Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Katarzyna Nowicka  12 listopada 2016

Niech żyje fikcja!

Katarzyna Nowicka  12 listopada 2016
przeczytanie zajmie 7 min

Jej książki rozeszły się w ponad milionie egzemplarzy na całym świecie (największą publiczność zyskała w Stanach Zjednoczonych), a ona sama w tym roku została uznana za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób świata według magazynu „Time”. Pisarka, o której mowa, na okładkach swoich książek występuje jako Elena Ferrante, bo jej prawdziwa tożsamość jest tajemnicą włoskiego wydawnictwa Edizioni E/O (a przynajmniej była do czasu przeprowadzenia kontrowersyjnego dziennikarskiego śledztwa demaskującego personalia pisarki). Kanoniczne jest już zestawianie jej twórczości i postawy wycofanej autorki z brutalną szczerością autobiograficznego projektu Knausgȧrda.

Dlaczego więc w Polsce warto i modnie jest rozmawiać o Knausgȧrdzie, a mało kto słyszał o Elenie Ferrante? Z pewnością jedną z głównych przyczyn jest promocja, która na polskim rynku księgarskim często bywa niewłaściwie lokowana (przykładem niech będzie powieść Małe życie Yanagihary, książka, która zasłużyła co najwyżej na recenzję skuloną w rogu ostatniej strony gazety, a której promocja dorównywała zasięgowi największych sieci telefonicznych). Na temat słabej troski polskich wydawców o dobrą literaturę pisał zresztą Krzysztof Cieślik na łamach dwutygodnika, jako przykład podając między innymi właśnie dość niechlujny przekład Genialnej przyjaciółki oraz ubranie książek Ferrante w okładki sugerujące „harlekinową” treść.

Być może tu rysuje się druga przyczyna niskiej rozpoznawalności Włoszki – jej saga neapolitańska, powieść rozpisana na cztery tomy, na pierwszy plan wysuwa przede wszystkim kobiece doświadczenie literatury, polityki, historii. Można odczytać ją oczywiście również jako historię awansu społecznego we Włoszech w drugiej połowie XX wieku czy też jako społeczną historię 50 lat tego kraju opowiedzianą z perspektywy jednostki. Tyle że bez podkreślenia, że chodzi tu o kobiece spojrzenie i kobiece zmagania z hierarchiami społecznymi, ten opis byłby niepełny.

Nie jest to jednak w żadnym razie książka feministyczna – daleko jej do pretensjonalnej Sylvii Plath czy wojującej Virginii Woolf – ani tym bardziej romans; oba te odczytania byłyby niesprawiedliwe i powierzchowne.

W Polsce do autorek podchodzi się co najmniej z ostrożnym dystansem (nie poprawiła tej sytuacji tegoroczna nagroda Nike, niezasłużenie przyznana Bronce Nowickiej), mimo to w przypadku Ferrante warto się przełamać i zajrzeć choć do pierwszego tomu. Tym bardziej, że tożsamość autorki mimo znanych wyników śledztwa wciąż owiana jest aurą tajemniczości, która mnoży tylko pytania.

Jak Ferrante sama przyznała w jednym z wywiadów (udziela ich korespondencyjnie), współczesne media sprzedają nie tylko książkę, ale też wizerunek autora – jeśli portret to tylko rama bez tożsamości autora, to media same dopowiadają nieznane. Ona sama zbuntowała się przeciw temu mechanizmowi: ukrycie wszelkich informacji o sobie jest projektem tak radykalnym, jak przeładowanie „prawdziwą” treścią u Knausgȧrda. O ile Norweg pisze intrygująco sformatowaną autobiografię w sześciotomowej Mojej walce, przy czym nie liczy się z konsekwencjami swojej szczerości (która sprawia, że po lekturze jednej z części żona pisarza dostaje rozstroju nerwowego), o tyle Ferrante pisze powieść o autobiografii, posługując się fikcyjną narratorką. Jak mówi, zniknięcie autora sprawia, że powieść okazuje się zawierać więcej, niż gdyby miała być czytana w perspektywie biograficznej. Co więc odkrywa powieść Włoszki?

Nieistniejąca, jak już wiemy, Ferrante wymyśla Elenę Greco, która z chęci zemsty na swojej przyjaciółce, Raffaelli Cerullo, zaczyna snuć opowieść o ich relacji. To zaczyn sagi neapolitańskiej. Wejdźmy w to głębiej. Raffaella, zwana Lilą, zawsze była dla narratorki punktem odniesienia, kompasem wskazującym drogę albo papierkiem lakmusowym dla jej własnych dokonań. Elena od dzieciństwa ulegała urokowi niesfornej i zdolnej przyjaciółki – to ona wystawiała jej odwagę na próbę, zmuszała do intensywnej nauki, porażała pomysłowością i intryganctwem. Greco nieustannie rywalizowała z Lilą – najpierw dość niewinnie w szkole podstawowej przy pisaniu wypracowań, następnie w miłości, potem w ogólnym radzeniu sobie w życiu; zwykle na wszystkich tych polach przegrywała z niewykształconą Lilą. Siłą Greco była pracowitość i dyscyplina, które w obliczu pasji i samorodnego talentu Lili na nic się zdawały. To Lila jako nastolatka wymyśliła model butów, w których potem chodziły damy Neapolu; to ona sama potrafiła nauczyć się matematyki i informatyki, gdy komputery dopiero zaczynały powstawać; wreszcie, to ona miała niekwestionowany talent literacki, który Greco musiała na każdym kroku udowadniać.

Jak przyznaje w wywiadzie Ferrante-komentatorka powieści, zawsze wyobrażała sobie, że dobre książki mają męskich bohaterów. Dopiero z czasem przekonała się, że może napisać taką powieść, której narratorką będzie postać kobieca wzorowana na bohaterach Dostojewskiego czy Tołstoja. Taką bohaterką jest właśnie Lila. Opowieść Eleny o przyjaźni jest pierwszym i ostatnim niepodporządkowaniem się swojemu kompasowi, który zniknął – Lila bowiem po ukończeniu 60 kilku lat zaginęła. Greco pisze więc dzięki swojej przyjaciółce i przeciw niej; nie pozwala jej na wypisanie się ze świata i utrwala ją na papierze. Robi to też oczywiście dla siebie – Elena w ciągu swojego życia projektowała w myślach, co na jej decyzje powiedziałaby przyjaciółka; tę rolę można odczytać jako superego albo jako funkcję, jaką dla Dantego pełnił Wergiliusz. Lila pospieszała Elenę do rozwoju i krytykowała jej powieści, choć sama nie miała żadnego wykształcenia ani nie napisała nic poza szkolnym opowiadaniem; pierwsza poznawała przykrości życia seksualnego i wady mężczyzn, przed którymi chciała chronić przyjaciółkę.

Już to tło świadczy, że tetralogia jest w dużej mierze pochwałą literatury i jej możliwości. Weźmy jeszcze jeden przykład z książki. Dziewczynki zgubiły swoje lalki w piwnicy strasznego człowieka, Don Achillego, który, nie znalazłszy ich, daje im pieniądze na zakup nowych zabawek. Zamiast tego Lila postanawia zainwestować w książkę Małe kobietki – powieść z okresów wiktoriańskich, która opowiada o matce samotnie wychowującej czwórkę córek, starającej się wpoić dorastającym dziewczynkom ideały niezależności i wolnego postępowania. To właśnie na lekturze tej książki Lila uczy Elenę szybko czytać i dyskutować o innym świecie niż biedna neapolitańska dzielnica, w której się wychowywały.

Jak pisze Ryszard Koziołek, „lektura zasiewa w nas coś, czego w nas nie ma, z czym się nie rodzimy, czego nawet nie przejmujemy przez zwyczaje życia rodzinnego (w domu może nie być książek) i nagle rodzi się czytelnik”. I jeszcze: „za niezgodę na własną kondycję gatunkową, społeczną, historyczną, odpowiedzialna jest literatura jako nauczycielka pragnienia odmiany życia, nawet dobrego”.

Lila pod wpływem lektury sama napisała opowiadanie, ukazujące siłę jej talentu, natomiast w Elenie wzbudziło marzenia o pisaniu, a także życiu z pisania. Pochodzące z biednych rodzin (ojciec Lili był szewcem, Eleny – portierem), z marnymi szansami awansu (tamtejsze dzieci zwykle przejmowały zawody rodziców). W dziewczynkach rozbudziły się ambicje. Szansą na wydostanie się z brudnej dzielnicy była edukacja – Elena, której gorzej szło, dostała pozwolenie rodziców na kontynuowanie szkoły po podstawówce, natomiast Lila została przykuta do zakładu szewskiego ojca. Wyobraźnia tej drugiej realizowała się jednak w inny sposób, znalazła dla siebie ujście. Elena natomiast postawiła wszystko na naukę i pisanie.

To literatura zaczęła oddzielać Greco od świata, z którego się wywodziła. Im bardziej zanurzała się w lektury, im więcej się uczyła, tym bardziej oddalała się od swojej dzielnicy, od Lili. Rówieśnicy posługiwali się dialektem, często zapaskudzonym wulgaryzmami, którego nikt poza wąskim wycinkiem świata nie rozumiał. Dzięki stopniowemu opanowaniu literackiego włoskiego Elena mogła przeskoczyć o kilka szczebli w hierarchii społecznej i być pozornie traktowaną na równi z ostałymi członkami klasy wyższej. Jej historia jest też przecież stawaniem się pisarką – równolegle z rozwojem akademickim uczy się tworzyć dzieła literackie, zaczynając od agitujących artykułów, a kończąc na poczytnych powieściach. Z drugiej strony, zdradziła swój język dzieciństwa na rzecz jego „uspołecznionej formy”. Swoje doświadczenia też przecież opisuje w literackim języku, zaznaczając tylko miejsca, w których pojawia się dialekt. Elena w przyszłości będzie pełna obaw, aby jej córki, z którymi czasem będzie wracała do Neapolu z Florencji, nie „złapały” zbyt wielu dialektalnych słów – każdy najmniejszy powrót do tego, od czego uciekła, będzie dla niej formą społecznej i psychicznej degradacji.

Te kwestie prowadzą do problematyki awansu społecznego Eleny. Studia w Pizie, poznanie dzieci profesorskich, wreszcie ślub z wybitnym naukowcem pochodzącym z florenckiej klasy wyższej – jak na córkę biednego neapolitańskiego woźnego z magistratu to całkiem sporo. Jednak to wcale nie sprawia, że zostaje przyjęta w nowym środowisku z otwartymi ramionami. Wszędzie wśród znajomych teściów znajduje uśmieszki pobłażania; podobnie jak Wokulski zbudował swój kapitał ekonomiczny, Elena zbudowała kulturowy, mimo to oboje nie zostają zaakceptowani na szczytach hierarchii społecznej. Choć stworzyła siebie samą i choć była self-made woman potrafiącą utrzymać swoje córki z pisania, czuć było od niej smrodek parweniuszki, dystansujący od niej tych, którzy mieli poważne polityczne zamiary. Weźmy dialog przeprowadzony z teściową Greco:

– Co to znaczy, że Nino [Sarratore, kochanek Eleny] to inteligent bez tradycji?

Popatrzyła na mnie ironicznie.

–  Że jest nikim. A ten, kto jest nikim, zrobi wszystko, żeby stać się kimś. Wniosek z tego taki, że pan Sarratore jest człowiekiem niewiarygodnym.

– Ja też jestem inteligentką bez tradycji.

Uśmiechnęła się:

– Ty też, zgadza się. I też jesteś niewiarygodna.

Na marginesie warto dodać, że Elena miała też szansę się przekonać, jak działa włoski rynek wydawniczy – był on siecią towarzyskich powiązań rodziny jej męża, co wpływało na odbiór publikowanych przez nią książek. Po rozwodzie z mężem Greco miała słuszne obawy, że teściowa będzie chciała użyć swoich wpływów do storpedowania jej twórczości. Włoskie społeczeństwo jest w tej powieści silnie zhierarchizowane, a przepaści między klasami ogromne. Dzielnica dzieciństwa Greco pełna była przemocy i brutalności, mizoginii, była zinfiltrowana przez mafię, a chlebem powszednim była nędzna praca fizyczna. Świat klasy wyższej był lepszy tylko dla tych, którzy nie wychylali się specjalnie. Nie tak rzadko dzieci profesorów wstępowały do kółek komunistycznych, gdzie spotykały się z dziećmi z klas najniższych. Choć Greco jest świadkiem przygotowań akcji frakcji komunistycznych, wydarzenia polityczne nie są jej udziałem. Może co najwyżej napisać reportaż o fatalnych warunkach pracy w fabryce dzielnicowej. Nie chcąc narażać straty swojej ciężko wypracowanej pozycji, jest biernym obserwatorem zdarzeń, nie wypełnia więc swojej roli zachodniej intelektualistki.

To jednak właśnie w jej przypadku można mówić o walce, to jej losy są opowieścią o śmiertelnie poważnej rozgrywce, w której stawką jest awans albo degradacja i powrót do znienawidzonej dzielnicy (w której można zginąć, jeśli nie posiada się wystarczająco dużo sprytu i przebiegłości). W sadze Ferrante jest też miejsce na humanizm, który może objawić się nawet w najbardziej nikczemniej jednostce (przykład Michelego Solary, dzielnicowego kamorrysty, który żyje niespełnioną miłością do Lili). Jednak niezależnie od przebłysków społeczeństwa i zajmowanej pozycji społecznej, każda kobieta w powieści Ferrante jest albo krzywdzona przez mężczyzn, albo ich krzywdzi – nie ma tu żadnego szczęśliwego związku, a przyjaźni daleko jest do wyidealizowanego serialowego wzoru. Jej powieść jest narracją o bohaterkach, które oczekują od życia więcej, niż miały ich matki. Jednej z nich udaje się to przez literaturę, która poza sławą, pozycją społeczną przynosi jej też udrękę niepewności co do swojego talentu. Jednak czytanie tej udręki jest dla czytelnika tylko rozkoszą.

Elena Ferrante, Genialna przyjaciółka, przeł. Alina Pawłowska-Zampino, wyd. Sonia Draga, Katowice 2014.

Elena Ferrante, Historia nowego nazwiska, przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór, wyd. Sonia Draga, Katowice 2015.

Elena Ferrante, Historia ucieczki, przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór, wyd. Sonia Draga, Katowice 2016.

Elena Ferrante, Historia zaginionej dziewczynki, przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór, wyd. Sonia Draga, Katowice 2016.