Andrzej Wajda. In memoriam
Cztery obrazy z tak bogatej filmografii to siłą rzeczy ledwie subiektywny wycinek, nie pełnoprawny przegląd i poważne zmierzenie się z twórczością Andrzeja Wajdy. Na nie przyjdzie jeszcze czas.
1. Kanał
„Oto bohaterowie tragedii. Patrzcie na nich uważnie, to są ostatnie godziny ich życia” – słyszymy już w pierwszej scenie filmu. Wajda nie pozostawia żadnych złudzeń. Świadomość zbliżającego się końca jest wszechobecna, ale chyba właśnie w tym tkwi siła tego, przedstawiającego ostatnie chwile wiernych żołnierzy przegranej sprawy, obrazu. Obrazu niewątpliwie romantycznego, dotykającego świętości, a przy tym zupełnie pozbawionego patosu. Zmęczeni, choć – co dla Wajdy charakterystyczne – niezwykle plastycznie przedstawieni powstańcy, to po prostu ludzie, którzy w obliczu dokonującej się zagłady, ulegają typowym dla nas słabościom, życie ryzykując bez „Polski na ustach” – dla kolegów.
Od premiery Kanału upłynęło blisko 60 lat. Mimo tego film nadal wciąga i przeraża. Nie brutalnością, której u Wajdy nie uświadczymy, lecz gęstniejącą z każdą minutą atmosferą, narastającym uczuciem obłędu, a wreszcie – symboliką, jak gdyby malowanych, ujęć. Widok cichego, słonecznego podwórka pokrytego dziesiątkami krzyży, których liczba – nie mamy co do tego wątpliwości – zaraz wzrośnie, pogrążeni w amoku cywile z napisem „Niech żyje AK” w tle, walczący o dostęp do włazu, czy konający w ścieku pułkownik w galowym mundurze, to obrazy, których się nie zapomina. Podobnie jak nie zapomina się potęgującego nierealność sytuacji motywu muzycznego, wygrywanego w podziemnym labiryncie przez obłąkanego artystę.
Film przełomowy, zarówno artystycznie, jak i politycznie, ze względu na uczciwe, po latach opluwania, przedstawienie Armii Krajowej. „Kanał to ogromny, ponury fresk, dzieło naprawdę oryginalnej i potężnej wyobraźni” – donosiła w 1958 roku paryska „Kultura”, widząc w nim potencjał utorowania polskiej kinematografii „drogi na Zachód“. Tak też się stało, a poprzeczka, którą zawiesił u progu „epoki Wiesława” Wajda, do dziś pozostała niedosięgnięta.
Bartosz Wójcik
2. Popiół i diament
Trzy pytania:
1. Czy śnieżnobiała ideowa czystość to zawsze wyraz szlachetnej dojrzałości?
2. Na jakie kompromisy można pójść, aby nie znaleźć się na marginesie Historii i utrzymać podmiotowy wpływ na choćby wycinek otaczającej nasz rzeczywistości?
3. Czy zawsze za wierność wartościom życia publicznego musimy płacić najwyższą cenę, czy możliwe jest „wycofanie się” do życia rodzinnego i krzewienie tych wartości w sferze tego, co prywatne?
Popiół i diament był pierwszym „kinowym pogrzebem” w filmografii Andrzeja Wajdy. Owijając w końcowej scenie filmu umierającego Maćka w prześcieradła, reżyser pożegnał się jednocześnie z całym pokoleniem „Kolumbów”. Po ich stronie stał porządek wartości, przeciwko nim geopolityka. Wynik mógł być tylko jeden. Rok później Wajda nakręcił pewnego rodzaju dopełnienie Popiołu – Lotną, gdzie z honorami złożył do grobu ułański świat II RP, być może szlachetny, lecz jednocześnie naiwny i niezdolny do stawienia skutecznego oporu prądom Historii.
Co dzisiaj zostaje nam z seansu Popiołu i diamentu? Moim zdaniem, pomimo zamiany stalinizmu na III RP i oczywistego obniżenia „poprzeczki konsekwencji” podejmowanych decyzji, wszystkie trzy pytania wciąż pozostają w mocy.
Piotr Kaszczyszyn
3. Ziemia obiecana
Naszą zbiorową wyobraźnią rządzą dwa obrazy: szlachecki dworek i Kresy. W sferze symbolicznej Polska wciąż pozostaje państwem agrarnym, rustykalnym, rolniczym. W ramach „geografii wyobrażeniowej” I RP była państwem zorientowanym na wschód; naszą zbiorową wyobraźnią rządziły nie kamienice Krakowa, Lwowa czy Poznania, lecz niekończące się stepy Kresów. To właśnie kresowy „obwarzanek” aż do czasów II RP miał stanowić symboliczne centrum polskości, a nie mocniej zurbanizowane ziemie centralne czy zachodnie naszego państwa.
W tym kontekście twórczość Andrzeja Wajdy jest paradoksalna, gdyż spod jego ręki wyszła zarówno najbardziej plastyczna filmowa „widokówka” tej agrarnej Polski – Pan Tadeusz (a swoistą zapowiedzią tego obrazu były o 20 lat wcześniejsze Panny z Wilka), jak i najmocniejszy głos za wizją Polski miejskiej, gdzie od teraz ma bić tętno polskości i gdzie rozegra się przyszłość naszej politycznej wspólnoty. Mowa tutaj oczywiście o Ziemi obiecanej.
Tak odczytane dzieło z kapitalnymi rolami Daniela Olbrychskiego i Wojciecha Pszoniaka pozostaje boleśnie aktualne do dziś, stawiając przed nami wciąż to samo pytanie – jak znaleźć twórczą równowagę pomiędzy tradycją a modernizacją.
Piotr Kaszczyszyn
4. Danton
To film, który nie mógłby się podobać Stanisławie Przybyszewskiej, autorce Sprawy Dantona, czyli sztuki stanowiącej punkt wyjścia do dzieła Wajdy: Przybyszewska ubóstwiała Robiespierra, Dantona uważała za zdrajcę swego wielkiego powołania. Ich konflikt postrzegała na płaszczyźnie duchowej i to na sposób manichejski: Robespierre reprezentował u niej ducha a Danton – cielesność. Istota z ducha miała obowiązek podążania za swoim powołaniem, nie bacząc na konieczne koszty – a przed tym wzbraniał się Danton. U Wajdy ten rys konfliktu zostaje wprawdzie zachowany i rozegrany w scenie spotkania protagonistów w cztery oczy – tyle że racjom Dantona, który opowiada o ludzie, jego zwykłym, codziennym życiu oraz pragnieniu spokoju – pozwolono tu wybrzmieć wiarygodnie.
Ale Wajdę interesuje przede wszystkim historia i polityka: jak idealizm przekształca się w terror, jak walka o wolność zmienia się w ustanowienie zniewolenia, jak przychodzi wielkie zwątpienie w rewolucyjne ideały. Robespierre w imię wyższych, rewolucyjnych celów niszczy przeciwnika represjami, kłamstwem, bezprawiem, w końcu posyła go na śmierć – przy czym sam doznaje rozpaczy i wypalenia, co obrazuje ostatnia, wielka scena filmu, kiedy chłopczyk recytuje złamanemu Robespierrowi artykuły Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Po scenach gwałtu i terroru Wajda konfrontuje widza z niewinnością oraz idealizmem, z którego ta przemoc wyrosła.
Ze względu na czasową zbieżność – film realizowano we Francji podczas trwającego w Polsce stanu wojennego – doszukiwano się tutaj komentarza do bieżących wydarzeń, ale Danton z perspektywy czasu natrętnie kojarzy się z czym innym: raczej z wcześniejszymi, „odwilżowymi” dziełami, np. z książkami Jerzego Andrzejewskiego Bramy raju i Ciemności kryją ziemię – tyle, że Andrzejewski ukazywał zwątpienie krzyżowców z Dziecięcej Krucjaty oraz inkwizytorów, a Wajda sięgnął po kostium Rewolucji Francuskiej. Film reżysera Kanału można więc oglądać nie jako korespondujący z latami 80. czy zapowiadający przyszłość, ale jako spóźniony o ćwierćwiecze film pokazujący, jak naprawdę powinny wyglądać dzieła „odwilży”, gdyby mogły powstać w warunkach prawdziwej artystycznej wolności, nie uwikłanej w niedomówienia, przekłamania i dziwne gry z władzą. Danton Wajdy jest dziełem, które najlepiej opowiada to, czego nie mogli albo nie chcieli powiedzieć polscy artyści lat 50. – a wartość i znaczenie tej opowieści ma charakter uniwersalny, dopóki będzie istnieć polityka i historia.
Adam Leszkiewicz
Adam Leszkiewicz
Piotr Kaszczyszyn
Bartosz Wójcik