Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paulina Lang  14 października 2016

Co Ukraińcy piszą o „Wołyniu”?

Paulina Lang  14 października 2016
przeczytanie zajmie 5 min

Większość krytykuje. Najmocniej obrywa się Smarzowskiemu za scenę święcenia kos i siekier. Wielu sugeruje, że w eskalacji sporów o Rzeź Wołyńską macza palce sam Putin. Najważniejsze jednak jest to, że na stanowisku „wołyńskich negacjonistów” stoi już tylko margines ukraińskich komentatorów. Droga do pojednania będzie jeszcze długa, zaś do ostatecznych rezultatów można żywić umiarkowany optymizm.

Zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie tematyka związana z Rzezią Wołyńską utrzymuje się w przestrzeni publicznej z większą bądź mniejszą intensywnością w zasadzie od tego lata, co ma związek nie tylko z przedpremierowymi pokazami filmu i rocznicą masakry, ale również uchwałą polskiego Sejmu uznającą Rzeź Wołyńską za ludobójstwo, a także listem Ukraińców do Polaków w formule „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Na Ukrainie oczekiwania wobec filmu, podsycane wyżej wymienionymi wydarzeniami natury politycznej, urozmaicone zostały nie tylko relacjonowaniem postępów w pracach, ale również szerszą analizą ukraińsko-polskich relacji i samej Rzezi Wołyńskiej. Tak samo jak w Polsce obecne były głosy, że film może negatywnie wpłynąć na relacje tych dwóch państw. Okazuje się jednak, że dotychczas, pomimo znacznej krytyki w ukraińskich mediach, film ten wpłynął przede wszystkim pozytywnie na stan wiedzy historycznej na Ukrainie. Obawy o jego destrukcyjnym wpływie okazały się mocno przesadzone, co trafnie oddają słowa ukraińskiego historyka, Jarosława Hrycaka: „Po Wołyniu, wszystko najgorsze co mogło się stać w stosunkach pomiędzy Ukrainą i Polską, już się stało i straty dla tych stosunków nie są krytyczne”.

Kto co komentował?

Należy rozwiać wszelkie wątpliwości, jeśli takowe Czytelnik posiadał – film Smarzowskiego nie cieszy się na Ukrainie dobrą sławą. A o „sławie” piszę celowo, ponieważ film nie jest wyświetlany na Ukrainie, w związku z czym większość głosów dotyczy atmosfery wokół filmu lub wyobrażeń na jego temat.

Dopiero w ostatnich dniach pojawił się szereg komentarzy pojedynczych osób publicznych, które film widziały – komentarzy opartych na relacjach widzów i przedruków debaty z polskiej prasy. Pojawiły się również wypowiedzi osób, które filmu nie obejrzały i oglądać go nie zamierzają. W temacie tym zabierali głos zarówno historycy, dziennikarze, jak i dyplomaci. Pisarze i artyści. Znamienna jest cisza w tym temacie na ukraińskiej scenie politycznej. Wyraźną nadreprezentacją w debacie cieszyła się jedna grupa – Polacy. Tak, właśnie Polacy. W ukraińskich mediach nie ma w zasadzie obecnie artykułów o Wołyniu, które nie powoływałyby się na kogoś z Polski, nie znajdowałyby się pod wpływem określonych polskich środowisk. Są to nie tylko przedruki z polskiej prasy, ale również wywiady, komentarze i artykuły polskich ekspertów, dziennikarzy i publicystów dla ukraińskich mediów.

Za co Wołyń krytykują?

Sam film nie znajduje na Ukrainie obrońców, choć niektóre oceny w wielu przypadkach opatrzone są pewnymi usprawiedliwieniami. Największy zarzut stawiany przez stronę ukraińską wobec filmu to jednostronność. Ukraińcy podkreślają, że nie został on skonsultowany z rodzimymi ekspertami. W opinii większości komentatorów jest on tendencyjny, a wręcz propagandowy. Większość recenzji wskazuje, że Smarzowski prezentuje świat w biało-czarnych barwach: dobry Polak i krwiożerczy Ukrainiec. Często są przytaczane opinie z Polski, wspierające tę tezę, jak np. prezesa Fundacji Solidarność Międzynarodowa Krzysztofa Stanowskiego, który pisze: „Film Wołyń podtrzymuje stereotyp, zgodnie z którym Polacy bywają dobrzy, neutralni i podli. Ukraińcy natomiast – tylko źli, bardzo źli i ci najstraszniejsi, krzyczący «Slawa Ukrajini! Herojam Slawa!»”.

Drugi główny zarzut wobec filmu dotyczy nie trzymania się faktów historycznych. Spektrum opinii co do błędów Smarzowskiego jest bardzo duże. Najbardziej radykalna, ale na szczęście najmniej liczna część komentatorów na Ukrainie stawia siebie w roli de facto negacjonistów wołyńskich. Wśród nich, może przez niezrozumienie znalazł się Jurij Andruchowycz – wybitny ukraiński pisarz, który najwyraźniej w emocjach napisał, krytykowany również przez Ukraińców, artykuł Pojebane pojednanie – niszczycielska dzikość zła (sic). Odwołując się do wywiadu Grzegorza Motyki, który powiedział, że nie ma dowodów na święcenie kos w cerkwi greckokatolickiej, Andruchowycz komentuje: „A niby oni, historycy, znaleźli z sukcesem potwierdzenie dla innych «faktów», jakimi był wypełniony film.” Pozostając przy artykule Andruchowycza warto zacytować dalszą część jago wywodu, w którym sugeruje, że obecna polska władza chce odejść od pojednania z Ukrainą i, tu cytat: „polityki liberalnej żydokomuny (…) wszystkich tych dzieci Giedroycia – Michników, Kuroniów, Wałęsów i Kwaśniewskich, bo z nimi Polska nie doczekała się tego czego oczekiwała, a przez te wszystkie lata była jedynie wykorzystana przez Ukrainę”. Warto dodać, że pisarz wyraźnie zaznacza, że filmu nie oglądał, a na jego emocjonalną opinię mogły wpłynąć jego powiązania z określonymi środowiskami w Polsce, o czym będzie dalej. Co również ciekawe, Andruchowycz stał się negacjonistą wołyńskim nie z pozycji nacjonalistycznych, tylko liberalnych.

Pozostałe, mniej radykalne komentarze odnoszące się do treści filmu oparte są głównie na podważaniu historycznej prawdziwości scen dalece nie kluczowych dla filmu, np. święcenie kos, które również w Polsce kwestionuje Grzegorz Motyka. Wypowiedź ta jest jednocześnie szeroko cytowana. Innym obrazem, który budzi wątpliwości jest wyraźne pokazanie Cerkwi greckokatolickiej na Wołyniu, która wówczas niemal tam nie istniała, a i dzisiaj odgrywa marginalną rolę. Gros komentatorów krytykuje proporcje filmu –  duża część poświęcona została mordom Ukraińców, które nawet na tle zbrodni niemieckich i sowieckich są okrutniejsze. Również bardziej przychylne komentarze, choć doceniające próby przedstawienia szerszego kontekstu, krytykują film za proporcje. Okazuje się bowiem, że widz wychodzący z sali kinowej po tak emocjonalnej projekcji zostaje pozostawiony sam na sam z obrazem krwiożerczego Ukraińca, wcielenia zła – ta emocjonalna końcówka przysłania długi wstęp będący obrazem uwarunkowań, które prowadziły do Rzezi Wołyńskiej.

Część komentarzy wykracza poza treść filmu. Zajmuje się analizą polskiej sceny politycznej i wiąże powstanie filmu oraz jego, w ich mniemaniu antyukraińską treść, z przejęciem władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość oraz wzrostem popularności prawicowo-konserwatywnych poglądów i dojścia do głosu takich osób jak ks. Tadeusz Issakowicz-Zaleski i Michał Dworczyk.

Głosy te są częścią szerszego procesu, polegającego na negatywnym przedstawieniu prawicy w Polsce w ukraińskich mediach, na który ogromny wpływ mają również aktorzy polskiej sceny polityczno-medialnej. Po objęciu władzy przez PiS na Ukrainie ukazało się wiele artykułów cytujących dziennikarzy Gazety Wyborczej, lub nawet ich autorstwa, w których antypatie, fobie i polityczne tezy tego środowiska były suflowane jako obiektywny głos, a nie stanowisko jednej z stron trwającego w Polsce sporu. Oczywiście odbywa się to z dużą szkodą dla wzajemnych relacji i wizerunku Polski na Ukrainie. Jednocześnie druga strona polskiego sporu nie wypracowała kanałów komunikacji z ukraińskim społeczeństwem. Dotychczas o Wołyniu ukazał się tylko jeden artykuł w mainstreamowych ukraińskich mediach, który nie został napisany w oparciu o treści publikowane przez Gazetę Wyborczą, opinie Pawła Smoleńskiego bądź Adama Balcera. Chodzi o artykuł Wiktorii Żugan na portalu espreso.tv pod tytułem Po co Polsce film o wołyńskiej tragedii, który odwołuje się do słów publicysty Piotra Zaremby.

Wpływ filmu na stosunki ukraińsko-polskie

Lista ukraińskich zarzutów wobec obrazu Smarzowskiego jest długa. Jednak należy sobie uświadomić, że to tylko film, a prawdziwa debata toczy się wokół znacznie ważniejszego zagadnienia, a mianowicie przyszłości polsko-ukraińskich relacji i wpływu na nie nierozwiązanego sporu historycznego o Rzeź Wołyńską. Film to tylko tło, być może pretekst dla artykulacji przez stronę ukraińską prawdziwych obaw przed wzrostem w Polsce antyukraińskich nastrojów i możliwym antyukraińskim kierunkiem polityki „rządu prawicy”. Obawy te od miesięcy podsycane są w ukraińskiej przestrzeni medialnej przez publicystów i osoby powiązane z polskimi środowiskami Gazety Wyborczej i Krytyki Politycznej. Środowiska te są od lat aktywne na Ukrainie, nawiązują kontakty horyzontalne, publikują książki (np. wspomniany wcześniej Andruhowycz), budują swoje wpływy. W rezultacie, ukraiński mainstream ma dosyć jednostronny obraz tego, co dzieje się w Polsce, a głosy sprzeciwu wobec takiej narracji, pochodzą z bardzo nieoczywistych dla większości polskich odbiorców środowisk, jak np. Prawy Sektor.

Polska prawica, nie wgłębiając się w przyczyny tego stanu, nie nawiązała stałych kontaktów (mimo obecności zarówno na Pomarańczowej Rewolucji, jak i Euromajdanie) z ukraińskimi intelektualistami, mediami czy społeczeństwem obywatelskim i nie jest w stanie kreować własnego przekazu na Ukrainie, koncentrując się głównie na kontaktach z Polonią. W efekcie w ukraińskich mediach istnieje szczere przekonanie, że w Polsce łamane są prawa człowieka, niedemokratyczna Polska od Ukrainy się odwróci, a emisja filmu to przełomowy krok w kierunku zerwania przyjaznych stosunków.

Co warte podkreślenia, Ukraińcy, poza krytyką filmu, podkreślają, że traktują relacje Ukrainy z Polską jako strategiczne i rozpatrują je w kategoriach bezpieczeństwa. Zdają sobie świetnie sprawę z tego, że Polska jest jedynym pewnym partnerem i ich głosem na Zachodzie bez względu na okoliczności.

Nie chcą stracić takiego wsparcia. Jednocześnie to, co wypływa na pierwszy plan, to niezrozumienie. Ukraińcy naprawdę nie rozumieją dlaczego w Polsce porusza się ten temat (o którym oni sami niewiele lub nic nie wiedzą). I dlaczego robi się to akurat teraz. Najlepszym tego przykładem jest krótki komentarz dotyczący wzrostu popularności tematyki wołyńskiej w Polsce jednego z ukraińskich dziennikarzy ze wschodu kraju – Denisa Kazańskiego: „Świetnie rozumiem po co antyukraińska propaganda potrzebna jest w Rosji (…), również świetnie rozumiem dlaczego antyrosyjska propaganda funkcjonuje na Ukrainie (…). Ale zupełnie nie mogę zrozumieć po co antyukraińska propaganda potrzebna jest współczesnej Polsce. Jaki w tym praktyczny cel? Żadnych ekspansyjnych planów u nas nie ma. Ukraina przecież nie jest dla Polski żadnym zagrożeniem, sama będąc celem agresji. Relacje między państwami wręcz odwrotnie – w pełni przyjazne. Ukraina jest lojalna wobec Polski i chce integrować się z UE, czyli tam, gdzie Polska już jest od dawna. Masa Ukraińców pracuje w Polsce (…). Dlaczego dwadzieścia lat Wołyń nikogo nie interesował, a teraz, kiedy wszyscy uczestnicy tych wydarzeń już nie żyją, Polacy zdecydowali wziąć się za tę historię, nakręcać filmy, pisać artykuły, podnosić ten temat w parlamencie? W rękę Putina nie wierzę. To wyraźnie wewnątrzpolskie sprawy”.

Ukraińcy jednocześnie poszukują odpowiedzi na pytanie dlaczego Polsce tak zależy na Wołyniu i pamięci o nim. Dla nich jest to mały, zapomniany skrawek historii i w ich opinii również Polacy, w porównaniu z innymi zbrodniami w XX wieku, powinni traktować to zdarzenie jako ja mały incydent.

Najczęściej domysły zostają skierowane w stronę Kremla. W opinii Ukraińców to informacyjna część hybrydowej wojny, propaganda sztucznie podsycana przez Rosję. Niektórzy wprost wskazują, że kwestia wołyńska nie powinna być obecnie eksponowana, bo tylko jeden kraj korzysta na tym, że Polska i Ukraina mają napięte relacje –  jest to nasz wspólny wróg, czyli Rosja. Szczególnie aktywne to przeświadczenie jest w wypowiedziach Petra Tymy, prezesa Związku Ukraińców w Polsce. Ciekawy w tym kontekście jest wywiad z Łukaszem Adamskim dla portalu Censor.net, w którym polski historyk podkreśla, że zdaje sobie sprawę, iż Rosja wykorzystuje ten bolesny fragment polsko-ukraińskiej historii do skłócenia obu narodów. Jednocześnie podkreśla, że jest to właśnie przyczyna, dla której kwestia ta powinna zostać rozwiązana jak najszybciej –  nie powinno się więc unikać tego tematu. Możliwość grania nim przez Rosjan powinna zmotywować ukraińską stronę do jak najszybszej korekty swojej polityki pamięci i polityki historycznej.

Pozytywnym sygnałem jest to, że pojawiają się też głosy ukraińskich dziennikarzy nawołujące do rozliczenia się z kwestią wołyńską i ukarania jej sprawców. W jednym z artykułów opublikowanych przez portal Zaxid.net, autorstwa Jurija Opoki, obok rozbudowanej krytyki samego filmu oraz wykazywania tendencyjności przedstawionej wersji wydarzeń autor wprost stwierdza, że obraz ukazuje tę historię tak, jak widzi ją większość Polaków. Jednocześnie przytomnie proponuje konkretne kroki, które strona ukraińska powinna podjąć w związku z takim rozwojem wydarzeń w Polsce.

Po pierwsze podkreśla, że film należałoby wyemitować na Ukrainie, być może nawet w telewizji publicznej i opatrzyć opiniodawczą debatą. Po drugie, w ramach rozwiązań systemowych autor postuluje utworzenie eksperckiej komisji na Ukrainie z uprawnieniami prokuratorskimi, która przeprowadziłaby śledztwo w sprawach historycznych, oczywiście nie tylko związanych z Wołyniem.

Taka komisja winna stworzyć listę zbrodni wojennych dokonanych przez obywateli II RP ukraińskiego pochodzenia na obywatelach II RP polskiego pochodzenia. To stanowiłoby w dalszej części podłoże dla osądzenia sprawców Rzezi Wołyńskiej. Autor słusznie zauważa, że byłby to dobry krok w porządkowaniu ukraińskiej polityki historycznej, co umożliwiłoby jakiekolwiek odniesienie się do polskich zarzutów, bo obecnie kwestie te nie są na Ukrainie zbadane.

Trzy wnioski dla Polski

Pierwszym i podstawowym wnioskiem, który Polska powinna wyciągnąć z toczącej się debaty na Ukrainie jest konieczność kontynuowania delikatnej, ale systematycznej presji na ukraińską stronę w kwestii Wołynia. Pozornie nieznaczne działania jak udział prezydenta Bronisława Komorowskiego w obchodach  rocznicy Rzezi Wołyńskiej w Łucku w 2013 r., publikacje w Polsce i na Ukrainie, cykliczne spotkania historyków i w końcu film Wojciecha Smarzowskiego przyczyniły się do rozpowszechnienia wiedzy na Ukrainie o tej tematyce. Należy pamiętać, że jeszcze klika lat temu recenzja tego filmu na Ukrainie nie skończyłaby się na negacji święcenia kos przez zwierzchników Cerkwi greckokatolickiej, lecz na całkowitej negacji tych wydarzeń. Dziś jest to głos marginalny. Jeszcze rok temu stawiano by znak równości pomiędzy Rzezią Wołyńską a polskimi akcjami odwetowymi.

Dziś obecna jest coraz większa świadomość skali Rzezi Wołyńskiej, a głosy, które negują fakt istnienia tych zdarzeń, są marginesem.

W wymiarze budowania na Ukrainie świadomości trudnych relacji polsko-ukraińskich w XX wieku i wypracowywania porozumienia opartego na prawdzie historycznej jest to niewątpliwie sukces.

Drugi wniosek, który płynie dla Polski jest taki, że powinniśmy się uzbroić w cierpliwość i pokorę. Pojednanie polsko-ukraińskie nie będzie jednostkowym wydarzeniem, a długim, mozolnym procesem. Waga działań wokół tematu Rzezi Wołyńskiej (uchwała Sejmu, film Smarzowskiego itd.), jakkolwiek by nie była krytykowana, przyczynia się do powolnej zmiany świadomości Ukraińców. Jednocześnie musimy pamiętać, że dla Ukraińców wydarzenia na Wołyniu będą zawsze tylko częścią szerszej historii z okresu II wojny światowej i nie będą miały tak centralnego znaczenia jak w Polsce. Nie powinniśmy także zapominać o tym, że Ukraińcy, wraz z potępianiem działalności ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu, będą domagali się od Polski przyznania się do szeregu krzywd, jakich doznali ze strony Polaków. Na to również musimy być przygotowani.

Trzeci wniosek, głównie dla środowisk szeroko rozumianej prawicy jest taki, by otworzyć się na współpracę z sąsiadami, co dotyczy nie tylko Ukrainy, ale wszystkich państw postsowieckich.

Większość działań organizacji i ugrupowań konserwatywnych ukierunkowana jest na współpracę z Polonią i realizację projektów budowy pamięci o historycznie polskich ziemiach i Polakach z tamtych terenów. Ta działalność, owszem, jest potrzebna, ale nie wystarczy do kształtowania teraźniejszości, ani – tym bardziej – przyszłości.

Państwo polskie potrzebuje, by na Ukrainę docierało nie tylko stanowisko lewicy, ale i prawicy, aby relacje dwustronne, zwłaszcza w wymiarze społecznym, nie były zakładnikiem polskich sporów politycznych. Współpraca z regionalnymi i ogólnokrajowymi organizacjami pozarządowymi, różnego typu środowiskami, think thankami i mediami nie tylko pozwoli na wzmocnienie przekazu poglądów reprezentowanych przez polskie środowiska konserwatywne na Ukrainie, czy umożliwi ich partycypację w kształtowaniu polsko-ukraińskich relacji, ale również z pewnością przyczyni się do większej skuteczności realizowanych przez nie projektów. Zaś liberalnej stronie warto nieśmiało zasugerować powstrzymanie się przed formułowaniem ostrych tez o sytuacji w Polsce za granicą – nie przyczynia się do bowiem do stworzenia negatywnego wizerunku ich rywali politycznych, ale całego kraju.