Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Alicja Brzyska, Andrzej Muszyński  17 grudnia 2016

Muszyński: Starego świata już nie ma

Alicja Brzyska, Andrzej Muszyński  17 grudnia 2016
przeczytanie zajmie 6 min

Temat wsi w literaturze występował od dawna, ale nurt chłopski rozpoczął się, kiedy jego przedstawiciele nauczyli się pisać. XIX wiek to okres, w którym pojawili się tacy twórcy jak Jan Kasprowicz i Władysław Orkan. W kolejnym stuleciu, zwłaszcza w jego drugiej połowie, nurt ten cieszył się większą popularnością, bo był też sponsorowany przez politykę kulturową kraju. Niemniej autorzy tacy jak Wiesław Myśliwski, Julian Kawalec czy Tadeusz Nowak choć pochodzili ze wsi, byli już mieszkańcami miast. Zmiany polityczne i społeczno-obyczajowe, jakie dotknęły wieś, odcisnęły mocne piętno na literaturze. Masowe i zarazem odgórnie projektowane przez państwo przechodzenie od kultury agrarnej do miejskiej pociągnęło za sobą pewien kryzys tożsamości. Nagle okazało się, że nie jest tak łatwo odpowiedzieć na pytanie „kim jestem” i „skąd pochodzę”. Teraz wracamy do tych dyskusji, zarówno w debatach filozoficznych, społecznych, jak i za pośrednictwem literatury. Z pisarzem Andrzejem Muszyńskim rozmawia Alicja Wielgus.

Czy w pisaniu o prowincji żywy kontakt ze wsią raczej pomaga (bo widzi się wszystko z bliska), czy utrudnia (bo pisanie z perspektywy „obok” pozwala na szerszy ogląd)?

Myślę, że nie ma tu reguły. Maciej Płaza, autor Skorunia, twierdzi, że trzeba wyjść z tego świata, aby go dobrze opisać. Myśliwski, Nowak też są potwierdzeniem takiej hipotezy –  pisali o wsi, żyjąc w mieście. Z dystansu patrzy się inaczej. W ten sposób, zupełnie żywiołowo, powstała moja pierwsza książka Miedza. Ale ja nie kalkuluję, kiedy piszę, nie sugeruję się trendami. Napisałem te opowiadania, bo tęskniło mi się poniekąd za żywiołową wsią polską z lat 90., taką, którą pamiętam. I tyle. Mówiło się wtedy w ogóle w ponury sposób o prowincji jako o miejscu dusznym. A ja zapamiętałem co innego, pełno ludzi na ulicach, przestrzeń. Poza PGR-ami transformacja na wsi przeszła stosunkowo łagodnie.

Kiedy pisałem tę książkę, mieszkałem w Krakowie, ale parę kawałków napisałem w swoim pokoju na wsi. Więc reguły nie ma. W każdym razie chciałem wyjechać z tego miasta, bo na powietrzu lepiej się czuję. Lubię się przejść po lesie, wejść na skałę.

No więc teraz znów piszę spod lasu. To w ogóle bardzo komfortowa sytuacja – być częścią danego miejsca, żyć w zgodzie z ludźmi, a jednocześnie pisać, poniekąd o nich. Tak sobie myślę, że ta literatura, która opisuje pozamiejski pejzaż, jest chętnie czytana w mieście, bo tego się nie da wymyślić. Mogę sfabrykować każdą fabułę z udziałem człowieka, ale przyrody nie wymyślisz, ją można tylko obserwować, nieudolnie naśladować.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że: „Miedza powstała w wyniku wkurzenia. Niespecjalnie potrafiłem pogodzić się z tym, jak zmienia się wieś, co dzieje się z jej dawną, dobrze mi znaną żywiołowością”. Jakie zmiany na wsi uważasz za negatywne, tak jak wspomniany zanik żywiołowości?

Pewnie czułem rozdźwięk między tym, jaki jest stereotyp wsi a tym, co pamiętam i widzę. Z drugiej strony rzeczywiście się wkurzyłem, że robi się pusto na ulicach. Coś odchodzi. Idziesz i nikogo spotkać nie można. Pamiętam, szlag mnie trafiał, że wycięli wszystkie ławki przed domami, gdzie ludzie się spotykali. Było to naprawdę symboliczne, zresztą napisałem o tym opowiadanie Ławka. Wtedy, kiedy pisałem Miedzę, przejmowało mnie to wszystko. Dziś już nie.

Literatura może być odpowiedzią na pytanie o tożsamość? Czy dlatego teraz nurt literatury wiejskiej staje się popularny?

Jakaś moda się chyba nawet robi. Ja w każdym razie na dłuższy czas ten watek zamknąłem. Może dlatego, jak wspominałem, że trzeba poświęcić trochę czasu, żeby wiarygodnie odmalować pejzaż. Trzeba w nim dłużej pobyć. W mieście, gdzie jest najwięcej czytelników, tego nie ma. A pejzaż jest ładny. Tęsknimy za nim, siedząc w pracy, w miastach. A przecież my prawie wszyscy ze wsi.

Mam wrażenie, że jest to związane z dyskusjami dotyczącymi społecznych korzeni współczesnego polskiego społeczeństwa.

Pewnie tak i pewnie to się raptem skończy. Dziś wszystko szybko przychodzi, odchodzi, nie ma co sobie zawracać tym głowy. Ale trzeba pamiętać, że te zmiany polskiej wsi, kres kultury chłopskiej to nie jest kwestia ostatnich lat, ale ponad stu.

Zdaje się, że literatura próbuje jednak tę wieś, która wciąż przechodzi zmiany, zatrzymać.

Niech próbuje. Wieś to ziemia, praca na roli, zwierzęta, niejednoznaczna więź z tymi zwierzętami, niezwykła bliskość, a zaraz szlachtowanie. A przecież dziś już tych małych gospodarstw jest coraz mniej. Ludzie dojeżdżają do pracy do miast. Nie ma roboty w polu, nie ma wsi. To praca napędzała tę kulturę, styl, światopogląd.

W opowiadaniu Mleko piszesz: „Chcieli nowego świata i go dostali. Myśleli, że uciekną przeszłości i przeznaczeniu. Lecz wtedy jeszcze stali, synowie chłopów i pasterzy, prawnuki dworskich parobków. Stali jeden koło drugiego w białych plastikowych butach z nowych sklepów w pożydowskich miasteczkach, licytując się, kto nosi na sobie więcej forsy. W drodze do domów błądzili w pijanej maglinie, gubiąc w rowach pamięć, imiona i testamenty ojców. Wyśmiewali się z takich wieśniaków jak ja, drepczących po krowie mleko w dziurawych trampkach, z obitą bańką”. Ginie pewien świat, ale może ta nowa wieś jest lepsza?

Był taki czas, w latach 90., kiedy na wieś wstąpiło „nowe”. Jak to zwykle na wsi – nagle. I mamił ten wielki świat. Kiedy ktoś wychowuje się w małej miejscowości, to koniecznie chce się z niej wyrwać. Różnie się to kończy. W moim przypadku tak, że po latach wróciłem.

Na pewno ten specyficzny związek człowieka z ziemią trwał przecież całe wieki, od zarania ludzkości. Jesteśmy więc chyba w bardzo znaczącym momencie dziejowym. To dzieje się na całym świecie. Czy to dobrze, czy źle? Nie mam pojęcia. Moja intuicja jest taka, że nie.

rozmowie z nami prof. Piotr Nowak, socjolog wsi i rolnictwa, dużo mówił o mentalnych zmianach wśród mieszkańców wsi. Okazuje się, że w momencie upadku pewnego etosu wiejskiego, ale też wskutek biedy, traci się poczucie siły, bezpieczeństwa i sensu tego, kim się jest i co się robi. Stąd też, jak wynika z badań, odsetek ludzi popełniających samobójstwa jest wyższy na wsi. Ten motyw również pojawia się w Miedzy. Bohater, który ukradł ojcu samochód, pobił się z rodzicem i uciekł, popełnił ostatecznie samobójstwo. Nie da się żyć w tym świecie bez hierarchii, ustalonych wzorców?

Trudno mówić o wsi jako o jednym organizmie. Co dom to inna kultura, muzyka, zainteresowania. To w ogóle kraina paradoksów. Mnie się wydaje po prostu, że w ogóle trudno żyć bez wzorców, bez jakiejkolwiek ostatecznej instancji. Ci, którzy wierzyli, że jest inaczej, słabo kończyli, jak ten bohater właśnie, albo byli po prostu nieszczęśliwi.

Podkrzywdziu występuje bohater, który bardzo mocno uosabia wieś tradycyjną, dziadek. Czym jest tytułowe „podkrzywdzie” i do czego służy dziadkowi Diariusz Dni Słonecznych?

No tak, dziadek to faktycznie przedstawiciel starej kultury chłopskiej, która odchodzi. Wspólnota się rozpada. Dziadek prowadzi Diariusz Dni Słonecznych, w którym rejestruje zmiany klimatu. Bo pogoda wariuje – zimą nie ma śniegu, słońca nie widać. Ja próbowałem przecież nasz świat opisać w tej historyjce. Podkrzywdzie to jego miejsce. Tylko jego. To jego tajemnica. Jak ktoś widzi tajemnicę, nie stracił tego, to już jest szczęśliwy. Potrafi się zachwycić.

W czasie, kiedy pisałem tę książkę, byłem tym wszystkim autentycznie zafascynowany, jak dziecko, właśnie, jak dziecko. Łaziłem gdzieś ciągle i szperałem w starych opowieściach z regionu.

Pamiętam, dowiedziałem się, co robiono, kiedy kobieta poroniła. Zakopywano wówczas płód pod progiem. Jeśli ktoś się powiesił w domu, też wynosili go pod progiem. Boże, jaka piękna scena. Wydało mi się to nieprawdopodobne. Okazało się to prawdą, potwierdzały to prace etnograficzne. Takie sceny zaczęły się napędzać, mnożyć, zawładnęły mną. Podobało mi się, jak wiele więcej można oddać przez symbole. Poszedłem z przyjemnością w taką „półbaśń”. Szukałem języka, w którym choć trochę można oddać te wszystkie obsesje. One się wtedy skupiły jak w soczewce, odleciałem.

Przy pisaniu o wsi konieczne jest odwoływanie się do źródeł naukowych?

Po prostu chciałem sprawdzić parę rzeczy, bo niektóre opowieści z okolicy wydały mi się niewiarygodne. Fascynujący świat, niebieskie chałupy, jak w półśnie. Byłem ciekaw, komu strzeliło do głowy, żeby malować domy na niebiesko, całe wsie. Rezerwat żywej baśni. W takiej okolicy żyję.

Mroczne wąwozy, uroczyska, aż się włos jeżył. W książce M. Biernackiej przeczytałem na przykład takie zdanie na temat kultury chłopskiej: solidarność w podtrzymywaniu życia. Ładne, prawda? Od razu mi się przypomniały sceny z dzieciństwa. Podtrzymywać, bo regulował je nakreślony przez przyrodę porządek. Dużo pokory w tym było. W ogóle praca na roli uczy naprawdę dużo pokory, tej prawdziwej, nie na pokaz. Większość bez większego bólu przyjmowała obowiązujące zasady, dziś już na taki komfort nie można liczyć. Praca wprawiała w trans, medytację.

Ciekawie opowiadają o tym ksiądz Strzelczyk w rozmowie z profesorem Vetulanim w książce wydanej przez ZNAK.

Jednocześnie w tej kulturze występuje dużo przemocy, grozy, fałszu…

Na pewno, nie ma co do tego wątpliwości. No ale przecież inaczej nudno by było, cukierkowo. Trzeba pamiętać, że jest to społeczność zamknięta – mało ludzi, mała przestrzeń, wszystko widać na zewnątrz. W mieście to wszystko też występuje, tylko jest bardziej zakamuflowane.

Opozycja dziadka i Stójkowego w Podkrzywdziu nie jest przypadkowa. Stójkowy to postać, która próbuje do tradycyjnej wsi wprowadzić nowy porządek i zarazem zniszczyć stary. Czy tym samym ta opowieść może być historią budowy nowoczesnego podmiotu?

Stójkowy jest uosobieniem czegoś, co przychodzi z zewnątrz. W tym przypadku filozofuje jak islamski myśliciel. Stary świat, w dużej mierze przez niego, rozpada się. Następuje destrukcja rytuałów. Zostają same pozory, tak piętnowane. Pozór kojarzy się z fałszem. A pozór to często pogłos czegoś ważnego – forma, w którą można wpasować nową treść. Formę szybko się niszczy, trudniej tworzy. Główny bohater, w każdym razie, narrator, dostrzega to i ceni. Próbuje je ratować. Chce opowieścią wskrzesić tę krainę marzeń.

Do tej pory posługiwałeś się językiem mitu w swoich opowieściach. Czy możemy liczyć na realistyczny obraz wsi w Twoim wykonaniu?

Na pewno. Ale na razie wydaję powieść o biznesie i pieniądzach, a potem na parę lat uciekam z bohaterami z Polski na Południe. I coś mi się wydaje, że to już ostatnie moje spotkanie i rozmowa o tematyce wiejskiej w literaturze. Fajrant.