Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marek Wojnar  8 października 2016

O co chodziło ukraińskim nacjonalistom?

Marek Wojnar  8 października 2016
przeczytanie zajmie 5 min

Ukraiński nacjonalizm okresu międzywojennego nie był nurtem jednorodnym. Niestety wraz z upływem czasu coraz większą rolę zaczęły odgrywać w nim elementy skrajne, afirmujące przemoc na masową skalę. Celem było wywalczenie niepodległego, zasadniczo monoetnicznego państwa ukraińskiego metodami rewolucyjnymi.

W polskich dyskusjach na temat relacji ideologii ukraińskiego nacjonalizmu względem ludobójstwa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej panuje sporo nieporozumień. Z jednej strony przeciwnicy ukraińskiego nacjonalizmu za praprzyczynę zbrodni wołyńskiej skłonni są uznać pracę Dmytra Doncowa Nacjonalizm (wydaną w 1926 r. we Lwowie). Główny problem z tym twierdzeniem polega na tym, że… Doncow do OUN, ani tym bardziej do UPA nigdy nie należał. Twierdzenie to, chociaż ma pewne podstawy, wymaga kontekstualizacji. Z drugiej strony, środowiska filoukraińskie  próbują część odpowiedzialności za zbrodnię przerzucić na stronę polską poprzez podkreślanie nieodpowiedzialnej polityki II Rzeczypospolitej (abstrahuję tu od rozważań czy rzeczywiście taką była).

Zgodnie z tą narracją to polska krótkowzroczność miała popchnąć Ukraińców do zbrodni. Kłopot z tak postawioną tezą opiera się na tym, że czymś innym są okoliczności sprzyjające przemocy, a czymś zupełnie odmiennym same przyczyny i motywacje ludobójstwa. Ich bowiem należy poszukiwać w myśli radykalnego ukraińskiego nacjonalizmu.

Ten zaś na postaci Doncowa dopiero się zaczyna.

Przemocą czy dyplomacją?

W literaturze przedmiotu myśl Dmytra Doncowa najczęściej określana jest mianem nacjonalizmu czynnego. Doncow ograniczał się do naszkicowania zasad ideologicznych ukraińskiego nacjonalizmu, nie podejmując zasadniczo tematów związanych ze strategią jego politycznej, praktycznej realizacji. Punktem centralnym Doncowowskiej myśli była wola. Ideę tę, której rozumienie zaczerpnął od Nietzschego i Schopenhauera, uznawał za najważniejszą siłę kierującą życiem ludzi i narodów. Z Doncowskiego woluntaryzmu wypływał m.in dogmatyzm, indywidualizm i imperializm. Myśliciel odrzucał też zasady moralne i afirmował przemoc. Logiczną konsekwencją tych poglądów było przeświadczenie, że „zwycięstwo ukraińskiej idei jest ważniejsze od życia tysięcy Ukraińców”, a tym bardziej od życia przedstawicieli innych narodów. Główne zarysy swojej myśli Doncow wyłożył w Nacjonalizmie,rozwijającją w artykułach publikowanych na łamach lwowskich czasopism „Literaturno-Naukowyj Wistnyk” i „Wistnyk”.

Równocześnie Doncow za głównego wroga Ukraińców uważał Rosję, a jego stosunek do Polski był nacechowany ambiwalencją. Doncow postrzegał otaczający go świat jako arenę starcia cywilizacji: Zachodu i Wschodu, Europy i Rosji. Ukraina i Polska były w tej perspektywie postrzegane jako „wschód Okcydentu”. W rezultacie Doncow albo nawoływał – w duchu koncepcji Międzymorza – do zbudowania sojuszu Ukrainy z Polską, Rumunią i Węgrami, albo krytykował Polaków za porzucenie ducha „bohaterskiego Zachodu” (którego w latach 30. dostrzegał w faszystowskich Włoszech i nazistowskich Niemczech).

Inaczej aniżeli twórca „czynnego nacjonalizmu” działacze Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oprócz kwestii ideologicznych poruszali również problematykę polityczną. OUN została powołana na I Kongresie Ukraińskich Nacjonalistów w Wiedniu w 1929 r. w rezultacie połączenia się kilku mniejszych organizacji nacjonalistycznych. Na jej czele stanął Jewhen Konowalec, do tej pory kierownik terrorystycznej Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, a wcześniej w latach 1917-1919 dowódca oddziału Strzelców Siczowych.

OUN stawiała sobie za cel stworzenie państwa ukraińskiego drogą rewolucji narodowej. Za głównych wrogów Ukrainy organizacja uznawała Polskę i Związek Sowiecki, za pomniejszego przeciwnika również Rumunię (rola Czechosłowacji posiadającej Zakarpacie nie była jednoznacznie określona).

Jednak na gruncie realpolitik OUN orientowała się przede wszystkim przeciwko Polsce, gdyż możliwości stworzenia podziemnych struktur w totalitarnym państwie sowieckim były żadne.

OUN posiadała dwupoziomową strukturę. Podczas gdy kierownictwo (Prowid) porozrzucane było po stolicach państw Europy Zachodniej i Środkowej, w celu walki z Polską na terenie ziem południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej sformowano Krajową Egzekutywę OUN. Prowid składał się z działaczy pamiętających jeszcze czasy ukraińskiej walki o niepodległość w latach 1917-1921. Część z nich działała w dyplomacji ówczesnych ukraińskich struktur państwowych, inni mieli za sobą doświadczenie służby wojskowej. Krajowa Egzekutywa z kolei w zdecydowanej większości była tworzona przez ludzi młodych, z reguły – znacznie bardziej radykalnych.

Przebywający na emigracji starsi działacze mieli różnorodne poglądy. Jedni – jak np. Mykoła Sciborski – nawoływali do odrzucenia zasad etyki oraz do rewolucyjnej walki o państwo ukraińskie w skrajnie niesprzyjających okolicznościach. Działacz ten, pełniący w OUN funkcje organizacyjne twierdził, że warto ponieść nawet ogromne straty ludzkie, aby dzięki przelanej „krwi absurdu” mogły w przyszłości „zazielenieć bujne kiełki ukraińskiego narodu”. Inni ze „starych” stali raczej na pozycjach konserwatywnych.

Pełniący funkcje związane z polityką zagraniczną Dmytro Andrijewski, Jewhen Onacki czy Jewhen Lachowycz apelowali o zachowanie zasad etyki w działalności, o współpracę z legalnymi partiami ukraińskimi czy odrzucenie antysemityzmu.

Do sporów między frakcjami w Prowodzie dochodziło m.in. na tle prowadzonej przez krajowych nacjonalistów działalności terrorystycznej.

Imperium od Nowego Sącza po Wołgę

„Czynny nacjonalizm” Doncowa był na ogół kontestowany przez starszych działaczy OUN. Zyskał za to gorących wyznawców wśród krajowych nacjonalistów działających w myśl zasady „cel uświęca środki”, którzy radykalizmem przewyższali nawet Sciborskiego. Stepan Łenkawski w pierwszej redakcji ważnego dokumentu programowego, Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty, pisał: „Nie zawahasz się popełnić największej zbrodni, kiedy wymaga tego dobro sprawy”. W tym samym  roku (1929) Mychajło Kołodziński, analizując doświadczenia powstania styczniowego (sic!), docszedł do wniosku, że w walce nie należy wstydzić się „mordów, grabieży i podpaleń”, a etykę określał mianem „pozostałości niewolnictwa narzuconego przez zwycięzców pokonanym”. Zeznając na procesie lwowskim w 1936 r. Stepan Bandera mówił: „OUN ceni wartość ludzkiego życia, bardzo ją ceni, ale nasza idea jest tak wielka, że jeżeli mowa o jej realizacji, to nie jednostki, nie setki, a miliony ofiar należy poświęcić, aby ją zrealizować”.

Szkicując maksymalistyczne cele swojego ruchu, młodzi działacze OUN – mówiąc możliwie najdelikatniej –wykazywali się nikłym realizmem. Elementem myśli organizacji, który najmocniej na to wskazywał, był imperializm.

Działacze OUN, nie będący w stanie utrzymać niewielkiej Ukrainy Karpackiej, nie tylko fantazjowali o imperium w granicach od Nowego Sącza po Wołgę.

Niektórzy z nich jak np. Jarosław Stećko kreślili wizję ukraińskiej rewolucji obejmującej olbrzymie tereny Związku Sowieckiego, w następstwie której pod władzą ukraińską znaleźć się miał nawet Sachalin (sic!). Inni widzieli Ukrainę jako mocarstwo środkowoazjatyckie obejmujące swoimi wpływami politycznymi tereny aż po Ałtaj i Pamir, a nawet Hindukusz.

Spalimy dwór polskiego pana

Polacy, obok Rosjan i Żydów, postrzegani byli przez ukraińskich nacjonalistów jako główny wróg. Tym niemniej w pierwszych latach funkcjonowania organizacji próżno szukać koncepcji zakładających eksterminację Polaków w Galicji Wschodniej i na Wołyniu. Byli oni przez teoretyków OUN postrzegani jako wrogi naród stanowiący podporę wrogiego państwa. Działacze OUN koncentrowali się w większym stopniu na opracowaniu scenariuszy wyrwania ziem, które uważali za ukraińskie, spod władzy II RP. Niektórzy, odwołując się do ustaleń Rady Ambasadorów – skądinąd słusznie – zauważali, że Polska, otrzymując władzę nad Galicją Wschodnią, miała wprowadzić na tym terytorium autonomię. Ponieważ tego nie uczyniła – zdaniem ukraińskich nacjonalistów – teren powinien trafić pod zarząd Ligii Narodów, co było wstępem do przekształcenia go w „ukraiński Piemont”. Inni propagowali rewolucję narodową, rozumianą jako wystąpienie zbrojne przeprowadzone zarówno w Polsce, jak i w Związku Sowieckim. Niezależnie od zakładanego scenariusza, za głównego sojusznika ukraińscy nacjonaliści uważali Niemców. W mniejszym stopniu liczono również na uzyskanie poparcia dla swojej sprawy w Londynie i w Rzymie.

Koncepcje zakładające użycie siły względem przedstawicieli wrogich narodów pojawiły się w myśli OUN pod koniec lat 30. Ekspansja III Rzeszy i innych sił kontestujących porządek wersalski sprawiała, że problematyka ta niebawem mogła nabrać aktualności. Wspomniany wyżej Sciborski był autorem pracy Kwestia agrarna (wydana w 1939 r. w Paryżu). Zgodnie z wyłożonym tam programem, ziemia szlachty podlegała uwłaszczeniu bez odszkodowania, a podstawowym typem własności miały stać się średniej wielkości gospodarstwa rolne. Przeludnienie wsi miało zostać rozwiązane poprzez stymulowanie emigracji ludności do miast, które należało poddać ukrainizacji. Urbanizacji musiała towarzyszyć industrializacja, która zdaniem innych ideologów prowadziła nawet do postulatów przeniesienia centrum państwa na południowy-wschód do Donbasu, okolic Dniepropietrowska i Krzywego Rogu.

Możliwość realizacji programu gospodarczego OUN musiała prowokować pytanie o dalszy los szlachty oraz kolonistów, którzy osiedlili się na ziemiach ukraińskich. Sciborski zakładał, że większość tej grupy zostanie zniszczona w pierwszym okresie rewolucji nacjonalistycznej. Pozostali mieli zostać poddani przymusowym deportacjom. Był to wyjątek, jaki teoretyk OUN przewidywał dla tych członków „wrogich narodowości”, którzy przybyli na „ziemie ukraińskie” w dawnych czasach.

Nawet takich rozróżnień nie robił Mychajło Kołodziński. Działacz ten, w ukończonej w 1938 r. Wojennej doktrynie ukraińskich nacjonalistów twierdził, że podczas powstania nacjonalistycznego nadarzy się okazja, aby „wymieść do ostatniej nogi element polski na ziemiach zachodnioukraińskich”.

Polacy stawiający opór mieli zostać zniszczeni w walce, a pozostali sterroryzowani i wypędzeni za Wisłę. Kołodziński na tym nie poprzestawał. Oprócz fizycznej eliminacji wrogiej ludności, apelował o niszczenie śladów wrogiego panowania, które ucieleśniał obraz „polskiego dworu”.

Praca ta, wbrew temu co twierdzi kierownik ukraińskiego IPN Wołodymyr Wiatrowycz, była przedmiotem dyskusji wśród działaczy ruchu nacjonalistycznego. Wspomnienia działacza OUN Jarosława Hajwasa świadczą też o tym, że w bardziej pozytywny sposób odnosili się do niej aktywiści młodego pokolenia.

Podobne poglądy do Kołodzińskiego na rozwiązanie „sprawy mniejszościowej” posiadał Jarosław Stećko. Działacz ten został wyznaczony w 1937 r. przez Konowalca do opracowania zasad ideologicznych II Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów. W kijowskim Archiwum OUN można znaleźć dokumenty pokazujące stosunek Stećki wobec „wrogich narodowości”. Według przyszłego kierownika Zagranicznych Formacji OUN kwestia mniejszościowa na Ukrainie powinna przestać istnieć. Stećko zakładał trzy możliwe drogi do osiągnięcia tegoż celu: asymilację, deportację i „środki fizyczne”. Zróżnicowanie dwóch ostatnich metod wyraźnie sugeruje, że jeden z najważniejszych działaczy OUN dopuszczał eksterminację wrogich mniejszości. Bardziej lakoniczne wzmianki o zastosowaniu przemocy wobec członków „wrogich narodów”, czy to w formie „zniszczenia”, czy w postulatach przymusowej deportacji można odnaleźć również w pracach Dmytra Myrona i Iwana Mitryngi z lat 1940-1941.

Ostatnie hamulce znikają

Zabójstwo Konowalca przez sowieckiego agenta w maju 1938 r. w Rotterdamie stało się antraktem do podziału jednolitej OUN. Kiedy w 1940 r. powstały dwie frakcje: melnykowska i banderowska, większość radykalnych działaczy stanęła po stronie silniejszej frakcji Stepana Bandery. Jarosław Stećko, jeszcze niedawno szkicujący plany rozwiązania kwestii mniejszościowej i fantazjujący o walce z Sowietami na Sachalinie, w czerwcu 1941 r. roku został premierem „odnowionego państwa ukraińskiego”. Dodajmy – z nadania Bandery – człowieka gotowego poświęcić życie milionów Ukraińców dla zwycięstwa nacjonalistycznej idei. Wizji, którą stworzył Doncow, a którą na język praktycznej polityki w duchu nie tylko antyrosyjskim, lecz również antypolskim przełożył Kołodziński. Bandera ze Stećką chcieli być jej wykonawcami, ale ich marzenia zależały jeszcze od kogoś.

Adolf Hitler nie chciał sojuszu z jakąkolwiek Ukrainą i obaj czołowi działacze OUN-B trafili do więzienia, a następnie do obozu. Ale na wolności pozostali ich towarzysze – równie radykalni, odrzucający etykę i pozbawieni realizmu. Kiedy znaleźli się oni na obszarze „unicestwionej państwowości” – zniszczonej wpierw przez Sowietów, a następnie przez Niemców, możliwa stała się zbrodnia wołyńska.

Rozpoczęła się ona niemal równocześnie wraz z pojawieniem się na Wołyniu pierwszych oddziałów banderowskiej partyzantki – znanej w historii jako Ukraińska Powstańcza Armia.

Druga z powstałych po rozłamie OUN frakcji – melnykowcy – pod względem deklarowanego programu  w wielu aspektach przypominała OUN-B. W praktyce jednak byli to ludzie starsi, bardziej zrównoważeni, a co najważniejsze – nie pozbawieni umiejętności rozumienia polityki jako „sztuki możliwego”. Z tego powodu, pomimo iż frakcja ta posiadała swoje nieliczne oddziały na Wołyniu (niektóre wzięły udział w napadach na Polaków), jej działacze sprzeciwiali się masowemu wystąpieniu jako skazanemu z góry na niepowodzenie, a czystki etniczne wobec Polaków uważali za bezsensowne. Dziś w ukraińskich debatach melnykowcy bywają oskarżani o zbytnią uległość wobec Niemców. W rzeczywistości ich postawę należałoby raczej uznać za przejaw nieraz tragicznego, ale jednak realizmu.

Tego ostatniego wyraźnie brakowało banderowcom. Zbrodnia wołyńska bowiem była nie tylko ludobójstwem, lecz, jak niezwykle trafnie ocenił ostatnio prof. Grzegorz Motyka, również  „katastrofalnym błędem politycznym, który zepsuł polsko-ukraińskie relacje na długie lata”.