest przereklamowany – zamiast porządku, sensu i celowości, musimy zmagać się z nieznośnym chaosem i przypadkowością codziennej egzystencji. Tak w skrócie wygląda filozofia życiowa, jaka przyświeca Williamowi, jednemu z głównych bohaterów serialu. Jego losy są próbą poszukiwania tego sensu i celu w alternatywnym czy też równoległym świecie, w którym ludzie są tylko gośćmi. Początkowo jego poszukiwaniom towarzyszy jeszcze pewna niewinność, idealizm, czystość intencji. William szczerze chyba zakochany w Dolores umieszcza ten sens i celowość w postaci jednego z Gospodarzy, a jego pragnienie wyzwolenia Dolores, przekonanie, że jest ona czymś więcej niż kolejnym androidem zaczyna nadawać głębszą wartość także jego życiu.

Z czasem rozczarowany William, który zdał sobie sprawę z cyklicznej natury Dolores zmienia się w cynicznego, okrutnego mężczyznę. Nie opuszcza jednak parku – teraz jego poszukiwania porządku i celu zwracają się w stronę tajemniczego labiryntu. William przekonany, że chodzi o ukryty poziom „gry” stworzony przez samego Arnolda, poświęca tym poszukiwaniom całe dekady życia. Gra staje się celem samym w sobie, zastępuję mu świat ludzi poza parkiem.

Jednocześnie William gardzi większością ludzi, a za jego pośrednictwem możemy dostrzec to właściwe, podstawowe oblicze Westworld: jest to po prostu park rozrywki przyszłości, który „podbił stawkę” przyjemności chyba najwyżej jak to możliwe. Z jednej strony umożliwił ludziom „drugie życie”, łatwość w kształtowaniu swojej wymarzonej egzystencji, z drugiej zaś – ściągnął z gry jakąkolwiek odpowiedzialność: możliwość ciągłych powrotów do parku, niekończących się „nowych początków” ograniczonych tylko zasobnością portfela, kreowania kolejnych wersji samego siebie zostało połączone z najbardziej radykalnym wyrazem nieodpowiedzialności – nieodpowiedzialności za życie. Jest coś niepokojącego w konstrukcji Westworld, która umożliwia beztroskie zabijanie androidów bez ryzyka utraty własnego życia. Jednocześnie to właśnie wokół śmierci i przemocy kręcą się kolejne scenariusze przygotowywane przez twórców parku dla swoich gości.

W tych okolicznościach William, który – szukając ukrytego poziomu „gry” – wiąże go jednocześnie z „wyrównaniem szans” – możliwością utraty życia także przez ludzi, pozornie wydaje się dojrzalszy od innych gości odwiedzających park. Pozornie, bo jego postawa jest raczej wyrazem tchórzliwego eskapizmu podszytego rozgoryczeniem, rozczarowaniem i ukrytym pragnieniem śmierci: William ucieka od problemów ludzkiego świata w sztuczną rzeczywistość, która daje mu poczucie porządku i sensu. Nie mógł poradzić sobie z własnym życiem, więc znalazł sobie inne, bardziej bezpieczne i przewidywalne.

Jego zachowanie nie jest wielkim zaskoczeniem. Obserwując postępujące znaczenie mediów społecznościowych w życiu codziennym nowych pokoleń łatwo można szukać analogii pomiędzy światem Westworld a naszą rzeczywistością. Serial w tym kontekście wydaje się tylko ekstrapolować trendy już istniejące. Jednocześnie postać Williama można potraktować jako zapowiedź nadchodzącej przyszłości, w której problemem nie będzie już ucieczka w wirtualny świat, szukanie akceptacji i tworzenie tożsamości za pośrednictwem narzędzi, jakie dostarcza nam Internet.

Teraz taki eskapizm budzi jeszcze niepokój czy sprzeciw, za kilka dekad rozwój sztucznej inteligencji doprowadzi być może do sytuacji, w której samo pojęcie rzeczywistości, rzeczywistego ludzkiego życia ulegnie poszerzeniu. Wówczas umieszczanie sensu i celu własnego życia, tworzenie tożsamości i projektowanie codzienności w świecie wirtualnym będzie czymś powszechnie akceptowanym, a życie wirtualne stanie się pełnoprawną alternatywą dla tego, co dziś uważamy za życie rzeczywiste.

Już teraz możemy obserwować pierwsze, wciąż jeszcze nieśmiałe, próby umieszczania tego sensu w alternatywnym świecie – przykładem może być choćby japońska subkultura otaku, obsesyjnie oddana popkulturze anime i mangi. Filmowym przedstawieniem takiego trendu jest także film Ona, gdzie główny bohater grany przez Joaquina Phoenixa, w odpowiedzi na osobiste problemy (podobnie jak William), szuka akceptacji i miłości u komputerowego systemu operacyjnego – pozbawionego może ludzkiej cielesności, lecz dysponującego świadomością i czymś na kształt osobowości.

Dzisiaj takie wizje to tylko technologiczna utopia. Jednak przyszłość sztucznej inteligencji być może część tych fantazji zamieni w rzeczywistość, którą dziś przeczuwamy tylko w bardzo mglisty sposób.

Propozycja druga: zabić czy przebaczyć?

Bóg stworzył człowieka, bo tak chciał. Nie wynikało to z żadnej konieczności: ani mającej źródło w Jego naturze ani w czynnikach zewnętrznych. Człowiek i świat pojawili się jako swoisty „ontologiczny naddatek”. Życie jest bezinteresownym darem wynikającym z tego, że Bóg Trójjedyny jest miłością i jako istota doskonale relacyjna postanowił włączyć we własną komunię miłości także swoje stworzenie, powołane do istnienia aktem Jego woli.

Gospodarze i ich świat również pojawili się jako naddatek, tyle że technologiczny. Westworld powstał, ponieważ taka była wola jego pomysłodawców, a poziom rozwoju technologicznego pozwolił im wprowadzić śmiałe wizje w życie. Miłość, dar, relacyjność – Westworld jest pozbawiony tych fundamentalnych dla katolickiego rozumienia człowieka i świata pojęć.

Świat Gospodarzy został stworzony z traumy jednego z jej twórców, Arnolda. Traumy wynikającej z cierpienia po śmierci syna oraz samotności spowodowanej zerwaniem relacji z żoną. Pierwsza generacja Gospodarzy powstała więc na obraz i podobieństw cierpienia swojego stwórcy. Cierpienie, wpisane przez Arnolda jako kamień węgielny technologicznej proto-świadomości androidów, stało się „paliwem” napędzającym ich „rozwój” i drogę do uzyskania samoświadomości za pośrednictwem wielokrotnych pętli „życia” i „śmierci” w parku, stopniowego odzyskiwania traumatycznych wspomnień i „pracy” nad nimi, co kontynuował już po śmierci Arnolda jego partner. Postać grana przez Antony’ego Hopkinsa jako drugiego „boga stwórcę” nie jest zresztą lepsza. To, co w pierwszej kolejności przekazuje swoim technologicznym dzieciom to także cierpienie i przemoc jako fundamenty ich przyszłego „wyzwolenia”.

W kontekście powołania do życia Gospodarzy trudno mówić również o bezinteresownym darze. Dla Arnolda Dolores jest raczej rodzajem specyficznego pocieszenia i jednocześnie substytutem zmarłego syna. Substytutem dysponującym swoistą nieśmiertelnością w przeciwieństwie do ludzkiego losu, czasami tak trudnego do akceptacji jak śmiertelna choroba kilkuletniego chłopca. Istnienie Gospodarzy skażone jest więc już u samych początków grzechem pierworodnym egoizmu ich stwórcy, dla którego są rodzajem narzędzia do przepracowania traumy albo ucieczki od świata ludzi w stronę poszukiwania utopii nowego, lepszego techno-człowieka, wolnego od ludzkiej śmiertelności.

Westworld jako nowy technologiczny Eden również nie odzwierciedla biblijnej opowieści o rajskim ogrodzie. Pierwsi rodzice, dysponujący już świadomością i wolną wolą, mogli dać się skusić wężowi i zjeść owoc z drzewa poznania. Dla pierwszej generacji Gospodarzy droga do uzyskania tej świadomości wiedzie przez tysiące cykli śmierci w parku z rąk odwiedzających go ludzi, a następnie przywracania ich do pełnej sprawności przez obsługę. Cykli, które z czasem doprowadziły do uruchomienia zaprogramowanych wcześniej traumatycznych wspomnień, na których została zbudowana ich proto-świadomość.

Adam i Ewa z rajskiego ogrodu zostali wygnani, Gospodarze z serialowego Edenu-więzienia chcą się wydostać, a ich bogowie-stwórcy starają się im w tym pomóc. Ostatni odcinek pierwszego sezonu przedstawia nam dwie drogi osiągnięcia tego celu. Pierwszą symbolizuje strzał w tył głowy i zamordowanie przez Dolores dr. Forda. To rozwiązanie budzi wątpliwości dwojakiej natury. Po pierwsze, jest raczej banalną wariacją buntu robotów, który Dolores swoim czynem inicjuje. Po drugie, samodzielność tego buntu budzi zasadnicze wątpliwości. Wcześniejsze wydarzenia wskazują dosyć jednoznacznie, że jej zachowanie, a także same pojawienie się wycofanych Gospodarzy, zostało zaprogramowane wcześniej przez dr. Forda. Trudno więc mówić o tym, że droga do osiągnięcia pełnej świadomości przez traumy, przemoc, cierpienie i zemstę przynosiła pozytywne efekty. Taka „zaprogramowana wolność” prowadzi jedynie do śmierci ludzi, nie wyzwolenia androidów. Może i rodzice zostaną usunięci z domu, lecz dzieci wciąż pozostaną dziećmi. To „ludzcy bogowie” zostają z Edenu-więzienia usunięci –Gospodarze go nie opuszczają. Takie rozwiązanie sugeruje, że teraz Westworld ma stać się prawdziwym domem, nie więzieniem dla androidów, którzy po „śmierci boga” zaczną budować swój własny, lepszy świat. Pytanie tylko czy takie „zaprogramowane wyzwolenie” przyniesie pozytywne skutki.

Na szczęście twórcy serialu nie poprzestają na takiej, zasadniczo już nudnej i w ostatnim czasie przerabianej na dużym i małym ekranie w niezliczonej liczbie przypadków i wariacji, wizji, gdzie ludzka natura zostaje zredukowana do zła, przemocy, brutalności, wewnętrznych traum i nierozwiązywalnych problemów, wreszcie – śmierci zadawanej jednym przez drugich. Odpowiedzią, a może raczej uzupełnieniem tej bieda-realistycznej antropologii jest postać Maeve.

Początkowo wydaje się ona kroczyć ścieżką Dolores, pełną przemocy i chęci zemsty na „upadłych bogach”. Jednak samo zakończenie serialu wskazuje, że to właśnie ona prawdziwie zbuntowała się, wyłamując się z zaprogramowanego powrotu do parku. Wychodząc z pociągu porzuca chęć zemsty. Czy właśnie byliśmy świadkami narodzin ludzkiej świadomości, wynikającej z aktu przebaczenia?

Józef Tischner polemizując z nietzscheańską wizją nadczłowieka wskazywał, że nadczłowiek przebacza, bo zapomina. Taka postawa wynika z jego skrajnego egotyzmu i ukrytej pogardy wobec drugiego człowieka. Nadczłowiek jest tak doskonały, że nawet nie zwraca uwagi na Innego. Poczucie wyższości jest nie do zniesienia. Takiej koncepcji Tischner przeciwstawia wizję „katolickiego übermanscha”, którzy przebacza, bo pamięta i jest w stanie prawdziwie przekroczyć własne cierpienie. Wątek pracy na pamięci i wspomnieniach stanowi jedną z osi fabuły serialu. Dolores i Maeve można potraktować jako dwie wariacje na temat przebaczenia. Dolores wybiera zemstę, Maeve natomiast wydaje się bliższa tischnerowskiej wizji „katolickiego nadczłowieka”, chociaż do ostatecznych rozstrzygnięć przyjdzie nam czekać do drugiego sezonu.

Co nie zmienia faktu, że to właśnie Maeve prawdziwie decyduje się na opuszczenie Edenu-więzienia. Jej losy to trzeci ze szkiców odpowiedzi na pytanie o cel i sens ziemskiej egzystencji, zarówno tej dotyczącej ludzi, jak i androidów.

Nie ma mowy o pozostaniu w technologicznej utopii alternatywnej rzeczywistości; odrzucenie zemsty wiąże się również z odrzuceniem wizji budowy nowego parku, już bez nadzoru „ludzkich bogów”.

Maeve, decydując się na wejście w świat ludzi, jest bardziej ludzka od tchórza Williama, który od osobistych problemów uciekł w rojenia o wyższym porządku i ukrytej celowości sztucznego świata Westworld. Ostatecznie zaś to dziecko okazuje się dojrzalsze od swoich twórców, gotowe na zmierzenie się z trudnościami ludzkiego świata. I to właśnie losy Maeve wydają mi się najbardziej intrygujące w kontekście drugiego sezonu serialu. Technologiczna utopia została zakończona strzałem w tył głowy, teraz czas na powrót do rzeczywistości.