Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Rafał Gawlikowski  16 października 2016

Zgodnie ze słownikową definicją prawdy

Rafał Gawlikowski  16 października 2016
przeczytanie zajmie 4 min

Po pierwsze, szczerość. Szczygieł daje nam bezpośredni wgląd we własną intymność. Po drugie, równość. Dla reportera głos profesora i sprzątaczki jest tak samo istotny. Po trzecie, detal. Spoglądając na to, co drobne, niemedialne, pisane z małej litery, możemy dotrzeć głębiej. Projekt: prawda to kawał świetnej literatury.

Sześć lat temu wraz z Goźlińskim i Tochmanem został współzałożycielem fundacji Instytut Reportażu. Trudno znaleźć w Polsce podobną instytucję, która działa na tak wielu obszarach i jednocześnie odnosi sukcesy w każdym z nich. Polska Szkoła Reportażu to marzenie wielu młodych dziennikarzy. Wrzenie Świata jest już kultowym miejscem na kawiarniano-kulturalnej mapie stolicy. Najnowszy projekt jego fundacji to wydawnictwo Dowody na Istnienie – to właśnie jego nakładem ukazała się nowa książka Szczygła: Projekt: Prawda.

Poszukiwanie prawdy dla reportażysty to zadanie o znaczeniu fundamentalnym. Żaden inny gatunek nie zbliża się tak niebezpiecznie do sfery intymności drugiego człowieka, a w konsekwencji do prawdy o nim samym.

Projekt: prawda to intymność bohaterów reportaży, ale również samego autora. W rozmowie z Michałem Nogasiem dla Programu Trzeciego Polskiego Radia autor sam przyznaje: „Trudniej jest mówić o swojej intymności. Pyta się łatwo. Jeżeli nie ma się formy na mówienie o swojej intymności, to jest to bardzo trudne”. Szczygieł również w tym samym wywiadzie ocenia, że teksty mają wymiar autobiograficzny, jednocześnie podkreślając ich dyskretny charakter. W przypadku takiej literatury trudno dociec, gdzie leży granica między autokreacją a szczerą rozmową z czytelnikiem. Wystarczy sam fakt, że autor uchyla delikatnie drzwi i zaprasza nas do swojego świata.

W pierwszej części książki Szczygieł posługuje się krótkimi formami stylistycznymi. Dostajemy więc historie i anegdotki, które w długości przypominają rozbudowane statusy na Facebooku. Spotkanie z czeskim malarzem, wspomnienia z podróży do Azji czy refleksje dotyczące ostatnich lektur. Wszystko to przypomina minidziennik, w którym autor dzieli się tym, co na bieżąco wpływa na jego sposób myślenia. Tematy, które pojawiają się w książce, wydają się od siebie mocno oddalane, a ich dobór wręcz chaotyczny. To nie jest przedstawienie precyzyjnego zestawu poglądów na świat. Mieszanka tematów z pozoru błahych, jak przypadkowe spotkanie jazzmana Tomka Stańki na ulicy czy smakowanie dźwięków trąbki wygrywającej melodię autorstwa Armstronga przy kieliszku czerwonego wina. Są też tematy cięższe. Śmierć bliskich czy powojenne zgliszcza Laosu.

Jedno łączy te wszystkie opowieści, które pozornie są niepołączalne i tematycznie oddalone. To spojrzenia autora na ludzi, świat i procesy, które w nim zachodzą. Pełne życzliwości, wrażliwości, ale też reporterskiej ciekawości.

Szczygieł jest otwarty na drugiego człowieka i nieustannie gotowy na rozmowę. Obojętnie czy jest to pani z warzywniaka, czy znany muzyk.

Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, żeby autor dołączał powieść innego autora do książki podpisanej swoim nazwiskiem. Reportażysta tłumaczy się czytelnikowi z tej decyzji: „Powieść Portret z pamięci była dla mnie inspiracją do stworzenia miniatur z własnego lub cudzego życia. Czytelnik nie musi jej czytać, ale może. (Może ją nawet – jak wymyśliła moja przyjaciółka i tłumaczka polskiej literatury na czeski Helena Stachová – z książki wydrzeć)”. Jednak zanim ją wydrzemy, warto sprawdzić, co jest w środku. Portret z pamięci napisał w 1959 roku Stanisław Stanuch. Autor szerzej nieznany współczesnym czytelnikom. Szczygieł tak tłumaczy się z dołączenia powieści Stanucha do swojej książki: „Odnalazłem recenzje debiutanckiej powieści dwudziestoośmioletniego wtedy autora: zachwyt. Od tej pory miał o nią potykać się każdy historyk literatury. Bo trudno nie potknąć się o polskiego Camusa, Becketta, Sartre’a czy Prousta. (Jak Boga kocham, te właśnie nazwiska wymieniano przy Stanuchu, mam wycinki!). Niestety, nie słyszałem potem o nikim, kto się o tę książkę potknął. Coś ją skazało na zapomnienie. Wszystko, co pisarz potem napisał, było oceniane jako niedorównujące wielkiemu debiutowi. Niektóre opowiadania miały być nawet irytujące. Mijały lata i on sam zaczął pisać recenzje książek, potem książki o literaturze, a także układać antologie”. Upadek Stanucha wyraźnie fascynuje autora. W postaci niedocenionego pisarza ogniskują się wszystkie obawy twórcze. Strach przed zapomnieniem czy zależność od opinii środowiska. Dołączenie Portretu z Pamięci to nie tylko hołd dla Stanucha, ale również przestroga dla każdego twórcy.

Na końcu dostajemy to, za co cenimy autora najbardziej. Prawdziwy reportaż .Wszystko cały czas się kręci wokół kluczowego pytania o prawdę. Poszukiwania prawdy są prowadzone na dużą skalę. Szczygieł daję głos każdemu i to jest najpiękniejsze. Historie ochroniarza, pracownika kawiarni czy profesora są tak samo wartościowa. Te poszukiwania są niezwykle interesującym procesem. Jednym z ciekawszych tekstów jest ten o ochroniarzu. Kto mógłby się spodziewać, że człowiek z krótkofalówką pilnujący punktu sprzedaży telefonów jest absolwentem filozofii i psychologii? „Gdy byłem przyjmowany do pracy (mówi ochroniarz), zadałem pytanie szefowi, po czym mam rozpoznać tych ludzi, którzy coś będą mieli kraść. A on: «Tego nie da się powiedzieć, to się po prostu wie albo nie». Bardzo mi się to spodobało, ponieważ zawsze fascynowałem się fenomenologią”. Dosyć zaskakujący sposób patrzenia na swoją pracę.

Takich przykładów jest więcej, nie chcę przytaczać wszystkich, by nie psuć czytelnikom lektury. Jednak uderzające są pogoda ducha i optymizm bohaterów. Jest w tym coś arcypolskiego. Połączenie świadomości beznadziei w sensie ekonomicznym, ale zarazem chęć poszukiwania sensu, który nadaje naszemu życiu znaczenie. To poszukiwanie głębi stanowi dla autora nieodłączny imperatyw. Nie może dopuścić on do siebie myśli, że można przejść przez życie bez głębszej refleksji. Szczygieł deklaruje się publicznie jako osoba niewierząca.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że te jego starania i cała reporterska pasja to próba tworzenia przeciwwagi dla życia duchowego.

Jednak, jak podaje słownik języka polskiego PWN, prawda to: „Zgodna z rzeczywistością treść słów, interpretacja faktów, przedstawienie czegoś zgodne z realiami”. W ramach tej definicji Szczygieł wywiązał się ze swojego projektu doskonale.

Mariusz Szczygieł, Projekt: prawda, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2016.