Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Państwo musi współpracować z deweloperami

Bezpośrednia aktywność państwa w mieszkalnictwie powinna być ograniczona do mieszkań socjalnych i komunalnych, a w sektorze wolnorynkowym ograniczać się przede wszystkim do zapewnienia uczciwej konkurencji i stabilnego prawa. W przypadku Mieszkania Plus nasze wątpliwości budzi przede wszystkim zapis o możliwości uwłaszczenia wynajętych mieszkań. Takie rozwiązanie jest niesprawiedliwe i jednocześnie pozbawia państwa potrzebnego narzędzia wpływania choćby na ceny mieszkań na rynku najmu. Branża deweloperska jest biało-czerwona. Obecność podmiotów zagranicznych jest znikoma, a sam rynek złożony jest głównie z małych rodzinnych firm. Z Konradem Płochockim, dyrektorem generalnym Polskiego Związku Firm Deweloperskich rozmawia Maciej Dulak.

Czy zdaniem dyrektora generalnego Polskiego Związku Firm Deweloperskich polskie państwo powinno prowadzić politykę mieszkaniową?

Jest to konieczne.

Na czym konkretnie ta polityka powinna polegać?

Na rynku nieruchomości wyróżniamy trzy segmenty: mieszkania socjalne dla osób, których nie stać na samodzielne pokrycie kosztów mieszkaniowych; mieszkania wspomagane, gdzie pomoc państwa jest już ograniczona; mieszkania wolnorynkowe. Państwo musi być obecne w dwóch pierwszych segmentach.

Trzeci obszar pozostawiając w rękach podmiotów prywatnych?

Obecność państwa w segmencie wolnorynkowym powinna być ograniczona do niezbędnego minimum – zadaniem państwa jest stworzenie odpowiednich warunków dla jego naturalnego rozwoju: od zapewnienia uczciwej konkurencji, przez stabilność przepisów, po szybką realizowalność procedur.

Czyli kolejna przeregulowana branża.

Dokładnie. Należy odejść od regulowania wszelkich możliwych szczegółów dotyczących budownictwa. Absurdy takie jak wymóg, aby drzwi otwierały się do wewnątrz, a nie na zewnątrz powinny zostać zlikwidowane.

Innym przykładem są przepisy przeciwpożarowe. Chodzi dokładnie o regulacje dotyczące garaży podziemnych. Na chwilę obecną deweloperzy muszą wydać po kilkaset tysięcy złotych na zabezpieczenia przeciwpożarowe w garażu podziemnym. Nie po to, aby ugasić ewentualny pożar, ale tylko w celu ułatwienia pracy straży pożarnej. Co roku miliardy złotych marnowane są przez nabywców mieszkań na zabezpieczenia garaży podziemnych, które i tak mamy bezpieczniejsze niż w Szwajcarii, podczas gdy wiadomo, że jesteśmy od nich jako kraj dużo biedniejsi.

Kto w takim razie ustala wszelkie regulacje, także te kuriozalne, dotyczące budowy nowych mieszkań?

Reguluje to rozporządzenie w sprawie warunków technicznych dotyczących budowy nowych nieruchomości. Znajduje się tam cały szereg obostrzeń, jakie muszą spełniać poszczególne kategorie budynków, a my musimy się do tego dostosować.

Kto konkretnie jest autorem tych rozporządzeń?

Minister Infrastruktury i Budownictwa.

Ile mogłoby obniżyć koszt budowy standardowego mieszkania zlikwidowanie tych najbardziej niepotrzebnych przepisów?

Przedstawiliśmy projekt postulatów, których wprowadzenie mogłoby obniżyć koszty budowy metra kwadratowego o 500 zł. Może nie byłoby to bardzo zauważalne w centrach dużych miast, ale proszę spojrzeć na mieszkania w małych miejscowościach, gdzie dziś mieszkania można znaleźć już za 3500 zł za metr kwadratowy. 500 złotych zrobiłoby tam ogromną różnicę dla nabywców.

Oczywiście nie postulujemy odejścia od wymogów bezpieczeństwa czy wymogów konstrukcyjnych. Natomiast samo przywrócenie przepisów obowiązujących w 2005 roku już przyniosłoby oszczędności, a jeśli by spojrzeć na budynki z 2005 roku,  są one absolutnie bezpieczne i bardzo lubiane przez nabywców. Na rynku wtórnym sprzedaż mieszkań wybudowanych w latach 2000-2010 jest bardzo wysoka. Stosowane tam standardy są uznawane za bardzo dobre i odpowiadają wszelkim naszym potrzebom.

Sfera wolnorynkowa jest do zdroworozsądkowej deregulacji. Natomiast w pozostałych dwóch segmentach obecność państwa jest konieczna?

Sfera socjalna i komunalna nie może funkcjonować bez państwa. Potrzebne są dotacje oraz subwencje finansowe na potrzebny mieszkalne dla osób, których nie stać na własną nieruchomość. Oczywiście to inni obywatele finansują takie działania w postaci płaconych podatków. Prowadzona polityka w zakresie mieszkań socjalnych musi być jednak ostrożna i rozsądna. Jako przedstawiciele branży deweloperskiej przedstawiamy różne propozycje, w jaki sposób te obszary można uregulować.

Przede wszystkim uważamy, że państwo powinno wspierać obywateli tylko okresowo, kiedy występuje taka potrzeba. Zgadzamy się np. że konkretna osoba może zasługiwać na dodatek mieszkaniowy lub otrzymać prawo zamieszkiwania w zasobie publicznym, gdzie koszt tego mieszkania jest współfinansowany przez innych obywateli. Takie wsparcie powinno jednak występować tylko tak długo, jak dana osoba nie osiąga wystarczających dochodów lub nie ma innego majątku. Dzisiaj powszechne są patologie, gdzie mieszkanie komunalne jest zajmowane przez osoby, które jeżdżą drogimi samochodami albo mają inne mieszkania, tylko dlatego, że kiedyś w momencie przydziału, miały niskie dochody, albo, co gorsze, odziedziczyły prawo do zamieszkiwania w zasobie publicznym. W tym samym czasie lista osób naprawdę potrzebujących jest ogromna.

Podobnie bardzo szkodliwym procesem jest wyprzedawanie zasobu publicznego np. za 10% czy 5% wartości. Mieszkania finansowane przez innych obywateli powinny pozostawać w zasobie publicznym i służyć wsparciu najbardziej potrzebujących, a nie trafić do wybrańców.

Na Zachodzie nawet 50% obywateli wynajmuje mieszkania. Czy rynek najmu w Polsce powinien być rozwijany jako alternatywa dla osób stosunkowo ubogich?

Jak najbardziej, i to nie tylko jako alternatywa dla osób uboższych, ale dla wszystkich. Trzeba jednak zachować proporcje i znać specyfikę rynku najmu na Zachodzie. Tam oprócz dużych funduszy inwestycyjnych, budujących lub kupujących mieszkania pod wieloletni wynajem, istnieje również praktyka kupowania, a następnie wynajmowania nieruchomości przez osoby prywatne.

Państwo powinno zachęcać obywateli do inwestowania swoich środków w Polsce np. przez zakup mieszkania, zamiast wpychać ich w objęcia optymalizacji podatkowej polegającej na przenoszeniu firm do innych krajów, gdzie podatki są niższe. Kiedyś dotyczyło to tylko dużych firm, dziś tysiące małych firm przenoszą się do Czech czy na Słowację, a to może być dopiero początek fali.

Jak zachęcić Polaków do podobnych praktyk? Czy istnieje w gospodarce „złota proporcja” pomiędzy najmem a własnością?

Trudno powiedzieć. Natomiast możemy dostrzec pewną prawidłowość – im kraj bogatszy, tym więcej mieszkań jest wynajmowanych.

Mogłoby się wydawać, że to własność powinna mieć przewagę.

Taki stan rzeczy może wynikać z kilku przyczyn. Z jednej strony w krajach bogatszych, gdzie nie ma problemu z pracą, ludzie wiedzą, że tak naprawdę nie muszę mieć własnego mieszkania, ponieważ posiadają stabilną pracę, czyli stałe dochody. Oczywiście mobilność obywateli bardzo poprawia sytuację na rynku pracy, a my w tym aspekcie jesteśmy bardzo zacofani i tak naprawdę trzymamy się kurczowo jednego miejsca. Nie przeprowadzamy się za pracą, a tym bardziej nie myślimy, żeby komuś wynajmować naszą własność. Liderem w tym zakresie są Stany Zjednoczone, gdzie liczba przeprowadzek w ciągu życia dochodzi nawet do siedmiu.

Konieczne jest zachęcanie osób prywatnych do najmu poprzez ulgi budowlane, np. takie jak te, zakończone w 2002 roku. Wtedy kwotę wydaną na mieszkanie można było odliczyć od podstawy opodatkowania, jeżeli mieszkanie było przeznaczone na wynajem przynajmniej przez 10 lat. Ta ulga spowodowała widoczny wzrost liczby mieszkań na wynajem.

Czy dla deweloperów budowanie mieszkań na wynajem jest opłacalne?

Jak najbardziej, jednak musimy mieć świadomość, że polski rynek deweloperski jest jeszcze biedny. Polskie firmy deweloperskie nie mają najczęściej zgromadzonego odpowiedniego kapitału, aby móc sobie pozwolić na budowę 100-mieszkaniowego bloku w celu najmu. Obecnie jesteśmy na etapie: kupno działki→ budowa nieruchomości → sprzedaż wszystkich mieszkań.

Inaczej jest w przypadku dużych firm budowlanych na Zachodzie, które mają kilkudziesięcioletnie doświadczenie i pokaźne środki zgromadzone na kontach. Dla nich budowa nieruchomości na wynajem nie stanowi problemu, dla nas oznaczałaby zatory w dalszych inwestycjach. Warto również zaznaczyć, że wspomniane wcześniej przeze mnie duże fundusze inwestycyjne odpowiedzialne za rynek najmu na Zachodzie to najczęściej fundusze emerytalne, którym inwestycja w budowę mieszkań na wynajem przynosi całkiem wysoki i stabilny wzrost.

Nieruchomości są naturalnym produktem inwestycyjnym dla funduszy emerytalnych. Nie inaczej jest u nas. Budowane w Polsce biurowce czy centra handlowe są najczęściej w rękach zagranicznych funduszy emerytalnych. Zarabia na nich emeryt brytyjski, niemiecki, ale nie emeryt polski. Dlaczego? Dlatego, że przy tworzeniu ustawy o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych wyłączono możliwość bezpośredniego inwestowania w nieruchomości przez OFE.

Teraz na warszawską giełdę papierów wartościowych wprowadzamy rozwiązanie, które ma umożliwić klientom indywidualnym inwestowanie w nieruchomości, tzw. REIT-y.

Jest to bardzo dobre rozwiązanie. Dobrze, że w końcu doczekaliśmy się projektu ustawy, który znajduje się na etapie konsultacji społecznych. Jako Polski Związek Firm Deweloperskich bardzo popieramy ten projekt, gdyż stanowi on efektywne narzędzie inwestowania w nieruchomości i stopniowego gromadzenia kapitału, którego jako kraj bardzo potrzebujemy. Nasze zastrzeżenie co do projektu dotyczy tylko wyłączenia nieruchomości mieszkaniowych. Z niezrozumiałych przyczyn wyłączono możliwość inwestowania w nieruchomości mieszkaniowe.

Czyli z projektu ustawy wynika, że można inwestować tylko w nieruchomości komercyjne?

Tak. Nie ma to większego uzasadnienia, jeśli spojrzymy na potencjał polskiego rynku mieszkaniowego. Patrząc na to, że mamy bardzo niski poziom najmu, powinniśmy wspierać jego wzrost. W tym roku doszło do pierwszej transakcji, w której zagraniczny fundusz kupił cały blok, który przeznaczy pod wynajem. Była to pierwsza taka transakcja, z kwotą opiewającą na 100 milionów złotych. Dosłownie kilka dni później inny zagraniczny fundusz zakupił luksusowe apartamenty, które również będzie wynajmować. Zagraniczne fundusze inwestycyjne patrzą na Polskę i stwierdzają, że to jest bardzo dobry rynek z wielkim potencjałem i chcą inwestować w mieszkania pod wynajem. Tym bardziej jest niezrozumiale, dlaczego w tym momencie projekt ustawy zakłada wyłączenie rynku mieszkaniowego.

Skoro polskie firmy deweloperskie nie są obecnie zdolne do budowy mieszkań na wynajem, to być może należałoby przekazać to zadanie w ręce spółdzielni mieszkaniowych? Z pomocą państwa i prywatnych inwestorów spółdzielnie mogłyby budować takie osiedla na wynajem i zajmować się ich utrzymaniem.

Żadnych sztucznych programów wsparcia spółdzielni! Już teraz mogą one działać na takich samych zasadach jak deweloperzy. Więcej – mają one dużo łatwiej od nas. Od mniej restrykcyjnych przepisów, po darmowe grunty, odziedziczone jeszcze po poprzednim ustroju. Rozsądnym rozwiązaniem mogłoby być stworzenie programu zakładającego preferencyjne finansowanie z Banku Gospodarstwa Krajowego dla deweloperów i spółdzielni na równych warunkach dostępu. Nie twórzmy jednak sztucznego uprzywilejowania jednego sektora kosztem drugiego.

Nie lubi Pan chyba tych spółdzielni.

Nie chodzi o sympatię, tylko zachowanie właściwych proporcji. Osobiście podziwiam umiejętności organizacyjne spółdzielni mieszkaniowych i ich zdolność do stawiania czoła trudnym wyzwaniom. Zarządzanie tak rozległymi zasobami mieszkaniowymi, niezbędne prace modernizacyjne często przestarzałych technologicznie budowli – to wszystko wymaga świetnej organizacji i specjalistycznej wiedzy.

Natomiast mam wątpliwości czy spółdzielnie jako całość, bo oczywiście istnieją wyjątki, odnajdują się na rynku inwestycyjnym. I to pomimo pewnych „handicapów” w postaci choćby wyłączenia z obowiązku korzystania z rachunków powierniczych. Jestem po prostu zwolennikiem równych zasad dla wszystkich.

Te przywileje przekładają się następnie na niższy poziom cen oferowanych lokali?  

W minimalnym stopniu. Zdecydowanie istotniejszą rolę odgrywa koszt gruntu. Jeżeli spółdzielnia buduje na gruncie, który dostała w prezencie od państwa czy samorządu, jest to już spora przewaga konkurencyjna.

Tym sposobem przeszliśmy płynnie do programu Mieszkanie Plus, w ramach którego nowe budynki mieszkalne mają powstawać na gruntach przekazanych przez spółki Skarbu Państwa m.in. przez PKP. Co na to deweloperzy?

Pamiętajmy, że Mieszkanie Plus stanowi tylko jeden z komponentów Narodowego Programu Mieszkaniowego, którego wiele elementów oceniamy jako związek pozytywnie – ze względu na kompleksowość podejścia, obejmującego instrumenty skierowane do rynku socjalnego, komunalnego, a także wolnego obrotu nieruchomościami.

W przypadku Mieszkania Plus nasze wątpliwości budzi przede wszystkim zapis o możliwości uwłaszczenia wynajętych mieszkań. Takie rozwiązanie jest niesprawiedliwe i jednocześnie pozbawia państwa potrzebnego narzędzia wpływania choćby na ceny mieszkań na rynku najmu.  Cieszymy się również z tego, że rząd dostrzega patologie związane z praktyką dziedziczenia mieszkań komunalnych. Podam przykład: Warszawa, okolice Nowego Świata – lokal komunalny wynajmowany za 300 zł czynszu miesięcznie. Wszystko w porządku, tylko lokatorem jest człowiek jeżdżący samochodem za 100 tys. zł i z drugim mieszkaniem. Po prostu miał szczęście do babci. Takie patologie rynku komunalnego trzeba ukracać, żeby móc pomagać faktycznie potrzebującym.

A co z samym postulatem wykorzystania państwowych gruntów?

Grunty państwowe to grunty wszystkich obywateli. Ich wykorzystanie powinno się odbywać z największą dbałością o interes ogółu. Aby taki interes zachować, najzdrowsze są otwarte i jawne przetargi na działki. Ten system sprawdził się nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Nie słyszałem o bardziej transparentnym i efektywnym systemie dostępu do publicznych dóbr.

Uruchomienie dużych zasobów ziemi państwowej i przeznaczenie ich na sprzedaż spowodowałoby spadek cen gruntów i wspomogłoby konkurencję na rynku przekładając się na niższe ceny gotowych mieszkań.

Jak rząd planuje walczyć z skandalicznymi praktykami znanymi z rynku komunalnego?

Zaczynamy od obligatoryjnej umowy najmu na okres maksymalnie pięciu lat. Później nastąpi weryfikacja dochodowa i majątkowa lokatora, aby uniknąć sytuacji, w której otrzymał on choćby znaczny spadek.

Tym bardziej nie rozumiemy, dlaczego rząd w punkcie opisującym Mieszkanie Plus proponuje stworzenie mechanizmu powielającego patologie z sektora komunalnego i to na jeszcze większą skalę. Przyjęcie rozwiązania zakładającego uwłaszczenie oznacza ogromne ryzyko, że na początku kolejki po te mieszkania, jak to się dzieje często, staną najwięksi cwaniacy, a nie osoby naprawdę potrzebujące. Nie dość więc, że będą płacić nierynkowy czynsz, to ostatecznie będą mogli wykupić mieszkanie za ułamek jego prawdziwej wartości.

Mieszkanie Plus nie zakłada weryfikacji majątkowej i dochodowej?

Nie zakłada. W konsekwencji doprowadzimy więc do sytuacji, w której na państwowym majątku uwłaszczą się prywatne osoby. Państwo, zamiast stworzyć zasób mieszkaniowy na potrzeby biedniejszych obywateli, tworzy mechanizm służący „dorobieniu się” tym niekoniecznie najbardziej potrzebującym.

W tym kontekście warto wspomnieć także o rozwiązaniu stosowanym w Niemczech. W skrócie polega ono na dopłacaniu do czynszu osób potrzebujących. Tak forma zasiłku trafia bezpośrednio do wynajmującego (właściciela). Przewaga takiego mechanizmu nad mechanizmem komunalnym czy socjalnym polega na tym, że potrzebujący wybiera sobie mieszkanie, np. uwzględniając bliskość miejsca pracy. To nie państwo wyznacza mu lokal z obniżonym czynszem. Zamiast tego otrzymuje on po prostu czasową dopłatę do czynszu, oczywiście w ograniczonej wysokości

Deweloperzy będą kooperować z rządem przy budowie tych mieszkań?

Branża deweloperska odpowiada za 97,5% mieszkań na sprzedaż lub wynajem. Trudno sobie wyobrazić, aby rząd nie zdecydował się na współpracę.

Poprzedni Fundusz Mieszkań na Wynajem miał bardzo ambitne założenia – 20 tys. nowo wybudowanych mieszkań w ciągu 5 lat, w centrum miast, o wysokim standardzie, bardzo dobrze skomunikowanych. Po czterech latach nie osiągnęliśmy nawet tysiąca mieszkań. Szeroka współpraca z sektorem prywatnym jest konieczna, jeśli rząd chce osiągnąć znaczące wyniki.

W przypadku Mieszkania Plus prawdopodobnie będzie działał model, w którym państwo ogłasza przetarg na budowę określonych nieruchomości, a samo zachowuje, za pośrednictwem Narodowego Operatora Mieszkaniowego, prawo własności. Jednocześnie odpowiada jednak za zapewnienie preferencyjnego i atrakcyjnego finansowania z BGK.

Mówiliśmy o Mieszkaniu Plus, mówiliśmy o Funduszu Mieszkań na Wynajem. A co sądzi Pan o programach „Rodzina na swoim” i „Mieszkanie dla młodych”? Czy nie były to programy skierowane głównie do wyższej klasy średniej? Z drugiej jednak strony pozwoliły one wzmocnić polski rynek deweloperski.

Wracając do początkowego rozróżnienia na trzy segmenty: oba te programy wspierały pośrednio sferę wolnorynkową, „dorzucając” jednorazowo pewne sumy klasie średniej, aby mogła ona kupić sobie mieszkania i nie otrzymywać już wsparcia w przyszłości. Pewnym odpowiednikiem tych programów w obecnym Narodowym Programie Mieszkaniowym są Indywidualne Konta Mieszkaniowe, w ramach których Polacy będą mogli oszczędzać przez minimum 5 lat, a państwo „dosypie” im pewne premie, a to wszystko z założeniem, że zgromadzone i wypłacone później środki zostaną przeznaczone wyłącznie na cele mieszkaniowe, np. na zakup mieszkania czy remonty. Z IKM-ami jest jeden problem: w życie mają wejść w roku 2018, więc pierwszych wypłat należałoby się spodziewać w 2023 r. Tymczasem z końcem 2019 r. kończy swoje działanie „Mieszkanie dla młodych”. Klasa średnia przez kilka lat zostałaby bez żadnego realnego wsparcia. W tych okolicznościach jako PZFD postulujemy przedłużenie funkcjonowania tego programu, aby nie tworzyć „dziury”.

Mieszkanie Plus rzeczywiście kierowane jest do innych odbiorców – raczej tych z segmentu mieszkań wspomaganych lub znajdujących się na granicy socjalnych i wspomaganych. Jednocześnie należy zwrócić uwagę, że nowy program rządowy zajmuje się wsparciem rynku pierwotnego, nie wtórnego. Zamiast dopłacać kupującym mieszkania, zwiększa podaż mieszkań na rynku. Jeśli mamy niedobór jakiegoś towaru, dosypywanie środków jego nabywcom jest przecież drogą donikąd.

Rzeczywiście mamy do czynienia z takim niedoborem mieszkań?

Jeżeli chodzi o sam deficyt mieszkaniowy, mamy rzeczywiście najsłabsze wskaźniki mieszkaniowe w Europie pod kilkoma względami. Mamy najmniejsza liczbę mieszkań na tysiąc mieszkańców UE, a dokładnie plasujemy się na drugim miejscu. Średnia europejska to jest ok. 425 mieszkań na 1000 mieszkańców. My mamy ich raptem 360. Deficyt mieszkań szacowany rożnymi wskaźnikami waha się od 600 tysięcy do 3 milionów. Jeżeli spojrzymy na wysokość deficytu mieszkaniowego wynikającego ze spisu powszechnego i analiz ministerstwa infrastruktury, okaże się, że brakuje nam ok. 600 tysięcy mieszkań. My, jako deweloperzy, łącznie z prywatnymi osobami budujemy ok. 150 tys. budynków rocznie i to jest szczytowy wynik.

Problematyczne są także same statystyki, które często uwzględniają jako mieszkania lokale biurowe. Uwzględniamy też np. domy i mieszkania wakacyjne, wykorzystywane sezonowo. Do tego dochodzą budynki, które ze względu na zły stan techniczny wymagają rozbiórki. W ten sposób z 600 tys. robi się nam nawet 2 mln mieszkań do budowy. Nie da się stworzyć idealnych statystyk. Natomiast innym czynnikiem, który sporo mówi jest średnia powierzchnia mieszkania przypadającego na mieszkańca – w Polsce jest to 25 m2 , w Niemczech prawie dwa razy tyle.

Brzmi to mało realnie jeśli chodzi o potencjalną realizację.

To by wiązało się z koniecznością rozkręcenia branży budowlanej we wszystkich sferach o 50% i utrzymanie takiej produkcji przez najbliższe 14 lat. Trudno jest mi to sobie wyobrazić.

Wspomniał Pan wcześniej o zagranicznych funduszach emerytalnych. Jak wygląda branża deweloperska pod względem narodowości?

Branża jest biało-czerwona. Obecność podmiotów zagranicznych jest znikoma. Sam rynek złożony jest głównie z małych rodzinnych firm. Największy podmiot zajmuje tylko ok. 2,5% całego rynku.

W sumie działa na nim kilkuset przedsiębiorców. Najczęściej są to polskie spółki, inwestujące własne kapitały, oczywiście finansujące się również kredytami bankowymi.

Jaka przyszłość czeka branżę deweloperską i budowlaną w najbliższych latach?

Kluczowy czynnik dla deweloperów to sytuacja na rynku pracy. Na szczęście jest ona stabilna, a bezrobocie rekordowo niskie. Deweloperom sprzyjają także niskie stopy procentowe, co skutkuje tanimi kredytami. Zawirowania na rynkach finansowych sprawiają, że nieruchomości stają się atrakcyjną lokatą i instrumentem lokowania oszczędności. Jednocześnie nie spodziewałbym się gwałtownego zwiększenia poziomu podaży mieszkań czy zmian w popycie ani zwiększenia cen, chyba, że wynikających ze wzrostu kosztów samej budowy.

Polska jest obecnie wskazywana jako fenomen na rynku nieruchomości. Od trzech lat bijemy kolejne rekordy jeśli chodzi o ilość sprzedawanych mieszkań. Jednocześnie ceny praktycznie stoją w miejscu. Koledzy z Europy nie mogą się nadziwić, że nie mamy wzrostu cen mieszkań. To daje korzystną sytuację tak konsumentom, jak i przedsiębiorcom. Jest więc optymizm.